piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 8 cz. I


Chciałeś mieć dzieci z Seleną?
Co mi w ogóle strzeliło do głowy!? Co się ze mną działo!?
Najpierw, zaraz po tym jak niemal publicznie złamałam kilka z jego głównych zasad dotyczących wysysania energii z ludzi, wyznałam mu miłość. Następnie rzuciłam się na jego byłą narzeczoną z zamiarem zabicia jej, a później zaczęłam wypytywać o to, czy chciał mieć z nią dzieci!
Boże, że też on jeszcze mnie znosił! Chyba każdy facet wycofałby się już po tej części w samolocie i hotelu… Ale dla niego to był powód, by kupić mi ogromny bukiet róż i (choć wciąż nie wpadł na to, żeby również wyznać mi miłość) publicznie podkreślać, że jestem jego „skarbem”. Pewnie gdybym w tamtym momencie nie była aż tak zestresowana, przerażona i nie czuła się tak podle, byłabym z tego dumna. Bo wstawił się za mną, podkreślił (nieco zbyt wyraźnie) przy Selenie, że teraz ja jestem jego dziewczyną.
Gdy wysiadł z samochodu i odszedł kawałek, by zaczekać na wysiadającego ze swojego srebrnego audi Justina, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Zdecydowanie przerosło go nie tyle moje dziwne pytanie, co dalszy niepohamowany potok słów.
– Co jest z tobą nie tak…? – spytałam, wpatrując się we wsteczne lusterko, gdy tylko Paul i Justin zniknęli w wejściu do opuszczonej hali.
Im dłużej byliśmy razem, tym mniej panowałam nad tym, co mówiłam. Coraz częściej zdarzało się, że wszystkie, nawet najgłębsze, przemyślenia same wypływały z moich ust. Nie byłam w stanie tego zahamować. Po prostu zaczynałam mówić, żalić się, wypytywać o rzeczy, o które pytać nie powinnam. A on, choć zdecydowanie zaczynało go to dziwić, dzielnie wszystko znosił.
– Pewnie do czasu… – mruknęłam do lusterka.
Podkręciłam radio i westchnęłam ciężko. Od kiedy wyjechałam z Quincy nie widziałam się z rodziną i przyjaciółmi. Najpierw ze względu na brak pieniędzy na powrót do domu, a później stałam się zabójczym upiorem i oczywiste było, że nie mogę do nich pojechać. Kiedy poznałam Paula przestałam myśleć o domu, o rodzinnych obiadach, o przyjaciołach… Byłam zbyt zajęta nauką panowania nad sobą, jego osobą, która z dnia na dzień coraz bardziej mnie fascynowała. Później wszystko potoczyło się samo i tak naprawdę miałam wszystko, czego mogłam zapragnąć. Nie mogłam tęsknić za rodzinnymi obiadami, bo wszystkie posiłki spożywałam z Paulem i Thomasem, a czasem nawet z panem Brownem. Na początku też bardzo dobrze dogadywałam się z dziewczynami ze studia, ale chyba przerosło je to, że Paul wybrał właśnie mnie… I nie obchodziło mnie to, bo wciąż miałam jego, nasze wspólne nocne rozmowy, posiłki, zakupy, sesje zdjęciowe, karmienia…
Problem w tym, że każda dziewczyna, nawet w najszczęśliwszym na świecie związku, musi mieć z kim pogadać. A są sprawy z którymi po prostu nie powinno dzielić się ze swoim ukochanym! Przykładem tego była moja żenująca przemowa o dziwnych odczuciach co do Seleny i pojawiających się chorych pytaniach.
Zdecydowanie potrzebowałam przyjaciółki.
Niekoniecznie jakiejś super bliskiej… Po prostu osoby, której mogłabym powierzyć tych kilka spraw, świadczących o tym, że nie jestem do końca normalna!
Ktoś zapukał w szybę od strony kierowcy, a ja podskoczyłam ze strachu. Przez zamknięte okno zaglądała do środka młoda blondynka o bardzo delikatnych, przyjemnych rysach twarzy. Miała piękne, niebieskie oczy, które błyszczały, choć wcale się nie uśmiechała. Przypatrywała mi się ze zdziwieniem, lekkim zainteresowaniem.
Nie wyczuwałam żadnej energii. Zupełnie jak wtedy, gdy w domu Tylera, gdy zapach chi Seleny nagle zniknął. Paul powiedział wówczas, że się zablokowała… Kilka razy, gdy wyszliśmy „polować” na anioły wspominał, że potrafią one ukryć swoją energię przed innymi istotami, ale nigdy wcześniej nie byłam tego świadkiem. Odnosiłam dziwne wrażenie, że dziewczyna przy samochodzie właśnie to robi…
Uchyliłam okno na kilka centymetrów.
– Szukam Paula – powiedziała, uśmiechając się sympatycznie gdy tylko szyba opuściła się, a kiedy posłałam jej zdziwione spojrzenie, wskazała na samochód, w którym siedziałam. – Browna, właściciela auta… – sprostowała.
– A o co chodzi?
Uniosła brwi. Przestała się uśmiechać. Lekko przechyliła głowę, przypatrując mi się uważniej.
– Kim ty właściwie jesteś?
– To chyba mało ważne, skoro ja siedzę w aucie, a to ty szukasz jego właściciela… – powiedziałam szorstko.
– Jessica Brown – przedstawiła się, rozglądając wokół, po czym ponownie pochyliła się.
Zachowaj spokój, pomyślałam, oddychając głęboko.
Paul wspomniał kilka razy o swojej kuzynce. Była aniołem, a po jego rozstaniu z Seleną została w Polsce. Kiedy o niej mówił, nie był zły. Mówił o tym tak, jakby to, że wybrała Selenę, było zupełnie naturalne.
I rzeczywiście, Jessica nie wyglądała na złą osobę. Wręcz przeciwnie – wydawała się sympatyczna i naprawdę dobra. Nie bałam się jej. Budziła moje zaufanie i sympatię.
Wysiadłam z samochodu i obeszłam go, by stanąć przed dziewczyną.
– Melody Reid – przedstawiłam się, wyciągając dłoń w jej stronę.
Uśmiechnęła się i uścisnęła moją dłoń. Miała zadbane, delikatne ręce z idealnym frenczem. Cała była drobna. Niższa ode mnie o jakieś pięć do siedmiu centymetrów, choć miała buty na obcasie. Jakby to powiedział mój młodszy brat: „szczupła, ale rozbudowana gdzie trzeba”.
– Jesteś…? – zaczęła niepewnie, puszczając moją dłoń.
Nie byłam pewna, o co pyta. Czy o to, czy jestem upiorem, czy o mój związek z Paulem…
– Dziewczyną Paula.
Nie wiem, dlaczego wybrałam tę opcję, ale chyba trafiłam w sedno. Jessica uśmiechnęła się, jednocześnie otwierając usta, jakby nie wiedziała, co powiedzieć. Powinnam już przyzwyczaić się, iż dla wszystkich jest dziwny fakt, że Paul tak szybko pocieszył się po Selenie, ale za każdym razem, gdy widziałam miny tych wszystkich osób, chciało mi się śmiać.
– Naprawdę…? Gratuluję – powiedziała. – I jesteście parą od…?
– Dwóch miesięcy – odpowiedziałam, opierając się o maskę.
Uśmiech zniknął z jej twarzy. Uniosła brwi, ponownie uchylając usta. Zastanawiałam się, o kim pomyślała coś gorszego – o mnie, czy o Paulu…
Otrząsnęła się z zamyślenia i uśmiechnęła nieco sztucznie.
– Wybacz pytania, nie miałam z nim ostatnio kontaktu…
– Wiem – powiedziałam spokojnie. – Wspominał…
Rozejrzała się wokół, a jej wzrok padł na srebrne audi. Przygryzła wargę, mrużąc przy tym lekko oczy.
– Rozumiem, że Paul i Justin bawią się gdzieś w okolicy…
– Są w magazynie – rzuciłam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
Gdy wyjechaliśmy z domu Seleny, chwilę zanim zadzwonił Justin, Paul wyraźnie prosił, żebym nie wspominała nikomu, że zainteresował się miejscem zbrodni. Ale ja, oczywiście, nie potrafiłam trzymać języka za zębami!
Jessica również oparła się o maskę.
– Poczekam – oświadczyła, zakładając ręce na piersiach. – Więc, um… Melody… Jak się poznaliście?
Zawahałam się, wpatrując w magazyn. Obiecałam sobie, że przemyślę każde słowo, które potencjalnie mogłoby wypłynąć z moich ust.
Pomyślałam, że na pytania o mnie i Paula mogę odpowiadać… Pomijając te żenujące szczegóły z mojego życia, między innymi masowanie zabijanie niewinnych…
– Na balu charytatywnym – rzuciłam. – Bosko wygląda w garniturze, nie mogłam się oprzeć.
Jessica zaśmiała się i pokiwała głową.
– Tak… To świetny facet… – westchnęła. – I ma klasę… Musicie być ze sobą bardzo szczęśliwi.
Wciąż wpatrywałam się w budynek. Wydawało mi się, że nieobecność Paula trwa wieczność.
Poczułam delikatną, słodką anielską energię. Instynktownie moje wszystkie mięśnie napięły się, a zmysły wyostrzyły. Wciąż byłam rozdrażniona po spotkaniu z Seleną. Paul obiecał, że się nakarmię, ale gdy tylko wsiedliśmy do samochodu priorytetem stało się obejrzenie miejsca, w którym zginął ostatni upiór.
To chi niczym nie różniło się od tych, którymi karmiłam się kilka razy pod okiem Paula. Tylko, że wówczas on był przy mnie, panował nade mną i odciągał w odpowiednim momencie, żebym pozostawiła anioła przy życiu. Nie byłam pewna, czy poradzę sobie z tym sama.
Po historii z samolotu nie mogłam po raz kolejny nadużyć jego zaufania. Nie mogłam nakarmić się bez jego wiedzy, tym bardziej energią jego kuzynki. To byłoby przegięcie…
Miałam wrażenie, że Jessica obserwuje mnie nadzwyczaj uważnie. Zupełnie, jakby starała się wyczytać z mojej twarzy uczucia wywołane wyczuciem jej chi.
– Mogłabyś… Ekhm… Zablokować swoją energię… Czy co wy tam, anioły, robicie… Proszę – jęknęłam przez zaciśnięte zęby.
– Och! Ty jesteś upiorem! – rzuciła zaskoczona, a zapach jej energii natychmiast zniknął. – Paul nie pozwala ci się karmić?
Odetchnęłam z ulgą. Głęboko wciągnęłam świeże, chłodne powietrze. W pobliżu nie wyczułam żadnej innej energii prócz silnej, trochę władczej Paula i dziwnej, nieczystej Justina.
– Nie, to nie tak – powiedziałam szybko. – Jestem na „anielskiej diecie” i mam problemy z panowaniem nad sobą.
– „Anielskiej diecie”? – spytała z niedowierzaniem, odsuwając się od samochodu.
Zdałam sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Dlaczego mówiłam wszystko, co mi ślina przynosiła na język!?
– Żywię się głównie aniołami… Ich energia jest zdrowsza i silniejsza… Ale nie zabijam ich! Nigdy! – sprostowałam szybko.
W magazynie coś trzasnęło. Zadrżałam.
– Paul cię tego nauczył? – to pytanie zabrzmiało trochę oskarżycielsko, więc nie odpowiedziałam, a Jessica westchnęła. – Wiesz co, nieważne – spojrzała na zegarek, po czym wyciągnęła z torebki kawałek kartki i napisała na niej kilka cyfr. – Nie mam czasu na niego czekać… Jesteś bardzo sympatyczna, Melody. Naprawdę. Chętnie pogadałabym jeszcze, ale naprawdę się spieszę. Masz tu mój numer. Gdybyś chciała się spotkać, pogadać, poznać… Czy coś.
Mówiła szybko, ale wyraźnie. Trochę mnie zaskoczyła. Wręczyła mi kartkę z szerokim, przekonywującym uśmiechem. Z wahaniem schowałam ją do kieszeni szarej skórzanej kurtki, a gdy podniosłam głowę Jessici już nie było.
Rozejrzałam się wokół, ale po dziewczynie nie został żaden ślad prócz widocznych w błocie odcisków butów na obcasie. Zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu…
W magazynie ponownie trzasnęło. Poderwałam się od maski. Zaczynałam się niepokoić. Paula nie było zdecydowanie za długo jak na zwykłe „rozglądanie się” po miejscu zbrodni.
Boczne drzwi, którymi wchodzili do środka, otworzyły się. Wychodzący z wnętrza magazynu Justin prowadził Paula pod ramię. Mój chłopak, blady i wyraźnie w złej formie, krzywił się z bólu i z trudem przebierał nogami. Trzymał się za głowę, oczy miał przymknięte, a gdy podeszli bliżej zauważyłam, że jego cera lekko poszarzała, jakby był w połowie przemiany w upiorzą postać.
– Co się stało!? – pisnęłam, gdy Justin pomógł Paulowi oprzeć się o samochód.
– Nie wiem… – szepnął Blackwood z lekkim przestrachem. – Nie mam pojęcia…
Chwyciłam twarz Paula w dłonie, przypatrując mu się uważnie. Nigdzie nie było śladów krwi, więc niemożliwym było, żeby doszło tam do walki.
– Paul… Paul, spójrz na mnie – poprosiłam łamiącym się głosem.
– Kochanie, to tylko ból głowy…
– Upadł, kiedy zbliżył się do miejsca, w którym znaleźli ciało – powiedział Justin, przychylając głowę, by spojrzeć na twarz Paula. – Młody…
Paul puścił głowę i wziął głęboki oddech. Jego skóra pojaśniała, wymusił uśmiech. Chciał zapewnić mnie, że wszystko w porządku, ale nie byłam przekonana czy naprawdę tak jest. Nie wyglądał za dobrze. Właściwie, nigdy nie widziałam go w tak okropnym stanie.
Wyciągnął z kieszeni kluczyki od samochodu i podał mi je. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
– Możesz prowadzić?
Nigdy wcześniej nie prosił mnie o coś takiego. Nie, żeby mi zależało… Czasem jednak odnosiłam wrażenie, że nikomu, naprawdę NIKOMU, nie pozwoliłby prowadzić swojego samochodu. Musiał czuć się naprawdę źle, skoro dawał kluczyki właśnie mi…
– Ja… Wiesz, że nie umiem! – powiedziałam szybko, spoglądając na Justina. – Mam prawo jazdy, ale ostatni raz prowadziłam prawie dwa lata temu i…
– Melody, proszę… – szepnął Paul, chwytając moją dłoń. Jego uścisk nie był jednak tak mocny i zdecydowany jak zwykle. – Zawieź mnie do hotelu.
W następnym odcinku:
* - Jakby jakiś rodzaj czarnej magii. To podziałało tylko na mnie.
– Zabiłeś dziecko!?

1 komentarz:

  1. Zostałaś nominowana przez http://mowa-nocy.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń