piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 13

Uff, cała sesja za mną. Przedwczoraj dostałam wyniki z ostatniego egzaminu i okazuje się, że zdałam wszystko w pierwszym terminie, dlatego mam teraz dodatkowy tydzień wolnego. Ten czas poświęcę na nadrabianie zaległości na Waszych blogach i na pisaniu :) No i muszę jeszcze obejrzeć kilka zaległych odcinków seriali...
Ten rozdział nie należy według mnie do najlepszych. Ale... Sami oceńcie ;)

Selena siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Bawiła się skrajem polarowego koca, który spoczywał na jej kolanach. Tępo wpatrując się w brązowy wzór, palcami badała strukturę materiału.
– To był chłopiec…?
Na jej twarzy nie było smutku, złości. Delikatne oblicze anielicy nie wyrażało absolutnie żadnych emocji, ale Paul wiedział, że dziewczyna cierpi. W jej energii, z dnia na dzień coraz słabszej, wyczuwał prawdziwy żal. Nie był on mocny. Jakby stłumiony, wyciszany przez coś, dla innego upiora z pewnością niewyczuwalny, ale jednak był obecny.
Brown pokiwał głową. Usiadł na brzegu łóżka, odwrócił wzrok i z trudem przełknął ślinę. Przyjechał najszybciej jak mógł, gdy tylko Tyler zadzwonił z informacją, że Selena straciła przytomność. Kiedy wszedł do domu, dziewczyna czuła się już lepiej, ale, zdaniem Ty’a, było z nią coś nie tak.
Paul wiedział, że w dużej części chodzi właśnie o ducha ich syna. I choć nie chciał o tym rozmawiać, musiał. Był to winien Selenie.
– Jaki on jest? – spytała głucho, wciąż nie podnosząc wzroku na siedzącego obok upiora.
– Jest… Śliczny – powiedział powoli.
Wiedział, że musi ważyć każde słowo. To był bardzo delikatny temat, w końcu chodziło o ich zmarłe dziecko.
Selena powoli podniosła wzrok. Jej twarz wciąż pozostawała obojętna, a w oczach można było dostrzec dziwną pustkę.
– Miał… Ma piękne oczy –  dodał, biorąc głęboki wdech. – Wygląda jak Tommy kiedy był mały. Tylko oczy ma inne – wyjaśnił, a gdy Selena wciąż nie odrywała od niego wzroku, westchnął. – Brązowe. Jak twoje. Jednak jest w nich coś takiego, że każdy od razu mógłby powiedzieć, że to moje dziecko – uśmiechnął się lekko, przypominając sobie wzrok zmarłego syna.
Kąciki ust Seleny drgnęły, zupełnie jakby chciała się uśmiechnąć, ale nie mogła. Ponownie spuściła wzrok i zajęła się kocem.
– Porozmawiajmy o tym, dlaczego tu przyjechałem… – poprosił, biorąc głęboki wdech, by sprawdzić, czy jego brata nie ma w pobliżu. – Set tu był…?
– Nie – powiedziała szybko, podnosząc gwałtownie głowę. – Nie widziałam go od tamtego dnia. Po prostu zrobiło mi się słabo. To nic wielkiego.
– Seleno, to jest coś wielkiego! – krzyknął, a po chwili ściszył głos. – Musisz częściej odpoczywać… Dam Tylerowi serum, poproszę, żeby podawał ci je codziennie…
Powoli podniósł się z łóżka z zamiarem opuszczenia pokoju. Selena szybko chwyciła jego dłoń. Gdy na nią spojrzał, błagalnie pokręciła głową.
– Zaraz wrócę… – szepnął uspokajająco. – Połóż się.
Dziewczyna skinęła głową. Puściła jego rękę i posłusznie położyła się na łóżku, przykrywając dokładnie kocem.
Paul zszedł do salonu. Bił się z myślami. Co ma powiedzieć bratu? Musiał jakoś wytłumaczyć zaistniałą sytuację, ale nie mógł powiedzieć Tylerowi wszystkiego. Na pewno będzie musiał zmierzyć się z rozmową o Thomasie, jakoś uspokoić brata, że z Seleną wszystko w porządku.
– Straciła przytomność, a chwilę później zadzwonił do mnie Leo. Znaleźli trupa – powiedział Tyler, gdy tylko Paul zszedł ze schodów.
Starszy Brown siedział na kanapie, wyczekująco wpatrując się w młodszego brata. Paul nie zareagował na jego słowa, choć zaintrygowały go.
– Twój syn mówi mi, że obaj widujecie jakiegoś ducha, masowo giną upiory, Selena ostatnio czuje się i wygląda coraz gorzej, a Leo i Liz wciąż obstają przy tym, że to ty przemieniłeś Melody i coś ukrywasz – mówił upiór, a na jego szarej twarzy powoli gościło coraz większe zdziwienie. – Co tu się, do cholery, dzieje!?
Tyler wstał z kanapy. Paul wpatrzył się w ziemię, powoli siadając na oparciu fotela. W głowie na zmianę rozbrzmiewały mu słowa Melody i Tylera. Nagle wszystko stało się dla niego dziwnie jasne.
Set, krwawiące skrzydła Seleny, duchy, które widywał… Wszystko sprowadzało się do jednego. Do niego…
Wstał i bez słowa pobiegł na piętro. Tyler przeklął kilka razy, po czym, głośno wyrażając swoje niezadowolenie spowodowane zachowaniem młodszego brata, opuścił dom. Paul zupełnie się tym nie przejmował – w głowie huczały mu tylko słowa, które miał za chwilę wypowiedzieć Selenie.
– On wykorzystuje twoją moc – powiedział, stając w drzwiach.
Leżąca w łóżku dziewczyna podniosła się na łokciach. Spojrzała na niego pytająco, a na jej twarzy malowało się prawdziwe zdziwienie.
– Powinienem był już dawno to wszystko ze sobą powiązać… – mruknął do siebie, wchodząc w głąb pokoju.
Powinien był, ale tego nie zrobił. Był zbyt zajęty sobą i związkiem z Melody, a raczej udowadnianiem wszystkim wokół, że nic nie czuje do Seleny, by myśleć logicznie. Zatracony w tym wszystkim do tego stopnia, że nie połączył faktów nawet, gdy Melody mu to podsunęła.
– Set wybrał ciebie, bo jesteś silna – powiedział powoli. – Wykorzystuje twoją moc. Twoje skrzydła zaczęły krwawić dokładnie wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczyłem duchy. Teraz zemdlałaś, a niedaleko znów znaleziono zabitego upiora.
Selena pokręciła głową z lekkim niedowierzaniem.
– To niemożliwe – szepnęła. – Dobrze wiesz, że jestem słaba. Zawsze byłam. Teraz nie mogę nawet używać anielskich czarów! Nie mogę mu przekazywać mocy, bo jej nie mam… I dlaczego Set miałby chcieć, żeby ukazywały ci się duchy?
– No właśnie… Dlaczego miałbym tego chcieć?
Paul gwałtownie obrócił się w stronę, z której dochodził przyciszony męski głos. Ten dziwny akcent poznałby zawsze i wszędzie. Choć twarz stojącego w drzwiach od łazienki chłopaka była mu całkowicie obca, wiedział, czyja dusza znajduje się w tym, dość dziwnym i trochę obskurnym, „opakowaniu”.
Wykrzywił się, zasłaniając podnoszącą się na łóżku Selenę własnym ciałem.
– Cześć, maleńka – rzucił czarnowłosy chłopak z uśmiechem, a gdy Selena nie odpowiedziała, zaśmiał się. – Nie przedstawisz nas sobie? Och, zapomniałbym… Wcale nie musisz. Prawda, Paul?
– Zostaw ją w spokoju. Załatwmy to między sobą… Jak mężczyźni – warknął Brown.
Ubrany w czarną skórę chłopak przybrał na twarz najbardziej sztuczny smutek, na jaki było go stać.
– Och, nie… Nie psuj całej zabawy! – powiedział z wyrzutem. – Przyszedł czas, żeby nasz wszechmogący Paul też się czegoś nauczył od życia… I dostał nauczkę.
– Paul, o czym on mówi…? – szepnęła Selena, chwytając Paula za ramię.
Brown nie odpowiedział. Wpatrywał się z Seta z obrzydzeniem. Egipski bóg jeszcze bardziej arogancki niż kilka lat temu, a już wtedy wydawało się Paulowi, że bardziej nie można.
– Nie wspomniałeś naszej małej anielicy o tym, jak kilka lat temu odesłałeś mnie do diabła? – Set uśmiechnął się złośliwie, po czym spojrzał na Selenę. – Więc - odesłał. Nie tylko ty masz rachunki do wyrównania z Paulem Brownem… Ale widzę, że już przestało cię bawić zabijanie, więc czas wziąć wszystko w swoje ręce.
Ponownie spojrzał na Paula, a ciemne oczy zabłyszczały niebezpiecznie. Wąskie usta, kryjące się pomiędzy ciemnym wąsem i dziwnie przystrzyżoną bródką, wykrzywiły się w podejrzanym grymasie.
– Mógłbym cię zabić od razu…
– Chrzanisz – warknął Paul, robiąc krok w stronę unoszącego brwi boga.
– Najpierw jednak pozbawię cię wszystkiego, co dla ciebie ważne… – wycedził Set, zbliżając się gwałtownie do Browna.
Zatrzymał się kilka centymetrów przed wpatrującym się w niego z nieprzeniknioną miną upiorem, którego oczy szybko pociemniały, a mięśnie napięły się. Paul czuł zimny, nieświeży oddech Seta, z tak bliska, mimo piekących oczu, widział każdą niedoskonałość na jego twarzy. Serce zaczęło bić mu nienaturalnie szybko. Cudem powstrzymywał się od rzucenia na czarnowłosego chłopaka.
– Nasza maskotka zginie ostatnia, żebyś mógł oglądać jej pełną cierpienia śmierć – kątem oka spojrzał na Selenę, która cofnęła się pod okno. –  A tymczasem… – zamrugał zalotnie, uśmiechając się ponownie. – Na drugim końcu miasta, pewna wygłodniała, słaba psychicznie upiorzyca właśnie czołga się po ziemi, usiłując nie rzucić się na małego chłopca… Ciekawe, jak długo wytrzyma… Pozwolę jej się trochę pomęczyć, żeby było zabawniej… Później stanie się dzieciobójczynią i zginie jak cała reszta tej chorej hołoty… Co ty na to, Paul?
Skończył zdanie i rozpłynął się w powietrzu, udaremniając tym samym Brownowi rozerwanie mu gardła. Upiorem targnęło kilka spazmów wściekłości, nim zrozumiał, co tak naprawdę powiedział Set.
Odwrócił się do Seleny, która, wciąż stojąc pod oknem, zakrywała sobie usta dłońmi.
– Zostań tu – rzucił, szybko kierując się w stronę wyjścia.
– Nie! Jadę z tobą! – krzyknęła dziewczyna, chwytając bluzę i wybiegając za Paulem na korytarz.
– Nie, Seleno! – warknął, zatrzymując się gwałtownie w pół kroku i odwracając do znajdującej się tuż za nim dziewczyny. – Tu chodzi o Thomasa! Nie mogę martwić się jeszcze o ciebie!
Oczy Seleny wypełniły się łzami. Z trudem przełknęła ślinę, ale pokręciła głową.
Uparcie podążyła za Paulem, który wybiegł z domu.

***

Czarny Aston Martin pędził ulicami miasta. Prowadzący go Paul złamał chyba wszystkie przepisy ruchu drogowego, które znałam: poczynając od braku zapiętych pasów bezpieczeństwa, przez  nadmierną szybkość i mijanie na linii ciągłej bez włączonego kierunkowskazu, aż po wielokrotne przejeżdżanie przez skrzyżowania na czerwonym świetle. Mimo nerwów, wściekłości i takiej prędkości, panował nad kierownicą.
Nieprzytomnie wpatrywałam się we wskazujący dużo ponad setkę licznik. Nerwowo pocierałam zimne dłonie. Jak Set mógł być takim zwyrodnialcem!?
Wprawdzie niewiele miałam przeciwko śmierci Melody, ale jak mógł grozić Thomasowi!? Przecież to było niewinne dziecko!
Byłam pewna, że jeśli Tomowi spadnie włos z głowy, Paul zrobi wszystko, by się zemścić. A jeśli już raz odesłał Seta, jak twierdził bóg, to nic nie stało na przeszkodzie, by zrobił to znów.
Gwałtownie zaparkował, niemal od razu wyskakując z samochodu. Wyciągnęłam kluczyk ze stacyjki i wysiadłam. Paul otworzył bagażnik i wyrzucił z niego dwie torby z aparatami fotograficznymi. Sprzęt wypadł na betonową posadzkę krytego parkingu, roztrzaskując się na kilka części, a on wydobył spod czarnej, leżącej w bagażniku płachty, srebrny pistolet, natychmiast go odbezpieczając.
– Ty masz broń!? – rzuciłam z niedowierzaniem, gdy zatrzasnął bagażnik.
– Pozwoliłem sobie pożyczyć jeden od Leo, gdy pokazywał mi, czym zabito upiory – powiedział, kierując się w stronę klatki schodowej.
Ruszyłam za nim, obserwując Colta. Poznawałam tę broń – osobiście naładowałyśmy ją z Jessicą nabojami z zabójczego srebra, z którego wykonane były noże Paula. Przed oczami stanęła mi twarz czarnoskórego upiora, którego zabiła tym pistoletem Jess…
Drzwi apartamentu były otwarte na oścież. W środku panował nieprzyjemny półmrok. Paul powoli wszedł przodem. Trzymałam się kilka kroków za nim, uważnie rozglądałam po wnętrzu, poszukując jakichkolwiek oznak obecności Seta.
W kącie pod schodami coś się poruszyło. Paul natychmiast skierował w tamtą stronę lufę pistoletu, a ja przywarłam do jego pleców.
– Nie podchodź… – jęknęła postać.
Paul opuścił broń, odsuwając się ode mnie.
– Mel… – szepnął. – Melody, gdzie Thomas…?
– Ona kazała mi to zrobić! – krzyknęła dziewczyna.
Zapaliłam światło. Melody skuliła się.
Mokre od potu kosmyki włosów oplatały jej twarz. Czarny tusz do rzęs spływał po policzkach wraz ze łzami. Drgnęła, a coś srebrnego błysnęło w jej dłoni.
Dziewczyna wymierzyła nóż z rzeźbioną rękojeścią w swój brzuch. W jej oczach widziałam ogromny strach i niemoc. Nie panowała nad tym, co robiła. Coś ją do tego zmuszało. A raczej ktoś…
– Skarbie, odłóż nóż… – powiedział powoli Paul, robiąc krok w stronę dziewczyny. – Gdzie jest Tommy?
– Paul… – jęknęłam, pociągając go za ramię.
Pod oknem leżało bezwładne ciało małego szatynka, na którego twarzy malował się ból i strach.
Paul rzucił się do ciała chłopca. Sądząc po zaczynających wypływać z oczu łzach, maluch nie oddychał, a jego serce nie biło. Mimo to Paul przytknął usta do chłopca, zaczynając pompować w niego swoją energię. Na próżno…
Zakryłam sobie usta dłońmi, powstrzymując wybuch płaczu. Nie mogłam w to uwierzyć…
To nie było możliwe…
Głuchy krzyk dobiegł mnie od strony schodów. Zamknęłam oczy, nawet się nie odwracając. Zbyt dobrze poznałam ten dźwięk w ostatnich tygodniach…

W następnym odcinku: 
– Thomas nie żyje – powiedział sztywno, wciąż wpatrując się w płomienie.
* – Musisz zniszczyć tego demonicznego gnojka. Pewnie to jedna z miliona tych rzeczy, które tylko ty możesz zrobić, ale… Zrobię wszystko, żeby ci pomóc.
* – Pewnie nie pozwolisz mi zabić Seleny… – westchnęła cicho Elizabeth.
* – Mógłbyś na chwilę wyprosić swoje towarzystwo? Ja i Liz chcielibyśmy pobyć sami…

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 12


Opasły tom z pożółkłymi kartkami z hukiem spoczął na stole. Paul spojrzał na książkę bez większego zainteresowania, po czym przeczesał palcami włosy i posłał stojącemu naprzeciw bratu pełne politowania spojrzenie.
– Wiesz… Jestem z ciebie dumny, że wreszcie coś przeczytałeś, ale tak się składa, że mam inne plany i nie mam ochoty bawić się w klub książki – westchnął. – Kiedy mówiłeś, że musimy pogadać o czymś ważnym, myślałem o czymś NAPRAWDĘ ważnym…
– Zamknij się – warknął Tyler z wściekłością. – Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?
Paul uniósł brwi, kątem oka spoglądając na stojącą niedaleko Melody. Ukradkiem dostrzegł kucającą na schodach Selenę, której blokada energetyczna uniemożliwiała jego dziewczynie wyczucie anielicy i rzucenie się na nią.
– Nie wiem, o czym bredzisz. Nie obchodzi mnie to, szczerze mówiąc – sapnął, wyciągając dłoń do Melody, której ręka natychmiast powędrowała w jego stronę. – Ja i Melody mamy inne plany. Wybacz.
– Thomas mi powiedział – wycedził Tyler, gdy Paul ostentacyjnie odwrócił się do wyjścia.
Prychnął. Gdy Tyler zadzwonił do niego, nalegając na spotkanie odniósł wrażenie, że chodzi o coś poważnego, jak zaprzedana dusza Seleny, jej rozcięte plecy czy to, że zabił jej dziecko. Teraz wiedział, że nie chodziło o żadną z tych rzeczy – Tommy nie miał o tym wszystkim pojęcia. Nawet przypadkiem nie mógł podsłuchać, gdy o tym rozmawiali, bo nie było go wówczas w domu.
– Serio? Pięciolatek ci na mnie naskarżył? Co tym razem przeskrobałem? – zaśmiał się, puszczając dłoń zdziwionej Melody. – O tym, że spotykam się z niezbyt lubianą przez niego młodą damą, już wiem… – zaczął wyliczać na palcach, śmiejąc się bratu w twarz. – O tym, że mnie nienawidzi, bo nie jestem z Seleną, też już słyszałem… Zmuszam go czasem do jedzenia warzyw i zakazałem mu oglądania telewizji po dwudziestej pierwszej, ale u ciebie pewnie nie ma tego rygoru, więc…
– A o tym, że nawiedza cię duch, słyszałeś?
Uśmiech natychmiast zniknął z twarzy Browna. Melody wzięła lekki wdech, odwracając wzrok.
Nie miał zamiaru rozmawiać o tym z bratem. Kiedyś Tyler byłby pierwszą osobą, której wspomniałby o swoim problemie. Teraz nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby podzielić się z nim informacją o nawiedzających go duchach. I nie chodziło bynajmniej o to, że morderstwo własnego syna (choć nieświadome) stawiało go w bardzo złym świetle. Teraz po prostu dzieliło ich więcej, niż łączyło…
Na jego decyzję o przemilczeniu tej sprawy wpływała też obecność Seleny. Nie chciał mówić dziewczynie, że widuje duchy zabitych przez siebie osób, w tym ich syna. Nie wiedział, jak to przyjmie.
– Nie wiem, o czym mówisz – powiedział stanowczo, kątem oka spoglądając w stronę korytarza, z którego Selena przyglądała mu się uważnie. – Duchy mogą nawiedzać ludzi, nie upiory – warknął. – A teraz wybacz, chcę zabrać syna do domu… Thomas, wakacje skończone!
Odwrócił się w stronę wyjścia z kuchni, posyłając ponaglające spojrzenie Melody.
Nie chciał z nikim o tym rozmawiać, tłumaczyć się. To był jego problem, sprawa jego, Melody i Justina. Nikogo więcej! Miał dość wtrącania się innych w jego życie.
– Paul… Może on… – zaczęła cicho Melody, spuszczając wzrok.
– Wychodzimy – warknął. – Natychmiast. Do samochodu – wycedził, a dziewczyna drgnęła i skierowała się do wyjścia.
Selena cofnęła się kilka schodków w stronę piętra, gdy Melody weszła do korytarza z zamiarem opuszczenia domu. Paul natomiast wszedł na piętro, nawet nie zaszczycając zdziwionej anielicy spojrzeniem. Gdy stanął na schodku, na którym kucała, chwyciła jego dłoń. Bez zawahania wyrwał się z jej delikatnego uścisku i skierował do pokoju syna.
Był wściekły. Nie wspominał o duchach przy Thomasie. Malec nie miał prawa wiedzieć takich rzeczy! Pilnował się by nie mówić o tym nawet gdy chłopiec był w pobliżu.
– Paul, zaczekaj… – szepnęła, podnosząc się z ziemi.
Podbiegła do niego i, chwyciwszy za rękę, pociągnęła do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi, opierając się o nie, po czym wpatrzyła w niego wyczekująco.
– Spieszę się… – rzucił bez emocji.
Selena westchnęła ciężko. Chwilę pokręciła się w miejscu, po czym obeszła Paula i podeszła do okna. Chłopak ze zdziwieniem obserwował, jak dziewczyna opuszcza kremowe rolety.
– Ja ci wszystko powiedziałam – szepnęła, siadając na łóżku i wpatrując się w niego uważnie. – Nie jestem głupia. Znam cię. Jeśli Tyler mówi prawdę…
Brown objął głowę ramionami, odwracając się tyłem do dziewczyny. Z jednej strony miała rację, ale z drugiej… Zbyt wiele kosztowało go podzielenie się tym z Melody… Nie był typem osoby, która dzieliła się z innymi swoimi przeżyciami, uczuciami, problemami. Po prostu nie.
– Paul! – krzyknęła ze złością, gdy pokręcił głową.
– Co mam ci powiedzieć!? – warknął, odwracając się ponownie do dziewczyny. – Jestem nienormalny, to chciałaś usłyszeć!? Jestem upiorem, który nigdy nie został przemieniony, który urodził się tylko po to, żeby chronić najważniejszego anioła na świecie i który widuje duchy zabitych przez siebie ludzi!
Selena zamrugała gwałtownie, jakby próbując pojąć, co właśnie wykrzyczał.
– Ty…
– Widuję ducha naszego syna, Seleno! – krzyknął, a oczy naszły mu łzami.
Gdy zdał sobie sprawdzę z tego, co powiedział, miał wrażenie, że serce stanęło mu na moment. Na twarzy Seleny malowało się zdziwienie, jakiego nigdy wcześniej u niej nie widział. Przenikało się z niewyobrażalnym bólem, który uderzał w Paula ze zdwojoną siłą.
Nie wiedział, jakim cudem udało mu się wydusić z siebie krótkie muszę iść i opuścić pokój bez słowa pożegnania.

– Tato, przepraszam.
Paul siedział naprzeciw syna, przypatrując mu się uważnie. W salonowej części apartamentu panowała niezręczna cisza, którą co jakiś czas przerywał jedynie Thomas. Siedząca na drugim końcu kanapy Melody, zajęta surfowaniem po Internecie, podniosła wzrok i posłała Paulowi ponaglające spojrzenie.
– Tyle razy prosiłem, żebyś nikomu nie opowiadał, co się dzieje w domu! – rzucił, zbierając w sobie siły.
Nie przywykł do podnoszenia głosu na Toma. Ciężko było mu to robić, zwłaszcza, że chłopiec nigdy nie sprawiał żadnych problemów. Był chyba najgrzeczniejszym, najspokojniejszym dzieckiem na świecie! Nic dziwnego, że Paul czuł, że wyrzuty sumienia szybko go zjedzą.
– Już sam powinieneś wiedzieć, że nie wolno ci tego robić!
– Ale…
– Nie przerywaj, kiedy mówię! – krzyknął, a gdy malec drgnął, westchnął ciężko. – Synku… Nawet jeśli nie podsłuchiwałeś, jeśli usłyszałeś o tym przypadkiem, to nie wolno ci wynosić takich informacji z domu. Po prostu nie wolno.
Melody ponownie podniosła wzrok znad ekranu laptopa. Posłała malcowi pełne współczucia spojrzenie, po czym wróciła do swojego zajęcia.
– Nie podsłuchiwałem! – powtórzył chłopiec. – Nie podsłuchiwałem!
– Thomas…
– Ja tylko powiedziałem wujkowi o tym chłopcu, który za tobą chodzi! Ale to wujek! Nie zrobiłem nic złego! – pisnął, zanosząc się płaczem. – Powiedziałem wujkowi, że pomożesz temu chłopcu!
Paul zamrugał gwałtownie, pochylając się do syna nad szklaną ławą.
– Co zrobię…? Kto…? – wyjąkał, wpatrując się w syna z niedowierzaniem. – Melody, co on właśnie powiedział?
Melody ciężko westchnęła, odstawiając laptopa na kanapę, po czym przybliżyła się do Thomasa i objęła go ramieniem.
– Myślę, że twój syn na swój pokręcony, dziecięcy sposób chciał ci przekazać, że… On chyba też widzi ducha tego chłopca… – powiedziała cicho, głaszcząc płaczącego Thomasa po głowie.
Gdy Tom pokiwał głową, Paul chwycił się za głowę i opadł bezwładnie na kanapę.
Nie wierzył własnym uszom. Przez cały ten czas Tommy widział to, co on? To było niemożliwe, po prostu niemożliwe! Przecież to Paul zabił tych ludzi, nie Thomas!
– Jakim cudem…!? – mruknął do siebie.

– Myślę, że to się nazywa przeniesienie – powiedziała Melody spokojnie, kartkując książkę. – Jesteś z Thomasem bardzo związany, więc zaklęcie rzucone na ciebie działa też na niego. Ty cierpisz i on też tego doświadcza. Tutaj akurat dosłownie…
Paul przewrócił kilka kartek swojej książki, posyłając stojącemu pod oknem Justinowi pytające spojrzenie. Blackwood pokręcił głową, po czym wrócił do obserwowania siedzącego obok Paula, wystraszonego Thomasa.
Gdy Melody zasugerowała, iż powinni spytać o radę Justina, Brown zgodził się niemal natychmiast. Teraz wyjątkowo mocno zależało mu na tym, by rozwiązać zagadkę pojawiających się duchów i odesłać je tam, gdzie ich miejsce. Nie chciał, żeby Tommy musiał ich oglądać.
Justin nie miał wiele do powiedzenia w tej sprawie. Wprawdzie zainteresowało go to, że Tom, człowiek i niewinne dziecko, widuje duchy. Stał w jednym miejscu, obserwując chłopca, któremu z trudem udało się uspokoić.
– Tato…
– Nie teraz – rzucił natychmiast Paul, wracając do lektury pochodzącej z czternastego wieku księgi. – Ustaliliśmy już, że widzę ich, bo ich zabiłem. Thomas większości z nich nawet nie znał! Dlaczego ich widzi!? – rzucił z irytacją.
– Nie wiem, ale mam dziwne przeczucie, że to ma coś wspólnego z Seleną – mruknęła ledwo słyszalnie Melody, a gdy dostrzegła pełne niedowierzania spojrzenie Paula, westchnęła. – W sensie, że to wszystko w sumie sprowadza się do jednego momentu… Ty i Tommy zaczęliście widzieć duchy, skrzydła Seleny zaczęły krwawić… Jak dla mnie to śmierdzi czarną magią na kilometr. Może ktoś was nie lubi i chciał, żebyście cholernie cierpieli.
Justin ożywił się, gdy Melody wspomniała o skrzydłach Seleny. Podszedł do Thomasa, uśmiechając się niewinnie, a czarne upiorze oczy na moment rozbłysły.
– Myślę, że za mało słuchacie dzieci… – powiedział, kucając przy kanapie. – Thomas, powiedz mi… Kogo widziałeś? Dokładnie…
Chłopiec niepewnie spojrzał na Paula. Nie wiedział, czy może o tym rozmawiać z Justinem. Gdy ojciec lekko skinął głową, Thomas ponownie spojrzał na kucającego przy nim Blackwooda.
– Takiego małego chłopca – szepnął Tom, wzruszając ramionami. – Chodzi za tatą od jakiegoś czasu… Obserwuje go i tata też na niego czasem patrzy… On jest mały i jeszcze nie umie mówić, ale myślę, że on chce, żeby tata mu pomógł…
Justin klepnął Thomasa w ramię i podniósł się, uśmiechając się do Paula. Po jego minie można było wywnioskować, że właśnie zaczął świetnie się bawić, a Brownowi absolutnie nie było do śmiechu.
– Nie zrozumiałeś, prawda? – rzucił z rozbawieniem.
Paul wpatrywał się w Blackwooda bez emocji. Zaczynał żałować, że pozwolił Melody go tu ściągnąć.
– Tommy nie widzi tych duchów, co ty… On widzi tylko dziecko – powiedział z triumfem, pogłaskawszy przestraszonego Thomasa po głowie. – Dziękujemy, Tommy. Możesz iść, tata później przeprosi za to, że na ciebie nakrzyczał. – mruknął.
Thomas ponownie niepewnie spojrzał na Paula, który tylko skinął głową. Szybko zeskoczył z kanapy i pobiegł na piętro.
– Nie widzi go dlatego, że go zabił. To oczywiste, że zrobił to ktoś inny! Widzi go, bo jest niewinnym dzieckiem i chłopiec chce się mu pokazywać. A chce, ponieważ… – kontynuował Justin, po czym ponaglająco spojrzał na Paula, który lekko się spiął. – Teraz wchodzisz ty… – szepnął ze złośliwym uśmiechem.
Brown zrozumiał, do czego dążył Justin. On wiedział…
Melody odłożyła książkę na bok. Spoglądała to na Paula, to na Justina, a jej mina jasno dawała im do zrozumienia, że nie wie, co się wokół niej dzieje.
– Paul… – szepnęła, szturchając go lekko w ramię.
Brown zamknął oczy, oddychając głęboko.
– Ponieważ jest jego bratem – wydusił z siebie. – Thomas widzi chłopca, bo jest jego bratem.
– Co ma do tego Selena!? – pisnęła Melody.
Dziewczyna zrozumiała, gdy Paul odwrócił wzrok.

***

Tyler siedział na brzegu kanapy, oboma rękoma ściskając dłoń nieprzytomnej Seleny. Uważnie wsłuchiwał się w powolne bicie jej serca i płytki oddech, modląc się, by wreszcie otworzyła oczy.
Dziewczyna straciła przytomność już kilka minut temu. Stała w salonie, oglądając prognozę pogody, a sekundę później po prostu osunęła się na ziemię. Tyler, najszybciej jak mógł, położył dziewczynę na kanapie i usiłował ocucić. Podał jej swoją energię, na czole położył zimny mokry kompres. Nic nie działało. Gdy Selena wciąż nie odzyskiwała przytomności, zadzwonił do brata.
Gdy rozległ się dźwięk wibrującego na ławie telefonu, natychmiast odebrał, nawet nie sprawdzając, kto dzwoni.
Mamy kolejnego trupa – rzucił Leo na powitanie. – Liz znalazła go w starej rzeźni. Jakiś przejezdny…
Selena obudziła się, gwałtownie łapiąc powietrze i podnosząc się na kanapie. Tyler rzucił telefon na ziemię, chwytając rozedrganą dziewczynę w ramiona.
– Paul… – wyjąkała, rozglądając się wokół z przerażeniem.
– Już tu jedzie – rzucił Tyler niespokojnie. – Już jedzie...

W następnym odcinku: 
* – Mógłbym cię zabić od razu… [...] Najpierw jednak pozbawię cię wszystkiego, co dla ciebie ważne… [...] Pozwolę jej się trochę pomęczyć, żeby było zabawniej. Później stanie się dzieciobójczynią i zginie jak cała reszta tej chorej hołoty... Co ty na to? 
* Mimo to przytknął usta do chłopca, zaczynając pompować w niego swoją energię. Na próżno…