– Paul…
Zrobiłam coś bardzo złego – jęknęła z przestrachem, odgarniając mokry kosmyk z
twarzy.
***
Poprzedniego dnia
– Tommy
zostanie u nas przez kilka dni – oświadczył
Tyler, gdy wróciłam do domu.
– Jasne.
Oczywiście – rzuciłam, kierując się wprost na schody.
Nawet nie
zajrzałam do salonu, w którym Ty siedział z Thomasem. Udałam się prosto do
swojego pokoju.
Zamknęłam
drzwi, oparłam się o nie i powoli osunęłam na ziemię.
Za każdym razem
było gorzej. Gdy mijała wściekłość, znikała wola walki i pragnienie zemsty,
pojawiał się ból i smutek, strach. Niewyobrażalne wyrzuty sumienia. Gdy
zamykałam oczy, śmierć tych upiorów stawała mi przed oczami.
Nie bałam się
zdemaskowania. Nie bałam się kary. Przerażało mnie coś zupełnie innego,
ale miałam pojęcia, co. Po prostu, w
głębi duszy czułam, że stanie się coś naprawdę złego..
– Idziemy.
Podniosłam
wzrok na stojącego przed zamkniętym oknem czarnowłosego chłopaka w skórze.
Odgarnął z czoła niesforny kosmyk średniej długości czarnych, potarganych
włosów, a jego twarz wykrzywił złośliwy uśmiech.
Pokręciłam
lekko głową, jednocześnie starając się powstrzymać drżenie całego ciała.
– Zabiłam dziś
dwa upiory… Muszę odpocząć – powiedziałam, a gdy na twarzy chłopaka pojawiła
się złość, z trudem przełknęłam ślinę. – Set, proszę… – jęknęłam błagalnie. – Jutro
też jest dzień i…
Z twarzy
chłopaka zniknęła złość, którą zastąpił ten sam uśmieszek, który zwykle gościł
na jego obliczu. Powoli podszedł do mnie, a jego dumne kroki odbiły się cichym
echem od ścian mojej sypialni. Ukucnął, wyciągając rękę w stronę mojej twarzy.
Drgnęłam, gdy poczułam chłód jego bladej skóry.
Dlaczego za
każdym razem tak to na mnie działało? Przecież tyle razy czułam chłód bijący od
upiorzej skóry Paula i wcale mnie to nie ruszało. A po jego wyjeździe
schodziłam w nocy do salonu, siadałam blisko Tylera i chwytałam jego upiorzą
dłoń, bo jej temperatura po prostu mnie uspakajała.
Ale chłód
bijący od Seta był zupełnie inny. Z każdym dniem, z każdym zabójstwem, którego
wspólnie dokonywaliśmy, jakby rósł w siłę, pogłębiał się. Stawał się
mroczniejszy, podczas gdy ja byłam coraz bardziej wyczerpana psychicznie i
fizycznie. To było niepokojące.
– Masz rację –
szepnął, przychylając się do mojej twarzy. – Masz absolutną rację, aniołku.
Jutro też jest dzień, a Brown nigdzie się nie wybiera…
Zamrugałam
kilkakrotnie, gwałtownie podnosząc się z ziemi.
– Mieliśmy
umowę! – pisnęłam z mieszaniną przerażenie i oburzenia. – Mieli ginąć tylko
zabójcy dzieci i ciężarnych! Tyler nie skrzywdził żadnego dziecka!
Set uśmiechnął
się szerzej, a jego czarne oczy zabłyszczały.
Natychmiast
zrozumiałam. Nie mówił o Tylerze.
– Nie możesz… –
zaczęłam, ale głos ugrzązł mi w gardle.
– Oczywiście,
że mogę. Ja mogę wszystko – zaśmiał się. – A nawet muszę. Zgodnie z naszą umową…
– Umowa nie
obejmowała Paula! – krzyknęłam.
– Obiecałem, że
pomogę ci pomścić śmierć twojego dziecka. Ja nie łamię danego słowa – rzucił
spokojnie, przypierając mnie do drzwi.
– Nie chciałam
tego – wyjąkałam łamiącym się głosem.
– Ale ja
chciałem. To wystarczy – wyszeptał mi w twarz. – Przehandlowałaś swoją duszę za
śmierć upiorów, które zabijały dzieci. Brown jest jednym z nich. A ponieważ
twoja dusza i moc należą już do mnie, to i tak zrobisz co ci każę.
***
Czarny Aston
Martin zjechał z obwodnicy wprost do lasu. Gdy silnik zgasł, a wycieraczki
przestały pracować, lecący z nieba biały pył natychmiast zaczął zasypywać
przednią szybę.
– Długo
będziesz tak stała? – rzucił kierowca, lekko uchylając okno.
W zaroślach coś
się poruszyło. Dokładnie okryta szalem, ubrana w gruby płacz Selena Majewska
wyszła na ścieżkę. Uważnie rozejrzała się wokół, robiąc kilka niepewnych kroków
w stronę samochodu. Długie, czarne kozaki na szpilce nie były najlepszym
obuwiem na taką pogodę.
– Streszczaj
się, mam randkę – powiedział Paul, gdy tylko dziewczyna wsiadła do samochodu.
– Nikt za tobą
nie jechał? – spytała cicho.
– Oczywiście,
że tak – rzucił złośliwie, a gdy dziewczyna poruszyła się niespokojnie,
westchnął. – Jestem pewny, że nie.
Nie odetchnęła
z ulgą, ale ściągnęła kaptur płaszcza, z którego śnieg posypał się na skórzane
fotele.
Rankiem Selena
kilkanaście razy dzwoniła do Paula z prośbą o spotkanie. W końcu chłopak uległ,
zresztą nie z własnej woli. Namówił go do tego Justin, twierdząc, że może to
być coś ważnego.
Chłopak zmrużył
oczy, przyglądając się dziewczynie. Była o wiele bledsza niż poprzedniego
wieczora, gdy przyjechała do jego mieszkania. Oczy miała podkrążone,
zaczerwienione, spojrzenie przestraszone, usta spierzchnięte. Lekko drżała, a w
powietrzu dało się wyczuć jej strach. Paul nigdy nie widział jej tak
przerażonej.
– Co się stało?
– Paul…
Zrobiłam coś bardzo złego – jęknęła z przestrachem, odgarniając mokry kosmyk z
twarzy.
Brown wziął
głęboki wdech i obrócił się w stronę dziewczyny.
To nie wróżyło
niczego dobrego.
– Zdefiniuj jak
„bardzo złego” – poprosił, a gdy dziewczyna spuściła wzrok i skuliła się,
jęknął. – Seleno Majewska, w coś ty się znów wpakowała…?
Przekręcił
kluczyk w stacyjce, a gdy Selena spojrzała na niego pytająco, westchnął.
– Coś czuję, że
ta rozmowa potrwa dłużej niż planowałem i chyba będę musiał się napić.
Spięta
dziewczyna usiadła na jasnej, skórzanej kanapie. Nie rozglądała się po wnętrzu
mieszkania, zresztą nie było ku temu powodów – dobrze je znała, często w nim
bywała.
Gdy przekręcił
klucz w zamku, Selena podskoczyła ze strachu. Uważnie rozejrzała się po
pomieszczeniu, jakby kogoś szukając.
– Melody jest
na zakupach. Jesteśmy sami – zapewnił, ściągając płaszcz.
Wzrok Paula
padł na stojącą w części kuchennej Kasandrę. Blada, rudowłosa postać dziewczyny
wpatrywała się w Selenę, a jej jasną twarz przepełniała ból. Coś w tym
troskliwym spojrzeniu ducha najlepszej przyjaciółki Seleny kazało Paulowi
sądzić, iż sprawa, z którą przyjechała dziewczyna, jest poważna.
– Zmarli wciąż
kontaktują się z tobą poprzez sny? – spytał, podchodząc do kanapy.
Wpatrująca się
w przestrzeń przed sobą Selena ocknęła się z zamyślenia. Pokręciła głową, ale
jej wzrok wydał się Paulowi dziwnie nieobecny. Uwagę przykuła także energia –
słaba, ledwie wyczuwalna, nieco mroczna i pusta…
– Seleno, kiedy
ostatni raz spałaś?
– Ja… Ja nie
sypiam – szepnęła, podrywając wzrok na Browna.
– Słucham?
Jesteś aniołem, nie upiorem. Anioły sypiają.
– Ja nie. Już
nie…
Paul usiadł tuż
obok dziewczyny, która teraz unikała spojrzenia na niego. Delikatnie położył
dłoń na jej policzku, chcąc obrócić twarz w swoją stronę. Nie opierała się, ale
wciąż wpatrywała w ziemię.
Znał tylko trzy
przypadki, w których brak snu był dla istot naturalny… Dwa z nich mógł wykluczyć
od razu – Selena nie była upiorem ani wampirem.
Choć nigdy nie
chciał dla niej takiego życia, teraz modlił się, żeby jednak okazała się
przechodzić przemianę w upiora. Trzecia opcja była chyba najgorszą z rzeczy,
która mogła komukolwiek się przytrafić…
– Zaprzedałaś
duszę – szepnął z przestrachem, a gdy dziewczyna nie zareagowała, lekko
szarpnął ręką, która wciąż spoczywała na jej policzku. – Sel… Powiedz, że to
nieprawda… – poprosił, gdy spojrzała na niego.
Czekoladowe
oczy dziewczyny wypełniły się łzami, a Paul poczuł jak pęka mu serce. Zniósł
rozstanie z Seleną, ale nie przeżyłby jej śmierci! Do tego właśnie sprowadzało
się zaprzedanie duszy – do powolnej, bolesnej, nagłej, niewyjaśnionej śmierci,
która tak naprawdę dla danej osoby była wyzwoleniem.
– Dlaczego…? –
szepnął, delikatnie głaszcząc ją po policzku.
– Nie przyszłam
tu o tym rozmawiać – rzuciła nagle, odsuwając się gwałtownie, po czym otarła
spływającą po policzku łzę.
– Skoro już tu
jesteś to mam prawo wiedzieć! Seleno, dlaczego!?
– Bo zabiłeś
moje dziecko!! – wykrzyknęła, podnosząc się z kanapy.
Niemal
natychmiast przeniósł wzrok na stojącego przy oknie ducha małego chłopca, który
wpatrywał się w nich z dziecięcą ufnością. W głowie zahuczały mu słowa Justina:
Dusza
niemowlęcia lub nienarodzonego dziecka po śmierci przyjmuje kształt, jaki
miałaby, gdyby dziecko skończyło rok. Malec wyglądał na około roczne
dziecko, ale tak naprawdę nim nie był.
Wstał z kanapy,
bez słowa mijając trzęsącą się Selenę. Powoli podszedł do stołu, kucając
dokładnie przed duchem malca, którego delikatną twarzyczkę rozjaśnił uśmiech.
Chłopiec miał błyszczące, czekoladowe oczy zupełnie jak Selena… A jego
spojrzenie zdawało się sięgać w głąb duszy… Dokładnie tak jak Paula.
Brown stłumił
napływające do oczu łzy, wstrzymując oddech zacisnął pięści. Podniósł się i
minął chłopca, po czym zupełnie spokojnie podszedł do nowoczesnego stołu z
czterema krzesłami. Chwilę później jedno z nich cisnął w stronę schodów na
piętro. Stół przewrócił z rozmachem, a stojący na nim pusty wazon rozbił się na
setkę kawałków.
– Paul…
– Nic nie mów…
Idź na górę – wycedził, nawet nie spoglądając w stronę płaczącej Seleny, która
natychmiast pobiegła na piętro.
Nie musiała nic
mówić. Wiedział jak do tego doszło. Przed oczami, jak kadry starego filmu,
przeleciały mu wspomnienia z tamtego wieczoru i nocy… Znów poczuł wyjątkowo
silną, wzmożoną energię dziewczyny, niemal słyszał jak zdenerwowana oznajmiała,
że musi mu coś powiedzieć. Ale on jej nie pozwolił… Nie dał jej dojść do słowa,
bo w tamtym momencie priorytetem było zabicie Wolfa.
Dlaczego nie
wiedział!? Powinien był wiedzieć! Był najsilniejszym ze wszystkich upiorów, a
nie wyczuł energii własnego dziecka, które nosiła jego dziewczyna!? Powinien
wyczuć to jako pierwszy, jeszcze zanim sama Sel się dowiedziała.
W lesie, gdy
karmił się nią, jej silna energia nagle uległa zmianie, bo Selena się
zablokowała. Nie chciała dopuścić, by wysysał jej chi podczas gdy była w ciąży.
Zablokowała
swoją energię… Ale nie energię dziecka, którą się nakarmił…
Kopnął
przewrócony stół, po czym oparł się o ścianę i osunął na ziemię, ukrywając
twarz w dłoniach. Zadrżał, zalewając się łzami.
Nic dziwnego,
że Selena go znienawidziła. On sam siebie też nienawidził…
Zrobiłby
wszystko, by cofnąć czas.
Zrobiłby
wszystko, by to naprawić…
– Nie prosiłaś
o rozmowę, żeby mi to wyznać… – powiedział cicho, ocierając twarz z łez i
podnosząc wzrok.
Siedząca na
schodach Selena z trudem przełknęła ślinę. Drżała ze strachu. Westchnął ciężko,
podnosząc się z ziemi. Otarł resztki łez i zmierzwił włosy.
– Podejrzewam, że ta zła rzecz, którą zrobiłaś, to nic w porównaniu do
tego…– westchnął, unikając spojrzenia na dziewczynę. – Potrzebujesz snu.
Później o tym porozmawiamy.
W następnym odcinku:
* Ciepła, męska
dłoń delikatnie spoczęła na moim policzku. [...] Poczułam bijące od niego ciepło i przytuliłam się do jego
dłoni.
* – Set? – powtórzył głucho. – Set, Seleno?
* – Ściągnąłeś na siebie demona!?
– To nie demon, tylko bóg!
Niewiarygodna część. Przeczytałam ją dwa razy. To tak, jakby cofnąć się w czasie do momentu, w którym oni byli razem. Niesamowita część. Czekam na następną z ogromnym zniecierpliwieniem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Genialny rozdział, chcę więcej *.*
OdpowiedzUsuńNareszcie ten cymbał ogarnął że jest mordercą dzieci! Wkurzaaałam się na niego strasznie. Co nie zmienia faktu, że genialnie piszesz i ciągle chcę więcej i więcej!
OdpowiedzUsuńtaka-se-nazwa.blog.onet.pl
Jakie ostre słowa ;)
Usuńbo mnie strasznie irytuje Paul :D
Usuń