piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 8 cz. I


Chciałeś mieć dzieci z Seleną?
Co mi w ogóle strzeliło do głowy!? Co się ze mną działo!?
Najpierw, zaraz po tym jak niemal publicznie złamałam kilka z jego głównych zasad dotyczących wysysania energii z ludzi, wyznałam mu miłość. Następnie rzuciłam się na jego byłą narzeczoną z zamiarem zabicia jej, a później zaczęłam wypytywać o to, czy chciał mieć z nią dzieci!
Boże, że też on jeszcze mnie znosił! Chyba każdy facet wycofałby się już po tej części w samolocie i hotelu… Ale dla niego to był powód, by kupić mi ogromny bukiet róż i (choć wciąż nie wpadł na to, żeby również wyznać mi miłość) publicznie podkreślać, że jestem jego „skarbem”. Pewnie gdybym w tamtym momencie nie była aż tak zestresowana, przerażona i nie czuła się tak podle, byłabym z tego dumna. Bo wstawił się za mną, podkreślił (nieco zbyt wyraźnie) przy Selenie, że teraz ja jestem jego dziewczyną.
Gdy wysiadł z samochodu i odszedł kawałek, by zaczekać na wysiadającego ze swojego srebrnego audi Justina, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Zdecydowanie przerosło go nie tyle moje dziwne pytanie, co dalszy niepohamowany potok słów.
– Co jest z tobą nie tak…? – spytałam, wpatrując się we wsteczne lusterko, gdy tylko Paul i Justin zniknęli w wejściu do opuszczonej hali.
Im dłużej byliśmy razem, tym mniej panowałam nad tym, co mówiłam. Coraz częściej zdarzało się, że wszystkie, nawet najgłębsze, przemyślenia same wypływały z moich ust. Nie byłam w stanie tego zahamować. Po prostu zaczynałam mówić, żalić się, wypytywać o rzeczy, o które pytać nie powinnam. A on, choć zdecydowanie zaczynało go to dziwić, dzielnie wszystko znosił.
– Pewnie do czasu… – mruknęłam do lusterka.
Podkręciłam radio i westchnęłam ciężko. Od kiedy wyjechałam z Quincy nie widziałam się z rodziną i przyjaciółmi. Najpierw ze względu na brak pieniędzy na powrót do domu, a później stałam się zabójczym upiorem i oczywiste było, że nie mogę do nich pojechać. Kiedy poznałam Paula przestałam myśleć o domu, o rodzinnych obiadach, o przyjaciołach… Byłam zbyt zajęta nauką panowania nad sobą, jego osobą, która z dnia na dzień coraz bardziej mnie fascynowała. Później wszystko potoczyło się samo i tak naprawdę miałam wszystko, czego mogłam zapragnąć. Nie mogłam tęsknić za rodzinnymi obiadami, bo wszystkie posiłki spożywałam z Paulem i Thomasem, a czasem nawet z panem Brownem. Na początku też bardzo dobrze dogadywałam się z dziewczynami ze studia, ale chyba przerosło je to, że Paul wybrał właśnie mnie… I nie obchodziło mnie to, bo wciąż miałam jego, nasze wspólne nocne rozmowy, posiłki, zakupy, sesje zdjęciowe, karmienia…
Problem w tym, że każda dziewczyna, nawet w najszczęśliwszym na świecie związku, musi mieć z kim pogadać. A są sprawy z którymi po prostu nie powinno dzielić się ze swoim ukochanym! Przykładem tego była moja żenująca przemowa o dziwnych odczuciach co do Seleny i pojawiających się chorych pytaniach.
Zdecydowanie potrzebowałam przyjaciółki.
Niekoniecznie jakiejś super bliskiej… Po prostu osoby, której mogłabym powierzyć tych kilka spraw, świadczących o tym, że nie jestem do końca normalna!
Ktoś zapukał w szybę od strony kierowcy, a ja podskoczyłam ze strachu. Przez zamknięte okno zaglądała do środka młoda blondynka o bardzo delikatnych, przyjemnych rysach twarzy. Miała piękne, niebieskie oczy, które błyszczały, choć wcale się nie uśmiechała. Przypatrywała mi się ze zdziwieniem, lekkim zainteresowaniem.
Nie wyczuwałam żadnej energii. Zupełnie jak wtedy, gdy w domu Tylera, gdy zapach chi Seleny nagle zniknął. Paul powiedział wówczas, że się zablokowała… Kilka razy, gdy wyszliśmy „polować” na anioły wspominał, że potrafią one ukryć swoją energię przed innymi istotami, ale nigdy wcześniej nie byłam tego świadkiem. Odnosiłam dziwne wrażenie, że dziewczyna przy samochodzie właśnie to robi…
Uchyliłam okno na kilka centymetrów.
– Szukam Paula – powiedziała, uśmiechając się sympatycznie gdy tylko szyba opuściła się, a kiedy posłałam jej zdziwione spojrzenie, wskazała na samochód, w którym siedziałam. – Browna, właściciela auta… – sprostowała.
– A o co chodzi?
Uniosła brwi. Przestała się uśmiechać. Lekko przechyliła głowę, przypatrując mi się uważniej.
– Kim ty właściwie jesteś?
– To chyba mało ważne, skoro ja siedzę w aucie, a to ty szukasz jego właściciela… – powiedziałam szorstko.
– Jessica Brown – przedstawiła się, rozglądając wokół, po czym ponownie pochyliła się.
Zachowaj spokój, pomyślałam, oddychając głęboko.
Paul wspomniał kilka razy o swojej kuzynce. Była aniołem, a po jego rozstaniu z Seleną została w Polsce. Kiedy o niej mówił, nie był zły. Mówił o tym tak, jakby to, że wybrała Selenę, było zupełnie naturalne.
I rzeczywiście, Jessica nie wyglądała na złą osobę. Wręcz przeciwnie – wydawała się sympatyczna i naprawdę dobra. Nie bałam się jej. Budziła moje zaufanie i sympatię.
Wysiadłam z samochodu i obeszłam go, by stanąć przed dziewczyną.
– Melody Reid – przedstawiłam się, wyciągając dłoń w jej stronę.
Uśmiechnęła się i uścisnęła moją dłoń. Miała zadbane, delikatne ręce z idealnym frenczem. Cała była drobna. Niższa ode mnie o jakieś pięć do siedmiu centymetrów, choć miała buty na obcasie. Jakby to powiedział mój młodszy brat: „szczupła, ale rozbudowana gdzie trzeba”.
– Jesteś…? – zaczęła niepewnie, puszczając moją dłoń.
Nie byłam pewna, o co pyta. Czy o to, czy jestem upiorem, czy o mój związek z Paulem…
– Dziewczyną Paula.
Nie wiem, dlaczego wybrałam tę opcję, ale chyba trafiłam w sedno. Jessica uśmiechnęła się, jednocześnie otwierając usta, jakby nie wiedziała, co powiedzieć. Powinnam już przyzwyczaić się, iż dla wszystkich jest dziwny fakt, że Paul tak szybko pocieszył się po Selenie, ale za każdym razem, gdy widziałam miny tych wszystkich osób, chciało mi się śmiać.
– Naprawdę…? Gratuluję – powiedziała. – I jesteście parą od…?
– Dwóch miesięcy – odpowiedziałam, opierając się o maskę.
Uśmiech zniknął z jej twarzy. Uniosła brwi, ponownie uchylając usta. Zastanawiałam się, o kim pomyślała coś gorszego – o mnie, czy o Paulu…
Otrząsnęła się z zamyślenia i uśmiechnęła nieco sztucznie.
– Wybacz pytania, nie miałam z nim ostatnio kontaktu…
– Wiem – powiedziałam spokojnie. – Wspominał…
Rozejrzała się wokół, a jej wzrok padł na srebrne audi. Przygryzła wargę, mrużąc przy tym lekko oczy.
– Rozumiem, że Paul i Justin bawią się gdzieś w okolicy…
– Są w magazynie – rzuciłam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
Gdy wyjechaliśmy z domu Seleny, chwilę zanim zadzwonił Justin, Paul wyraźnie prosił, żebym nie wspominała nikomu, że zainteresował się miejscem zbrodni. Ale ja, oczywiście, nie potrafiłam trzymać języka za zębami!
Jessica również oparła się o maskę.
– Poczekam – oświadczyła, zakładając ręce na piersiach. – Więc, um… Melody… Jak się poznaliście?
Zawahałam się, wpatrując w magazyn. Obiecałam sobie, że przemyślę każde słowo, które potencjalnie mogłoby wypłynąć z moich ust.
Pomyślałam, że na pytania o mnie i Paula mogę odpowiadać… Pomijając te żenujące szczegóły z mojego życia, między innymi masowanie zabijanie niewinnych…
– Na balu charytatywnym – rzuciłam. – Bosko wygląda w garniturze, nie mogłam się oprzeć.
Jessica zaśmiała się i pokiwała głową.
– Tak… To świetny facet… – westchnęła. – I ma klasę… Musicie być ze sobą bardzo szczęśliwi.
Wciąż wpatrywałam się w budynek. Wydawało mi się, że nieobecność Paula trwa wieczność.
Poczułam delikatną, słodką anielską energię. Instynktownie moje wszystkie mięśnie napięły się, a zmysły wyostrzyły. Wciąż byłam rozdrażniona po spotkaniu z Seleną. Paul obiecał, że się nakarmię, ale gdy tylko wsiedliśmy do samochodu priorytetem stało się obejrzenie miejsca, w którym zginął ostatni upiór.
To chi niczym nie różniło się od tych, którymi karmiłam się kilka razy pod okiem Paula. Tylko, że wówczas on był przy mnie, panował nade mną i odciągał w odpowiednim momencie, żebym pozostawiła anioła przy życiu. Nie byłam pewna, czy poradzę sobie z tym sama.
Po historii z samolotu nie mogłam po raz kolejny nadużyć jego zaufania. Nie mogłam nakarmić się bez jego wiedzy, tym bardziej energią jego kuzynki. To byłoby przegięcie…
Miałam wrażenie, że Jessica obserwuje mnie nadzwyczaj uważnie. Zupełnie, jakby starała się wyczytać z mojej twarzy uczucia wywołane wyczuciem jej chi.
– Mogłabyś… Ekhm… Zablokować swoją energię… Czy co wy tam, anioły, robicie… Proszę – jęknęłam przez zaciśnięte zęby.
– Och! Ty jesteś upiorem! – rzuciła zaskoczona, a zapach jej energii natychmiast zniknął. – Paul nie pozwala ci się karmić?
Odetchnęłam z ulgą. Głęboko wciągnęłam świeże, chłodne powietrze. W pobliżu nie wyczułam żadnej innej energii prócz silnej, trochę władczej Paula i dziwnej, nieczystej Justina.
– Nie, to nie tak – powiedziałam szybko. – Jestem na „anielskiej diecie” i mam problemy z panowaniem nad sobą.
– „Anielskiej diecie”? – spytała z niedowierzaniem, odsuwając się od samochodu.
Zdałam sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Dlaczego mówiłam wszystko, co mi ślina przynosiła na język!?
– Żywię się głównie aniołami… Ich energia jest zdrowsza i silniejsza… Ale nie zabijam ich! Nigdy! – sprostowałam szybko.
W magazynie coś trzasnęło. Zadrżałam.
– Paul cię tego nauczył? – to pytanie zabrzmiało trochę oskarżycielsko, więc nie odpowiedziałam, a Jessica westchnęła. – Wiesz co, nieważne – spojrzała na zegarek, po czym wyciągnęła z torebki kawałek kartki i napisała na niej kilka cyfr. – Nie mam czasu na niego czekać… Jesteś bardzo sympatyczna, Melody. Naprawdę. Chętnie pogadałabym jeszcze, ale naprawdę się spieszę. Masz tu mój numer. Gdybyś chciała się spotkać, pogadać, poznać… Czy coś.
Mówiła szybko, ale wyraźnie. Trochę mnie zaskoczyła. Wręczyła mi kartkę z szerokim, przekonywującym uśmiechem. Z wahaniem schowałam ją do kieszeni szarej skórzanej kurtki, a gdy podniosłam głowę Jessici już nie było.
Rozejrzałam się wokół, ale po dziewczynie nie został żaden ślad prócz widocznych w błocie odcisków butów na obcasie. Zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu…
W magazynie ponownie trzasnęło. Poderwałam się od maski. Zaczynałam się niepokoić. Paula nie było zdecydowanie za długo jak na zwykłe „rozglądanie się” po miejscu zbrodni.
Boczne drzwi, którymi wchodzili do środka, otworzyły się. Wychodzący z wnętrza magazynu Justin prowadził Paula pod ramię. Mój chłopak, blady i wyraźnie w złej formie, krzywił się z bólu i z trudem przebierał nogami. Trzymał się za głowę, oczy miał przymknięte, a gdy podeszli bliżej zauważyłam, że jego cera lekko poszarzała, jakby był w połowie przemiany w upiorzą postać.
– Co się stało!? – pisnęłam, gdy Justin pomógł Paulowi oprzeć się o samochód.
– Nie wiem… – szepnął Blackwood z lekkim przestrachem. – Nie mam pojęcia…
Chwyciłam twarz Paula w dłonie, przypatrując mu się uważnie. Nigdzie nie było śladów krwi, więc niemożliwym było, żeby doszło tam do walki.
– Paul… Paul, spójrz na mnie – poprosiłam łamiącym się głosem.
– Kochanie, to tylko ból głowy…
– Upadł, kiedy zbliżył się do miejsca, w którym znaleźli ciało – powiedział Justin, przychylając głowę, by spojrzeć na twarz Paula. – Młody…
Paul puścił głowę i wziął głęboki oddech. Jego skóra pojaśniała, wymusił uśmiech. Chciał zapewnić mnie, że wszystko w porządku, ale nie byłam przekonana czy naprawdę tak jest. Nie wyglądał za dobrze. Właściwie, nigdy nie widziałam go w tak okropnym stanie.
Wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu i podał mi je. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
– Możesz prowadzić?
Nigdy wcześniej nie prosił mnie o coś takiego. Nie, żeby mi zależało… Czasem jednak odnosiłam wrażenie, że nikomu, naprawdę NIKOMU, nie pozwoliłby prowadzić swojego samochodu. Musiał czuć się naprawdę źle, skoro dawał kluczyki właśnie mi…
– Ja… Wiesz, że nie umiem! – powiedziałam szybko, spoglądając na Justina. – Mam prawo jazdy, ale ostatni raz prowadziłam prawie dwa lata temu i…
– Melody, proszę… – szepnął Paul, chwytając moją dłoń. Jego uścisk nie był jednak tak mocny i zdecydowany jak zwykle. – Zawieź mnie do hotelu.
W następnym odcinku:
* - Jakby jakiś rodzaj czarnej magii. To podziałało tylko na mnie.
– Zabiłeś dziecko!?

piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 7 cz. II

Studia są do bani. Serio...
Miała być wieczna impreza, mnóstwo wolnego czasu... Tymczasem (przynajmniej na moim kierunku) jak na razie więcej się uczymy niż studiujemy.
Jedynym plusem są wolne piątki i prawie wolne środy, mała ilość zajęć w inne dni. Co nie zmienia faktu, że ten "wolny" czas trzeba poświęcić na inne obowiązki, odsypianie i relaks.
Dziś miałam naprawdę dobry dzień i dlatego mam siłę i chęci na wrzucenie rozdziału ;) 



Nie ma nic gorszego niż usłyszeć od dziewczyny, na której ci zależy „kocham cię” i nie móc odwdzięczyć się tym samym.
W skali frajerstwa od zera do dziesięciu dałbym sobie piętnaście.
Całą noc rozmyślałem nad tym co do niej czuję. Przytulałem ją i zastanawiałem się, dlaczego nie potrafię wypowiedzieć tych dwóch słów. Zależy mi na niej. Uwielbiam jej uśmiech, włosy, oczy, zapach perfum. Kiedy czuję woń jej bardzo słodkiej (zwłaszcza jak na upiora) energii wiem, że jest blisko i od razu czuję się lepiej. Uwielbiam jej poczucie humoru, trochę niedojrzałą chęć wiecznej zabawy, optymizm i troskę. To, jak martwi się za każdym razem gdy się skaleczę… Na mojej twarzy natychmiast pojawia się uśmiech, gdy widzę, jak drobnymi gestami zabiega o akceptację mojego syna. Nasze wspólnego rozmowy, intymne chwile, jej nieporadne upiorze polowania. Jej ataki złości, hormonalne burze, zazdrość, to jak łatwo się wzrusza, jak wszystkim przejmuje…
Każdy normalny facet w takiej sytuacji powiedziałby, że odwzajemnia jej gorące uczucie.
Ale mi słowo „kocham” kojarzy się tylko z Selenę… Gdzieś głęboko w sercu i w głowie mam zakodowane, że tylko ona na nie zasługuje.
Gdyby istniało inne określenie miłości, inna forma jej wyznania, nie zastanawiałbym się ani chwili…

Paul słuchał opowiadającego o zabójstwach upiorów Leo w pełnym skupieniu, choć przychodziło mu to z trudem. Siedział w salonie Seleny i Tylera i wyraźnie wyczuwał energię, teraz nieobecnej w domu, dziewczyny. Meble, ubrania, ozdoby… Wszystko było jakby przesiąknięte jej chi. Trochę mniej słodkim, niż pamiętał, ale wciąż charakterystycznym, nienaturalnie mocnym, skoro jego zapach przesycał wszystkie przedmioty w domu.
A może tylko mu się wydawało? Może to były tylko urojenia spowodowane tęsknotą?
Melody nie wyglądała, jakby wyczuwała w powietrzu energię anielicy. Była rozluźniona, uśmiechnięta… Wciąż posyłała mu zalotne spojrzenia (rankiem obdarował ją wielkim bukietem czerwonych róż, co zdecydowanie poprawiło jej humor).
– Wygląda na to, że działają na czyjeś zlecenie w różnych częściach Europy. Dostają rozkazy… Tak to wygląda według Wentwortha – wtrąciła Elizabeth.
– Wczorajsza ofiara z Włoch została postrzelona z łuku, anioły z Twierdzy znalazły na miejscu strzałę. Nasz denat prawdopodobnie zginął od dźgnięcia jakimś narzędziem…
– „Prawdopodobnie”? – Paul posłał Leo srogie spojrzenie. – Mamy tu miejsce na prawdopodobieństwa?
Jasnowłosy elf poruszył się niespokojnie. Wymienił znaczące spojrzenia z Elizabeth. Paul zwrócił wzrok w stronę byłej dziewczyny i zmrużył oczy. Liz świetnie dogadywała się z Leo, niewątpliwie mu pomagała. Dlaczego nagle tak bardzo interesowały ją upiory? Od kiedy ona w cokolwiek się angażowała? Po zmartwychwstaniu i staniu się furią nie interesowało ją nic innego prócz własnej osoby!
– Rozłożył się zanim tu dotarliśmy… Zabezpieczyliśmy miejsce zbrodni zaraz po lądowaniu – westchnął Leo, zaczynając grzebać w swojej torbie.
Rozłożył się. Mężczyzna? – spytała Melody.
Paul oderwał wzrok od siedzącej naprzeciw blondynki w czarnym kombinezonie. Nie zwrócił uwagi na tą część wypowiedzi elfa.
– Póki co z upiorów giną tylko mężczyźni – sprostował Tyler.
Melody przysunęła się do Paula i chwyciła go za dłoń. Chłopak natychmiast przybrał obojętny wyraz twarzy. Nie mógł pokazać jej, że przejął się tym faktem. Miał ją chronić, być dla niej oparciem! Nie mogła czuć się przy nim bezpieczna, gdyby pokazał, że zaczyna się bać.
Ktoś wszedł do domu. Paul z trudem powstrzymał uśmiech. Zupełnie niezauważalnie, pod przykryciem chęci chwycenia stojącej na ławie szklanki z wodą, odsunął od siebie Melody, by nie wyczuła przyspieszonego bicia jego serca.
Selena stanęła w progu salonu z niepokojem rozglądając się po wnętrzu. Jej wzrok niemal automatycznie spoczął na Paulu.
Brown, wciąż z obojętną miną. ukradkiem zmierzył ją spojrzeniem. Była bledsza niż zapamiętał, mocno straciła na wadze. Pod brązowymi oczami, które teraz wydawały mu się puste i smutne, widniały sińce. Była albo niewyspana, albo słaba. Lub chora.
Zmieniła też styl ubierania. Pamiętał ją w jeansach, dziewczęcych bluzeczkach, kobiecych butach, które zawsze dodawały jej kilku centymetrów wzrostu i optycznie lekko wydłużały nogi. Teraz miała na sobie czarne legginsy, brązową, obcisłą bluzkę i czarne, skórzane kozaki na wysokim obcasie. Tylko on jeden wiedział, jak bardzo to niej nie pasowało.
Najbardziej zdziwiło go to, że jej twarz nie wyrażała zupełnie żadnych emocji. Selenę zawsze coś zdradzało: oczy, lekko drgające kąciki ust lub ściągnięte wargi… Teraz nie był w stanie odczytać zupełnie niczego ani z mimiki jej twarzy, mowy ciała, ani nawet energii. Po prostu stała i patrzyła, ale jakby jej nie było…
Tyler podniósł się, otwierając usta, jakby chciał anielicy wyjaśnić obecność wszystkich w salonie. Nie zdążył wydać z siebie żadnego dźwięku, gdyż stało się coś, czego nikt w pomieszczeniu się nie spodziewał…
Melody w jednej sekundzie poderwała się z miejsca i przycisnęła zdezorientowaną Selenę do najbliższej ściany. Jej oczy pociemniały, usta wygięły się w groźnym grymasie. Wyczuła anioła i zamierzała się nakarmić.
Tyler zrobił krok w stronę dziewczyn, a Leo wstał z kanapy. Paul przewrócił oczami i, wyciągnąwszy z kieszeni swój, już oczyszczony, nóż w jednej chwili stanął za elfem. Unieruchomił go od tyłu, przykładając nóż do klatki piersiowej.
– Tknij ją, a przebiję mu serce – wycedził do brata.
Melody wciąż wpatrywała się w Selenę z rządzą w oczach. Paul spojrzał na anielicę. Na jej twarzy nie było cienia strachu, jedynie zdziwienie i śladowe oburzenie.
– Paul, ona nad sobą nie panuje… – szepnął Leo.
– Gdyby miała ją wyssać, zrobiłaby to dawno! Selena się blokuje! – warknął.
Puścił elfa i odepchnął go w tył. Minął oburzonego brata, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.
Nie odciągnął Melody od Seleny siłą, choć mógłby to zrobić. Właściwie, powinien. I wiedział o tym. Wystarczyła sekunda, chwilowe zachwianie energetyczne ze strony Seleny (co było bardzo możliwe, biorąc pod uwagę fakt, iż była niezbyt dojrzałą i przystosowaną do życia anielicą), a Melody nie zawahałaby się. Tylko szybka reakcja ze strony anielicy, objawiająca się blokadą energetyczną, powstrzymywała upiorzycę od wyssania chi.
– Melody – stanął tuż przy dziewczynach, schowawszy nóż z powrotem do kieszeni. – Skarbie, spójrz na mnie…
Odwróciła głowę w jego stronę, jednak wciąż napierała na Selenę. Paul uśmiechnął się łagodnie, gdy oczy Melody przybrały brązową barwę i wypełniły łzami.
Czuła się winna. Była przerażona. Prawdopodobnie spodziewała się takiej reakcji z jego strony, jaka miała miejsce w samolocie i w hotelu.
– Nic się nie stało, skarbie – zapewnił, chwytając jej dłoń i odciągając delikatnie od Seleny. – Zabiorę cię na dwór…
Selena szybko wycofała się do korytarza, stając zaraz za progiem. Jej twarz wykrzywiło obrzydzenie. Posłała Tylerowi pełne wyrzutów spojrzenie. Prawdopodobnie liczyła na to, że to on ją obroni, odciągnie Melody, jakoś zareaguje.
Paul przyciągnął do siebie Melody. Była chyba bardziej przerażona niż Selena – powstrzymywała wybuch płaczu i trzęsła się, choć nie był pewien, czy to drugie nie było objawem pragnienia energii. Dotarło do niej, co chciała zrobić. Teraz odczuwała wyrzuty sumienia, bo zdała sobie sprawę z tego, kim tak naprawdę chciała się nakarmić.
Przytulał Melody, ale nie odrywał wzroku od Seleny. Zmieniła się. Zdecydowanie było w niej coś nowego, niezwykłego i niepokojącego zarazem.
– Jedźmy do hotelu… – poprosiła szeptem młoda upiorzyca, unikając spojrzenia na kogokolwiek w pomieszczeniu.
– Nie, skarbie – powiedział natychmiast. – Musisz się nakarmić, skarbie.
Justin, który w ciszy obserwował całą sytuację, posłał mu znaczące spojrzenie. Dla Paula jego przesłanie było całkowicie jasne – nadużywał słowa skarbie, od kiedy w pomieszczeniu pojawiła się Selena. Mimowolnie dawał jej do zrozumienia, że ułożył sobie życie, że ma się dobrze i wcale nie cierpi.

– Przepraszam. Tak bardzo, bardzo przepraszam…
Paul zaparkował pod opuszczonymi magazynami na obrzeżach miasta. Ściągnął czarne Ray-Bany i, ignorując siedzącą obok Melody, wpatrzył się w rozciągający się przed nimi budynek.
Znał to miejsce. Krótko po przeprowadzce z Bostonu często bywał tu z Tylerem i Anną. Wiele nocy spędzili po prostu siedząc na płaskim dachu i rozmawiając o niczym… Był wtedy taki młody, żył beztrosko, zupełnie nie mając pojęcia, że za kilka lat wszystko diametralnie się zmieni. To było na długo przed poznaniem Seleny…
– Paul…
– Mówiłem, że nic się nie stało – powiedział, odrywając wzrok od dachu budynku. – Energia Seleny jest wyjątkowa. Nic dziwnego, że zareagowałaś w ten sposób. Żaden upiór nie ma prawa być na ciebie zły – chwycił dłoń dziewczyny i uśmiechnął się przekonująco. – Sam miałem z tym problem. Większy, niż ci się wydaje.
Pokiwała głową i odwzajemniła uśmiech.
Ponownie wpatrzył się w ścianę budynku. Odchodzący tynk, popękane szyby w oknach, zardzewiałe drzwi… Dlaczego akurat dzisiaj to miejsce wydawało mu się jeszcze bardziej obrzydliwe niż wcześniej? Czy dlatego, że wiedział, iż dwie noce wcześniej zginął tam upiór?
– Chciałeś mieć dzieci z Seleną?
Pytanie Melody zaskoczyło go tak bardzo, że niemal zakrztusił się własną śliną. Skąd coś takiego przyszło jej do głowy!? Odwrócił się gwałtownie, puszczając jednocześnie delikatną dłoń wpatrującej się w niego z niepokojem dziewczyny.
– Czy co chciałem!?
– Mieć z nią dzieci…
Melody poruszyła się nerwowo. Kilkakrotnie przeczesała palcami włosy, po czym założyła niesforne kosmyki za ucho – robiła tak zawsze, gdy była zmieszana.
Czy chciał mieć dzieci z Seleną? Nie zastanawiał się nad tym… Oczami wyobraźni widział ich razem za kilka lat: po ślubie, szczęśliwych, ale zawsze towarzyszył im tylko Thomas. Posiadanie kolejnego dziecka było dla niego zbyt abstrakcyjnym pojęciem. Po ponad pięciu latach od narodzin syna wciąż nie potrafił zrozumieć, jakim cudem do tego doszło… Był upiorem – jego układ rozrodczy nie powinien działać pod tym względem. Nie powinien posiadać zdolności rozmnażania…
– To jest zbyt skomplikowane, żeby teraz o tym rozmawiać…
– Mamy jeszcze chwilę, zanim Justin dojedzie – powiedziała szybko, uśmiechając się lekko, jakby chciała go zachęcić do mówienia, a gdy uniósł brew, westchnęła. – Kiedy się zablokowała i nie czułam już jej energii… Wyczułam coś dziwnego. Nie wiem co to było, ale było okropne… Chyba przez to zaczęłam się zastanawiać, czy chciałeś mieć z nią dzieci i co poczułeś, gdy ją zobaczyłeś i… Później bardzo się bałam, że będziesz na mnie zły, bo…
– Justin przyjechał – przerwał jej Paul, otwierając drzwi. – Nie ruszaj się stąd, to nie potrwa długo. Tylko się rozejrzę…

Nie pozwoliłem Tylerowi rozdzielić Melody i Seleny… Właściwie, dlaczego? Odpowiedzi było kilka i każda następna równie prawidłowa jak poprzednia…
Bo wiedziałem, że Selena sobie poradzi. Za dobrze ją znałem, żeby uwierzyć w to, że będzie inaczej. Miała doświadczenie w spotkaniach z upiorami, mimo iż była bardzo blada to nie była słaba. Na pewno przez ostatnie dwa miesiące nie próżnowała i pilnie uczyła się nowych anielskich sztuczek. Odrzuciła mnie i została bez obrońcy. Z pewnością wiedziała, że musi radzić sobie sama.
Bo wiedziałem, że Melody wcale jej nie skrzywdzi. Nawet gdyby zaczęła karmić się jej energią, przerosłoby ją to. Po pierwsze dlatego, że chi Seleny było dużo mocniejsze i intensywniejsze niż innych istot. Osłabiłaby ją, ale nie pozbawiła całkowicie energii. Nawet gdyby chciała wyssać ją do cna, w końcu odrzuciłaby jej energię…
Nie mogłem pozwolić, żeby Tyler zrobił cokolwiek Melody. Wiedziałem, że Ty nie odciągnąłby jej delikatnie. Użyłby całej swojej upiorzej siły, by pokazać Melody, że robi źle, a jednocześnie zagrać przed Seleną wielkiego obrońcę. A jestem przecież mężczyzną, JEJ mężczyzną! Jej opiekunem, tym, który przygarnął ją pod swoje skrzydła i był jej winien opiekę oraz zapewnienie bezpieczeństwa. Nie mogłem pozwolić, by we mnie zwątpiła. Zwłaszcza po tym, co powiedziała mi poprzedniego dnia. I nikt nie miał prawa w jakikolwiek sposób krzywdzić mojej dziewczyny…
Jeśli czułem do Melody to, co czułem i o czym nie potrafiłem jej powiedzieć, skoro chciałem ją bronić w każdy możliwy sposób przed każdym możliwym, nawet niewielkim zagrożeniem, dlaczego unikałem rozmowy o swoich niedoszłych planach na przyszłość z Seleną? Dlaczego nie potrafiłem wprost jej powiedzieć: „nie myślałem o posiadaniu z nią dzieci, a gdy ją zobaczyłem moje serce zaczęło bić nienaturalnie szybko… Tylko nie wiem dlaczego, mimo wszystko, wcale nie miałem ochoty rzucić się w jej stronę, pocałować namiętnie i próbować odratować naszego związku”.
Tak, tak właśnie było. Nie chciałem wcale znów być blisko niej i nie wiem, czy to dlatego, że wiele mnie kosztował nasz związek, czy dlatego, że wyczułem w niej coś niezwykle obcego i dziwnego… Miałem za to ogromną ochotę pokazać jej na każdy możliwy sposób, że to Melody jest teraz moim numerem jeden…