sobota, 30 marca 2013

Rozdział 14 cz. II

Wszystkim Wam życzę zdrowych, radosnych, pogodnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych, spełnienia najskrytszych marzeń, radości dnia codziennego oraz wielu, wielu sukcesów! :)


Serce wydzierało się z klatki piersiowej Paula, gdy Thomas rzucił się w jego ramiona. Upiór mrugał nieprzytomnie, przyciskając do siebie syna.
Thomas żył. Jakimś cudem malec znów był żywy i wyglądał całkiem dobrze. Zupełnie, jakby nic się nie stało.
Paul oddał mnóstwo energii, próbując ocucić malca w swoim apartamencie. Mimo to chłopiec pozostawał nieprzytomny, a jego serce milczało. Gdy mała cząstka życiodajnej energii chłopca, tak zwane ostatnie tchnienie, uleciało, Brown wiedział, że dla Thomasa nie ma już ratunku.
A jednak teraz chłopiec tulił się do niego i nie było mowy o tym, żeby był martwy.
– Jakim cudem…? – wyjąkał, powstrzymując łzy.
Przyciskał do siebie chłopca, gładząc go po plecach i głowie, jakby upewniając się, że to nie sen. Oparł się o ścianę i osunął na ziemię, wciąż nie wypuszczając Thomasa z objęć.
Elizabeth stanęła w drzwiach. Zakryła sobie usta dłońmi, zbladła i zesztywniała.
– Wygląda na to, że Selena jest silniejsza, niż nam się zdaje… – powiedział cicho Justin.
Blackwood posłał krótkie spojrzenie dziewczynie, która spuściła wzrok i wyszła do kuchni z kawałkami potłuczonej wazy.
Tyler powoli zaczął opowiadać o tym, jak poprzedniego wieczoru Selena usiłowała ożywić Thomasa przy pomocy anielskiej magii. Starszy z braci Brown nie rozumiał, dlaczego anielica tak bardzo obwiniała się za śmierć Thomasa, ale, licząc na to, iż uda jej się przywrócić chłopca do życia, pozwolił jej próbować. Wkładała w to mnóstwo siły i mocy, aż w końcu zrezygnowała i, poprosiwszy Tylera o podanie sobie serum, poszła spać.
– O północy po prostu się obudził. Siedziałem w kuchni… A on przyszedł! – Tyler zakończył wyjaśnienia drżącym głosem. – Wiedziałbyś o tym, gdybyś czasem odbierał telefon – dodał po chwili ze złością.
– Wybacz, byłem zajęty przeżywaniem śmierci syna – wycedził Paul.
Odsunął od siebie chłopca i uważnie przyjrzał się jego twarzy. Mały Thomas wyglądał zupełnie normalnie, zdrowo. Był trochę blady, ale uśmiechał się, a to był dobry znak.
Jednak w tym niewinnym i na pozór zwyczajnym uśmiechu było coś niepokojącego. Coś innego, czego Paul wcześniej nie widział u syna.
Oczy malca dziwnie błysnęły. Wówczas Paul rozejrzał się po obecnych w pokoju.
Żadne z nich nie miało pojęcia, że…
– Tommy przejdzie przemianę.

***
– Paul, tak bardzo cię przepraszam…
Powtórzyłam to chyba po raz setny. Po raz kolejny nikt nie zareagował na moje słowa.
Tyler wyprosił z domu rodzeństwo Wolfów, gdy tylko Paul wspomniał o tym, że Tommy przejdzie przemianę w upiora. Żadne z nich nie oponowało – musieli zdawać sobie sprawę z tego, że to wyjątkowo zły moment na jakiekolwiek rozmowy o ostatnich wydarzeniach.
Zamyślony Paul wciąż siedział pod ścianą. Thomas usadowił się na jego kolanach, oparł o klatkę piersiową swojego ojca i z uśmiechem obserwował wszystkich w pokoju. Nie wydawał się przejęty słowami Paula. Za to reszta…
Cóż. Nie potrafię nawet nazwać tego, co pojawiło się na twarzy Tylera. Justin odszedł do okna, chwytając się za głowę i ciężko wzdychając. Elizabeth zakryła sobie usta dłonią i zaczęła nieprzytomnie wpatrywać się w Toma.
Tylko ja coś mówiłam.
Czułam się okropnie. Chciałam uratować Tommy’ego! Nie chciałam, żeby stał się upiorem!
– Paul…
Podniósł na mnie wzrok, ale nie powiedział nic. Pokręcił tylko głową, a jego mina pozostawała nieprzenikniona. Przytulił do siebie syna.
– Tato, możemy zamówić pizzę? – spytał Thomas ze słodkim uśmiechem.
– Co…? Tak… Jasne… – wyjąkał Paul, mrugając gwałtownie. – Wybierz sobie jakąś…
Thomas podniósł się i pobiegł do kuchni, gdzie trzymaliśmy ulotki z różnych pizzerii. Paul powoli wstał z podłogi. Wzrokiem odszukał Elizabeth. Zbliżył się do niej, chwycił jej twarz w dłonie i oparł czoło na jej blond grzywce.
Poczułam, jak moje serce zaczyna bić nienaturalnie szybko…
Tyler otworzył usta ze zdziwienia.
– Idź do niego… Zamów, co tylko będzie chciał… – szepnął.
Zrobiło mi się słabo, gdy jego usta spoczęły na jej czole. Powoli osunęłam się na kanapę, starając się powstrzymać nadchodzące wymioty. Nawet nie odprowadziłam wychodzącej do kuchni Elizabeth wzrokiem.
Tyler przelotnie musnął moje ramię, jakby dyskretnie chciał dodać mi otuchy.
Justin odwrócił się od okna, a Paul omiótł salon spojrzeniem. Jego oczy przybrały ciemnoszarą barwę, a przez twarz przemknął niezbyt przyjazny grymas.
– A teraz wyjaśnicie mi, jakim cudem mój „zmarły” syn żyje i przechodzi przemianę w upiora… – wysyczał.
– Przepraszam… – jęknęłam cicho.
– Przestań przepraszać, do cholery! – wykrzyknął, a jego głos stał się nieco bardziej chrapliwy.
Podskoczyłam ze strachu i skuliłam się na kanapie. Przerażał mnie.
– Nie krzycz na nią… – wycedził Tyler, zasłaniając mnie sobą. – To ona przywróciła Thomasa do życia! Trochę wdzięczności!
Zakręciło mi się w głowie. Przecież nie chciałam, żeby Thomas się przemienił! Nie chciałam zrobić mu krzywdy!
Doskonale wiedziałam, że Paul nigdy nie chciał dla Toma takiego życia. Tak bardzo był wdzięczny losowi, że jego syn urodził się człowiekiem i nie musi przechodzić przez piekło, przez które on przechodził całe życie.
– Thomas przechodzi przemianę… – warknął Paul do brata. – Wiesz, co to znaczy!?
– Wiem – rzucił sucho Tyler. – Trzyma się nieźle, a nawet lepiej!
– Nie ma nawet sześciu lat!
– Więc wolałbyś, żeby naprawdę umarł? – spytał Justin.
Wychyliłam się zza Tylera, by obserwować reakcję Paula. Nie odpowiedział. Zacisnął usta, odwrócił wzrok. Głośno przełknął ślinę, a przy następnym mrugnięciu jego oczy ponownie przybrały naturalny odcień.
Justin podszedł do fotela. Położył ręce na oparciu, zajrzał do kuchni, po czym ponownie spojrzał na Paula.
– Tyler wspominał, że próbowałeś go ratować. Wydaje mi się, że gdy Selena przywracała go do życia, udało jej się ożywić cząstkę energii, która zareagowała z twoją – powiedział spokojnie Blackwood. – Ma twoje geny. Poradzi sobie! – szepnął, gdy Paul, wciąż wpatrując się w drugą stronę, pokręcił lekko głową.
– Ma ciebie… – mruknęłam, po czym, ignorując fakt, iż wszystkie spojrzenia w salonie skierowane został na mnie, dodałam cicho. – Mając twoje wsparcie, poradzi sobie ze wszystkim. I będzie szczęśliwy…

Leżałam w łóżku, wpatrując się w otaczającą mnie ciemność. Wiedziałam, że nie mam szans na sen, ale błoga cisza, która panowała w nocy w mojej sypialni, uspakajała mnie. Dokładnie otuliłam się kołdrą i polarowym kocem, ale i tak czułam zapach koszulki Paula, którą miałam na sobie.
Gdy zamykałam oczy, widziałam jego, całującego Elizabeth w czoło, obejmującego ją w moim korytarzu… A serce ponownie rozpadało mi się na miliony kawałeczków.
Wciąż go kochałam. Teraz nie była to już jednak tylko ta miłość, którą darzyłam go jeszcze kilka tygodniu temu.
To była desperacka potrzeba jego bliskości, czułości, obecności… Po prostu z całego serca pragnęłam, by był przy mnie, by mnie wspierał, dotykał, przytulał, całował, spędzał ze mną czas.
W głowie słyszałam słowa zmarłej Melody: „twoja była dziewczyna, którą wciąż kochasz”. Tak bardzo chciałam, żeby to była prawda…

***

– Co teraz zrobimy?
Paul przechylił kryształową szklaneczkę, wypijając resztę bursztynowego napoju, po czym zgrabnie obrócił ją w palcach. Wzruszył ramionami i pokręcił głową z rezygnacją, podnosząc wzrok na siedzącą na kanapie Elizabeth.
Był środek nocy, a zmęczenie dawało mu się we znaki. Wciąż nie do końca docierało do niego to, co się wydarzyło. W ciągu dnia nie miał jednak zbyt wiele czasu na rozmyślanie – Thomas zaczynał wymagać coraz więcej uwagi, stał się bardziej żywy niż kiedykolwiek i zadawał coraz to bardziej szczegółowe pytania dotyczące upioryzmu. Paul nie był do tego przyzwyczajony.
– Nie mam pojęcia… – westchnął. – Tommy mnie potrzebuje, musi przejść przemianę do końca, wiele się nauczyć… Muszę przy nim być.
Blondynka pokiwała głową. Założyła nogę na nogę, ogarnęła loki z twarzy i westchnęła ciężko.
– Wiem to. Chodziło mi o…
– Wiem, o co ci chodziło – przerwał Paul, chwytając stojącą na ławie butelkę i dopełniając szklankę. – Ale fakty są takie, że Thomas mnie potrzebuje. Nie przeżyję, jeśli coś jeszcze mu się stanie. Nie pozwolę, żeby coś poszło nie tak… A obserwując go dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie mam możliwości znalezienie sposobu, żeby pomóc Selenie – powiedział cicho. – Już jedno dziecko straciłem… Już raz straciłem też Toma. Kocham Selenę, ale jeśli mam wybierać… Zawsze wybiorę Thomasa.

6 komentarzy:

  1. Tobie również wesołych świąt :) Zaskakujący rozdział , ale szkoda że krótki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w szoku. Selena ożywiła Thomasa i zrobiła to z miłości dla Paula, tymczasem on potraktował ją jak kogoś obcego i jeszcze obściskiwał się z Elizabeth. Nie dość, że zabił dziecko Seleny, to jeszcze tak się teraz zachowuje. Czy on naprawdę nie widzi jak bardzo Selenie na nim zależy? Czasem wydaje mi się, że Paul na nią nie zasługuje. Jest dla niego zbyt dobra... pomyśleć, że już cieszyłam się, iż oboje zaczynają coś do siebie czuć, ale teraz wydaje mi się, że oni już nigdy chyba do siebie nie wrócą.
    Również życzę wesołych i kolorowych świąt i pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry. Zabieram się do czytania.
    No dobra, zacznę od błędów. Są nielicznie, nie martw się :)/

    Zupełnie, jakby nic się nie stało.
    Tutaj bez przecinka. Nie mam pojęcia, jaka to jest zasada, ale bez przecinka (zdaję się na mój instynkt przecinkowy ;p).

    Mimo to, chłopiec pozostawał nieprzytomny, a jego serce milczało.
    Bez pierwszego przecinka - jest to dopełnienie zdania.

    – Wygląda na to, że Selena jest silniejsza niż nam się zdaje… – powiedział cicho Justin.
    Przecinek przed "niż" - to zdanie złożone i przed słowem niż nie stawiamy przecinka tylko wtedy, gdy mamy do czynienia ze zdaniem pojedynczym.

    – Idź do niego… Zamów co tylko będzie chciał… – szepnął.
    Przecinek przed "co" - zdanie złożone.

    A obserwując go dwadzieścia cztery godziny na dobę nie mam możliwości znalezienie sposobu, żeby pomóc Selenie – powiedział cicho.
    Przecinek po "dobę" - imiesłów przysłówkowy.

    Ale namieszałaś w życiu Paula i Seleny O.O. No jestem w szoku i tyle. Ja chcę happy endu, a nie takich zagmatwań i intryg... Jezu, ja się tak nie bawię...
    Jak tam Twoje pisanie? Bo ja aktualnie przeżywam kryzys twórczy i szukam desperacko weny... Masz już kolejny rozdział?
    No i Wesołych Świąt (życzenia późne, ale szczere).
    Elif

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię mieszać :3
      Moje pisanie ma się dobrze - obecnie nie mam wiele czasu, ale rozdziały mam napisane na przód :DD
      Życzę, żeby dopadła cię ogromna wena! :) Wiem jaki to ból, kiedy nie ma się pomysłów i chęci ;)

      Usuń
    2. Och nie, pomysły są, ale ich wykonanie... To już zupełnie inna para kaloszy. Najgorsze jest to, że czasami siedzę nad jednym akapitem kilka godzin, a potem go wyrzucam i zaczynam od początku... I tak potrafię przez długi czas.
      Dlatego czytam, ile mogę. Może wtedy się nawenię czy coś... :)
      Kiedy mogę wyczekiwać następnego rozdziału?
      Elif

      Usuń
    3. Jak zwykle - znienacka :D Nie lubię mieć harmonogramu, wg którego mam dodawać rozdziały i nie lubię mówić, kiedy dodam - wtedy czuję presję i denerwuję się, że nie zdążę, a to zwykle źle się odbija na tym, co piszę :3

      Usuń