Chciałeś mieć dzieci z Seleną?
Co
mi w ogóle strzeliło do głowy!? Co się ze mną działo!?
Najpierw,
zaraz po tym jak niemal publicznie złamałam kilka z jego głównych zasad
dotyczących wysysania energii z ludzi, wyznałam mu miłość. Następnie rzuciłam
się na jego byłą narzeczoną z zamiarem zabicia jej, a później zaczęłam
wypytywać o to, czy chciał mieć z nią dzieci!
Boże,
że też on jeszcze mnie znosił! Chyba każdy facet wycofałby się już po tej
części w samolocie i hotelu… Ale dla niego to był powód, by kupić mi ogromny
bukiet róż i (choć wciąż nie wpadł na to, żeby również wyznać mi miłość)
publicznie podkreślać, że jestem jego „skarbem”. Pewnie gdybym w tamtym
momencie nie była aż tak zestresowana, przerażona i nie czuła się tak podle,
byłabym z tego dumna. Bo wstawił się za mną, podkreślił (nieco zbyt wyraźnie)
przy Selenie, że teraz ja jestem jego dziewczyną.
Gdy
wysiadł z samochodu i odszedł kawałek, by zaczekać na wysiadającego ze swojego
srebrnego audi Justina, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Zdecydowanie
przerosło go nie tyle moje dziwne pytanie, co dalszy niepohamowany potok słów.
–
Co jest z tobą nie tak…? – spytałam, wpatrując się we wsteczne lusterko, gdy
tylko Paul i Justin zniknęli w wejściu do opuszczonej hali.
Im
dłużej byliśmy razem, tym mniej panowałam nad tym, co mówiłam. Coraz częściej
zdarzało się, że wszystkie, nawet najgłębsze, przemyślenia same wypływały z
moich ust. Nie byłam w stanie tego zahamować. Po prostu zaczynałam mówić, żalić
się, wypytywać o rzeczy, o które pytać nie powinnam. A on, choć zdecydowanie
zaczynało go to dziwić, dzielnie wszystko znosił.
–
Pewnie do czasu… – mruknęłam do lusterka.
Podkręciłam
radio i westchnęłam ciężko. Od kiedy wyjechałam z Quincy nie widziałam się z
rodziną i przyjaciółmi. Najpierw ze względu na brak pieniędzy na powrót do
domu, a później stałam się zabójczym upiorem i oczywiste było, że nie mogę do
nich pojechać. Kiedy poznałam Paula przestałam myśleć o domu, o rodzinnych
obiadach, o przyjaciołach… Byłam zbyt zajęta nauką panowania nad sobą, jego
osobą, która z dnia na dzień coraz bardziej mnie fascynowała. Później wszystko
potoczyło się samo i tak naprawdę miałam wszystko, czego mogłam zapragnąć. Nie
mogłam tęsknić za rodzinnymi obiadami, bo wszystkie posiłki spożywałam z Paulem
i Thomasem, a czasem nawet z panem Brownem. Na początku też bardzo dobrze
dogadywałam się z dziewczynami ze studia, ale chyba przerosło je to, że Paul wybrał
właśnie mnie… I nie obchodziło mnie to, bo wciąż miałam jego, nasze wspólne
nocne rozmowy, posiłki, zakupy, sesje zdjęciowe, karmienia…
Problem
w tym, że każda dziewczyna, nawet w najszczęśliwszym na świecie związku, musi
mieć z kim pogadać. A są sprawy z którymi po prostu nie powinno dzielić się ze
swoim ukochanym! Przykładem tego była moja żenująca przemowa o dziwnych odczuciach
co do Seleny i pojawiających się chorych pytaniach.
Zdecydowanie
potrzebowałam przyjaciółki.
Niekoniecznie
jakiejś super bliskiej… Po prostu osoby, której mogłabym powierzyć tych kilka
spraw, świadczących o tym, że nie jestem do końca normalna!
Ktoś
zapukał w szybę od strony kierowcy, a ja podskoczyłam ze strachu. Przez
zamknięte okno zaglądała do środka młoda blondynka o bardzo delikatnych,
przyjemnych rysach twarzy. Miała piękne, niebieskie oczy, które błyszczały,
choć wcale się nie uśmiechała. Przypatrywała mi się ze zdziwieniem, lekkim
zainteresowaniem.
Nie
wyczuwałam żadnej energii. Zupełnie jak wtedy, gdy w domu Tylera, gdy zapach
chi Seleny nagle zniknął. Paul powiedział wówczas, że się zablokowała… Kilka
razy, gdy wyszliśmy „polować” na anioły wspominał, że potrafią one ukryć swoją
energię przed innymi istotami, ale nigdy wcześniej nie byłam tego świadkiem.
Odnosiłam dziwne wrażenie, że dziewczyna przy samochodzie właśnie to robi…
Uchyliłam
okno na kilka centymetrów.
–
Szukam Paula – powiedziała, uśmiechając się sympatycznie gdy tylko szyba
opuściła się, a kiedy posłałam jej zdziwione spojrzenie, wskazała na samochód,
w którym siedziałam. – Browna, właściciela auta… – sprostowała.
–
A o co chodzi?
Uniosła
brwi. Przestała się uśmiechać. Lekko przechyliła głowę, przypatrując mi się
uważniej.
–
Kim ty właściwie jesteś?
–
To chyba mało ważne, skoro ja siedzę w aucie, a to ty szukasz jego właściciela…
– powiedziałam szorstko.
–
Jessica Brown – przedstawiła się, rozglądając wokół, po czym ponownie pochyliła
się.
Zachowaj
spokój, pomyślałam, oddychając głęboko.
Paul
wspomniał kilka razy o swojej kuzynce. Była aniołem, a po jego rozstaniu z
Seleną została w Polsce. Kiedy o niej mówił, nie był zły. Mówił o tym tak,
jakby to, że wybrała Selenę, było zupełnie naturalne.
I
rzeczywiście, Jessica nie wyglądała na złą osobę. Wręcz przeciwnie – wydawała
się sympatyczna i naprawdę dobra. Nie bałam się jej. Budziła moje zaufanie i
sympatię.
Wysiadłam
z samochodu i obeszłam go, by stanąć przed dziewczyną.
–
Melody Reid – przedstawiłam się, wyciągając dłoń w jej stronę.
Uśmiechnęła
się i uścisnęła moją dłoń. Miała zadbane, delikatne ręce z idealnym frenczem.
Cała była drobna. Niższa ode mnie o jakieś pięć do siedmiu centymetrów, choć
miała buty na obcasie. Jakby to powiedział mój młodszy brat: „szczupła, ale
rozbudowana gdzie trzeba”.
–
Jesteś…? – zaczęła niepewnie, puszczając moją dłoń.
Nie
byłam pewna, o co pyta. Czy o to, czy jestem upiorem, czy o mój związek z
Paulem…
–
Dziewczyną Paula.
Nie
wiem, dlaczego wybrałam tę opcję, ale chyba trafiłam w sedno. Jessica
uśmiechnęła się, jednocześnie otwierając usta, jakby nie wiedziała, co
powiedzieć. Powinnam już przyzwyczaić się, iż dla wszystkich jest dziwny fakt,
że Paul tak szybko pocieszył się po Selenie, ale za każdym razem, gdy widziałam
miny tych wszystkich osób, chciało mi się śmiać.
–
Naprawdę…? Gratuluję – powiedziała. – I jesteście parą od…?
–
Dwóch miesięcy – odpowiedziałam, opierając się o maskę.
Uśmiech
zniknął z jej twarzy. Uniosła brwi, ponownie uchylając usta. Zastanawiałam się,
o kim pomyślała coś gorszego – o mnie, czy o Paulu…
Otrząsnęła
się z zamyślenia i uśmiechnęła nieco sztucznie.
–
Wybacz pytania, nie miałam z nim ostatnio kontaktu…
–
Wiem – powiedziałam spokojnie. – Wspominał…
Rozejrzała
się wokół, a jej wzrok padł na srebrne audi. Przygryzła wargę, mrużąc przy tym
lekko oczy.
–
Rozumiem, że Paul i Justin bawią się gdzieś w okolicy…
–
Są w magazynie – rzuciłam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
Gdy
wyjechaliśmy z domu Seleny, chwilę zanim zadzwonił Justin, Paul wyraźnie
prosił, żebym nie wspominała nikomu, że zainteresował się miejscem zbrodni. Ale
ja, oczywiście, nie potrafiłam trzymać języka za zębami!
Jessica
również oparła się o maskę.
–
Poczekam – oświadczyła, zakładając ręce na piersiach. – Więc, um… Melody… Jak
się poznaliście?
Zawahałam
się, wpatrując w magazyn. Obiecałam sobie, że przemyślę każde słowo, które
potencjalnie mogłoby wypłynąć z moich ust.
Pomyślałam,
że na pytania o mnie i Paula mogę odpowiadać… Pomijając te żenujące szczegóły z
mojego życia, między innymi masowanie zabijanie niewinnych…
–
Na balu charytatywnym – rzuciłam. – Bosko wygląda w garniturze, nie mogłam się
oprzeć.
Jessica
zaśmiała się i pokiwała głową.
–
Tak… To świetny facet… – westchnęła. – I ma klasę… Musicie być ze sobą bardzo
szczęśliwi.
Wciąż
wpatrywałam się w budynek. Wydawało mi się, że nieobecność Paula trwa wieczność.
Poczułam
delikatną, słodką anielską energię. Instynktownie moje wszystkie mięśnie
napięły się, a zmysły wyostrzyły. Wciąż byłam rozdrażniona po spotkaniu z
Seleną. Paul obiecał, że się nakarmię, ale gdy tylko wsiedliśmy do samochodu
priorytetem stało się obejrzenie miejsca, w którym zginął ostatni upiór.
To
chi niczym nie różniło się od tych, którymi karmiłam się kilka razy pod okiem
Paula. Tylko, że wówczas on był przy mnie, panował nade mną i odciągał w
odpowiednim momencie, żebym pozostawiła anioła przy życiu. Nie byłam pewna, czy
poradzę sobie z tym sama.
Po
historii z samolotu nie mogłam po raz kolejny nadużyć jego zaufania. Nie mogłam
nakarmić się bez jego wiedzy, tym bardziej energią jego kuzynki. To byłoby
przegięcie…
Miałam
wrażenie, że Jessica obserwuje mnie nadzwyczaj uważnie. Zupełnie, jakby starała
się wyczytać z mojej twarzy uczucia wywołane wyczuciem jej chi.
–
Mogłabyś… Ekhm… Zablokować swoją energię… Czy co wy tam, anioły, robicie…
Proszę – jęknęłam przez zaciśnięte zęby.
–
Och! Ty jesteś upiorem! – rzuciła zaskoczona, a zapach jej energii natychmiast
zniknął. – Paul nie pozwala ci się karmić?
Odetchnęłam
z ulgą. Głęboko wciągnęłam świeże, chłodne powietrze. W pobliżu nie wyczułam
żadnej innej energii prócz silnej, trochę władczej Paula i dziwnej, nieczystej
Justina.
–
Nie, to nie tak – powiedziałam szybko. – Jestem na „anielskiej diecie” i mam
problemy z panowaniem nad sobą.
–
„Anielskiej diecie”? – spytała z niedowierzaniem, odsuwając się od samochodu.
Zdałam
sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Dlaczego mówiłam wszystko, co mi ślina
przynosiła na język!?
–
Żywię się głównie aniołami… Ich energia jest zdrowsza i silniejsza… Ale nie
zabijam ich! Nigdy! – sprostowałam szybko.
W
magazynie coś trzasnęło. Zadrżałam.
–
Paul cię tego nauczył? – to pytanie zabrzmiało trochę oskarżycielsko, więc nie
odpowiedziałam, a Jessica westchnęła. – Wiesz co, nieważne – spojrzała na
zegarek, po czym wyciągnęła z torebki kawałek kartki i napisała na niej kilka
cyfr. – Nie mam czasu na niego czekać… Jesteś bardzo sympatyczna, Melody.
Naprawdę. Chętnie pogadałabym jeszcze, ale naprawdę się spieszę. Masz tu mój
numer. Gdybyś chciała się spotkać, pogadać, poznać… Czy coś.
Mówiła
szybko, ale wyraźnie. Trochę mnie zaskoczyła. Wręczyła mi kartkę z szerokim,
przekonywującym uśmiechem. Z wahaniem schowałam ją do kieszeni szarej skórzanej
kurtki, a gdy podniosłam głowę Jessici już nie było.
Rozejrzałam
się wokół, ale po dziewczynie nie został żaden ślad prócz widocznych w błocie
odcisków butów na obcasie. Zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu…
W
magazynie ponownie trzasnęło. Poderwałam się od maski. Zaczynałam się
niepokoić. Paula nie było zdecydowanie za długo jak na zwykłe „rozglądanie się”
po miejscu zbrodni.
Boczne
drzwi, którymi wchodzili do środka, otworzyły się. Wychodzący z wnętrza
magazynu Justin prowadził Paula pod ramię. Mój chłopak, blady i wyraźnie w złej
formie, krzywił się z bólu i z trudem przebierał nogami. Trzymał się za głowę,
oczy miał przymknięte, a gdy podeszli bliżej zauważyłam, że jego cera lekko
poszarzała, jakby był w połowie przemiany w upiorzą postać.
–
Co się stało!? – pisnęłam, gdy Justin pomógł Paulowi oprzeć się o samochód.
–
Nie wiem… – szepnął Blackwood z lekkim przestrachem. – Nie mam pojęcia…
Chwyciłam
twarz Paula w dłonie, przypatrując mu się uważnie. Nigdzie nie było śladów
krwi, więc niemożliwym było, żeby doszło tam do walki.
–
Paul… Paul, spójrz na mnie – poprosiłam łamiącym się głosem.
–
Kochanie, to tylko ból głowy…
–
Upadł, kiedy zbliżył się do miejsca, w którym znaleźli ciało – powiedział
Justin, przychylając głowę, by spojrzeć na twarz Paula. – Młody…
Paul
puścił głowę i wziął głęboki oddech. Jego skóra pojaśniała, wymusił uśmiech.
Chciał zapewnić mnie, że wszystko w porządku, ale nie byłam przekonana czy
naprawdę tak jest. Nie wyglądał za dobrze. Właściwie, nigdy nie widziałam go w
tak okropnym stanie.
Wyciągnął
z kieszeni kluczyki od samochodu i podał mi je. Spojrzałam na niego ze
zdziwieniem.
–
Możesz prowadzić?
Nigdy
wcześniej nie prosił mnie o coś takiego. Nie, żeby mi zależało… Czasem jednak
odnosiłam wrażenie, że nikomu, naprawdę NIKOMU, nie pozwoliłby prowadzić
swojego samochodu. Musiał czuć się naprawdę źle, skoro dawał kluczyki właśnie
mi…
–
Ja… Wiesz, że nie umiem! – powiedziałam szybko, spoglądając na Justina. – Mam
prawo jazdy, ale ostatni raz prowadziłam prawie dwa lata temu i…
–
Melody, proszę… – szepnął Paul, chwytając moją dłoń. Jego uścisk nie był jednak
tak mocny i zdecydowany jak zwykle. – Zawieź mnie do hotelu.
W następnym odcinku:
* - Jakby jakiś rodzaj czarnej magii. To podziałało
tylko na mnie.
* – Zabiłeś dziecko!?