środa, 1 maja 2013

Rozdział 15 cz. II

Rozdział dodaję z lekkim opóźnieniem, bo zwyczajnie nie miałam czasu :D Niby na uczelni większe luzy, jednak zawsze coś wypadnie... Chrzest, impreza, etc... Rozdział oczywiście nie sprawdzony, bo za wielkiego lenia złapałam, ale co tam :D
Za to mam rozdział do przodu, więc zaskoczę Was zapowiedzią ;)


Apartament Paula został uprzątnięty ze wszystkich rzeczy, które mogły mieć jakikolwiek związek z Melody. Zniknęły jej ubrania, damskie kosmetyki, kilka gazet, które rzuciły mi się w oczy, kiedy byłam tam ostatnim razem. Pojawił się za to stół – prosty, drewniany, w komplecie z czterema krzesłami. Teraz był elegancko nakryty do kolacji dla dwojga.
Na środku, tuż obok metalowej misy z sałatką i dwóch dań o nieznanej mi nazwie, stały dwie świeczki. Sądząc po stopniu ich wypalenia, zostały zapalone na chwilę przed moim przyjściem. Małe płomienie odbijały się w kieliszkach do czerwonego wina, do których Paul właśnie nalewał rubinowy płyn.
Wszystko wyglądało niezwykle romantycznie, idealnie. Siadając do stołu, zastanawiałam się, ile pracy i czasu w przygotowania włożył Paul, który również wyglądał nienagannie. Do ciemnych, prostych jeansów ubrał czarny t-shirt i narzucił na niego sportową, czarną marynarkę. Na luzie, ale z klasą. Imponująco…
Poczułam, że elegancka, obcisła mała czarna bez ramiączek była zbyt wyzywająca. W domu, mając do wyboru kilka luźnych sukienek bądź niezbyt eleganckich spódnic, uznałam, że ta kreacja będzie idealna. Chyba się przeliczyłam i potraktowałam zaproszenie na kolację trochę zbyt „randkowo”.
Przez całą kolację wydawał mi się dziwnie nieobecny. Zawieszał spojrzenie na płomieniach świec, odwracał wzrok, nie odzywał się. Gdy skończyłam jeść porcję dania, które nałożyłam sobie na talerz, zauważyłam, że jego jedzenie jest właściwie nietknięte, tylko trochę rozmazane po talerzu.
Czułam, że coś go dręczy. I bynajmniej nie chodziło o moją sukienkę…
– Dobrze się czujesz? – spytałam, chwytając kieliszek, z którego wzięłam mały łyk słodkiego czerwonego wina.
Zamrugał gwałtownie, niemal mechanicznie kiwając głową.
– Tak…
– Karmiłeś się?
– Tak… – powtórzył, po czym pokręcił lekko głową, jakby chciał odpędzić od siebie jakieś myśli. – Przepraszam. To wszystko… Przepraszam…
Odłożył sztućce na talerz, z trudem przełykając ślinę. Palcami przeczesał włosy, westchnął ciężko i uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
Odnosiłam dziwne wrażenie, że chodzi mu tylko i wyłącznie o moje towarzystwo. Musiało być mu ciężko siedzieć ze mną po tym wszystkim. Nawet po tym, co zaszło między nami rano.
Jak daleko sięgałam pamięcią, zawsze przysparzałam mu kłopotów. Teraz było dokładnie tak samo. Znów to Selenę trzeba było ratować, to o Selenę wszyscy martwili się najbardziej. To było tak oczywiste, że Paul będzie chciał mi pomóc, że nawet przez myśl nie przeszło mi, że on ma przecież swoje zmartwienia, a po tym jak potraktowałam go gdy uratował mi życie pewnie ciężko było mu znosić moje towarzystwo.
– Paul… Nie musimy tego robić – rzuciłam natychmiast.
– Co? – Spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem. – Och… – westchnął, gdy zrozumiał, co miałam na myśli. – Wiem… Nie w tym rzecz. Cieszę się, że tu jesteś.
Uniosłam brwi, odstawiając kieliszek. Z rozbawieniem pokręciłam głową.
– Wiesz, um… Dziś mijają dwa lata od rozpoczęcia twojej przemiany – powiedział, chwytając swój kieliszek.
– Och…
Nie przywiązywałam wielkiej wagi do swojej przemiany w anioła. Na pewno nie tak wielkiej, by świętować jej rocznicę. Po niej stało się tyle nieprzyjemnych rzeczy, że chyba starałam się wyprzeć ten dzień z pamięci.
Nie pamiętałam nawet, jakim cudem doszło do mojej przemiany. Wiedziałam, że byłam wtedy z Paulem we Florencji, w Twierdzy Aniołów, ale…
– Och! – westchnęłam ponownie, gdy zdałam sobie sprawę z tego, do czego zmierza.
Moja przemiana nie bez powodu rozpoczęła się właśnie tego dnia. Paul zabrał mnie do Twierdzy, bo umierałam. Błagał anioły o pomoc. To Angel, ratując mi życie, doprowadziła do mojej przemiany. To tamtego dnia Michael zablokował Paula… Wtedy wszystko zaczęło się psuć…
Paul, widząc, że zrozumiałam, co miał na myśli, wypił całą zawartość kieliszka i ponownie westchnął.
– Tamtego dnia, kiedy Angie cię uleczyła… Chciałem cię tam zostawić – wyznał, chwytając butelkę i dolewając sobie wina.
Zamrugałam z niedowierzaniem, otwierając usta ze zdziwienia.
– Co? – pisnęłam.
Nie do końca docierało do mnie to, co powiedział. Nigdy o tym nie wspominał!
– Byłem przygotowany na to, że tam zostaniesz. Chciałem tego, jeszcze zanim dowiedziałem się, że przechodzisz przemianę – powtórzył, ponownie opróżniając kieliszek. – Kiedy patrzyłem na ciebie… Wiedziałem, że to moja wina.
Słuchałam go w osłupieniu. Starałam się zignorować pojedyncze, coraz mocniejsze ukłucia w okolicy żołądka, które powoli przemieszczały się w stronę serca.
Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Nigdy nie chciałam tak myśleć! Nie obwiniałam go za nic, co wydarzyło się w moim życiu.
Wolf chciał złożyć mnie w ofierze przez przepowiednię, która przewróciła mu w głowie. Elizabeth wykorzystała mnie jako kotwicę przy powrocie z zaświatów ze względu na moją silną energię. Nie przeszłabym przemiany, gdyby Elizabeth nie wróciła. Mama zostawiła mnie, tatę i Krzyśka, bo bała się Wolfa. Kesi nie zmarłaby, gdyby Michael nie rzucił na Paula uroku.
Żadna z tych rzeczy nie stała się przez Paula, a już na pewno nie bezpośrednio przez niego! Wszystko sprowadzało się do tego, że byłam Dzieckiem Księżyca. A nie byłam nim przez Paula…
– Gdybym cię nie poznała, być może już dawno bym nie żyła, a świat pogrążony byłby w chaosie przez Wolfa – powiedziałam, siląc się na spokój. – Zamiast myśleć o tym, ile złego stało się w naszym życiu, mógłbyś choć raz pomyśleć o tym, jak wiele dobrego razem przeżyliśmy…
Paul, wpatrujący się we mnie ze zdziwieniem, gdy zaczęłam mówić, teraz uśmiechnął się. Kiwnął głową z uznaniem, odpływając myślami w przeszłość. Jego twarz rozjaśnił łobuzerski, radosny uśmiech.
– Oj tak… – zaśmiał się. – Niektóre rzeczy były szczególnie dobre…
Błysk w jego oku od razu podpowiedział mi, o czym myślał. Uśmiechnęłam się, spuszczając wzrok i lekko się rumieniąc.
Nastała chwila ciszy, w czasie której oboje zajęliśmy się rozmyślaniem o tej przyjemnej części naszej wspólnej przeszłości. Przed oczami migały mi, jak klatki starego filmu, pełne radości, miłości i czułości momenty, w których czułam się przy nim tak niezwykle wyjątkowa i szczęśliwa. Nasz pierwszy pocałunek, oświadczyny, chwile spędzone na zabawie z Thomasem, noce, w czasie których leżałam wtulona w niego. To, jak niezliczoną ilość razy ratował mnie, troszczył się o mnie, pomagał mi nie tylko wtedy, gdy byliśmy razem.
– Nie spytasz, dlaczego nie zostawiłem cię wtedy w Twierdzy? – Dopełnił swój kieliszek, lekko odchrząknąwszy i ponownie przeniósłszy na mnie wzrok.
– Och… Dlaczego? – spytałam bez większego namysłu.
– Sporo rozmyślałem, kiedy byłaś nieprzytomna. Zastanawiałem się nad tym wszystkim, nad nami – powiedział natychmiast, chwytając kieliszek. – Ale to Angel uświadomiła mi, że musimy być razem. To dzięki niej zrozumiałem, że nigdy nie przestanę cię kochać i że bez siebie po prostu nie mamy prawa bytu…
Jego słowa zaparły mi dech w piersiach. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Otworzyłam usta, jednak niemal natychmiast zamknęłam je z powrotem. Natychmiast przypomniały mi się słowa Melody. „Twoja była dziewczyna, którą wciąż kochasz”.
Odwróciłam wzrok od Paula, który najwyraźniej czekał na moją reakcję. Wpatrując się w skórzaną kanapę, kątem oka zauważyłam, że zacisnął usta i uniósł brwi. Nie był zadowolony z braku odzewu z mojej strony.
Miałam naprawdę wielką ochotę podnieść się z krzesła i rzucić w jego ramiona. Przecież go kochałam, on kochał mnie. Wybaczyliśmy sobie wszystko, co poszło źle. Dlaczego więc nie potrafiłam mu odpowiedzieć, cieszyć się tym? Wszystko miało szansę się ułożyć. Byliśmy sami, odwzajemnialiśmy swoje uczucia, nie było między nami Melody. Elizabeth także nie stanowiła problemu, bo gdyby było inaczej, Paul pewnie nie powiedziałby, że „nigdy nie przestanie mnie kochać”!
Podniósł się od stołu i w ciszy powędrował do kuchni. Odprowadziłam go wzrokiem, bijąc się z myślami. W ciszy obserwowałam, jak wyciąga z szafki butelkę drogiej whisky i pojedynczą kryształową szklaneczkę.
– Wciąż nie lubisz, prawda? – rzucił, dostrzegając mój wzrok i unosząc lekko w górę butelkę z bursztynowym płynem.
Automatycznie pokręciłam głową.
Leżący na szafce w kuchni I-phone zaczął wibrować. Paul zignorował to, nalewając whisky do szklanki.
– Nie odbierzesz? – spytałam.
Paul z nieprzeniknioną miną podniósł telefon. Posłał mi krótkie, puste spojrzenie, w którego głębi dostrzegłam dziwną iskrę.
Bolało go to. Zabolało go, że zignorowałam jego wyznanie.
– Jestem zajęty. Jeśli nie chodzi o Thomasa, to nie dzwoń do mnie – rzucił sucho, natychmiast rozłączając się i rzucając telefon na szafkę. – Dlaczego zgodziłaś się zjeść dziś ze mną kolację? – spytał z lekką irytacją w głosie, wychodząc z części kuchennej. Wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok. – Dlaczego rano mnie pocałowałaś? – Gdy ponownie wzruszyłam ramionami, podszedł do stołu. – Dlaczego spotkałaś się ze mną, żeby mnie ostrzec przed Setem?
– Bo cię kocham! – wykrzyknęłam, zalewając się łzami.
Odstawił szklankę na stół i natychmiast zbliżył się do mnie. Ukucnął przede mną, chwytając moje dłonie. Ucałował je, po czym jedną rękę wyciągnął w stronę mojej twarzy, by delikatnie obetrzeć spływające po policzkach łzy.
– Kocham cię, ale umieram – wyjąkałam, odwracając głowę. – Ile jeszcze mogę pociągnąć bez duszy? Miesiąc? Dwa? To nie ma najmniejszego sensu!
Paul podniósł się z kucek i natychmiast chwycił moją twarz w dłonie. Nie oponowałam. Łzy coraz gęściej wypływały z moich oczu.
– Nie umrzesz, rozumiesz? Nie pozwolę ci umrzeć – powiedział stanowczo, głęboko wpatrując się w moje oczy.

***
Jasnowłosy elf wpatrywał się w umieszczony pod mikroskopem preparat, do którego raz po raz dodawał przeróżne substancje. Skupiony na przedmiocie swoich badań, nie zwracał uwagi na obecną w laboratorium Elizabeth.
Szwędająca się po pomieszczeniu furia traciła cierpliwość. Znudziło ją obserwowanie pochłoniętego badaniami elfa, który już kilka dni nie wychodził z laboratorium. Leo nie spał, nie jadł, nie interesował się niczym poza swoimi próbkami. Wcześniej Elizabeth nie zwracała na to uwagi – spędzała czas na polowaniu, torturowaniu ludzi, wieczorami nachodziła Paula. Obserwowanie zajętego książkami upiora i małego Thomasa, który stał się trochę nadpobudliwy, było zdecydowanie ciekawsze niż siedzenie w sterylnym pomieszczeniu z cichym Leo.
Ale tego wieczora Paul był z Seleną. Normalnie Elizabeth nie przejęłaby się tym i odwiedziła swojego byłego chłopaka, jednak doskonale wiedziała, jak wielkie nadzieje pokładał w tym spotkaniu upiór. W obecnych okolicznościach po prostu nie miała serca mu przeszkadzać.
– Możesz oderwać się od tych wszystkich preparatów? Paulowi nie spieszy się tak bardzo, zrozumie, że musisz spać… – westchnęła ze zniecierpliwieniem, chwytając stojący na jednej z półek słoik, w którym znajdowały się prochy wampira.
Elf z ignorancją machnął rękę.
– Już dawno skończyłem badać DNA Thomasa – powiedział, wciąż nie odrywając się od mikroskopu. – Wynik dodatni. – Dodał beznamiętnie.
Elizabeth odstawiła słoik na półkę i natychmiast podeszła do blondyna.
– Co to znaczy, że „dodatni”?
– Jest odporny jak Paul. Nie przeszkadzaj mi – odpowiedział elf z lekką irytacją. – Mam tu ważniejsze sprawy…
– Ważniejsze niż DNA mojego syna i to, że stał się niemal nieśmiertelną istotą!? – wycedziła furia, siląc się na spokój.
Elf przeniósł wzrok na dziewczynę. Na jego twarzy pojawiła się mieszanina zdziwienia i politowania.
– Od kiedy Thomas jest „twoim synem”? – prychnął. – Myślałem, że rodzicielskie uczucia zostawiłaś w grobie.
Dziewczyna otworzyła usta, by odpowiedzieć, jednak w tej chwili nie przychodziła jej na myśl żadna cięta riposta.
Oczywiście, że zostawiła „rodzicielskie uczucia” w grobie! Nie czuła się związana z Thomasem. Była jego matką tylko z genetycznego punktu widzenia i chciała, żeby tak pozostało. Niepotrzebne były jej zobowiązania, zmartwienia, dramaty, a to właśnie oznaczało rodzicielstwo. Cieszyła się, że Paul wychowuje Toma sam i po swojemu. Nie obchodziło ją nic, co związane z chłopcem, chociaż w głębi duszy musiała przyznać, że jego chwilowa śmierć ją dotknęła.
– Co to? – Szybko zmieniła temat, wskazując na preparat pod mikroskopem.
– Kolejna nieudana próbka DNA Melody – westchnął elf, odsuwając się na krześle od stolika.
– Badasz DNA Melody? Po co!? – wykrzyknęła dziewczyna. – Przecież ta kretynka nie żyje!
Elf splótł ręce na karku i wykonał kilka ruchów głową, chcąc rozprostować kark.
– Wiem – mruknął, przeciągając się. – Zacząłem badać to, zanim zmarła. Coś w niej nie dawało mi spokoju… – westchnął. – Chodzi o to… Paul zarzekał się, że jej nie przemienił, że została porzucona rok przed tym, jak ją poznał. Mówił, że zabijała… Ale jej energia była czysta, świeża. Nie dawało mi to spokoju…
Furia usiadła na stole. Nie przywiązywała większej wagi do energii Melody, jednak musiała przyznać, że nie było to chi rocznego upiora. Przy pierwszym spotkaniu również odniosła wrażenie, że dziewczyna została przemieniona przez Paula. Każdy tak myślał.
– Wielokrotnie w swoim życiu badałem DNA upiorów. Badałem DNA Paula, teraz Thomasa… Nie rozumiem, dlaczego to mi nie wychodzi!
Elizabeth wzruszyła ramionami.
– Może jest zepsute… Kogo to obchodzi…
– Mnie obchodzi! – wykrzyknął elf. – Chodzi o to, że… – Chwycił leżące na blacie notatki, które układały się w gruby stos i zaczął je przeglądać. – Badałem DNA Thomasa zaraz po jego narodzinach. Badałem też materiał Tylera przed i po przemianie. Już wtedy, w Bostonie, udało mi się wyodrębnić fragment, który ulega mutacji przy przemianie. Teraz, dysponując materiałem Toma sprzed czterech lat i nowym, wyodrębniłem ten fragment jeszcze raz, dokładniej. Mogę określić wiek upiora, kto go przemienił, a wszystko dlatego, że zmianie ulega… Nie będę się w to zagłębiał, i tak nie zrozumiesz. 
Furia nie zwróciła uwagi na fragment wypowiedzi Leo, który właściwie powinien ją urazić. Genetyczna gadka elfa zaczynała ją nudzić. Jęknęła w duchu, przeklinając siebie za rozpoczęcie tematu. Znała Leo, w ostatnich miesiącach spędziła z nim mnóstwo czasu. Jak już rozpoczynał jakąkolwiek rozmowę z swoich badaniach, nie mógł przestać i ciągnął ją do końca.
– Jej DNA jest zupełnie inne, dziwne. Myślałem, że nie ma dziwniejszego niż Paula, a jednak… Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Fragment, który ulega mutacji, wygląda, jakby w Melody jeszcze przed przemianą znajdowały się dwie różne osoby, co jest zupełnie niemożliwe… Mógłbym powiedzieć, że próbki były zanieczyszczone, ale niemożliwe, żeby trzy różne były identycznie skażone! Wygląda to tak, jakby po przemianie uległa mutacji tylko jedna połowa fragmentu…
Elizabeth wyprostowała się gwałtownie. Nigdy nie była dobra z biologii, ale dokładnie rozumiała, co Leo chciał jej przekazać. Co więcej, wydawało jej się, że rozumie to bardziej niż on sam…
– Muszę zadzwonić do Paula…

W następnym odcinku: 
– Jest bezczelna, arogancka, niewychowana i nieobliczalna. Nic nie poradzę…
– Zastanawiasz się, czy iść na układ ze mną czy z Leo, tak?
– To była najobrzydliwsza rzecz, jaką mogło zrobić sześcioletnie dziecko. 
– Zaufaj mi! To tylko kwestia czasu, kiedy zorientuje się, że może wrócić, a wtedy wszyscy będziemy mieli przesrane! 

3 komentarze:

  1. Myślałam, że to już koniec z Melody, a tu niespodzianka. Tak szczerze, też nie jestem dobra z biologii (choć mam kilka piątek) i nie rozumiem co Leo miał na myśli mówiąc, że tylko jedna połowa fragmentu uległa mutacji.
    Przeczytałam zapowiedź następnego rozdziału. Obym nie musiała długo czekać na kolejne niespodzianki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to teraz będzie ciekawie. Czyżby jednak Melody miała powrócić? Kurczę, zainteresował mnie ten fragment z Leo. Nie rozumiem o co mu chodziło, ale zastanawia mnie co wydarzy się dalej. Nie chcę, żeby ta dziewczyna znów pomieszała relacje pomiędzy Paulem a Seleną, zwłaszcza gdy teraz zaczyna im się wreszcie dobrze układać. Mam nadzieję, że anielica nie zginie i odzyska swoją duszę. Nie zniosłabym, gdyby musiała pożegnać się z życiem:(
    Czekam już na dalszą część opowiadania i pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry :). Ale dzisiaj leje... ;/. Zabieram się do czytania ^^.
      Zacznę od błędów, dobrze? Wiem, że nie sprawdziłaś rozdziału, ale tak tradycyjnie pozwolę sobie je wypisać, dobrze?

      Siadając do stołu zastanawiałam się, ile pracy i czasu w przygotowania włożył Paul, który również wyglądał nienagannie.
      Przecinek po stołu - będziesz wiedzieć dlaczego.

      To było tak oczywiste, że Paul będzie chciał mi pomóc, że nawet przez myśl nie przeszło mi, że on ma przecież swoje zmartwienia, a po tym jak potraktowałam gdy uratował mi życie pewnie ciężko było mu znosić moje towarzystwo.
      Dłuuugie zdanie :). Dla mnie to zdanie powinno wyglądać tak:
      To było tak oczywiste, że Paul będzie chciał mi pomóc, że nawet przez myśl nie przeszło mi, że on ma przecież swoje zmartwienia, a po tym, jak GO potraktowałam, gdy uratował mi życie, pewnie ciężko było mu znosić moje towarzystwo.

      Nie pamiętałam nawet jakim cudem doszło do mojej przemiany.
      Przecinek po "nawet" - zdanie złożone.

      Chciałem tego jeszcze zanim dowiedziałem się, że przechodzisz przemianę – powtórzył, ponownie opróżniając kieliszek.
      Przecinek po "tego" - zdanie złożone.

      Obserwowanie zajętego książkami upiora i małego Thomasa, który stał się trochę nadpobudliwy było zdecydowanie ciekawsze niż siedzenie w sterylnym pomieszczeniu z cichym Leo.
      Po pierwsze - przecinek po "nadpobudliwy". Po drugie - nie jestem pewna, czy przed "niż" nie trzeba postawić przecinka. Niby mamy tu do czynienia z imiesłowem przysłówkowym, ale... No nic, jak wolisz.

      – Wiem – mruknął, przeciągając się. – Zacząłem badać to zanim zmarła.
      Przecinek po "to" - zdanie złożone.

      No i to tyle :).
      W sumie nie skupiałam się na błędach, a fabule. Ostatnio pokochałam genetykę (ach, te krzyżówki *.*. No i w ogóle dziedziczenie cech... hu hu, ciocia lubi, lubi ^^). Ostatnia część rozdziału mnie zaciekawiła - miałam nadzieję, że dowiem się czegoś przed końcem rozdziału, no ale cóż... Lubisz mnie zaskakiwać xd.
      Selena kocha Paula. Paul kocha Selenę. Ach, cudownie! No nareszcie zaczyna im się układać. Nie waż mi się tego psuć!
      No dobrze, kończę już swoją bezsensowną paplaninę - obydwie wiemy, że masz talent literacki. No nic, wracam do wertowania słownika ortograficznego - polonistka wplątała mnie w jakiś konkurs i muszę się uczyć...
      Pozdrawiam serdecznie ^^. No i czekam na następny rozdział.
      Elif

      Usuń