Uff, cała sesja za mną. Przedwczoraj dostałam wyniki z ostatniego egzaminu i okazuje się, że zdałam wszystko w pierwszym terminie, dlatego mam teraz dodatkowy tydzień wolnego. Ten czas poświęcę na nadrabianie zaległości na Waszych blogach i na pisaniu :) No i muszę jeszcze obejrzeć kilka zaległych odcinków seriali...
Ten rozdział nie należy według mnie do najlepszych. Ale... Sami oceńcie ;)
Selena
siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Bawiła się skrajem polarowego koca,
który spoczywał na jej kolanach. Tępo wpatrując się w brązowy wzór, palcami
badała strukturę materiału.
– To był chłopiec…?
Na jej twarzy
nie było smutku, złości. Delikatne oblicze anielicy nie wyrażało absolutnie
żadnych emocji, ale Paul wiedział, że dziewczyna cierpi. W jej energii, z dnia
na dzień coraz słabszej, wyczuwał prawdziwy żal. Nie był on mocny. Jakby stłumiony,
wyciszany przez coś, dla innego upiora z pewnością niewyczuwalny, ale jednak
był obecny.
Brown pokiwał
głową. Usiadł na brzegu łóżka, odwrócił wzrok i z trudem przełknął ślinę.
Przyjechał najszybciej jak mógł, gdy tylko Tyler zadzwonił z informacją, że
Selena straciła przytomność. Kiedy wszedł do domu, dziewczyna czuła się już
lepiej, ale, zdaniem Ty’a, było z nią coś nie tak.
Paul wiedział,
że w dużej części chodzi właśnie o ducha ich syna. I choć nie chciał o tym
rozmawiać, musiał. Był to winien Selenie.
– Jaki on jest?
– spytała głucho, wciąż nie podnosząc wzroku na siedzącego obok upiora.
– Jest… Śliczny
– powiedział powoli.
Wiedział, że
musi ważyć każde słowo. To był bardzo delikatny temat, w końcu chodziło o ich
zmarłe dziecko.
Selena powoli podniosła
wzrok. Jej twarz wciąż pozostawała obojętna, a w oczach można było dostrzec
dziwną pustkę.
– Miał… Ma
piękne oczy – dodał, biorąc głęboki
wdech. – Wygląda jak Tommy kiedy był mały. Tylko oczy ma inne – wyjaśnił, a gdy
Selena wciąż nie odrywała od niego wzroku, westchnął. – Brązowe. Jak twoje.
Jednak jest w nich coś takiego, że każdy od razu mógłby powiedzieć, że to moje
dziecko – uśmiechnął się lekko, przypominając sobie wzrok zmarłego syna.
Kąciki ust
Seleny drgnęły, zupełnie jakby chciała się uśmiechnąć, ale nie mogła. Ponownie
spuściła wzrok i zajęła się kocem.
– Porozmawiajmy
o tym, dlaczego tu przyjechałem… – poprosił, biorąc głęboki wdech, by sprawdzić,
czy jego brata nie ma w pobliżu. – Set tu był…?
– Nie –
powiedziała szybko, podnosząc gwałtownie głowę. – Nie widziałam go od tamtego
dnia. Po prostu zrobiło mi się słabo. To nic wielkiego.
– Seleno, to
jest coś wielkiego! – krzyknął, a po chwili ściszył głos. – Musisz częściej
odpoczywać… Dam Tylerowi serum, poproszę, żeby podawał ci je codziennie…
Powoli podniósł
się z łóżka z zamiarem opuszczenia pokoju. Selena szybko chwyciła jego dłoń.
Gdy na nią spojrzał, błagalnie pokręciła głową.
– Zaraz wrócę…
– szepnął uspokajająco. – Połóż się.
Dziewczyna
skinęła głową. Puściła jego rękę i posłusznie położyła się na łóżku,
przykrywając dokładnie kocem.
Paul zszedł do
salonu. Bił się z myślami. Co ma powiedzieć bratu? Musiał jakoś wytłumaczyć
zaistniałą sytuację, ale nie mógł powiedzieć Tylerowi wszystkiego. Na pewno
będzie musiał zmierzyć się z rozmową o Thomasie, jakoś uspokoić brata, że z
Seleną wszystko w porządku.
– Straciła
przytomność, a chwilę później zadzwonił do mnie Leo. Znaleźli trupa –
powiedział Tyler, gdy tylko Paul zszedł ze schodów.
Starszy Brown
siedział na kanapie, wyczekująco wpatrując się w młodszego brata. Paul nie
zareagował na jego słowa, choć zaintrygowały go.
– Twój syn mówi
mi, że obaj widujecie jakiegoś ducha, masowo giną upiory, Selena ostatnio czuje
się i wygląda coraz gorzej, a Leo i Liz wciąż obstają przy tym, że to ty
przemieniłeś Melody i coś ukrywasz – mówił upiór, a na jego szarej twarzy
powoli gościło coraz większe zdziwienie. – Co tu się, do cholery, dzieje!?
Tyler wstał z
kanapy. Paul wpatrzył się w ziemię, powoli siadając na oparciu fotela. W głowie
na zmianę rozbrzmiewały mu słowa Melody i Tylera. Nagle wszystko stało się dla
niego dziwnie jasne.
Set, krwawiące
skrzydła Seleny, duchy, które widywał… Wszystko sprowadzało się do jednego. Do
niego…
Wstał i bez
słowa pobiegł na piętro. Tyler przeklął kilka razy, po czym, głośno wyrażając
swoje niezadowolenie spowodowane zachowaniem młodszego brata, opuścił dom. Paul
zupełnie się tym nie przejmował – w głowie huczały mu tylko słowa, które miał
za chwilę wypowiedzieć Selenie.
– On
wykorzystuje twoją moc – powiedział, stając w drzwiach.
Leżąca w łóżku
dziewczyna podniosła się na łokciach. Spojrzała na niego pytająco, a na jej
twarzy malowało się prawdziwe zdziwienie.
– Powinienem
był już dawno to wszystko ze sobą powiązać… – mruknął do siebie, wchodząc w
głąb pokoju.
Powinien był,
ale tego nie zrobił. Był zbyt zajęty sobą i związkiem z Melody, a raczej
udowadnianiem wszystkim wokół, że nic nie czuje do Seleny, by myśleć logicznie.
Zatracony w tym wszystkim do tego stopnia, że nie połączył faktów nawet, gdy
Melody mu to podsunęła.
– Set wybrał
ciebie, bo jesteś silna – powiedział powoli. – Wykorzystuje twoją moc. Twoje
skrzydła zaczęły krwawić dokładnie wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczyłem duchy.
Teraz zemdlałaś, a niedaleko znów znaleziono zabitego upiora.
Selena
pokręciła głową z lekkim niedowierzaniem.
– To niemożliwe
– szepnęła. – Dobrze wiesz, że jestem słaba. Zawsze byłam. Teraz nie mogę nawet
używać anielskich czarów! Nie mogę mu przekazywać mocy, bo jej nie mam… I
dlaczego Set miałby chcieć, żeby ukazywały ci się duchy?
– No właśnie…
Dlaczego miałbym tego chcieć?
Paul gwałtownie
obrócił się w stronę, z której dochodził przyciszony męski głos. Ten dziwny
akcent poznałby zawsze i wszędzie. Choć twarz stojącego w drzwiach od łazienki
chłopaka była mu całkowicie obca, wiedział, czyja dusza znajduje się w tym, dość
dziwnym i trochę obskurnym, „opakowaniu”.
Wykrzywił się,
zasłaniając podnoszącą się na łóżku Selenę własnym ciałem.
– Cześć,
maleńka – rzucił czarnowłosy chłopak z uśmiechem, a gdy Selena nie odpowiedziała,
zaśmiał się. – Nie przedstawisz nas sobie? Och, zapomniałbym… Wcale nie musisz.
Prawda, Paul?
– Zostaw ją w
spokoju. Załatwmy to między sobą… Jak mężczyźni – warknął Brown.
Ubrany
w czarną skórę chłopak przybrał na twarz najbardziej sztuczny smutek, na jaki
było go stać.
– Och, nie… Nie
psuj całej zabawy! – powiedział z wyrzutem. – Przyszedł czas, żeby nasz
wszechmogący Paul też się czegoś nauczył od życia… I dostał nauczkę.
– Paul, o czym
on mówi…? – szepnęła Selena, chwytając Paula za ramię.
Brown nie
odpowiedział. Wpatrywał się z Seta z obrzydzeniem. Egipski bóg jeszcze bardziej
arogancki niż kilka lat temu, a już wtedy wydawało się Paulowi, że bardziej nie
można.
– Nie wspomniałeś
naszej małej anielicy o tym, jak kilka lat temu odesłałeś mnie do diabła? – Set
uśmiechnął się złośliwie, po czym spojrzał na Selenę. – Więc - odesłał. Nie
tylko ty masz rachunki do wyrównania z Paulem Brownem… Ale widzę, że już
przestało cię bawić zabijanie, więc czas wziąć wszystko w swoje ręce.
Ponownie
spojrzał na Paula, a ciemne oczy zabłyszczały niebezpiecznie. Wąskie usta, kryjące
się pomiędzy ciemnym wąsem i dziwnie przystrzyżoną bródką, wykrzywiły się w
podejrzanym grymasie.
– Mógłbym cię
zabić od razu…
– Chrzanisz –
warknął Paul, robiąc krok w stronę unoszącego brwi boga.
– Najpierw
jednak pozbawię cię wszystkiego, co dla ciebie ważne… – wycedził Set, zbliżając
się gwałtownie do Browna.
Zatrzymał się
kilka centymetrów przed wpatrującym się w niego z nieprzeniknioną miną upiorem,
którego oczy szybko pociemniały, a mięśnie napięły się. Paul czuł zimny,
nieświeży oddech Seta, z tak bliska, mimo piekących oczu, widział każdą
niedoskonałość na jego twarzy. Serce zaczęło bić mu nienaturalnie szybko. Cudem
powstrzymywał się od rzucenia na czarnowłosego chłopaka.
– Nasza
maskotka zginie ostatnia, żebyś mógł oglądać jej pełną cierpienia śmierć –
kątem oka spojrzał na Selenę, która cofnęła się pod okno. – A tymczasem… – zamrugał zalotnie, uśmiechając
się ponownie. – Na drugim końcu miasta, pewna wygłodniała, słaba psychicznie
upiorzyca właśnie czołga się po ziemi, usiłując nie rzucić się na małego
chłopca… Ciekawe, jak długo wytrzyma… Pozwolę jej się trochę pomęczyć, żeby
było zabawniej… Później stanie się dzieciobójczynią i zginie jak cała reszta
tej chorej hołoty… Co ty na to, Paul?
Skończył zdanie
i rozpłynął się w powietrzu, udaremniając tym samym Brownowi rozerwanie mu
gardła. Upiorem targnęło kilka spazmów wściekłości, nim zrozumiał, co tak
naprawdę powiedział Set.
Odwrócił się do
Seleny, która, wciąż stojąc pod oknem, zakrywała sobie usta dłońmi.
– Zostań tu –
rzucił, szybko kierując się w stronę wyjścia.
– Nie! Jadę z
tobą! – krzyknęła dziewczyna, chwytając bluzę i wybiegając za Paulem na
korytarz.
– Nie, Seleno!
– warknął, zatrzymując się gwałtownie w pół kroku i odwracając do znajdującej
się tuż za nim dziewczyny. – Tu chodzi o Thomasa! Nie mogę martwić się jeszcze
o ciebie!
Oczy Seleny
wypełniły się łzami. Z trudem przełknęła ślinę, ale pokręciła głową.
Uparcie
podążyła za Paulem, który wybiegł z domu.
***
Czarny Aston
Martin pędził ulicami miasta. Prowadzący go Paul złamał chyba wszystkie
przepisy ruchu drogowego, które znałam: poczynając od braku zapiętych pasów
bezpieczeństwa, przez nadmierną szybkość
i mijanie na linii ciągłej bez włączonego kierunkowskazu, aż po wielokrotne
przejeżdżanie przez skrzyżowania na czerwonym świetle. Mimo nerwów, wściekłości
i takiej prędkości, panował nad kierownicą.
Nieprzytomnie
wpatrywałam się we wskazujący dużo ponad setkę licznik. Nerwowo pocierałam
zimne dłonie. Jak Set mógł być takim zwyrodnialcem!?
Wprawdzie
niewiele miałam przeciwko śmierci Melody, ale jak mógł grozić Thomasowi!?
Przecież to było niewinne dziecko!
Byłam pewna, że
jeśli Tomowi spadnie włos z głowy, Paul zrobi wszystko, by się zemścić. A jeśli
już raz odesłał Seta, jak twierdził bóg, to nic nie stało na przeszkodzie, by
zrobił to znów.
Gwałtownie
zaparkował, niemal od razu wyskakując z samochodu. Wyciągnęłam kluczyk ze
stacyjki i wysiadłam. Paul otworzył bagażnik i wyrzucił z niego dwie torby z
aparatami fotograficznymi. Sprzęt wypadł na betonową posadzkę krytego parkingu,
roztrzaskując się na kilka części, a on wydobył spod czarnej, leżącej w
bagażniku płachty, srebrny pistolet, natychmiast go odbezpieczając.
– Ty masz
broń!? – rzuciłam z niedowierzaniem, gdy zatrzasnął bagażnik.
– Pozwoliłem
sobie pożyczyć jeden od Leo, gdy pokazywał mi, czym zabito upiory – powiedział,
kierując się w stronę klatki schodowej.
Ruszyłam za
nim, obserwując Colta. Poznawałam tę broń – osobiście naładowałyśmy ją z
Jessicą nabojami z zabójczego srebra, z którego wykonane były noże Paula. Przed
oczami stanęła mi twarz czarnoskórego upiora, którego zabiła tym pistoletem
Jess…
Drzwi
apartamentu były otwarte na oścież. W środku panował nieprzyjemny półmrok. Paul
powoli wszedł przodem. Trzymałam się kilka kroków za nim, uważnie rozglądałam
po wnętrzu, poszukując jakichkolwiek oznak obecności Seta.
W kącie pod
schodami coś się poruszyło. Paul natychmiast skierował w tamtą stronę lufę
pistoletu, a ja przywarłam do jego pleców.
– Nie podchodź…
– jęknęła postać.
Paul opuścił
broń, odsuwając się ode mnie.
– Mel… –
szepnął. – Melody, gdzie Thomas…?
– Ona kazała mi
to zrobić! – krzyknęła dziewczyna.
Zapaliłam
światło. Melody skuliła się.
Mokre od potu
kosmyki włosów oplatały jej twarz. Czarny tusz do rzęs spływał po policzkach
wraz ze łzami. Drgnęła, a coś srebrnego błysnęło w jej dłoni.
Dziewczyna
wymierzyła nóż z rzeźbioną rękojeścią w swój brzuch. W jej oczach widziałam
ogromny strach i niemoc. Nie panowała nad tym, co robiła. Coś ją do tego
zmuszało. A raczej ktoś…
– Skarbie,
odłóż nóż… – powiedział powoli Paul, robiąc krok w stronę dziewczyny. – Gdzie
jest Tommy?
– Paul… –
jęknęłam, pociągając go za ramię.
Pod oknem
leżało bezwładne ciało małego szatynka, na którego twarzy malował się ból i
strach.
Paul rzucił się
do ciała chłopca. Sądząc po zaczynających wypływać z oczu łzach, maluch nie
oddychał, a jego serce nie biło. Mimo to Paul przytknął usta do chłopca,
zaczynając pompować w niego swoją energię. Na próżno…
Zakryłam sobie
usta dłońmi, powstrzymując wybuch płaczu. Nie mogłam w to uwierzyć…
To nie było
możliwe…
Głuchy krzyk
dobiegł mnie od strony schodów. Zamknęłam oczy, nawet się nie odwracając. Zbyt
dobrze poznałam ten dźwięk w ostatnich tygodniach…
* – Musisz zniszczyć tego demonicznego gnojka. Pewnie to jedna z miliona tych rzeczy, które tylko ty możesz zrobić, ale… Zrobię wszystko, żeby ci pomóc.
* – Pewnie nie pozwolisz mi zabić Seleny… – westchnęła cicho Elizabeth.
* – Mógłbyś na chwilę wyprosić swoje towarzystwo? Ja i Liz chcielibyśmy pobyć sami…
W następnym odcinku:
* – Thomas nie żyje – powiedział sztywno, wciąż
wpatrując się w płomienie.* – Musisz zniszczyć tego demonicznego gnojka. Pewnie to jedna z miliona tych rzeczy, które tylko ty możesz zrobić, ale… Zrobię wszystko, żeby ci pomóc.
* – Pewnie nie pozwolisz mi zabić Seleny… – westchnęła cicho Elizabeth.
* – Mógłbyś na chwilę wyprosić swoje towarzystwo? Ja i Liz chcielibyśmy pobyć sami…