Rozpoczynam od II części rozdziału 20, ponieważ jest to KONTYNUACJA opowiadania przeniesionego z bloga www.After--Dark.blog.onet.pl - tam możecie zapoznać się z pierwszą częścią opowiadania i poprzednimi notkami części drugiej. Wszystkie linki znajdziecie tutaj w menu na stronie "Poprzednie części opowiadania" ;).
Dzisiejsza notka jest spokojniejsza niż ostatnie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Trochę nudnawa jak dla mnie, ale to tak zwana "cisza przed burzą" ;).
Nowy rozdział postaram się dodać za kilka dni - jeszcze przed wyjazdem na wczasy. Enjoy :) :*
Usiadłam na
łóżku, przyciskając do nagiego ciała cienką kołdrę. Leżący obok Paul nie
zwrócił uwagi na to, że odkryłam jego tors. Założył ręce za głowę, podążając
wzrokiem za moimi ruchami. Sięgnęłam do leżącej na szafce torebki, wydobywając
z niej fioletowy notes, a Paul roześmiał się.
– No chyba nie
zapiszesz tego w senniku!
Posłałam mu
pełne rozbawienia spojrzenie.
– To akurat mój
notatnik – rzuciłam, unosząc zeszyt i lekko nim machnęłam. – Chciałam
sprawdzić, kiedy mam pierwsze wykłady…
– Ubliżasz mi!
– powiedział z wyrzutem. – Po czymś TAKIM myślisz o wykładach… Moment! Jakie
wykłady!?
Podniósł się i
przybliżył do mnie, zaglądając do notatnika, który właśnie otworzyłam.
Roześmiałam się, opierając o jego tors i pozwalając objąć się ramieniem. Jego udawane
oburzenie, które później zamieniło się w zdziwienie wydało mi się takie
słodkie…
– Zapisałam się
na studia. Zaczynam od przyszłego miesiąca – wyjaśniłam, poważniejąc. – Jakoś
nie było okazji, żebym o tym wspomniała. Wybacz.
Dopiero kiedy
leżeliśmy wtuleni w siebie i żadne nieprzyjemne myśli nie zaprzątały mojej
głowy, przypomniałam sobie o studiach. Wszystko dlatego, że usilnie starałam
się zapomnieć o tym, co stało się dwa dni wcześniej…
Paul pokiwał
głową z uznaniem i ucałował mnie w czubek głowy. Podniosłam wzrok, by sprawdzić
jego reakcję. Jego zdanie było dla mnie bardzo ważne. Tak ważne, że pewnie
gdyby powiedział, że nie mam iść na studia, nie zrobiłabym tego.
– Co o tym
myślisz? – spytałam, gdy jego twarz przybrała dobrze mi znany obojętny wyraz.
– Myślę, że to
dobry pomysł. Cieszę się – powiedział, a przez jego twarz przemknął lekki
uśmiech. – Sam kiedyś chciałem iść na studia, więc…
Odwróciłam się
w jego stronę i uśmiechnęłam się. Nigdy nie wspominał o swoich planach sprzed
naszego poznania, a ja nie pytałam. Wydawało mi się, że dobrze prosperujące
studio fotograficzne jest spełnieniem jego marzeń – takie sprawiał wrażenie.
Uznałam, że taka szczera rozmowa będzie dobrym początkiem nowego etapu naszego
związku.
– Miałem iść na
prawo na Harvard – powiedział, gdy spytałam go o jego wymarzone studia. –
Dostałem stypendium naukowe w ostatniej klasie szkoły średniej. Liz zaszła w
ciążę, więc zrezygnowałem – wyjaśnił, widząc moje zdziwienie. – Co ty będziesz
studiowała?
–
Parapsychologię.
Poczułam, że
się rumienię. To brzmiało dumnie, kiedy chwaliłam się Tylerowi czy Marco, ale
teraz zrobiło mi się głupio. Może dlatego, że Paul miał poważne plany na
przyszłość (prawo brzmiało tak wyniośle…), a ja zamierzałam studiować kierunek,
po którym nie miałam żadnych szans na zatrudnienie.
Zdawał się nie
zauważać lekkiego rumieńca, który sprawiał, że policzki mnie piekły. Uśmiechnął
się tylko, po czym ponownie położył na łóżku.
– Myślę, że to
dobry pomysł. Zajmiesz się czymś, może dowiesz się czegoś nowego… Na pewno
będziesz miała wiele okazji, żeby zabłysnąć na egzaminach – przy ostatnim
zdaniu roześmiał się i musnął dłonią moje ramię. – Jest jeszcze coś, o czym
zapomniałaś mi wspomnieć?
Jego ton był
beztroski, ale wyczułam, że pytanie ma drugie dno. Z niewinnym uśmiechem
pokręciłam głową. Było kilka drobnych spraw, o których nie wspomniałam, ale też
kilka poważnych… Jak to, że Justin był jego ojcem.
Ale przecież
Paul nie mógł mieć o tym pojęcia. Wiedziałam to tylko ja, Leo, Jessica… No i
rzecz jasna Justin z Dianą. Biorąc pod uwagę, że jego kuzynka i przyjaciel
razem ze mną uznali, że Paul nie powinien się o tym dowiedzieć, a Justin raczej
nie miał zamiaru wyjawiać takiej tajemnicy, mój ukochany nie powinien mieć
powodów do podejrzewania mnie o kłamstwa.
Było jednak
coś, o czym wiedziałam, a o czym Paul mi nie powiedział. Krzysiek…
– A ty
chciałbyś mi o czymś powiedzieć? – spytałam zadziornie, przypominając sobie
słowa Justina o wizycie mojego brata w Polsce.
Paul pokręcił
głową, a jego mina była tak przekonywująca, że gdybym nie znała prawdy,
uwierzyłabym. Kłamał mi w żywe oczy, a ja miałam być z nim szczera!?
– I mój brat
wcale nie odwiedził cię w styczniu… – wypaliłam ze złością.
– Och, o to
chodzi… – machnął ręką, jakbym wspomniała o czymś zupełnie nieistotnym. – Nie
odwiedził mnie. Przyleciał do Justina. Wpadliśmy na siebie przypadkiem.
Pokręciłam
głową i zamrugałam gwałtownie. Po co mój brat miałby przyjeżdżać do Justina!? Przecież
go nie znał, nie wiedział o jego istnieniu!
Paul pokrótce
opowiedział mi o wizycie Krzyśka w domu Blackwooda. Od wyjazdu z Polski po
„śmierci” Paula szukał kogoś, kto mógłby przemienić go w upiora i zapewnić
życie wieczne. Ktoś polecił mu właśnie Justina, ale ten, zajęty swoimi
sprawami, odmówił. Przy wyjściu Krzysiek natknął się na Paula, któremu z kolei
powiedział, że jeśli ten go przemieni to ja nie dowiem się o tym, że mój
ukochany wciąż żyje.
– Muszę
przyznać, że byłem wtedy troszeczkę niemiły… – dokończył przymilnym tonem. –
Nie chciałem go przemieniać i nie chciałem, żeby zepsuł mi plany.
Jęknęłam, z
rezygnacją opadając na łóżko. Paul westchnął ciężko.
– Rozumiem, że
nie mam już szans na wspólny prysznic…
Utrzymywał, że
nie powinnam na razie widywać się z Krzyśkiem. Jego zdaniem moja anielska
energia była zbyt kusząca, żeby oparł jej się młody upiór. Na nic zdały się
moje prośby i tłumaczenia, że przecież potrafię zablokować chi. Zakaz był
bezwzględny i został poparty przez Tylera, który co prawda bywał teraz w domu
okazjonalnie, ale za to zaznaczał swą obecność niezbyt miłymi komentarzami
odnośnie całej sytuacji, w której się znaleźliśmy.
Podejrzewałam,
że jego zachowanie ma związek nie tylko z faktem, iż pomagał Krzyśkowi
przyzwyczaić się do życia jako upiór (co ponoć robił z własnej, nieprzymuszonej
woli…), ale też z tym, że relacje między mną a Paulem wyraźnie się poprawiły.
Spędzaliśmy razem więcej czasu, prawie codziennie zostawał na noc, a nawet dwa
razy przygotował kolację tylko dla mnie i Thomasa. To musiało boleć go bardziej
niż spędzanie czasu z Krzyśkiem.
Zresztą, nie
miałam czasu ani ochoty się tym przejmować. Miałam inne zmartwienia na głowie…
Od pewnego
czasu moje stały się inne. Zniknęły realistyczne koszmary z furiami, rytuałem
ofiarnym i innymi magicznymi rzeczami, które, choć nieznane, przerażały mnie
nie na żarty. Pojawiły się sny z Paulem i mną w roli głównej. Z jednej strony
całkiem przyjemne, obiecujące i nawet trochę podniecające, ale z drugiej
strony…
Z drugiej
strony przerażał mnie fakt, że śnią mi się takie rzeczy. Wydawało mi się to
trochę chore, bardzo wstydliwe, zdecydowanie nie do przyjęcia. Teraz, kiedy
miałam go pod ręką i mogłam wtulać się w niego całą noc, budziłam się z
przerażeniem i wstydem malującym się na zaspanej twarzy zaraz po tym, jak we
śnie namiętnie mnie całował i kładł na pięknie posłanym łóżku.
Taki sen był
dobry, ale tylko jednorazowo…
A najbardziej
przerażające było to, że był tak samo realistyczny jak wszystkie sny
ostrzegawcze przesyłane mi przez drugą stronę. Nie rozumiałam, dlaczego ktoś
zmarły miałby mnie informować o tym, że prześpię się ze swoim chłopakiem. Po
dłuższym czasie, gdy sen zaczął mnie naprawdę mocno przerażać, przestałam też
mieć ochotę na jakiekolwiek zbliżenia z Paulem.
Drugą najgorszą
rzeczą w tym wszystkim był fakt, że znów musiałam kłamać. Nie dość, że wciąż
ukrywałam przed Paulem kto jest jego ojcem, to jeszcze po prostu nie mogłam mu
powiedzieć, jaki sen budzi mnie codziennie w środku nocy. Nie mogłam, bo za
bardzo wstydziłam się i bałam jego reakcji…
W końcu
przestał pytać. Każdej nocy bez słowa po prostu przytulał mnie mocniej i
całował w czubek głowy, ciężko wzdychając.
– Dobrze się
czujesz? – spytała Jessica z troską.
Siedziałam
właśnie w salonie, przeglądając album, który znalazłam w jednym z pudeł Paula.
Były to pamiątkowe zdjęcia z jego licealnych czasów, a na większości fotografii
przewijała się słodka twarz Elizabeth, ale widać było, że już wtedy Paul miał
smykałkę do aparatu.
Podniosłam
wzrok znad przyklejonych do kredowego papieru zdjęć i uśmiechnęłam się lekko.
Zmusiłam się do skinięcia głową, chociaż nie widziałam większego sensu w
okłamywaniu Jess. Od dłuższego czasu wszystko uważnie obserwowała z boku i
musiała zauważyć, że gdy Paul odwracał wzrok smutniałam. Nie, zdecydowanie nie
czułam się dobrze. Głównie przez wyrzuty sumienia i upokarzające sny.
Usiadła na
stojącym przy biurku krześle i westchnęła ciężko, posyłając mi pełne
współczucia spojrzenie.
– Nie wiesz,
jak mu o tym powiedzieć, prawda?
Bez namysłu
pokiwałam głową.
– Elizabeth też
nie wiedziała… – dodała po chwili tonem, który prawdopodobnie miał mi dodać
otuchy.
Nie
zastanowiłam się nad tym, o czym mogła mówić. Wydawało mi się to takie
oczywiste, że chodziło o Justina. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że
przecież Liz nie miała z tym nic wspólnego, nie była w to wtajemniczona.
Posłałam więc Jess pełne zdziwienia spojrzenie.
– Nie rozumiem…
O czym ty mówisz…?
– No, o dziecku
– rzuciła, jakby to było oczywiste.
Zamrugałam
gwałtownie i otworzyłam usta ze zdziwienia, obserwując, jak troskę i pewność
siebie na twarzy Jess zastępuje szok.
– O mój Boże… Ty jeszcze nie wiesz…