niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 9 cz. II



– Paul… Zrobiłam coś bardzo złego – jęknęła z przestrachem, odgarniając mokry kosmyk z twarzy.
***
Poprzedniego dnia

– Tommy zostanie u nas przez kilka dni  – oświadczył Tyler, gdy wróciłam do domu.
– Jasne. Oczywiście – rzuciłam, kierując się wprost na schody.
Nawet nie zajrzałam do salonu, w którym Ty siedział z Thomasem. Udałam się prosto do swojego pokoju.
Zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i powoli osunęłam na ziemię.
Za każdym razem było gorzej. Gdy mijała wściekłość, znikała wola walki i pragnienie zemsty, pojawiał się ból i smutek, strach. Niewyobrażalne wyrzuty sumienia. Gdy zamykałam oczy, śmierć tych upiorów stawała mi przed oczami.
Nie bałam się zdemaskowania. Nie bałam się kary. Przerażało mnie coś zupełnie innego, ale  miałam pojęcia, co. Po prostu, w głębi duszy czułam, że stanie się coś naprawdę złego..
– Idziemy.
Podniosłam wzrok na stojącego przed zamkniętym oknem czarnowłosego chłopaka w skórze. Odgarnął z czoła niesforny kosmyk średniej długości czarnych, potarganych włosów, a jego twarz wykrzywił złośliwy uśmiech.
Pokręciłam lekko głową, jednocześnie starając się powstrzymać drżenie całego ciała.
– Zabiłam dziś dwa upiory… Muszę odpocząć – powiedziałam, a gdy na twarzy chłopaka pojawiła się złość, z trudem przełknęłam ślinę. – Set, proszę… – jęknęłam błagalnie. – Jutro też jest dzień i…
Z twarzy chłopaka zniknęła złość, którą zastąpił ten sam uśmieszek, który zwykle gościł na jego obliczu. Powoli podszedł do mnie, a jego dumne kroki odbiły się cichym echem od ścian mojej sypialni. Ukucnął, wyciągając rękę w stronę mojej twarzy. Drgnęłam, gdy poczułam chłód jego bladej skóry.
Dlaczego za każdym razem tak to na mnie działało? Przecież tyle razy czułam chłód bijący od upiorzej skóry Paula i wcale mnie to nie ruszało. A po jego wyjeździe schodziłam w nocy do salonu, siadałam blisko Tylera i chwytałam jego upiorzą dłoń, bo jej temperatura po prostu mnie uspakajała.
Ale chłód bijący od Seta był zupełnie inny. Z każdym dniem, z każdym zabójstwem, którego wspólnie dokonywaliśmy, jakby rósł w siłę, pogłębiał się. Stawał się mroczniejszy, podczas gdy ja byłam coraz bardziej wyczerpana psychicznie i fizycznie. To było niepokojące.
– Masz rację – szepnął, przychylając się do mojej twarzy. – Masz absolutną rację, aniołku. Jutro też jest dzień, a Brown nigdzie się nie wybiera…
Zamrugałam kilkakrotnie, gwałtownie podnosząc się z ziemi.
– Mieliśmy umowę! – pisnęłam z mieszaniną przerażenie i oburzenia. – Mieli ginąć tylko zabójcy dzieci i ciężarnych! Tyler nie skrzywdził żadnego dziecka!
Set uśmiechnął się szerzej, a jego czarne oczy zabłyszczały.
Natychmiast zrozumiałam. Nie mówił o Tylerze.
– Nie możesz… – zaczęłam, ale głos ugrzązł mi w gardle.
– Oczywiście, że mogę. Ja mogę wszystko – zaśmiał się. – A nawet muszę. Zgodnie z naszą umową…
– Umowa nie obejmowała Paula! – krzyknęłam.
– Obiecałem, że pomogę ci pomścić śmierć twojego dziecka. Ja nie łamię danego słowa – rzucił spokojnie, przypierając mnie do drzwi.
– Nie chciałam tego – wyjąkałam łamiącym się głosem.
– Ale ja chciałem. To wystarczy – wyszeptał mi w twarz. – Przehandlowałaś swoją duszę za śmierć upiorów, które zabijały dzieci. Brown jest jednym z nich. A ponieważ twoja dusza i moc należą już do mnie, to i tak zrobisz co ci każę.

***

Czarny Aston Martin zjechał z obwodnicy wprost do lasu. Gdy silnik zgasł, a wycieraczki przestały pracować, lecący z nieba biały pył natychmiast zaczął zasypywać przednią szybę.
– Długo będziesz tak stała? – rzucił kierowca, lekko uchylając okno.
W zaroślach coś się poruszyło. Dokładnie okryta szalem, ubrana w gruby płacz Selena Majewska wyszła na ścieżkę. Uważnie rozejrzała się wokół, robiąc kilka niepewnych kroków w stronę samochodu. Długie, czarne kozaki na szpilce nie były najlepszym obuwiem na taką pogodę.
– Streszczaj się, mam randkę – powiedział Paul, gdy tylko dziewczyna wsiadła do samochodu.
– Nikt za tobą nie jechał? – spytała cicho.
– Oczywiście, że tak – rzucił złośliwie, a gdy dziewczyna poruszyła się niespokojnie, westchnął. – Jestem pewny, że nie.
Nie odetchnęła z ulgą, ale ściągnęła kaptur płaszcza, z którego śnieg posypał się na skórzane fotele.
Rankiem Selena kilkanaście razy dzwoniła do Paula z prośbą o spotkanie. W końcu chłopak uległ, zresztą nie z własnej woli. Namówił go do tego Justin, twierdząc, że może to być coś ważnego.  
Chłopak zmrużył oczy, przyglądając się dziewczynie. Była o wiele bledsza niż poprzedniego wieczora, gdy przyjechała do jego mieszkania. Oczy miała podkrążone, zaczerwienione, spojrzenie przestraszone, usta spierzchnięte. Lekko drżała, a w powietrzu dało się wyczuć jej strach. Paul nigdy nie widział jej tak przerażonej.
– Co się stało?
– Paul… Zrobiłam coś bardzo złego – jęknęła z przestrachem, odgarniając mokry kosmyk z twarzy.
Brown wziął głęboki wdech i obrócił się w stronę dziewczyny.
To nie wróżyło niczego dobrego.
– Zdefiniuj jak „bardzo złego” – poprosił, a gdy dziewczyna spuściła wzrok i skuliła się, jęknął. – Seleno Majewska, w coś ty się znów wpakowała…?
Przekręcił kluczyk w stacyjce, a gdy Selena spojrzała na niego pytająco, westchnął.
– Coś czuję, że ta rozmowa potrwa dłużej niż planowałem i chyba będę musiał się napić.

Spięta dziewczyna usiadła na jasnej, skórzanej kanapie. Nie rozglądała się po wnętrzu mieszkania, zresztą nie było ku temu powodów – dobrze je znała, często w nim bywała.
Gdy przekręcił klucz w zamku, Selena podskoczyła ze strachu. Uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby kogoś szukając.
– Melody jest na zakupach. Jesteśmy sami – zapewnił, ściągając płaszcz.
Wzrok Paula padł na stojącą w części kuchennej Kasandrę. Blada, rudowłosa postać dziewczyny wpatrywała się w Selenę, a jej jasną twarz przepełniała ból. Coś w tym troskliwym spojrzeniu ducha najlepszej przyjaciółki Seleny kazało Paulowi sądzić, iż sprawa, z którą przyjechała dziewczyna, jest poważna.
– Zmarli wciąż kontaktują się z tobą poprzez sny? – spytał, podchodząc do kanapy.
Wpatrująca się w przestrzeń przed sobą Selena ocknęła się z zamyślenia. Pokręciła głową, ale jej wzrok wydał się Paulowi dziwnie nieobecny. Uwagę przykuła także energia – słaba, ledwie wyczuwalna, nieco mroczna i pusta…
– Seleno, kiedy ostatni raz spałaś?
– Ja… Ja nie sypiam – szepnęła, podrywając wzrok na Browna.
– Słucham? Jesteś aniołem, nie upiorem. Anioły sypiają.
– Ja nie. Już nie…
Paul usiadł tuż obok dziewczyny, która teraz unikała spojrzenia na niego. Delikatnie położył dłoń na jej policzku, chcąc obrócić twarz w swoją stronę. Nie opierała się, ale wciąż wpatrywała w ziemię.
Znał tylko trzy przypadki, w których brak snu był dla istot naturalny… Dwa z nich mógł wykluczyć od razu – Selena nie była upiorem ani wampirem.
Choć nigdy nie chciał dla niej takiego życia, teraz modlił się, żeby jednak okazała się przechodzić przemianę w upiora. Trzecia opcja była chyba najgorszą z rzeczy, która mogła komukolwiek się przytrafić…
– Zaprzedałaś duszę – szepnął z przestrachem, a gdy dziewczyna nie zareagowała, lekko szarpnął ręką, która wciąż spoczywała na jej policzku. – Sel… Powiedz, że to nieprawda… – poprosił, gdy spojrzała na niego.
Czekoladowe oczy dziewczyny wypełniły się łzami, a Paul poczuł jak pęka mu serce. Zniósł rozstanie z Seleną, ale nie przeżyłby jej śmierci! Do tego właśnie sprowadzało się zaprzedanie duszy – do powolnej, bolesnej, nagłej, niewyjaśnionej śmierci, która tak naprawdę dla danej osoby była wyzwoleniem.
– Dlaczego…? – szepnął, delikatnie głaszcząc ją po policzku.
– Nie przyszłam tu o tym rozmawiać – rzuciła nagle, odsuwając się gwałtownie, po czym otarła spływającą po policzku łzę.
– Skoro już tu jesteś to mam prawo wiedzieć! Seleno, dlaczego!?
– Bo zabiłeś moje dziecko!! – wykrzyknęła, podnosząc się z kanapy.
Niemal natychmiast przeniósł wzrok na stojącego przy oknie ducha małego chłopca, który wpatrywał się w nich z dziecięcą ufnością. W głowie zahuczały mu słowa Justina:  Dusza niemowlęcia lub nienarodzonego dziecka po śmierci przyjmuje kształt, jaki miałaby, gdyby dziecko skończyło rok. Malec wyglądał na około roczne dziecko, ale tak naprawdę nim nie był.
Wstał z kanapy, bez słowa mijając trzęsącą się Selenę. Powoli podszedł do stołu, kucając dokładnie przed duchem malca, którego delikatną twarzyczkę rozjaśnił uśmiech. Chłopiec miał błyszczące, czekoladowe oczy zupełnie jak Selena… A jego spojrzenie zdawało się sięgać w głąb duszy… Dokładnie tak jak Paula.
Brown stłumił napływające do oczu łzy, wstrzymując oddech zacisnął pięści. Podniósł się i minął chłopca, po czym zupełnie spokojnie podszedł do nowoczesnego stołu z czterema krzesłami. Chwilę później jedno z nich cisnął w stronę schodów na piętro. Stół przewrócił z rozmachem, a stojący na nim pusty wazon rozbił się na setkę kawałków.
– Paul…
– Nic nie mów… Idź na górę – wycedził, nawet nie spoglądając w stronę płaczącej Seleny, która natychmiast pobiegła na piętro.
Nie musiała nic mówić. Wiedział jak do tego doszło. Przed oczami, jak kadry starego filmu, przeleciały mu wspomnienia z tamtego wieczoru i nocy… Znów poczuł wyjątkowo silną, wzmożoną energię dziewczyny, niemal słyszał jak zdenerwowana oznajmiała, że musi mu coś powiedzieć. Ale on jej nie pozwolił… Nie dał jej dojść do słowa, bo w tamtym momencie priorytetem było zabicie Wolfa.
Dlaczego nie wiedział!? Powinien był wiedzieć! Był najsilniejszym ze wszystkich upiorów, a nie wyczuł energii własnego dziecka, które nosiła jego dziewczyna!? Powinien wyczuć to jako pierwszy, jeszcze zanim sama Sel się dowiedziała.
W lesie, gdy karmił się nią, jej silna energia nagle uległa zmianie, bo Selena się zablokowała. Nie chciała dopuścić, by wysysał jej chi podczas gdy była w ciąży.
Zablokowała swoją energię… Ale nie energię dziecka, którą się nakarmił…
Kopnął przewrócony stół, po czym oparł się o ścianę i osunął na ziemię, ukrywając twarz w dłoniach. Zadrżał, zalewając się łzami.
Nic dziwnego, że Selena go znienawidziła. On sam siebie też nienawidził…
Zrobiłby wszystko, by cofnąć czas.
Zrobiłby wszystko, by to naprawić…
– Nie prosiłaś o rozmowę, żeby mi to wyznać… – powiedział cicho, ocierając twarz z łez i podnosząc wzrok.
Siedząca na schodach Selena z trudem przełknęła ślinę. Drżała ze strachu. Westchnął ciężko, podnosząc się z ziemi. Otarł resztki łez i zmierzwił włosy.
– Podejrzewam, że ta zła rzecz, którą zrobiłaś, to nic w porównaniu do tego…– westchnął, unikając spojrzenia na dziewczynę. – Potrzebujesz snu. Później o tym porozmawiamy. 

W następnym odcinku:
Ciepła, męska dłoń delikatnie spoczęła na moim policzku. [...] Poczułam bijące od niego ciepło i przytuliłam się do jego dłoni.
Set? – powtórzył głucho. – Set, Seleno?
  Ściągnąłeś na siebie demona!? 
– To nie demon, tylko bóg! 
 
 

5 komentarzy:

  1. Niewiarygodna część. Przeczytałam ją dwa razy. To tak, jakby cofnąć się w czasie do momentu, w którym oni byli razem. Niesamowita część. Czekam na następną z ogromnym zniecierpliwieniem.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział, chcę więcej *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie ten cymbał ogarnął że jest mordercą dzieci! Wkurzaaałam się na niego strasznie. Co nie zmienia faktu, że genialnie piszesz i ciągle chcę więcej i więcej!

    taka-se-nazwa.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń