– Dlaczego mi
nie wierzysz!?
– Bo to absurd!
– krzyknęłam, wychodząc z łazienki. – Gdyby coś stało się Paulowi, Tyler już
dawno by nam o tym powiedział!
Jessica stała w
drzwiach mojego pokoju. Otulona szarą męską bluzą, z mokrymi włosami i
przerażonym spojrzeniem obserwowała uważnie, jak siadałam na łóżku, by założyć
wyciągnięte spod mebla wysokie czarne kozaki. Przygryzała wargi jakby
powstrzymywała łzy.
Starałam się ją
ignorować. Od kilkunastu minut próbowała mi weprzeć, że Paulowi grozi
niebezpieczeństwo, że coś stało się w magazynie, w którym był tego popołudnia z
Justinem. Doskonale wiedziałam, że to nieprawda.
– Och, daj
spokój! – rzuciłam, gdy po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. – Słyszałaś
trzask, nic nie widziałaś. Skąd wiesz, że coś się stało akurat Paulowi? Może to
Justin oberwał… Może właśnie od Paula. Nie zdziwiłabym się.
– Nie wiem…
Melody wyglądała na przerażoną. A ja… Czułam coś złego w powietrzu – szepnęła
łamiącym się głosem.
Wciągnęłam
buty, po czym wstałam z łóżka i podeszłam do drżącej blondynki.
– Jess, Paul
jest bezpieczny, rozumiesz? – powiedziałam stanowczo z przekonującym uśmiechem.
– Nikt nic mu nie zrobi. Nad wszystkim panuję.
Pokiwała głową.
Klepnęłam ją w ramię i podeszłam do komody. Otworzyłam środkową szufladę i
wyrzuciłam znajdującą się w niej bieliznę na szafkę. Podważywszy scyzorykiem
dno odsłoniłam ukryty schowek, z którego wydobyłam srebrny nóż od Paula.
– Coś mówiłaś o
Melody… To ta tapirowana wywłoka, prawda? – rzuciłam spokojnie, chowając nóż w
cholewkę buta. – Ta, która mnie zaatakowała…?
Jessica
nieznacznie skinęła głową. Piękna szatynka, która przyszła z Paulem do mojego
domu naprawdę mnie zaintrygowała. Z zachowania mojego byłego narzeczonego
wynikało, że są teraz razem… Pewnie krótko, skoro wciąż traktował ją jak
księżniczkę i całkiem niedawno wyjechał z Polski.
Wyczułam wtedy
jej upiorzą moc. Była naprawdę słaba. Od śmierci Michaela często miałam kontakt
z upiorami, ale żaden z nich nie był tak wątły. Z tego co opowiadał mi Paul
wynikało, że po przemianie człowiek staje się silniejszy, bystrzejszy,
sprytniejszy… Widziałam to zresztą po swoim bracie – w czasie zmieniania się w
upiora Krzysiek był naprawdę rozbity i osłabiony, ale szybko nabrał ogłady i
wprawy w upiorzych sprawach. Melody musiała więc przejść przemianę naprawdę
niedawno lub wciąż być w jej trakcie.
– To Paul ją
przemienił? – spytałam niby od niechcenia, wracając na łóżko.
– Nic mi o tym
nie wiadomo – mruknęła Jess. – Nie mówiła. Powiedziała tylko, że żywi się
aniołami i ma problemy z panowaniem nad sobą. Ale wątpię, żeby Paul stał za jej
przemianą…
– Dlaczego?
Stworzył sobie idealną ukochaną. Na wieki – rzuciłam, grzebiąc w torebce by
znaleźć puder. – Mogą hasać razem po Bostonie i wspólnie polować na anielskie
energie… Aż do końca świata… – powiedziałam, siląc się na spokój.
– Mówiła, że
poznali się na balu charytatywnym… Raczej nie wspominała tego źle – wtrąciła
szybko Jessica, otulając się bluzą. – Zresztą nie sądzę, żeby Paul… Gdyby był
zdolny do czegoś takiego, przemieniłby sobie kogoś po śmierci Liz.
Pokiwałam
głową. Przed oczami stanął mi obraz z ich wizyty w moim salonie… To, jak Paul
ją przytulał, uspakajał, jak patrzył w jej oczy… A ja stałam tam, nie mając
zielonego pojęcia, co tak naprawdę się stało. Weszłam do swojego domu, do
własnego salonu i jakaś wypacykowana dziewuszka rzuciła mi się do gardła. Nie
mam pojęcia, jakim cudem udało mi się wtedy zablokować energię… Ale gdyby mi
się nie udało, pewnie byłabym martwa. I nawet Tyler nie zdołałby mnie uratować,
bo Paul zabronił mu choćby zbliżyć się do Melody.
– Sel…
– Jak długo są
razem? – spytałam trochę nieobecnym głosem.
Jessica
zawahała się. Podniosłam na nią wzrok, usiłując przybrać obojętny wyraz twarzy.
– Dwa miesiące…
Zakręciło mi
się w głowie. Od śmierci Michaela minęły dwa miesiące… Co by oznaczało, że ich
związek rozpoczął się zaraz po powrocie Paula do Bostonu. Zabił nasze dziecko,
omal nie zabił także mnie, odebrał mi wszystko co miałam i ot tak, z lekkim
sercem, ułożył sobie życie…
– Sel… –
szepnęła Jessica, robiąc krok w stronę łóżka.
– Idź już –
rzuciłam szybko, powstrzymując łzy. – Zaraz przyjdzie Set.
***
– Napijesz się
czegoś?
– Załatwmy to
szybko.
Paul obszedł
starą, stojącą w małym saloniku kanapę, posyłając kobiecie niezbyt zaciekawione
spojrzenie. Marta pokiwała głową ze zrozumieniem.
W pomieszczeniu
panował półmrok. Zasunięte zasłony miały zapewnić im prywatność i zwiększyć
bezpieczeństwo, chociaż Paul nie wierzył w skuteczność takich środków. Poza
tym, jak mógł czuć się swobodnie, skoro od kilku dni chodziły za nim duchy
zabitych przez niego osób, a Kasandra zdawała się nie odstępować go na krok.
Blada postać rudowłosej dziewczyny była najczęściej widywanym przez niego
duchem i pojawiała się właściwie wszędzie…
Teraz stała pod
oknem. Gdy spojrzał na nią kątem oka, uśmiechnęła się. Często to robiła. Nigdy
się nie odezwała, ale uśmiech pojawiał się na jej twarzy jakby cieszyła ją
możliwość bliskiej obserwacji Paula.
Gwałtownie
zwrócił wzrok w stronę stojącego przed oknem, odwróconego tyłem do salonu
fotela. Wyczuł anielską, znajomą energię. Pojawiła się nagle, gdy istota ją
odblokowała. Paul spojrzał na Martę, uśmiechając się złośliwie.
– Serio?
Wentworth? – prychnął z rozbawieniem. – Przez telefon mówiłaś, że to ważne…
Gdybym wiedział, że chodzi o Twierdzę nie spławiłbym Melody…
– Też miło cię
widzieć, Paul…
Chłopak wzrostu
Browna podniósł się z fotela. Brązowe włosy okalały jego delikatną twarz z
włoskimi rysami. Oblicze anielskiego przywódcy rozjaśnił lekki uśmiech, którego
Paul nie odwzajemnił. Ostatnie czego pragnął to spotkanie z aniołami z
Twierdzy. Zwłaszcza po tym, co stało się dwa miesiące wcześniej…
– Mogłeś
przysłać dobrą whisky. Albo chociaż kosz z owocami… Niepotrzebnie fatygowałeś
się aż tutaj – rzucił, siląc się na spokój.
Młody Wolf
uśmiechnął się szerzej.
– Po prostu
pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć, co tak naprawdę ostatnio dzieje się między
zbuntowanymi aniołami a upiorami – powiedział spokojnie.
Paul spojrzał
na anioła z zainteresowaniem, ale w środku poczuł niepokój. Leo i Tyler
uraczyli go suchymi faktami na temat zabójstw, ale dotychczas to mu
wystarczało. Duchy, które nawiedzały go od wizyty na miejscu zbrodni, oraz
stojący przed nim Wentworth rozbudziły jego ciekawość.
Wentworth
okrążył fotel i zbliżył się do Browna na kilka kroków. Poruszał się z niezwykłą
gracją, ale jednocześnie pewnie jak na prawdziwego szlachcica przystało. Jego
wzrok powędrował do wciąż stojącej w wejściu Marty.
– Dziękuję,
Marto. Zostaw nas samych – zwrócił się do niej.
Paul kątem oka
odprowadził kobietę do frontowych drzwi, przez które chwilę później wyszła na
dwór. Zapach jej energii słabł z sekundy na sekundę, co oznaczało, że oddala
się od domu.
– Leo wszystko
mi powiedział. Nie radzicie sobie, ale wierzę w was – rzucił szyderczo, unosząc
w górę zaciśnięte kciuki. – Liczę na to, że nie zginiecie.
Młody Włoch
uśmiechnął się pod nosem. Usiadł na kanapie, a Paul przeczesał palcami włosy.
– Powiedzmy, że
Leo nie jest jednym z moich najbardziej zaufanych współpracowników… – posłał
upiorowi znaczące spojrzenie.
Paul nie krył
zdziwienia. Z tego co mówił Leo wynikało, że Twierdza informuje go o wszystkich
poczynaniach w sprawie zbuntowanych aniołów. A jednak było coś, czego elf nie
wiedział – Wentworth zdecydowanie dał mu to do zrozumienia.
Ale skoro Went
nie ufał Leo (co dla Paula było czystym nieporozumieniem, bo ze wszystkich
istot na świecie to właśnie Leo był najbardziej godny zaufania), to dlaczego z
nim „współpracował”? Dlaczego przekazał mu tyle informacji, wciągnął go w to? I
na koniec, dlaczego postanowił rozmawiać o tym z Paulem?
– Twój
przyjaciel za szybko i za mocno zainteresował się całą sprawą… I wszędzie
pojawia się z furią. Nie lubię jej – odpowiedział anioł, wzdychając ciężko. –
Moja siostra ci ufa. Ja także. Uratowałeś nas od zagłady ze strony mojego ojca…
Uratowałeś Selenę.
Na dźwięk jej
imienia Paul natychmiast napiął wszystkie mięśnie. Prawda była taka, że gdy
tylko nie spędzał czasu z Melody od razu zaczynał myśleć właśnie o ukochanej
anielicy. Im dłużej przebywał w Polsce tym częściej zadawał sobie pytanie
„dlaczego?”. Dlaczego go rzuciła…
– To grząski
grunt – wycedził.
Wentworth
uniósł brew, zaciskając wargi, jakby nie miał pojęcia co powiedzieć. W końcu
chrząknął lekko.
– Nie mówiłem
tego Leo, ale mamy portret psychologiczny sprawcy…
– Sprawców –
poprawił Paul, zakładając ręce na piersi.
– Nie. Sprawcy
– sprostował Wentworth. – A przynajmniej mózgu całej tej masakry… Nie zabija
jedna osoba, ale zabijają na zlecenie, rozkaz…
– Bardzo
sprecyzowane – zakpił Paul, unosząc brwi. – Coś więcej?
– Nie wiemy jak
wygląda i jakiej jest rasy… Wiemy, że ma wielką moc, nie jest aniołem i poluje
jedynie na określony rodzaj upiorów. Nie ma to nic wspólnego z Seleną czy tobą…
– anioł z trudem przełknął ślinę. – Ofiarami, tymi zaplanowanymi, są upiory
płci męskiej z dość… Burzliwą
przeszłością – powiedział, a gdy Paul posłał mu pytające spojrzenie, Wentworth
westchnął ciężko. – W przeszłości… Bliższej lub dalszej… Każdy z nich zabił przynajmniej
jedno dziecko.
– To jakieś
żarty! – prychnął Paul nim zdążył ugryźć się w język, czując, że zaczyna mu się
kręcić w głowie.
– Dobrze się
czujesz?
Paul ocknął się
z zamyślenia, oderwawszy wzrok od stojącego pod oknem ducha małego chłopca.
Spojrzał na podającą mu szklankę z whisky Melody, wziął głęboki wdech i pokiwał
głową.
– Nie gorzej
niż zwykle – powiedział, zabrawszy szklankę od dziewczyny. – Dziękuję.
Melody usiadła
na kanapie tuż obok Paula, założywszy nogę na nogę poprawiła jego szary, ledwo
zakrywający koronkową bieliznę t-shirt, który miała na sobie. Chwyciła lampkę
czerwonego wina i wzięła mały łyk, po czym delikatnie musnęła ramię chłopaka, uśmiechając
się pocieszająco.
To był ich
pierwszy wieczór w jego starej, dwupoziomowej kawalerce, w której mieszkał na
krótko przed wyprowadzką do Bostonu. Niemal czuł w powietrzu zapach energii
Seleny, która kilka razy spała na piętrze, a rankiem, jeszcze przed przyjazdem
Melody z ostatnimi torbami z hotelu, zmywał z jasnej, skórzanej kanapy ślady
krwi anielicy.
– Jak głowa?
– Lepiej. Albo
po prostu się przyzwyczaiłem – rzucił, obracając kryształową szklaneczkę w
dłoni.
Objął Melody
ramieniem, a ta oparła się o niego i uśmiechnęła błogo. Ostatnio spędzali ze
sobą znacznie mniej czasu, ale Paulowi specjalnie to nie przeszkadzało.
Momentami odnosił wrażenie, że właśnie taka jest prawidłowa kolej rzeczy, że
właśnie tak powinien wyglądać ich związek. Zaraz potem jednak dopadały go
ogromne wyrzuty sumienia. Byli przecież parą, a Melody dopiero co wyznała mu
miłość! Nie powinien jej w żaden sposób odrzucać, odsuwać od siebie! Nie miał
przecież żadnego powodu…
Rozmyślania
przerwał mu dzwonek do drzwi. Gwałtownie poderwał się z kanapy, w myślach
dziękując niespodziewanemu gościowi za wyzwolenie go od niepotrzebnego
analizowania związku z Melody.
– Spodziewasz
się kogoś? – spytała zdziwiona dziewczyna, unosząc sceptycznie brwi.
– Nie… Nie! –
rzucił szybko, wypijając jednym haustem resztę bursztynowego napoju. – Wiesz,
Tommy… Może Tyler… Nieważne… – machnął ręką, zdając sobie sprawę z tego, że
tylko się pogrąża.
Pospiesznie
odstawił szklankę i narzucił na siebie bluzę, po czym podszedł do drzwi. Melody
w tym czasie wstała z kanapy i udała się na piętro, mrucząc coś pod nosem.
Brązowowłosa
dziewczyna stojąca w progu jego mieszkania przeczesała palcami włosy, usiłując
przywołać naturalny uśmiech. Gdy jej to nie wyszło, nerwowo przestąpiła z nogi
na nogę i schowała dłonie do kieszeni czarnego płaszcza.
– Co ty tu
robisz? – spytał Paul przyciszonym głosem.
Selena lekko
wzruszyła ramionami. Spuściła wzrok, nie przestając dreptać w miejscu. Mimo, iż
blokowała swoją energię, Paul wyczuwał jej zdenerwowanie i zakłopotanie. Unikał
jednak spojrzenia na jej twarz, w piękne czekoladowe oczy…
– Możemy… Porozmawiać?
– spytała cicho, kątem oka zaglądając przez ramię Paula do wnętrza mieszkania.
– Nie – rzucił
natychmiast. – Nie mamy o czym – dodał, gdy dziewczyna podniosła na niego
zdziwione spojrzenie.
– Ja…
– Paul…!? – gdy
dobiegł ich z piętra głos Melody, Selena ponownie spuściła wzrok, a Paul z
trudem przełknął ślinę.
– Zaraz
przyjdę, skarbie! – odkrzyknął.
Wyszedł na
klatkę schodową, zamykając za sobą drzwi od mieszkania, o które natychmiast się
oparł.
– Nie mamy o
czym rozmawiać – powtórzył.
– Chciałam
tylko… Chciałam… – wyjąkała dziewczyna. – Proszę, pozwól mi!
Serce zabiło mu
mocniej, a żyła na skroni zapulsowała. Z jednej strony naprawdę chciał
wysłuchać Seleny. Naprawdę miał nadzieję, że może wreszcie dowie się dlaczego
postanowiła zakończyć ich związek w taki sposób i w takim momencie, ale z
drugiej strony… Coś w głębi serca podpowiadało mu, że wcale nie jest gotowy by
wracać do tamtego dnia. Spojrzał na stojącego przy schodach bladego chłopca
okrytego lekką mgłą i pomyślał, że wcale nie chce tego usłyszeć. Po prostu –
nie.
– Nie, Seleno!
Nie! – rzucił podniesionym głosem. – Wystarczająco jasno wyraziłaś się, kiedy
wykrzyczałaś mi w twarz, że mnie nienawidzisz. Pojąłem już wtedy.
Dziewczyna
zamknęła oczy. Lekko pokiwała głową, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Paul
natychmiast odwrócił wzrok – mimo wszystko wciąż łzy Seleny działały na niego
tak, jak wcześniej…
– Po prostu…
Przepraszam – wyjąkała, odwracając się w stronę schodów.
W następnym odcinku:
* – Paul…
Zrobiłam coś bardzo złego – jęknęła z przestrachem, odgarniając mokry kosmyk z
twarzy.
* – Masz rację – szepnął, przychylając się do mojej
twarzy. – Masz absolutną rację, aniołku. Jutro też jest dzień, a Brown nigdzie
się nie wybiera…
* – Zaprzedałaś duszę.
* – ... zabiłeś moje dziecko!!
nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu !! :)))
OdpowiedzUsuńjeeej! Wreszcie padnie hasło : zabiłeś moje dziecko~! MUSZĘ wiedzieć jak zareaguje ..!
OdpowiedzUsuńtaka-se-nazwa.blog.onet.pl