Rozdział dodaję z lekkim opóźnieniem, bo zwyczajnie nie miałam czasu :D Niby na uczelni większe luzy, jednak zawsze coś wypadnie... Chrzest, impreza, etc... Rozdział oczywiście nie sprawdzony, bo za wielkiego lenia złapałam, ale co tam :D
Za to mam rozdział do przodu, więc zaskoczę Was zapowiedzią ;)
Apartament
Paula został uprzątnięty ze wszystkich rzeczy, które mogły mieć jakikolwiek
związek z Melody. Zniknęły jej ubrania, damskie kosmetyki, kilka gazet, które
rzuciły mi się w oczy, kiedy byłam tam ostatnim razem. Pojawił się za to stół –
prosty, drewniany, w komplecie z czterema krzesłami. Teraz był elegancko
nakryty do kolacji dla dwojga.
Na środku, tuż
obok metalowej misy z sałatką i dwóch dań o nieznanej mi nazwie, stały dwie
świeczki. Sądząc po stopniu ich wypalenia, zostały zapalone na chwilę przed
moim przyjściem. Małe płomienie odbijały się w kieliszkach do czerwonego wina,
do których Paul właśnie nalewał rubinowy płyn.
Wszystko
wyglądało niezwykle romantycznie, idealnie. Siadając do stołu, zastanawiałam
się, ile pracy i czasu w przygotowania włożył Paul, który również wyglądał
nienagannie. Do ciemnych, prostych jeansów ubrał czarny t-shirt i narzucił na
niego sportową, czarną marynarkę. Na luzie, ale z klasą. Imponująco…
Poczułam, że
elegancka, obcisła mała czarna bez ramiączek była zbyt wyzywająca. W domu,
mając do wyboru kilka luźnych sukienek bądź niezbyt eleganckich spódnic,
uznałam, że ta kreacja będzie idealna. Chyba się przeliczyłam i potraktowałam
zaproszenie na kolację trochę zbyt „randkowo”.
Przez całą
kolację wydawał mi się dziwnie nieobecny. Zawieszał spojrzenie na płomieniach
świec, odwracał wzrok, nie odzywał się. Gdy skończyłam jeść porcję dania, które
nałożyłam sobie na talerz, zauważyłam, że jego jedzenie jest właściwie
nietknięte, tylko trochę rozmazane po talerzu.
Czułam, że coś
go dręczy. I bynajmniej nie chodziło o moją sukienkę…
– Dobrze się
czujesz? – spytałam, chwytając kieliszek, z którego wzięłam mały łyk słodkiego
czerwonego wina.
Zamrugał
gwałtownie, niemal mechanicznie kiwając głową.
– Tak…
– Karmiłeś się?
– Tak… –
powtórzył, po czym pokręcił lekko głową, jakby chciał odpędzić od siebie jakieś
myśli. – Przepraszam. To wszystko… Przepraszam…
Odłożył sztućce
na talerz, z trudem przełykając ślinę. Palcami przeczesał włosy, westchnął
ciężko i uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
Odnosiłam
dziwne wrażenie, że chodzi mu tylko i wyłącznie o moje towarzystwo. Musiało być
mu ciężko siedzieć ze mną po tym wszystkim. Nawet po tym, co zaszło między nami
rano.
Jak daleko
sięgałam pamięcią, zawsze przysparzałam mu kłopotów. Teraz było dokładnie tak
samo. Znów to Selenę trzeba było ratować, to o Selenę wszyscy martwili się
najbardziej. To było tak oczywiste, że Paul będzie chciał mi pomóc, że nawet
przez myśl nie przeszło mi, że on ma przecież swoje zmartwienia, a po tym jak
potraktowałam go gdy uratował mi życie pewnie ciężko było mu znosić moje
towarzystwo.
– Paul… Nie
musimy tego robić – rzuciłam natychmiast.
– Co? –
Spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem. – Och… – westchnął, gdy zrozumiał, co
miałam na myśli. – Wiem… Nie w tym rzecz. Cieszę się, że tu jesteś.
Uniosłam brwi,
odstawiając kieliszek. Z rozbawieniem pokręciłam głową.
– Wiesz, um…
Dziś mijają dwa lata od rozpoczęcia twojej przemiany – powiedział, chwytając
swój kieliszek.
– Och…
Nie
przywiązywałam wielkiej wagi do swojej przemiany w anioła. Na pewno nie tak
wielkiej, by świętować jej rocznicę. Po niej stało się tyle nieprzyjemnych
rzeczy, że chyba starałam się wyprzeć ten dzień z pamięci.
Nie pamiętałam
nawet, jakim cudem doszło do mojej przemiany. Wiedziałam, że byłam wtedy z
Paulem we Florencji, w Twierdzy Aniołów, ale…
– Och! –
westchnęłam ponownie, gdy zdałam sobie sprawę z tego, do czego zmierza.
Moja przemiana nie
bez powodu rozpoczęła się właśnie tego dnia. Paul zabrał mnie do Twierdzy, bo
umierałam. Błagał anioły o pomoc. To Angel, ratując mi życie, doprowadziła do
mojej przemiany. To tamtego dnia Michael zablokował Paula… Wtedy wszystko
zaczęło się psuć…
Paul, widząc,
że zrozumiałam, co miał na myśli, wypił całą zawartość kieliszka i ponownie
westchnął.
– Tamtego dnia,
kiedy Angie cię uleczyła… Chciałem cię tam zostawić – wyznał, chwytając butelkę
i dolewając sobie wina.
Zamrugałam z
niedowierzaniem, otwierając usta ze zdziwienia.
– Co? –
pisnęłam.
Nie do końca
docierało do mnie to, co powiedział. Nigdy o tym nie wspominał!
– Byłem
przygotowany na to, że tam zostaniesz. Chciałem tego, jeszcze zanim dowiedziałem
się, że przechodzisz przemianę – powtórzył, ponownie opróżniając kieliszek. –
Kiedy patrzyłem na ciebie… Wiedziałem, że to moja wina.
Słuchałam go w
osłupieniu. Starałam się zignorować pojedyncze, coraz mocniejsze ukłucia w
okolicy żołądka, które powoli przemieszczały się w stronę serca.
Nigdy nie
myślałam o tym w ten sposób. Nigdy nie chciałam tak myśleć! Nie obwiniałam go
za nic, co wydarzyło się w moim życiu.
Wolf chciał
złożyć mnie w ofierze przez przepowiednię, która przewróciła mu w głowie. Elizabeth
wykorzystała mnie jako kotwicę przy powrocie z zaświatów ze względu na moją
silną energię. Nie przeszłabym przemiany, gdyby Elizabeth nie wróciła. Mama
zostawiła mnie, tatę i Krzyśka, bo bała się Wolfa. Kesi nie zmarłaby, gdyby
Michael nie rzucił na Paula uroku.
Żadna z tych
rzeczy nie stała się przez Paula, a już na pewno nie bezpośrednio przez niego!
Wszystko sprowadzało się do tego, że byłam Dzieckiem Księżyca. A nie byłam nim
przez Paula…
– Gdybym cię
nie poznała, być może już dawno bym nie żyła, a świat pogrążony byłby w chaosie
przez Wolfa – powiedziałam, siląc się na spokój. – Zamiast myśleć o tym, ile
złego stało się w naszym życiu, mógłbyś choć raz pomyśleć o tym, jak wiele
dobrego razem przeżyliśmy…
Paul,
wpatrujący się we mnie ze zdziwieniem, gdy zaczęłam mówić, teraz uśmiechnął
się. Kiwnął głową z uznaniem, odpływając myślami w przeszłość. Jego twarz
rozjaśnił łobuzerski, radosny uśmiech.
– Oj tak… –
zaśmiał się. – Niektóre rzeczy były szczególnie dobre…
Błysk w jego
oku od razu podpowiedział mi, o czym myślał. Uśmiechnęłam się, spuszczając
wzrok i lekko się rumieniąc.
Nastała chwila
ciszy, w czasie której oboje zajęliśmy się rozmyślaniem o tej przyjemnej części
naszej wspólnej przeszłości. Przed oczami migały mi, jak klatki starego filmu,
pełne radości, miłości i czułości momenty, w których czułam się przy nim tak
niezwykle wyjątkowa i szczęśliwa. Nasz pierwszy pocałunek, oświadczyny, chwile
spędzone na zabawie z Thomasem, noce, w czasie których leżałam wtulona w niego.
To, jak niezliczoną ilość razy ratował mnie, troszczył się o mnie, pomagał mi
nie tylko wtedy, gdy byliśmy razem.
– Nie spytasz,
dlaczego nie zostawiłem cię wtedy w Twierdzy? – Dopełnił swój kieliszek, lekko
odchrząknąwszy i ponownie przeniósłszy na mnie wzrok.
– Och… Dlaczego?
– spytałam bez większego namysłu.
– Sporo
rozmyślałem, kiedy byłaś nieprzytomna. Zastanawiałem się nad tym wszystkim, nad
nami – powiedział natychmiast, chwytając kieliszek. – Ale to Angel uświadomiła
mi, że musimy być razem. To dzięki niej zrozumiałem, że nigdy nie przestanę cię
kochać i że bez siebie po prostu nie mamy prawa bytu…
Jego słowa
zaparły mi dech w piersiach. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Otworzyłam
usta, jednak niemal natychmiast zamknęłam je z powrotem. Natychmiast przypomniały
mi się słowa Melody. „Twoja była dziewczyna, którą wciąż kochasz”.
Odwróciłam
wzrok od Paula, który najwyraźniej czekał na moją reakcję. Wpatrując się w
skórzaną kanapę, kątem oka zauważyłam, że zacisnął usta i uniósł brwi. Nie był
zadowolony z braku odzewu z mojej strony.
Miałam naprawdę
wielką ochotę podnieść się z krzesła i rzucić w jego ramiona. Przecież go
kochałam, on kochał mnie. Wybaczyliśmy sobie wszystko, co poszło źle. Dlaczego
więc nie potrafiłam mu odpowiedzieć, cieszyć się tym? Wszystko miało szansę się
ułożyć. Byliśmy sami, odwzajemnialiśmy swoje uczucia, nie było między nami
Melody. Elizabeth także nie stanowiła problemu, bo gdyby było inaczej, Paul
pewnie nie powiedziałby, że „nigdy nie przestanie mnie kochać”!
Podniósł się od
stołu i w ciszy powędrował do kuchni. Odprowadziłam go wzrokiem, bijąc się z
myślami. W ciszy obserwowałam, jak wyciąga z szafki butelkę drogiej whisky i
pojedynczą kryształową szklaneczkę.
– Wciąż nie
lubisz, prawda? – rzucił, dostrzegając mój wzrok i unosząc lekko w górę butelkę
z bursztynowym płynem.
Automatycznie
pokręciłam głową.
Leżący na
szafce w kuchni I-phone zaczął wibrować. Paul zignorował to, nalewając whisky
do szklanki.
– Nie
odbierzesz? – spytałam.
Paul z
nieprzeniknioną miną podniósł telefon. Posłał mi krótkie, puste spojrzenie, w
którego głębi dostrzegłam dziwną iskrę.
Bolało go to.
Zabolało go, że zignorowałam jego wyznanie.
– Jestem
zajęty. Jeśli nie chodzi o Thomasa, to nie dzwoń do mnie – rzucił sucho,
natychmiast rozłączając się i rzucając telefon na szafkę. – Dlaczego zgodziłaś
się zjeść dziś ze mną kolację? – spytał z lekką irytacją w głosie, wychodząc z
części kuchennej. Wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok. – Dlaczego rano mnie
pocałowałaś? – Gdy ponownie wzruszyłam ramionami, podszedł do stołu. – Dlaczego
spotkałaś się ze mną, żeby mnie ostrzec przed Setem?
– Bo cię
kocham! – wykrzyknęłam, zalewając się łzami.
Odstawił
szklankę na stół i natychmiast zbliżył się do mnie. Ukucnął przede mną,
chwytając moje dłonie. Ucałował je, po czym jedną rękę wyciągnął w stronę mojej
twarzy, by delikatnie obetrzeć spływające po policzkach łzy.
– Kocham cię,
ale umieram – wyjąkałam, odwracając głowę. – Ile jeszcze mogę pociągnąć bez
duszy? Miesiąc? Dwa? To nie ma najmniejszego sensu!
Paul podniósł
się z kucek i natychmiast chwycił moją twarz w dłonie. Nie oponowałam. Łzy
coraz gęściej wypływały z moich oczu.
– Nie umrzesz,
rozumiesz? Nie pozwolę ci umrzeć – powiedział stanowczo, głęboko wpatrując się
w moje oczy.
***
Jasnowłosy elf wpatrywał
się w umieszczony pod mikroskopem preparat, do którego raz po raz dodawał
przeróżne substancje. Skupiony na przedmiocie swoich badań, nie zwracał uwagi
na obecną w laboratorium Elizabeth.
Szwędająca się
po pomieszczeniu furia traciła cierpliwość. Znudziło ją obserwowanie
pochłoniętego badaniami elfa, który już kilka dni nie wychodził z laboratorium.
Leo nie spał, nie jadł, nie interesował się niczym poza swoimi próbkami.
Wcześniej Elizabeth nie zwracała na to uwagi – spędzała czas na polowaniu,
torturowaniu ludzi, wieczorami nachodziła Paula. Obserwowanie zajętego
książkami upiora i małego Thomasa, który stał się trochę nadpobudliwy, było
zdecydowanie ciekawsze niż siedzenie w sterylnym pomieszczeniu z cichym Leo.
Ale tego
wieczora Paul był z Seleną. Normalnie Elizabeth nie przejęłaby się tym i
odwiedziła swojego byłego chłopaka, jednak doskonale wiedziała, jak wielkie
nadzieje pokładał w tym spotkaniu upiór. W obecnych okolicznościach po prostu
nie miała serca mu przeszkadzać.
– Możesz
oderwać się od tych wszystkich preparatów? Paulowi nie spieszy się tak bardzo,
zrozumie, że musisz spać… – westchnęła ze zniecierpliwieniem, chwytając stojący
na jednej z półek słoik, w którym znajdowały się prochy wampira.
Elf z
ignorancją machnął rękę.
– Już dawno
skończyłem badać DNA Thomasa – powiedział, wciąż nie odrywając się od
mikroskopu. – Wynik dodatni. – Dodał beznamiętnie.
Elizabeth odstawiła
słoik na półkę i natychmiast podeszła do blondyna.
– Co to znaczy,
że „dodatni”?
– Jest odporny
jak Paul. Nie przeszkadzaj mi – odpowiedział elf z lekką irytacją. – Mam tu
ważniejsze sprawy…
– Ważniejsze
niż DNA mojego syna i to, że stał się niemal nieśmiertelną istotą!? – wycedziła
furia, siląc się na spokój.
Elf przeniósł
wzrok na dziewczynę. Na jego twarzy pojawiła się mieszanina zdziwienia i
politowania.
– Od kiedy
Thomas jest „twoim synem”? – prychnął. – Myślałem, że rodzicielskie uczucia
zostawiłaś w grobie.
Dziewczyna
otworzyła usta, by odpowiedzieć, jednak w tej chwili nie przychodziła jej na
myśl żadna cięta riposta.
Oczywiście, że
zostawiła „rodzicielskie uczucia” w grobie! Nie czuła się związana z Thomasem.
Była jego matką tylko z genetycznego punktu widzenia i chciała, żeby tak
pozostało. Niepotrzebne były jej zobowiązania, zmartwienia, dramaty, a to
właśnie oznaczało rodzicielstwo. Cieszyła się, że Paul wychowuje Toma sam i po
swojemu. Nie obchodziło ją nic, co związane z chłopcem, chociaż w głębi duszy
musiała przyznać, że jego chwilowa śmierć ją dotknęła.
– Co to? –
Szybko zmieniła temat, wskazując na preparat pod mikroskopem.
– Kolejna
nieudana próbka DNA Melody – westchnął elf, odsuwając się na krześle od
stolika.
– Badasz DNA
Melody? Po co!? – wykrzyknęła dziewczyna. – Przecież ta kretynka nie żyje!
Elf splótł ręce
na karku i wykonał kilka ruchów głową, chcąc rozprostować kark.
– Wiem –
mruknął, przeciągając się. – Zacząłem badać to, zanim zmarła. Coś w niej nie
dawało mi spokoju… – westchnął. – Chodzi o to… Paul zarzekał się, że jej nie
przemienił, że została porzucona rok przed tym, jak ją poznał. Mówił, że
zabijała… Ale jej energia była czysta, świeża. Nie dawało mi to spokoju…
Furia usiadła
na stole. Nie przywiązywała większej wagi do energii Melody, jednak musiała
przyznać, że nie było to chi rocznego upiora. Przy pierwszym spotkaniu również
odniosła wrażenie, że dziewczyna została przemieniona przez Paula. Każdy tak
myślał.
– Wielokrotnie
w swoim życiu badałem DNA upiorów. Badałem DNA Paula, teraz Thomasa… Nie
rozumiem, dlaczego to mi nie wychodzi!
Elizabeth
wzruszyła ramionami.
– Może jest
zepsute… Kogo to obchodzi…
– Mnie
obchodzi! – wykrzyknął elf. – Chodzi o to, że… – Chwycił leżące na blacie
notatki, które układały się w gruby stos i zaczął je przeglądać. – Badałem DNA
Thomasa zaraz po jego narodzinach. Badałem też materiał Tylera przed i po przemianie.
Już wtedy, w Bostonie, udało mi się wyodrębnić fragment, który ulega mutacji
przy przemianie. Teraz, dysponując materiałem Toma sprzed czterech lat i nowym,
wyodrębniłem ten fragment jeszcze raz, dokładniej. Mogę określić wiek upiora,
kto go przemienił, a wszystko dlatego, że zmianie ulega… Nie będę się w to
zagłębiał, i tak nie zrozumiesz.
Furia nie
zwróciła uwagi na fragment wypowiedzi Leo, który właściwie powinien ją urazić. Genetyczna
gadka elfa zaczynała ją nudzić. Jęknęła w duchu, przeklinając siebie za
rozpoczęcie tematu. Znała Leo, w ostatnich miesiącach spędziła z nim mnóstwo
czasu. Jak już rozpoczynał jakąkolwiek rozmowę z swoich badaniach, nie mógł
przestać i ciągnął ją do końca.
– Jej DNA jest
zupełnie inne, dziwne. Myślałem, że nie ma dziwniejszego niż Paula, a jednak… Nigdy
nie widziałem czegoś takiego. Fragment, który ulega mutacji, wygląda, jakby w
Melody jeszcze przed przemianą znajdowały się dwie różne osoby, co jest
zupełnie niemożliwe… Mógłbym powiedzieć, że próbki były zanieczyszczone, ale
niemożliwe, żeby trzy różne były identycznie skażone! Wygląda to tak, jakby po
przemianie uległa mutacji tylko jedna połowa fragmentu…
Elizabeth
wyprostowała się gwałtownie. Nigdy nie była dobra z biologii, ale dokładnie
rozumiała, co Leo chciał jej przekazać. Co więcej, wydawało jej się, że rozumie
to bardziej niż on sam…
– Muszę zadzwonić do Paula…
W następnym odcinku:
* – Jest bezczelna, arogancka, niewychowana i
nieobliczalna. Nic nie poradzę…
* – Zastanawiasz się, czy iść na układ ze mną czy z
Leo, tak?
* – To była najobrzydliwsza rzecz, jaką mogło zrobić
sześcioletnie dziecko.
* – Zaufaj mi! To tylko kwestia czasu, kiedy zorientuje się, że może wrócić, a wtedy wszyscy będziemy mieli przesrane!
Myślałam, że to już koniec z Melody, a tu niespodzianka. Tak szczerze, też nie jestem dobra z biologii (choć mam kilka piątek) i nie rozumiem co Leo miał na myśli mówiąc, że tylko jedna połowa fragmentu uległa mutacji.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam zapowiedź następnego rozdziału. Obym nie musiała długo czekać na kolejne niespodzianki :)
No to teraz będzie ciekawie. Czyżby jednak Melody miała powrócić? Kurczę, zainteresował mnie ten fragment z Leo. Nie rozumiem o co mu chodziło, ale zastanawia mnie co wydarzy się dalej. Nie chcę, żeby ta dziewczyna znów pomieszała relacje pomiędzy Paulem a Seleną, zwłaszcza gdy teraz zaczyna im się wreszcie dobrze układać. Mam nadzieję, że anielica nie zginie i odzyska swoją duszę. Nie zniosłabym, gdyby musiała pożegnać się z życiem:(
OdpowiedzUsuńCzekam już na dalszą część opowiadania i pozdrawiam serdecznie:)
Dzień dobry :). Ale dzisiaj leje... ;/. Zabieram się do czytania ^^.
UsuńZacznę od błędów, dobrze? Wiem, że nie sprawdziłaś rozdziału, ale tak tradycyjnie pozwolę sobie je wypisać, dobrze?
Siadając do stołu zastanawiałam się, ile pracy i czasu w przygotowania włożył Paul, który również wyglądał nienagannie.
Przecinek po stołu - będziesz wiedzieć dlaczego.
To było tak oczywiste, że Paul będzie chciał mi pomóc, że nawet przez myśl nie przeszło mi, że on ma przecież swoje zmartwienia, a po tym jak potraktowałam gdy uratował mi życie pewnie ciężko było mu znosić moje towarzystwo.
Dłuuugie zdanie :). Dla mnie to zdanie powinno wyglądać tak:
To było tak oczywiste, że Paul będzie chciał mi pomóc, że nawet przez myśl nie przeszło mi, że on ma przecież swoje zmartwienia, a po tym, jak GO potraktowałam, gdy uratował mi życie, pewnie ciężko było mu znosić moje towarzystwo.
Nie pamiętałam nawet jakim cudem doszło do mojej przemiany.
Przecinek po "nawet" - zdanie złożone.
Chciałem tego jeszcze zanim dowiedziałem się, że przechodzisz przemianę – powtórzył, ponownie opróżniając kieliszek.
Przecinek po "tego" - zdanie złożone.
Obserwowanie zajętego książkami upiora i małego Thomasa, który stał się trochę nadpobudliwy było zdecydowanie ciekawsze niż siedzenie w sterylnym pomieszczeniu z cichym Leo.
Po pierwsze - przecinek po "nadpobudliwy". Po drugie - nie jestem pewna, czy przed "niż" nie trzeba postawić przecinka. Niby mamy tu do czynienia z imiesłowem przysłówkowym, ale... No nic, jak wolisz.
– Wiem – mruknął, przeciągając się. – Zacząłem badać to zanim zmarła.
Przecinek po "to" - zdanie złożone.
No i to tyle :).
W sumie nie skupiałam się na błędach, a fabule. Ostatnio pokochałam genetykę (ach, te krzyżówki *.*. No i w ogóle dziedziczenie cech... hu hu, ciocia lubi, lubi ^^). Ostatnia część rozdziału mnie zaciekawiła - miałam nadzieję, że dowiem się czegoś przed końcem rozdziału, no ale cóż... Lubisz mnie zaskakiwać xd.
Selena kocha Paula. Paul kocha Selenę. Ach, cudownie! No nareszcie zaczyna im się układać. Nie waż mi się tego psuć!
No dobrze, kończę już swoją bezsensowną paplaninę - obydwie wiemy, że masz talent literacki. No nic, wracam do wertowania słownika ortograficznego - polonistka wplątała mnie w jakiś konkurs i muszę się uczyć...
Pozdrawiam serdecznie ^^. No i czekam na następny rozdział.
Elif