środa, 22 maja 2013

Rozdział 15 cz. III


Promienie wschodzącego, wczesnowiosennego słońca wpadały do pokoju przez lekko rozchylone czekoladowe zasłony. Z wciąż zamkniętymi oczami, wtulona w leżącego obok Paula, rozkoszowałam się delikatnymi muśnięciami męskiej dłoni na moim ramieniu. Nie mogłam uwierzyć w to, że spędziłam całą noc w jego objęciach. Pierwszy raz od kilku miesięcy zasnęłam sama, bez środków nasennych i elfickiego serum bezpiecznego snu. Co więcej, znów mogłam cieszyć się bliskością Paula, jego obecnością, miłością i delikatnością, z jaką do mnie podchodził.
Nic nie było w stanie zepsuć mojego świetnego humoru.
– Dzień dobry… – szepnął, pocałowawszy mnie w czubek głowy.
Otworzyłam oczy i przesunęłam się, by móc na niego spojrzeć. Uśmiechał się lekko, a w jego oczach widziałam ten sam cudowny błysk, który towarzyszył mu za każdym razem, gdy było między nami dobrze i byliśmy razem.
– Hej – uśmiechnęłam się szeroko.
Miałam ochotę w wieczność wpatrywać się w jego przepełnione szczęściem oczy, jednak nie pozwolił mi na to. Przerwał mi tę niezwykłą przyjemność najbardziej delikatnym, a jednocześnie najbardziej ognistym z pocałunków.
– Hej… – mruknął ponętnym głosem, a jego twarz wciąż znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej.
– Hej – powtórzyłam, śmiejąc się. – Czy to znaczy, że…?
– Że…?
– Że będę mogła zasypiać obok ciebie codziennie? – spytałam ostrożnie, a gdy Paul mruknął na potwierdzenie, uśmiechnęłam się szerzej. – A to znaczy, że…?
– Że…? – Z trudem powstrzymywał śmiech.
– Och, daj spokój…! Wiesz, co mam na myśli! – wyrzuciłam, odsuwając się od niego i kładąc obok.
Paul przeciągnął się i założył ręce za głowę.
– Chcę, żebyś to ty powiedziała to na głos – zaśmiał się, wbijając wzrok w sufit.
– Nie ma mowy! Jestem kobietą, zapomniałeś!?
– Czasem próbowałem… – westchnął z udawanym bólem.
Szturchnęłam go z niezadowoleniem, więc obrócił się w moją stronę. Wplótł palce w moje włosy, przybliżył twarz do mojej i spojrzał mi w oczy. Czułam, że zaczynam tonąć w ich szarej, bezdennej głębi. Tak bardzo brakowało mi wpatrywania się w nie i podziwiania ich niezwykłego piękna.
– Kocham cię. Przysięgam, że odeślę Seta, uratuję twoją duszę i, jeśli będziesz tego chciała, będziemy razem już zawsze – wyszeptał, wciąż wpatrując się w moje oczy. – Nigdy nie przestałem i nie przestanę cię kochać. I przysięgam nigdy więcej niczego przed tobą nie ukrywać.
Nie wytrzymałam i wtuliłam się w niego. Jeszcze poprzedniego wieczora naprawdę nie wierzyłam, że będziemy razem, że wszystko się ułoży, ale jego słowa dawały mi nadzieję.
 Chciałam, żeby to trwało wiecznie, żebym już nigdy nie musiała wychodzić z tego wygodnego łóżka, opuszczać objęć Paula. Chciałam być z nim już zawsze i na zawsze. Tylko z nim.
Niestety, romantyczną wizję wspólnego leniuchowania przerwało mi trzaśnięcie drzwiami od mieszkania. Zadrżałam i spojrzałam na Paula z niepokojem.
– To Elizabeth – westchnął, przeciągając się na swobodnie.
Byłam pewna, że Paul zamknął drzwi zanim położyliśmy się do łóżka. Kilka razy prosiłam go, żeby sprawdził, czy aby na pewno wszystkie zamki są dokładnie zabezpieczone, więc nie było mowy o pomyłce. Biorąc pod uwagę, że Paul i ja mieliśmy zamiar odbudować nasz związek, nie odpowiadało mi to, że Elizabeth posiadała klucze do jego mieszkania i wchodziła, gdy tylko miała na to ochotę.
– To Elizabeth… – powtórzył, gdy wyraziłam swoje niezadowolenie sytuacją. – Jest bezczelna, arogancka, niewychowana i nieobliczalna. Nic nie poradzę…
– Słyszę cię, panie Romantyczna Gadka! – krzyknęła z dołu, chociaż w jej głosie nie wyczułam urazy.
Paul przewrócił oczami i podniósł się z łóżka. Zakładając spodnie obiecał, że porozmawia z Liz i dowie się, po co przyszła. Jednocześnie zaproponował, żebym w tym czasie wzięła prysznic i prosił, żebym niczym się nie przejmowała. Miałam dziwne przeczucie, że mimo wszystko żadne z nas nie będzie zadowolone z powodu, dla którego przyszła z wizytą…

***

Szczupła blondynka w obcisłej, czerwonej sukience i kremowym, trenczowym płaszczu siedziała na kuchennym blacie. Pomimo tego jak cudownie i seksownie Elizabeth prezentowała się tego poranka, Paul przeszedł obok niej zupełnie obojętnie i zajął się przygotowywaniem kawy. Kątem oka zauważył, że furia nie spuszczała wzroku z jego nagiego, umięśnionego torsu. Powinien był założyć koszulkę przed zejściem na dół…
– Leo skończył badać DNA Thomasa? – spytał, włączając ciśnieniowy ekspres, który zagościł w jego mieszkaniu za sprawą Melody.
– Tak, już dawno. Jest odporny na ten stop czy coś… – powiedziała dziewczyna, machnąwszy ręką, jakby to nie była zbyt istotna informacja. – Zapomniał ci o tym wspomnieć, bo rozproszyła go inna, ważniejsza sprawa. – Dodała, gdy Paul odwrócił się w jej stronę.
Brown starał się zignorować fakt, że blondynka przechyliła lekko głowę, z zadowoleniem wpatrzywszy się w jego mięśnie. Pochlebiało mu to, ale jednocześnie trochę krępowało.
Założył ręce na piersi, czekając na kawę.
Więc jego syn także był odporny na stop, który był w stanie zabić każdą inną istotę. Paul przekazał mu to w genach i był za to ogromnie wdzięczny. Set nie znał innego sposobu na zabicie upiora, a to znaczyło, że Thomas był bezpieczny. Przynajmniej po części…
– Mogłaś mi to powiedzieć przez telefon… – zauważył, chrząkając znacząco.
– Och, nie! Miałabym przegapić TO – zaśmiała się, podnosząc wzrok i znacząco wskazując dłonią na jego tors. – Nie spytasz, co rozproszyło Leo?
– Dlaczego miałoby mnie to obchodzić? – spytał beznamiętnie.
Wyłączył ekspres do kawy i wyszedł do części salonowej. Chwycił leżącą na kanapie koszulkę i założył na siebie, co sprawiło, że mina furii zrzedła.
Dziewczyna zeskoczyła z blatu i zrobiła kilka kroków w jego stronę.
– Może dlatego, że chodzi o materiał genetyczny twojej byłej dziewczyny… – podrzuciła, uśmiechając się złośliwie.
Paulowi zajęło chwilę zorientowanie się, o kim mówi Elizabeth. Przez noc spędzoną ze śpiącą w jego ramionach Seleną zupełnie zapomniał o zmarłej niedawno Melody.
– Dlaczego Leo miałby badać DNA Melody? – spytał podejrzliwie, ściszając głos i jednocześnie nasłuchując, czy z piętra dobiega szum wody spod prysznica, pod którym miała być Selena.
– Nie chodzi o to dlaczego… Chodzi o to, co odkrył.
Elizabeth zrobiła jeszcze kilka kroków w jego stronę, wyciągając z kieszeni płaszcza pognieciony kawałek papieru. Rozprostowała go, uśmiechając się pod nosem. Paul wpatrzył się w kartkę. Widniało na niej pismo Leo, które od razu rozpoznał.
– Ukradłaś mu notatki!? – rzucił z niedowierzaniem, gdy furia podniosła na niego wzrok.
– Pożyczyłam! – krzyknęła z oburzeniem. – Oddam! Może…Jakie to ma znaczenie!? – prychnęła.
Machnęła kartką przed twarzą Paula, jakby chciała zachęcić go do zabrania papieru, jednak upiór nie wykonał najmniejszego ruchu. Zmrużył oczy, podejrzliwie wpatrując się w furię. Elizabeth nie przyszłaby do niego z jakąkolwiek ważną informacją, gdyby nie miała w tym żadnego interesu. Był ciekaw, co Leo odkrył w DNA Melody, jednak nie był pewien, czy chce współpracować z Liz. Mógł pomóc jej lub iść do Leo i podjąć współpracę z nim…
– Zastanawiasz się, czy iść na układ ze mną czy z Leo, tak? – zaśmiała się dziewczyna, jakby czytając w jego myślach.
– Czego chcesz?
– Chyba nie powinniśmy o tym rozmawiać tutaj…

Młoda dziewczyna o kruczoczarnych, kręconych włosach usiadła na parkowej ławce. Z lnianej torby wyciągnęła oprawioną w skórę książkę, czarną gumkę do włosów i butelkę wody mineralnej. Związała włosy w kucyk, wzięła łyk wody i rozejrzała się po okolicy. Uśmiechnęła się na widok bawiących się w piaskownicy dzieci, plotkujących matek i biegających po trawnikach psów. W powietrzu, które głęboko wciągnęła nosem, czuć było wiosnę. Ostatnio pogoda płatała figle, szalała, ale nie tego dnia. Dziś było ciepło, słonecznie, po prostu wspaniale. Idealna pogoda by wyjść do parku, poczytać, odpocząć.
Mały chłopiec, którego niesforne, trochę za długie, brązowe włoski powiewały na wiosennym wietrze, od dłuższej chwili obserwował kobietę z przeciwnej strony parkowej polanki. Zdecydowanie wyróżniał się spośród dzieci: ubrany był w czyste, modne i drogie ciuchy, na jego drobnym nosku spoczywały markowe okulary. Nie bawił się z innymi rówieśnikami, właściwie nawet nie zwracał na nich uwagi. Nie po to przyszedł do parku…
Podszedł do ławki, gdy tylko młoda kobieta zajęła się książką. Bezszelestnie stanął przed nią, lustrując ją przeciągłym spojrzeniem. Wzorzysta spódnica zakrywała kolana, pod jasny sweterek z dekoltem w serek założyła podkoszulkę. Buty na płaskiej podeszwie zakrywały palce.
Dziewczyna opuściła książkę. Drgnęła na widok chłopca. Przestraszyła się.
– Och… – jęknęła, próbując złapać oddech i siląc się na uśmiech.
– Zgubiłem się – powiedział malec.
Z twarzy dziewczyny zniknęły resztki strachu. Rozejrzała się po polance, zamykając książkę. Chłopiec natychmiast zerknął na skórzaną okładkę, na której złote litery układały się w tytuł. Odszyfrowanie go zajęło mu dłuższą chwilę. „Wichrowe wzgórza”.
– Pomóc ci znaleźć mamę? – spytała dziewczyna, a chłopiec podniósł na nią wzrok.
– Przyszedłem z tatą.
Czarnowłosa dziewczyna schowała książkę do torby i podniosła się z ławki.
– Więc poszukajmy twojego taty – powiedziała, uśmiechając się do chłopca, jakby chciała dodać mu otuchy. – Gdzie widziałeś go ostatni raz?
Brązowowłosy chłopiec wskazał palcem w stronę najbardziej zadrzewionej części parku. Kobieta zrobiła krok w tamtą stronę, a malec natychmiast chwycił ją za rękę. Ufny gest dziecka dodał młodej pannie otuchy – nigdy wcześniej żadne dziecko nie prosiło ją o pomoc…
Przeszli przez parkową polankę, mijając matki z dziećmi i rozbawione psy, które grzecznie przynosiły swoim właścicielom rzucane zabawki. Pomiędzy drzewami i krzewami nie było nikogo, a im dalej zagłębiali się w gęstwinę, tym bardziej czarnowłosa dziewczyna zastanawiała się, czy aby na pewno chłopiec wskazał jej dobrą drogę.
Chłopiec zatrzymał się, puszczając dłoń kobiety. Dziewczyna podeszła i ukucnęła przed nim. Malec musiał być przerażony, w końcu się zgubił.
– Znajdziemy twojego tatę – obiecała. – Jak masz na imię?
– Thomas – odpowiedział, ściągając ciemne okulary.
Przerażona dziewczyna na kuckach cofnęła się w tył. Tęczówki chłopca były czarne jak smoła i całkowicie zlewały się ze źrenicami. Nigdy w życiu nie widziała czegoś tak strasznego…
Upadła, potykając się o wystający z ziemi korzeń. Chłopiec w jednej chwili znalazł się przy niej. Czuła jego świeży oddech… Zakręciło jej się w głowie…
Chwilę później zemdlała i upadła na ziemię.
– Brawo – powiedział Paul, wychodząc spomiędzy pobliskich drzew. – Mój chłopiec… – Dodał z dumą, pomagając synowi wstać. – Idź się pobawić.
Thomas uśmiechnął się szeroko, ukazując rządek równych, białych zębów, po czym założył okulary przeciwsłoneczne i pomknął w stronę, z której przyszedł z czarnowłosą dziewczyną.
Paul ukucnął przy ciele nieprzytomnej kobiety, by sprawdzić, ile pozostało w niej energii. Upewniwszy się, że jest to ilość wystarczająca do zdrowego przebudzenia, podniósł się z ziemi. Spojrzał na stojącą nieopodal Elizabeth.
– Szybko się uczy – oznajmił z dumą, kierując się w stronę parkowej polanki. – Co chciałaś mi powiedzieć o Melody?
– To była najobrzydliwsza rzecz, jaką mogło zrobić sześcioletnie dziecko – prychnęła, podążając za Brownem. – Słyszałeś o strzygach?
– Obiło mi się o uszy… – westchnął, niemal natychmiast tracąc część zainteresowania tematem.
– To istoty ludzkie, które urodziły się z dwoma duszami. – Kontynuowała Liz, gdy wyszli na zalaną słońcem polankę.
Paul odnalazł wzrokiem Thomasa, który już bawił się z jakąś dziewczynką na jej różowym kocyku. Nie rozumiał, co strzygi, istoty, których istnienia nawet nie udokumentowano, miały wspólnego z DNA Melody.
Gdy wypowiedział głośno swoje zdanie na ten temat, usiadł na najbardziej oddalonej od innych ławce, Elizabeth westchnęła, ponownie wyciągając pogniecioną kartkę.
– Leo już kilka razy badał DNA Melody. Za każdym razem wychodzi mu to samo. Powiedział mi, że fragment, który ulega mutacji podczas przemiany w upiora, wygląda, jakby w Melody jeszcze przed przemianą znajdowały się dwie różne osoby. On uważa, że to jakiś błąd w badaniu… Ja myślę, że Melody była strzygą – powiedziała szybko, trochę niespokojnie przestępując z nogi na nogę.
Paul, wciąż obserwując syna, zaśmiał się pod nosem.
– Nie sądzisz, że gdyby Mel była strzygą, zauważyłbym to? Wyczułbym dwie różne dusze.
– Nie znałeś jej przed przemianą – zauważyła dziewczyna, siadając na ławce.
– Strzygi to mit. Bajka, którą straszy się dzieci, żeby jadły warzywa do obiadu. Nikt nigdy nie spotkał strzygi.
– Ja spotkałam…
Brown przeniósł wzrok na Elizabeth, jednak szybko wrócił do pilnowania Thomasa, który wciąż bawił się z dziewczynką.
– Strzygi nie są świadome tego, kim są. Nie za życia. Dopiero gdy umiera ich pierwsza dusza, ożywa druga. Byłam po drugiej stronie. Przewijały się ich tam dziesiątki – mówiła Elizabeth z coraz większym strachem. – Ja miałam problem, żeby wrócić, musiałam szukać sposobu, kotwicy… One po prostu wchodzą i wychodzą. Kiedy chcą. Ale kiedy już wracają na ziemię… Nie są takie, jakie były wcześniej. Zaufaj mi! To tylko kwestia czasu, kiedy Melody zorientuje się, że może wrócić, a wtedy wszyscy będziemy mieli przesrane!
Paul słuchał dziewczyny w ciszy, z wyrazem zupełnej obojętności na twarzy. W końcu podniósł się z ławki, założył ciemne Ray Bany i uśmiechnął się do Elizabeth z politowaniem.
– Nawet gdyby to była prawda… Spaliłem jej ciało. Nie ma drogi powrotnej. – Skinął głową na Thomasa, który natychmiast podniósł się z trawy i, pożegnawszy z dziewczynką, zaczął biec w ich stronę. – Przykro mi Liz, ale to nie jest informacja godna mojego wysiłku, by cię chronić.
***

W skromnym, prosto urządzonym salonie panował półmrok. Siedzący w fotelu Tyler Brown w jednej dłoni trzymał butelkę z piwem, w drugiej pilota od telewizora. Przerzucał kanały, nawet nie zwracając uwagi na to, co właściwie jest na nich emitowane. Wziął kilka łyków chmielowego napoju, po czym wyłączył odbiornik.
Westchnął ciężko, spoglądając na elektroniczny zegarek, który stał na półce pod telewizorem. Spodziewał się, że jeśli Selena pójdzie na kolację do jego brata, nie wróci na noc. Miał jednak ogromną nadzieję, że pojawi się w domu następnego dnia lub chociaż zadzwoni, by ostrzec go o swoich planach.
Martwił się o Selenę. Obserwował ją uważnie już od dłuższego czasu i zauważył, że działo się z nią coś niepokojącego. Z początku myślał, że chodzi o Paula. Jego powrót do kraju, zwłaszcza z nową dziewczyną u boku, musiał ją zaboleć, a jego obecność musiała sprawiać, że czuła się niezręcznie. Jednak gdy Jessica ponownie zniknęła, Tyler zaczął zauważać, że chodzi o coś jeszcze… Selena bardzo mało spała, była cicha, zdawała się być wiecznie przestraszona. Mdlała, kilka razy słyszał, jak wymiotowała. Bał się o nią.
Paul doskonale wiedział o tym, co działo się z Seleną. Kilka razy był świadkiem omdleń dziewczyny, był także informowany o takich sytuacjach. Jednak zdawał się tym w ogóle nie przejmować i to właśnie martwiło starszego Browna najbardziej.
Okno w salonie otworzyło się z hukiem, a do pomieszczenia wdarł się chłodny wiatr. Tyler gwałtownie podniósł się z fotela. Powoli odstawił butelkę z piwem na ławę i rozejrzał się wokół. Napiął wszystkie mięśnie, głęboko wciągnął powietrze w poszukiwaniu obcej energii, jednak jedynym co wyczuł, był zapach zgnilizny i spalenizny.
Podszedł do okna. Szybkim ruchem zamknął je, nawet nie wyjrzawszy na zewnątrz, po czym wrócił na fotel. Pewnie tylko zdawało mu się, że coś jest nie tak. Może na zewnątrz był po prostu zbyt silny wiatr… Tylko skąd ten dziwny zapach?
– Taki ładny chłopiec całkiem sam w sobotni wieczór?
Znajomy głos, pełen pogardy, która zupełnie do niego nie pasowała, doszedł Tylera od strony korytarza. Upiór ponownie wstał z fotela.
To było niemożliwe… Po prostu niemożliwe…
Powoli odwrócił się w stronę, z której dochodził głos…
Stała w progu salonu, ubrana w trochę zabrudzone i przypalone ciuchy. Wyglądała jak żywa, uśmiechała się triumfalnie. Skórę miała brudną, przypaloną, w niektórych miejscach zwęgloną, w innych pokrytą bąblami jak od poparzenia. To ona wydzielała ten okropny zapach…
– Melody…?
W tym momencie jak nigdy wcześniej żałował, że nie panuje nad przemianą jak Paul…

5 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Przeczytałam, natykając się na kilka braków przecinków i bodajże dwa razy na niepoprawny zapis dialogowy, ale wciągnęłam się, serio ^^.
    Melody to strzyga? Ojej, trochę namieszałaś. A już myślałam, że Selena i Paul będą szczęśliwi, a tu takie BAM.
    Nie lubię :c
    Pod koniec aż się trochę wystraszyłam... Naprawdę, zastanawiam się, jak skończy się ta sprawa.
    No i wreszcie dodałaś rozdział. Już myślałam, że nie zobaczę Cię już na blogu...
    Życzę Ci dużo weny i chęci do pisania.
    Elif

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie poprawiasz błędów, to chyba nie było tak źle :D JEEEJ :DD <3
      Spokojnie, nie zamierzam porzucić opowiadania ;) Dociągnę je do końca! :D Akurat A-D muszę ;)

      Usuń
  2. Fajna notka, zapraszam do mnie :) Ciekawe opowiadanie, ja też piszę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdzial.! Bardzo ciekawy i wciagajacy!
    Melody :D ( moje bohaterki w blogach tak maja na imie ):D
    Cud Miod Malina.!
    Jak moglas, liczylam na jakies LOVE :D
    ale co tam i tak mi sie podobalo.!
    szybciutko chce newsa.!

    OdpowiedzUsuń
  4. http://dream-land-fantasy.blogspot.com/p/libster-blog-award.html ZOSTALAS NOmINOWANA - ZAPRASZAM :*

    OdpowiedzUsuń