sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 11

Rozdział miał ukazać dopiero po sesji, ale ile można się uczyć ;| Rzygam chemią i genetyką! W nagrodę za owocne kolokwium z chemii i z powodu braku jakiegokolwiek zapału do dalszej nauki postanowiłam się odprężyć i dodać rozdział.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba :*
Proszę Was, żebyście wybaczyli mi chwilowy zastój na blogu i zaległości w czytaniu rozdziałów, ale naprawdę nauka pochłania teraz większość mojego wolnego (i nie tylko) czasu. Wszystko nadrobię, obiecuję! I proszę o cierpliwość i zrozumienie!



Tęskniące za ciepłą kołdrą ciało łasiło się do flanelowej piżamy. Mięśnie, zniechęcone porannym wysiłkiem, solidaryzowały się z zaspanymi myślami. Przeklinałam budzik, który wskazywał całkiem przyzwoitą godzinę.
Woda, odbijająca się od plastikowych drzwiczek prysznicowej kabiny, powoli budziła mnie do życia. Masowałam skórę szorstką gąbką. Im bardziej rozbudzałam się, tym bardziej moje myśli błądziły wokół wydarzeń z poprzedniego dnia. W głowie coraz głośniej rozbrzmiewały mi słowa Melody: w naszym łóżku śpi twoja była dziewczyna, którą wciąż kochasz.
Na czym polegał ich związek, skoro była przekonana, że Paul wciąż darzy mnie uczuciem? Dlaczego z nim była, skoro wychodziła z takiego założenia? Była typem dziewczyny, która mogła mieć każdego: pewna siebie, słodka, modelowa piękność. Dlaczego więc ciągnęła związek z kimś, kto rzekomo jej nie kochał?
Westchnęłam ciężko… Jeśli Paul ją przemienił, jak podejrzewałam od początku, to była z nim związana. Uzależniona od niego. I nic by jej od niego nie odciągnęło… Ale czy Paul byłby zdolny do czegoś takiego? Czy był aż tak zdesperowany, żeby stworzyć sobie idealną ukochaną takim kosztem?
Wyszłam spod prysznica. Delikatnie otarłam ciało puszystym ręcznikiem, wpatrując się jednocześnie w zaparowane lustro. Przez moment miałam wrażenie, że dziewczyna w odbiciu to ta stara,  dobra, kochana przez Paula Selena, którą wciąż wszyscy chcieli oglądać. Ale nie byłam nią. I zaczynałam żałować, że tak łatwo pozwoliłam jej odejść…
Teraz byłam tylko zasługującym na upadek aniołem z zaprzedaną duszą. Niczym więcej…
Powoli wyszłam z łazienki. Jedną ręką przytrzymywałam ręcznik, druga przeczesywałam mokre, kręcące się niesfornie włosy. Niemal podskoczyłam, widząc siedzącego przy mojej toaletce Paula.
Był odwrócony plecami do mnie, ale zauważyłam, że rzucił mi krótkie spojrzenie w odbiciu w lustrze. Bez żadnych emocji, najmniejszej reakcji na to jak wyglądałam, wrócił do przeglądania kosmetyków.
– Nie krępuj się, już widziałem cię nago – mruknął pod nosem, wąchając perfum, który dostałam od Tylera na imieniny.
– Co tu robisz? – spytałam zdawkowo, podciągając nieco wyżej ręcznik. – Nie możesz tak po prostu pojawiać się tu bez zaproszenia i…
– Chyba lepiej ja niż Set, prawda? – przerwał mi przyciszonym głosem, odstawiając fioletową buteleczkę.
Musiałam przyznać mu rację. Nie wiedziałam jakbym się zachowała, gdyby się pojawił. Od kiedy dowiedziałam się kim jest naprawdę tak bardzo się bałam… Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Najbardziej jednak przerażał mnie fakt, iż mógł pojawić się znikąd, w każdej chwili i po prostu kazać mi zabić Paula…
– Pomyślałem, że zabiorę Thomasa do kina i przy okazji sprawdzę, jak się dziś czujesz i czy nie masz mi do przekazania jakichś nowości.
– Wszystko jest w porządku.
Widząc, że Paul znów zainteresował się stojącymi na toaletce rzeczami, podeszłam do szafy i zaczęłam szukać ubrań. Wciąż owinięta ręcznikiem, wciągnęłam na siebie majtki. Wybrałam pierwsze lepsze jeansy i, stając tyłem do Paula, zrzuciłam z siebie okrycie.
Kiedy wciągałam na siebie szarą koszulkę usłyszałam, że Paul podnosi się z krzesełka. Podszedł do drzwi i zamknął je, a gdy spojrzałam na niego z zainteresowaniem zauważyłam, że przygląda mi się uważnie.
– Ściągnij bluzkę – rzucił bezceremonialnie.
– Słucham? – wydusiłam, mrugając gwałtownie. – Chyba żartujesz…
Nie żartował. Nim zdążyłam się choćby ruszyć znalazł się przy mnie i jednym zwinnym ruchem ściągnął ze mnie szarą koszulkę. Wściekła chciałam wykrzyczeć mu swoje niezadowolenie, ale bez słowa odwrócił mnie tyłem do siebie i przyparł do zamkniętej szafy.
Przez moment zupełnie zapomniałam o złości i zażenowaniu jego zachowaniem. Liczyła się dla mnie jego bliskość, której skrycie tak bardzo pragnęłam przez te miesiące. Ręce błądzące po moich nagich plecach, palce rozpinające mój czarny stanik… Przyspieszone bicie mojego serca, które na pewno wyczuwał…
Spięłam się, usiłując powstrzymać przyspieszony, płytki oddech. Miałam wielką ochotę odwrócić się do niego i pocałować tak, jak kiedyś…
Nagle jego ręce przestały błądzić po moich plecach.
– Kiedy już uspokoisz hormony może opowiesz mi o swoich skrzydłach? – zaproponował sucho.
Z wściekłością zacisnęłam wargi. Jak mogłam być tak głupia i pomyśleć, że dążył do czegoś więcej? Jak mogłam być tak naiwna…

***

Dwie szramy tuż pod łopatkami wątłej dziewczyny sprawiały, że ciarki przechodziły mu po plecach. Błądził palcami wokół nich, uważnie przypatrując się strukturze skóry w okolicy tych miejsc. To nie był świeże rany. Wyglądały raczej jakby wdało się zakażenie lub coś innego nie pozwalało im się zabliźnić.
Jednocześnie opuszkami palców smakował gładkiej skóry Seleny. Wciąż pamiętał każdy skrawek jej ciała, które stawało mu teraz przed oczami. Gdy ściągał ze zdziwionej dziewczyny bluzkę, z trudem hamował popęd. W głowie kołatały mu myśli, a ciśnienie niemal rozsadzało czaszkę.
Nie zdradzi Melody… Nie posunie się do tego.
Przyspieszone bicie serca Seleny, płytki oddech, rozedrgane dłonie wcale mu w tym nie pomagały.
Niespodziewanie odsunął się od stojącej tyłem do niego dziewczyny. Był pod wrażeniem swojego samozaparcia i silnej woli. Z trudem przełknął ślinę i odetchnął.
– Kiedy już uspokoisz hormony, może opowiesz mi o swoich skrzydłach? – rzucił, siląc się na jak największy spokój.
Chwilę trwało, aż skołowana Selena zapięła stanik i odwróciła się w jego stronę. Usta miała mocno zaciśnięte, ale oczy nie wyrażały absolutnie żadnych emocji. Stały się dziwnie puste.
Wzruszyła ramionami, po czym włożyła na siebie koszulkę. Paul uniósł brwi. Ponownie podszedł do dziewczyny i przyciągnął ją do siebie, obejmując w talii. Wstrzymała oddech. Gdy przeniósł rękę na jej plecy i mocno przycisnął w miejscu szram, z trudem powstrzymała jęknięcie, jednak skuliła się, wtulając w niego, jakby chciała uciec od dotyku jego rąk.
– Nie ja ci to zrobiłem… – powiedział powoli, zabierając dłonie.
Selena odsunęła się i usiadła na łóżku. Wijąc się z bólu, zagryzając wargi i ciężko sapiąc, spoglądała na niego z przestrachem.
– Leo nie zostawiłby cię, gdyby twoje ciało wyglądało w ten sposób. To nie są pozostałości po ranie zadanej przeze mnie – drążył, a gdy dziewczyna odwróciła wzrok westchnął ciężko, kucając przy łóżku. – Tyler to widział?
– Nie – szepnęła, wciąż wpatrując się w jasną pościel.
Przynajmniej już ze sobą nie sypiają… pomyślał z lekką ulgą.
Gdyby coś było między nimi, Tyler zauważyłby rany. Nie był głupi ani ślepy. A nawet gdyby nie widywał Seleny nago, z pewnością zauważyłby jak krzywiłaby się pod wpływem jego dotyku.
– Seleno…
Dziewczyna zadrżała kilka razy, po czym zakryła sobie usta dłońmi.
– Nie wiem skąd to się wzięło! – pisnęła, a oczy natychmiast wypełniły jej się łzami. – Od twojego wyjazdu nie mogłam wyciągnąć skrzydeł, ale nie było tych ran! To się zaczęło kiedy tu przyjechałeś! Z jakąś godzinę po twoim wyjściu rozbolała mnie głowa, a kiedy poszłam po prysznic to zauważyłam krew. Zaczęła lecieć sama… Po prostu!

Melody wpatrywała się w niego z uniesionymi brwiami. Siedziała na kanapie w samej bieliźnie, z lampką czerwonego wina w dłoni, a na ławie spoczywało kilkanaście grubych, starych ksiąg. Paul powoli kartkował jeden z takich tomów, popijając przy tym whisky.
– Przypomnisz mi dlaczego to robimy? – spytała, biorąc mały łyk trunku.
– Żeby pomóc Selenie… – mruknął, przewracając stronę. – Tylko, że ty jak na razie nie kiwnęłaś palcem, więc…
– A dlaczego miałabym chcieć pomóc twojej byłej-obecnej ukochanej, która, jakby nie patrzeć, jest dla mnie konkurencją i strasznie irytuje mnie swoją osobą?
Paul opuścił książkę, podnosząc wzrok na ścianę przed sobą. Odetchnął głęboko, siląc się na spokój, po czym spojrzał na dziewczynę bez emocji.
– Bo im szybciej coś znajdę, tym szybciej zabiorę cię na polowanie. I im szybciej pomogę Selenie, tym szybciej wrócimy do Bostonu.
– Myślałam, że przylecieliśmy tu ze względu na zabójstwa upiorów, nie Selenę… – mruknęła pod nosem, ostentacyjnie wstając z kanapy.
Paul wzrokiem odprowadził dziewczynę do kuchni, gdzie właśnie dopełniała swój kieliszek z butelki wyjątkowo drogiego, wytrawnego wina. Dziewczyna miała absolutną rację – Selena była dla niej konkurencją. Nic dziwnego, że wcale nie zależało jej na tym, żeby pomóc.
– Ty w ogóle zamierzasz jeszcze wracać do Bostonu? – spytała nagle, gdy Paul wrócił do kartkowania księgi.
– Oczywiście! – rzucił bez większego zastanowienia.
Z ciężkim westchnieniem odłożył książkę i wstał z kanapy, kierując się do kuchni, gdzie Melody powoli wycierała już czysty blat. Nieobecny wzrok wlepiła w ścierkę. W powietrzu dało się wyczuć zmieniony zapach jej energii, który nagle stał się dziwnie przytłumiony, ciężki. Paul potrafił go zidentyfikować – Melody cierpiała…
– Skarbie… – szepnął.
Podszedł do dziewczyny, stanął za nią i chwycił jej dłoń. Zabrał ścierkę i rzucił do zlewu, po czym obrócił wciąż wpatrującą się w nicość Melody w swoją stronę. Chwycił jej twarz w dłonie, usiłując spojrzeć w jej smutne brązowe oczy.
– Wrócimy tam. Razem. Gdy tylko to wszystko się skończy wrócimy do Bostonu, rozumiesz? – powiedział stanowczo, dziewczyna lekko pokiwała głową. – Wiem, że jest ci ciężko. Mi też. Ale przejdziemy przez to razem… Rozwiążę sprawę skrzydeł Seleny, wszystkie inne sprawy… Pozbędziemy się tych cholernych duchów i zapomnimy o wszystkim, dobrze?
Melody ponownie skinęła głową. Objęła Paula i wtuliła się w niego, a on pogłaskał ją delikatnie po głowie.
– To ciekawe… Jak się tak zastanowić to jej plecy zaczęły krwawić mniej więcej wtedy, kiedy byłeś w magazynie… – mruknęła w jego ramię.
Paul zamyślił się. Melody miała rację. Z tego, co powiedziała Selena faktycznie wynikało, że stało się to właśnie wtedy, gdy był z Justinem w magazynie. Gdy przybył na miejsce zbrodni, zbliżył się do śladów krwi upiora i kiedy zaczął widzieć duchy…
– Myszko, jesteś genialna! – wykrzyknął, odciągając od siebie Melody, po czym pocałował ją namiętnie i podbiegł do sterty książek, którą szybką zaczął przeglądać.

***
– Melody nie jest zła.
Tyler przykrył małego Thomasa pokrytą nadrukiem z autami kołdrą, uśmiechając się delikatnie.  
– Nikt tak nie twierdzi – powiedział spokojnie, głaszcząc malca po głowie.
– Słyszałem, jak wujek Leo dziś to mówił. Ale to nieprawda!
Starszy z braci Brown przełknął ślinę i przywołał na twarz kolejny uśmiech, chcąc ukryć zakłopotanie. Gdy tego popołudnia Leo i Elizabeth odwiedzili go z nowymi wieściami na temat zabitych upiorów nie sądził, że Tommy, siedząc w salonie i oglądając bajki, może to usłyszeć.
Teoria Elizabeth i Leo wciąż opierała się na przypuszczeniach, domniemaniach i oskarżeniach w stosunku do Paula i Melody. Oboje wciąż twardo utrzymywali, że Melody została przemieniona całkiem niedawno, a nie, jak twierdzili Paul i Justin, ponad rok temu. Ich zdaniem to Paul stał za zmianą Melody, a ona za stworzeniem upiorów w Bostonie. Reakcją łańcuchową miały być masowe zabójstwa upiorów, prawdopodobnie celem przywrócenia równowagi liczebnej między światem tych istot i aniołów. Elf i furia nie szczędzili także dziwnych spekulacji na temat zachowania Paula po przylocie do Polski, ponownego stopniowego odcinania się od nich i braku współpracy.
– Tatuś jej nie zmienił – rzucił chłopiec, podnosząc się na poduszce. – Ona taka do nas przyszła. Była bardzo smutna… Tata mówił, że potrzebowała pomocy. A jak zaczął jej pomagać to zaczął się znów uśmiechać! – wykrzyknął malec, a dolna warga zadrżała mu niebezpiecznie.
– Tommy…
– Nie lubię jej! Wolę ciocię Sel! Ale Melody nie jest zła! Tata też nie! – drążył malec, a jego oczy wypełniły się łzami. – Tatuś nie jest zły, prawda…!? Wszystkim zawsze pomaga! Uratował ciocię, pomógł Melody, Justinowi i teraz chce pomóc tym innym ludziom! To nie jest złe! Temu małemu chłopcu też na pewno pomoże!
– Jakiemu chłopcu? – przerwał szybko Tyler, przypatrując się uważnie roztrzęsionemu Thomasowi.
– Temu, który wciąż za nim chodzi… Jest bardzo blady, smutny i nie potrafi mówić… Czasami znika… Ale tatuś jest bohaterem! Na pewno mu pomoże!
Tyler zamyślił się, głaszcząc Thomasa po głowie. Przekonanie, z jakim chłopiec mówił o tym wszystkim, dało mu do myślenia nie tylko w sprawie niewinności Paula i Melody, ale także w innej…
– Tak, jest – powiedział nieprzytomnie. – Jeśli nie będziesz mógł zasnąć, będę w gabinecie… Muszę czegoś poszukać w książkach...

W następnym odcinku: 
* – Jestem nienormalny, to chciałaś usłyszeć!?
*– [...] To wszystko w sumie sprowadza się do jednego momentu… [...] Jak dla mnie to śmierdzi czarną magią na kilometr.
* Siedział na brzegu kanapy, oboma rękoma ściskając dłoń nieprzytomnej dziewczyny. Uważnie wsłuchiwał się w powolne bicie jej serca i płytki oddech, modląc się, by wreszcie otworzyła oczy.

piątek, 18 stycznia 2013

Rozdział 10


Kiedy Paul wysłał mnie na zakupy, wręczając mi swoją złotą kartę kredytową, kilka kart stałego klienta do drogich butików, prosząc, bym „zaszalała” i wezwał dla mnie taksówkę, przeczuwałam, że za tą dobrocią stoi coś jeszcze. Jestem jednak tylko kobietą, uwielbiającą zakupowy szał i piękne rzeczy niewinną istotą, więc nie oponowałam.
Chodząc po sklepach, przymierzając, oglądając, podziwiając i wybierając różne rzeczy nie myślałam o tym, co mogę zastać po powrocie do domu. I chyba to był mój błąd.
Wróciłam do domu najszybciej jak mogłam, gdy kilkanaście razy z rzędu nie odebrał telefonu. Odetchnęłam z ulgą, widząc czarnego Astona Martina zaparkowanego na przynależącym do budynku krytym parkingu, ale miałam złe przeczucia. Szybko udałam się do apartamentu, w którym mieszkaliśmy od kilku dni.
Paul siedział na podłodze w salonie bez koszulki, oparty o jasną, skórzaną kanapę z ciemnobrązowymi wstawkami. Z łokciami opartymi o kolana, tępo wpatrywał się w przestrzeń przed sobą i nawet nie drgnął, gdy zatrzasnęłam drzwi od mieszkania. Oczy miał zaczerwienione, opuchnięte i wilgotne, spierzchnięte usta mocno zaciśnięte.
Jadalniana część salonu była zdemolowana – przewróconemu stołowi brakowało jednej nogi, wcześniej stojący na nim wazon leżał na podłodze w kilkuset kawałkach. Trzy krzesła przewrócone znajdowały się pod oknem, czwarte natomiast, rozbite na kilka części, leżało pod schodami do sypialni.
– Co tu się stało? – spytałam, rzucając papierowe torby na ziemię.
Paul zamknął oczy, przełykając z trudem ślinę. Wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja natychmiast podeszłam i usiadłam przy nim, chwytając jego rękę. Dopiero z tak bliskiej odległości wyczułam nieprzyjemny, ostry zapach alkoholu.
– Piłeś wódkę!? – rzuciłam z niedowierzaniem.
– Ten chłopiec… – zaczął, w ogóle nie reagując na moje słowa. – Ten maluch, którego widzę… Siedzi tam – otworzył oczy, wskazując wolną przestrzeń pod ścianą, na której wisiał plazmowy telewizor. – Patrzy na mnie. Uśmiecha się – mówił, znów tępo wpatrując się w miejsce, które wskazał. – Chyba mnie lubi.
Kątem oka obserwowałam punkt, w którym rzekomo miał znajdować się duch chłopca. Nie zobaczyłam jednak nic poza szafką, na której stał odtwarzacz Blue-Ray i kilka płyt.
Paula przerastała cała ta sprawa z duchami. Wysłał mnie na zakupy, żeby zostać sam. A ja, głupia, posłuchałam go i pozwoliłam mu siedzieć, myśleć i zadręczać się. Zamiast wydawać pieniądze mogłam chociaż poszukać czegoś na ten temat, spróbować dowiedzieć się, dlaczego właściwie Paul widzi duchy osób, które zabił…
– Ma jej oczy, wiesz? – mruknął. – Piękne oczy…
– Och, dość – prychnęłam, nawet nie zastanawiając się nad znaczeniem jego słów i podnosząc się z puchatego dywanu. – Musisz się położyć.
Pociągnęłam Paula za rękę, chcąc pomóc mu wstać. Podniósł się z ziemi bez oporu, ale niechętnie dał się poprowadzić w stronę schodów.
– Melody, nie… To nie jest dobry pomysł… – mówił, gdy niemal siłą ciągnęłam go na piętro.
Szybko zrozumiałam, co miał na myśli.
W dużym łóżku, w czekoladowo-granatowej pościeli, leżała…
– Selena!? – krzyknęłam z niedowierzaniem, puszczając dłoń Paula zupełnie, jakby mnie poparzyła. – Doprawdy, Paul!? Selena!?

– Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć!?
– Nie zdradziłem cię – rzucił Paul spokojnie, wyciągając z lodówki butelkę mocno schłodzonej wody mineralnej.
– Więc co ta zdzira robi w naszym łóżku? – wysyczałam, starając się opanować napływające do oczu łzy.
Powinnam się tego spodziewać. Wrócił do Polski dla niej, z troski o nią. Wciąż ją kochał, więc to była tylko kwestia czasu, aż znów zajmie miejsce u jego boku. A ja, głupia, wierzyłam, że wybierze mnie i w końcu odwzajemni uczucie, którym go darzyłam.
– Śpi, jak widziałaś – westchnął, wskakując na kuchenny blat, by rozsiąść się na nim wygodnie. – Uważaj na słowa. I nie rób scen.
Duszkiem wypił całą zawartość butelki, którą zgniótł jednym ruchem. Jego wzrok powędrował do schodów, co dało mi do zrozumienia, że przy nich kogoś zobaczył.
Ostatnimi czasy Paul coraz częściej mnie przerażał. Miewał napady złości, ciche dni stały się u nas normą, a wspólne spędzanie wolnego czasu odeszło w niepamięć. Po tym, co zastałam w mieszkaniu, bałam się go jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Więc DLACZEGO Selena śpi w naszym łóżku? – spytałam ostrożnie.
– To długa, skomplikowana historia. Nie chcę o tym mówić – powiedział stanowczo, wciąż wpatrując się w schody.
– Ale ja chcę! – wypaliłam, drżąc z powstrzymywanej złości. – Mam prawo wiedzieć! Wysyłasz mnie na zakupy, a gdy wracam do domu zastaję TO… – wskazałam na porozbijane meble. – Ty śmierdzisz prymitywnym alkoholem, którego normalnie nie pijasz, bredzisz coś o tym duchu chłopca, a w naszym łóżku śpi twoja była dziewczyna, którą wciąż kochasz!
Nie odpowiedział. Podniósł wzrok nieco wyżej, a ja z wściekłością ponaglająco tupnęłam nogą. Miałam prawo usłyszeć kilka słów wyjaśnień! Mógł mnie rzucić, ale nie miał prawa traktować mnie w ten sposób, poniżać i oszukiwać!
Podążyłam wzrokiem za jego spojrzeniem, gdy głośno przełknął ślinę. Na schodach stała Selena. Spoglądała to na mnie, to na Paula, a na jej twarzy malowała się dezorientacja. Zmierzyłam ją chłodnym spojrzeniem. Nawet po wstaniu z łóżka wyglądała niemal idealnie, co rozzłościło mnie jeszcze bardziej. Czarne, obcisłe legginsy idealnie eksponowały jej szczupłe nogi i kobieco zaokrąglone uda. W dłoni trzymała długie, lśniące, czarne kozaki na wysokiej szpilce. Luźna, szara, męska bluza wisiała na niej, ale mimo to prezentowała się całkiem nieźle…
– I jeszcze ma na sobie TWOJE ciuchy! – wypaliłam z piskiem, wskazując oskarżycielsko na dziewczynę na schodach.
– Melody, proszę… – westchnął Paul ze zrezygnowaniem.
Zeskoczył z blatu, wrzucił zgniecioną butelkę do kosza na odpady i oparł się o szafkę, zakładając ręce na piersi.
Napięłam wszystkie mięśnie. Starałam się powstrzymać od rzucenia na dziewczynę i wyssania z niej kuszącej, anielskiej energii. Była taka silna, słodka, tak delikatna i niewinna…
– Jak się czujesz? – spytał Selenę, która powoli zeszła ze schodów i objęła się ramionami, spuszczając głowę.
Brązowe włosy, trochę potargane od snu, opadły jej na połowę twarzy, tworząc nieco tajemniczą zasłonkę. Paul drgnął, ale w ostatnim momencie powstrzymał się i zmierzwił sobie włosy. Mogłabym przysiąc, że korciło go, by czule odgarnąć włosy Seleny.
Skrzywiłam się, chrząknęłam ponaglająco.
– Dobrze, dziękuję – szepnęła dziewczyna, po czym usiadła na schodku i zaczęła wciągać wysokie kozaki. – Pójdę już…
– Odwiozę cię – zaoferował natychmiast.
Zdawało mi się, że żadne z nich nie zwraca już na mnie uwagi. A już na pewno nie Paul, wpatrujący się w Selenę z mieszaniną smutku, uwielbienia i troski.
– Poradzę sobie. Dziękuję, bardzo mi pomogłeś… I naprawdę…
– Seleno, nalegam.
Uniosłam brwi i zamrugałam gwałtownie.
– Wciąż tu jestem! – przypomniałam ze zniecierpliwieniem.
Paul chwycił leżącą na kanapie koszulkę, jednym ruchem założył ją i podszedł do mnie.
– Porozmawiamy, kiedy wrócę – wyszeptał, chwytając moją twarz w dłonie. – Obiecuję.
Delikatnym pocałunkiem próbował mnie przekonać, że wszystko będzie w porządku.
Nie do końca byłam w stanie w to uwierzyć…

***

– Co właściwie oznacza zaprzedanie duszy? Tak w praktyce… – spytała Selena. – Oczywiście oprócz tego, że nie mogę spać… Bo wiesz… Sam brak snu nie jest najgorszy. Przynajmniej nic mi się nie śni, a ja przecież nie lubię swoich koszmarów…
Paul uśmiechnął się pod nosem. Nie miał zamiaru opowiadać Selenie, co ją spotka, jeśli nie uda im się odzyskać prawa do jej duszy, ale same wspomnienie koszmarów dziewczyny przywodziło mu na myśl te dobre chwile, które spędzili razem.
Czarny Aston Martin powoli skręcił w prowadzącą do centrum, zakorkowaną ulicę. Paul nie odpowiedział. Delikatnie wcisnął hamulec, zastukał knykciami w kierownicę.
– Set zainteresował się mną dlatego, że jestem Dzieckiem Księżyca? Tylko o to mu chodziło… Nie chciał mi wcale pomóc… – dopytywała się. – Dlaczego jedziemy przez centrum?
– Sporo wypiłem – przyznał Paul, wzdychając ciężko. – Policja nie zatrzymuje do kontroli kierowców, którzy stoją w korkach.
Pokiwała głową, ale odniósł wrażenie, że wcale go nie słuchała. Wydawało mu się, że myślami krąży zupełnie gdzieś indziej.
Nie był skory ani do rozmowy, ani do rozmyślania. Chciał jak najszybciej odstawić Selenę do domu, do Tylera, przy którym byłaby bezpieczna, potem szybko odbębnić rozmowę z Melody i zaszyć się gdzieś. Gdziekolwiek, byle jak najdalej od całego tego zamieszania.
Selena miała po części rację: Set wcale nie chciał jej pomóc. Z pewnością fakt, iż była Dzieckiem Księżyca wpłynął na wybór ofiary, jednakże Setowi chodziło o coś znacznie więcej…
– Czy Set powiedział ci coś jeszcze? Cokolwiek? – spytał, odchrząknąwszy delikatnie.
– Nic znaczącego… Tylko tyle, że dotrzyma danego mi słowa i zginą ci, którzy zabili dzieci. W tym ty… – ostatnie zdanie powiedziała niezwykle cicho i z bólem.
Paul zesztywniał, wpatrując się we wsteczne lusterko. Mały, ciemnooki chłopiec siedział na środkowym siedzeniu.
Teraz Paul patrzył na malca zupełnie inaczej. Nie widział w nim nieznajomego ducha, który nawiedzał go i psuł nastrój. Widział w nim swoje dziecko. Swojego synka, którego tak bardzo chciał dotknąć, przytulić, pobawić się z nim. Nie miał pojęcia, dlaczego wcześniej nie zauważył podobieństwa między duchem a Thomasem, gdy był mały. Wyglądali przecież niemal identycznie, a jedyne, co ich różniło, to oczy…
Tommy odziedziczył szare, głębokie oczy po ojcu.
Jego drugi synek kolor oczu dostał po matce…
– Seleno… Przepraszam cię. Przepraszam… – powiedział łamiącym się głosem. – Nie chciałem tego… Nie wiedziałem…
Może spowodowała to zbyt duża ilość alkoholu, może nadmiar wrażeń, ale Paul nie panował nad napływającymi do oczu łzami. Choć tak bardzo chciał się ich pozbyć, to zbierało się ich więcej i więcej.
Chłodna, delikatna dłoń musnęła jego, spoczywającą na skrzyni biegów. Odwrócił wzrok, zabierając dłoń i szybkim ruchem otarł oczy.
Uspokój się!, nakazał sobie w myślach.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? Dlaczego nie powiedziałaś wtedy…?
– Teraz sama już nie wiem – przyznała, wzdychając ciężko. – Miałeś tyle na głowie, tak dużo się działo… Krzysiek, Justin, Michael. Tak się cieszyłam z tego, że jednak żyjesz i że jest między nami dobrze, że chyba nie chciałam tego psuć.
– Psuć!? – wykrztusił z trudem, naciskając pedał gazu, gdy sznur samochodów przesunął się o kilkanaście metrów.
Unikał spojrzenia na Selenę. Wiedział, że może zbyt szybko wymięknąć, a gdzieś z tyłu głowy miał zakodowane, że przecież w domu czeka na niego Melody…
– Chciałam ci powiedzieć, ale nie wtedy. Chciałam żebyś najpierw pozałatwiał te wszystkie sprawy, dla których musiałeś się gdzieś zaszywać. Żeby Justin zniknął, Krzysiek nauczył się żyć z upioryzmem, a my bylibyśmy naprawdę szczęśliwi i znów sobie ufali. Jak kiedyś…
Pokiwał nieprzytomnie głową. Wtedy nie widział nic złego w swoim zachowaniu – dopiero teraz zauważył, że pozostawiało wiele do życzenia…
Selena potrzebowała jego wsparcia i opieki, była przerażona przepowiednią i opuszczona. A on nie zrobił nic, by jej pomóc. Słuchał Justina, znikał, przemienił jej brata i zostawił go na pastwę losu. Okłamywał Selenę… W dobrej wierze, ale zawsze…
To on zniszczył ich związek.
Tylko on...

W następnym odcinku:
* [...] zapomniałam o złości i zażenowaniu jego zachowaniem. Liczyła się dla mnie bliskość, której skrycie tak bardzo pragnęłam przez te miesiące. Ręce błądzące po moich nagich plecach, palce rozpinające mój czarny stanik… Przyspieszone bicie serca, które na pewno wyczuwał…
 

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 9 cz. III


Siedziałam na kanapie w jego salonie zupełnie jak kilka miesięcy temu. Wówczas też nie byliśmy razem, a patrzenie na siebie i przebywanie blisko obojgu nam sprawiało ból. Wtedy wiedziałam, że to ja cierpię bardziej. Teraz role się odwróciły.
Obserwowałam jak naciąga do strzykawki mieszankę soli fizjologicznej i zielonego płynu – serum bezpiecznego snu. Jedynym, o czym myślałam było to, dlaczego właściwie wykrzyczałam mu w twarz, że byłam w ciąży. Nie pamiętałam już nawet dlaczego do niego przyjechałam… O czym chciałam z nim rozmawiać… Wiedziałam, że nie powinnam mówić mu o dziecku.
Schrzaniłam.
On natomiast wciąż spoglądał w stronę przewróconego stołu, kuchni… Zupełnie jakby wodził za czymś wzrokiem, obserwował coś lub po prostu unikał spojrzenia na mnie. Oczy miał wciąż zaczerwienione, rozmazane łzy lśniły na policzkach, a usta były nabrzmiałe.
– Dlaczego wróciłeś? – spytałam cicho, odrywając wzrok od jego twarzy.
Przełknął ślinę, lekko odchrząknął. Odłożył fiolkę z resztą zielonego serum do drewnianej skrzyneczki. Nie spojrzał na mnie.
– Leo i Tyler uważali, że zbuntowane anioły będą próbowały wypełnić przepowiednię na własną rękę – powiedział, a jego wzrok ponownie powędrował w stronę okna. – Który to był miesiąc?
– Początek trzeciego – rzuciłam sucho. – Paul, naprawdę powinnam jechać do domu… To bez sen…
Urwał mi w środku słowa, z hukiem odkładając strzykawkę na szklaną ławę. Drgnęłam.
Z jego twarzy zniknął ból – zastąpiła go złość, której się nie spodziewałam.
– Przyjeżdżasz, mówisz mi, że zaprzedałaś duszę i teraz twierdzisz, że to, że chcę ci pomóc jest bez sensu!?
– Nie przyjechałam tu żeby ci powiedzieć, że zaprzedałam duszę! – wykrzyknęłam.
Ze złości cała zadrżałam. Przecież niczego od niego nie chciałam! Nie chciałam jego pomocy!
– Więc po co!?
Zamknęłam oczy, wzięłam kilka głębokich oddechów. Wiedziałam, że jeśli puszczą mi nerwy stanie się coś niedobrego. Tak łatwo traciłam nad sobą panowanie…
W głowie zahuczały mi słowa Seta. Chciał zabić Paula. Dlatego musiałam się z nim spotkać.
– Chciałam ci powiedzieć, że jesteś z niebezpieczeństwie. To wszystko – szepnęłam, wciąż nie otwierając oczu.
Nastała zupełna cisza. To było takie niezręczne… Czekałam tylko aż coś powie, zareaguje, a potem będę mogła już wyjść.
– Seleno…
Ciepła, męska dłoń delikatnie spoczęła na moim policzku. Głos Paula zabrzmiał tak łagodnie, tak uspakajająco… Poczułam bijące od niego ciepło i przytuliłam się do jego dłoni.
– Najważniejsze, żebyś ty była bezpieczna. Ty i twoja dusza.
Otworzyłam oczy i odwróciłam głowę.
Jak mógł być dla mnie tak dobry? Wszystkie złe rzeczy działy się właśnie przeze mnie, był w śmiertelnym niebezpieczeństwie… Gdyby znał całą prawdę na pewno nie byłby taki skory do pomocy. Cieszyłby się, że dla mnie też to się źle skończy…
Ponownie wziął do ręki strzykawkę i chwycił moje ramię. Podciągnął rękaw swetra, który miałam na sobie, chcąc przemyć mi skórę wacikiem ze środkiem dezynfekującym.
– To moja wina – szarpnęłam ręką i gwałtownie wstałam z kanapy. – Przeze mnie jesteś w niebezpieczeństwie!
– Jesteś zmęczona. Usiądź – poprosił, wzdychając, zupełnie jakby moje słowa uznał za brednie.
– To przeze mnie giną upiory! Ja sama zabiłam większość z nich!!
Odeszłam do okna, mijając rozbite meble. Stanąwszy tyłem do Paula wzięłam głęboki wdech. Nadszedł czas, żeby wszystko wyznać. Wszystko, bez wyjątku…
– Jessica miała rację. To zabrnęło za daleko. Powinnam była się wycofać zanim było za późno – westchnęłam, wpatrując się w stojące na parkingu, obsypane śniegiem samochody. – Następnego dnia wstałam rano i tak bardzo chciałam cię zobaczyć… Chciałam przeprosić za swoje słowa, wszystko ci wytłumaczyć. Tyler powiedział, że wyleciałeś do Bostonu. Z domu zniknęły wszystkie twoje rzeczy… Zabrałeś nawet bluzę, w której tak lubiłam spać, kiedy cię przy mnie nie było.
Na same wspomnienie w okolicy żołądka poczułam niemiłe ukłucie. W szybie zobaczyłam odbicie Paula, który odwrócił się w moją stronę. Wpatrywał się we mnie z uchylonymi ustami. Był w szoku.
– Jednego dnia straciłam wszystko! Wszystko, co miałam! Dziecko, ciebie, Tommy’ego… Wiem, że nie powinnam była tego mówić, ale… To było moje dziecko! Tak bardzo je kochałam! I nie sądziłam, że tak łatwo się poddasz. Nie po tym wszystkim… – wyjąkałam przez napływające łzy. – Poszłam na studia i starałam się o tym nie myśleć, zapomnieć. Czułam się dużo lepiej, ale wtedy on się pojawił… Zainteresował się mną, dużo rozmawialiśmy. Wiedział czego chcę, wiedział co czuję, chociaż nie mówiłam mu ani o dziecku, ani o tobie. Zaproponował, że pomoże mi się zemścić. Bo naprawdę chciałam zemsty, ale nie na tobie – spuściłam wzrok, z trudem przełykając ślinę. – Są na świecie upiory, które żywią się dziećmi, kobietami w ciąży. Zabijają z pełną premedytacją. Wyobraź sobie, co czują te matki!
Paul podniósł się z kanapy, ale nie podszedł. Wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
– Wentworth miał rację… Giną upiory, które zabiły choć jedno dziecko… – szepnął jakby sam do siebie.
– Zasłużyli! – krzyknęłam. – Ale nie ty…
– A czym ja się od nich różnię!? Też zabiłem dziecko! Własne dziecko!!
– Tym, że ci wybaczyłam – powiedziałam, odwracając się do niego. – Nie byłam na ciebie zła. To był wypadek, nie wiedziałeś, że byłam w ciąży. Ukrywałam to. To wcale nie była twoja wina…
Paul ukrył twarz w dłoniach, kręcąc lekko głową jakby z niedowierzaniem.
– Nie wiedziałam, że korzysta z mojej mocy, że zaprzedałam duszę. Nie wiedziałam, że będzie chciał zabić też ciebie. Myślałam, że chciał twój nóż żeby zabijać innych…
– Skąd miałaś mój nóż?
– Nie ja mu go dałam. Nie wiem, skąd go wziął – westchnęłam.
Oparłam się o ścianę i osunęłam na ziemię. Oplotłam kolana ramionami. Wyrzuciłam to z siebie, ale wcale nie było mi lżej…
– Kto jeszcze w tym siedzi?
Wiedziałam, że nie mogę donieść na Jessicę. Kuzynka Paula nie była niczemu winna, to ja poniekąd zmusiłam ją do współpracy z Setem. To była moja wina.
– Tylko ja, Set i kilkanaście aniołów, których nawet nie widziałam na oczy. Powiedział, że mnie rozumieją i dlatego…
Set? – powtórzył głucho. – Set, Seleno?
Skinęłam głową.
Paul podszedł i ukucnął przede mną, przyglądając mi się uważnie.
Set? – powtórzył po raz kolejny.
– Tak. Nie wiem jak ma na imię, tak kazał do siebie mówić – westchnęłam.
– Co o nim właściwie wiesz? – spytał podejrzliwie.
Poczułam się dziwnie. Zdałam sobie sprawę z tego, że zaufałam komuś, o kim nie wiedziałam właściwie nic.
– Tylko tyle, że taka istota potrafi kontrolować ludzkie ciała. Teraz wiem też, że jest podstępny i skupuje dusze… Czy jakoś tak…
– Set to nie żadna istota! – rzucił Paul ze zniecierpliwieniem. – Zaczęłaś mordować z kimś, o kim nic nie wiesz, nawet nie pofatygowawszy się do książek!?
– Pokazał mi, że potrafi…
– Po prostu nie wierzę! – krzyknął. Wzniósł oczy ku górze, chwytając mnie mocno za dłonie. – Seleno! Set to starożytne, demoniczne bóstwo wojny, chaosu i ciemności!

***

Boston, grudzień 2006

Ściągnąłeś na siebie demona!?
Justin prychnął kilka razy, usiłując ukryć zakłopotanie, a Paul spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem.
Siedzieli zamknięci w pokoju na poddaszu, podczas gdy zaledwie dwa piętra niżej Elizabeth i matka Paula właśnie przygotowywały obiad. Nikt z domowników nie miał pojęcia, że Justin jest w domu. Chwilę temu Paul sam nie wiedział…
– To nie demon, tylko bóg! – wydusił Blackwood. – I nie przyszło ci do głowy, że może ktoś go na mnie nasłał!?
– Dlaczego ktoś miałby nasyłać na ciebie starożytnego boga? – wysyczał Paul.
– Może ktoś mnie nie lubi…? – podsunął Justin.
– To na pewno – prychnął Brown, okrążając zawalony książkami pokój. – Przykro mi, Justin, ale umrzesz.
– Nie, jeśli mi pomożesz.
Paul zatrzymał się w pół kroku i gwałtownie obrócił w stronę stojącego pod oknem Justina. Nie mieściło mu się to w głowie! Blackwood ściągnął na siebie starożytne bóstwo ciemności i tak po prostu przychodził do niego po pomoc!?
– Set to bóg, Justin! Boga nie da się zabić, nawet jeśli ostatni raz chodził po ziemi tysiące lat temu i to w Egipcie!
– No właśnie… – Blackwood ożywił się i uśmiechnął lekko, robiąc kilka kroków w stronę Paula. – Seta nie da się zabić… Ale da się go odesłać.
Brown zaśmiał się ironicznie. Doskonale wiedział, do czego dąży Justin.
– Chyba żartujesz…
– Jesteś najsilniejszym upiorem jakiego znam! A znam ich wielu… Jeśli ktokolwiek może to zrobić, to właśnie ty! – rzucił Justin z podnieceniem. – Ktoś go tu ściągnął, ktoś musi go odesłać, a ty jesteś praktycznie nieśmiertelny, więc… Pomóż mi, a będę twoim dłużnikiem do końca życia.

 W następnym odcinku: 
– Ma jej oczy, wiesz? – mruknął. – Piękne oczy…
– Ty śmierdzisz prymitywnym alkoholem, którego normalnie nie pijasz, bredzisz coś o tym duchu chłopca, a w naszym łóżku śpi twoja była dziewczyna, którą wciąż kochasz!
Z pewnością fakt, iż była Dzieckiem Księżyca wpłynął na wybór ofiary, jednakże Setowi chodziło o coś znacznie więcej…

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 9 cz. II



– Paul… Zrobiłam coś bardzo złego – jęknęła z przestrachem, odgarniając mokry kosmyk z twarzy.
***
Poprzedniego dnia

– Tommy zostanie u nas przez kilka dni  – oświadczył Tyler, gdy wróciłam do domu.
– Jasne. Oczywiście – rzuciłam, kierując się wprost na schody.
Nawet nie zajrzałam do salonu, w którym Ty siedział z Thomasem. Udałam się prosto do swojego pokoju.
Zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i powoli osunęłam na ziemię.
Za każdym razem było gorzej. Gdy mijała wściekłość, znikała wola walki i pragnienie zemsty, pojawiał się ból i smutek, strach. Niewyobrażalne wyrzuty sumienia. Gdy zamykałam oczy, śmierć tych upiorów stawała mi przed oczami.
Nie bałam się zdemaskowania. Nie bałam się kary. Przerażało mnie coś zupełnie innego, ale  miałam pojęcia, co. Po prostu, w głębi duszy czułam, że stanie się coś naprawdę złego..
– Idziemy.
Podniosłam wzrok na stojącego przed zamkniętym oknem czarnowłosego chłopaka w skórze. Odgarnął z czoła niesforny kosmyk średniej długości czarnych, potarganych włosów, a jego twarz wykrzywił złośliwy uśmiech.
Pokręciłam lekko głową, jednocześnie starając się powstrzymać drżenie całego ciała.
– Zabiłam dziś dwa upiory… Muszę odpocząć – powiedziałam, a gdy na twarzy chłopaka pojawiła się złość, z trudem przełknęłam ślinę. – Set, proszę… – jęknęłam błagalnie. – Jutro też jest dzień i…
Z twarzy chłopaka zniknęła złość, którą zastąpił ten sam uśmieszek, który zwykle gościł na jego obliczu. Powoli podszedł do mnie, a jego dumne kroki odbiły się cichym echem od ścian mojej sypialni. Ukucnął, wyciągając rękę w stronę mojej twarzy. Drgnęłam, gdy poczułam chłód jego bladej skóry.
Dlaczego za każdym razem tak to na mnie działało? Przecież tyle razy czułam chłód bijący od upiorzej skóry Paula i wcale mnie to nie ruszało. A po jego wyjeździe schodziłam w nocy do salonu, siadałam blisko Tylera i chwytałam jego upiorzą dłoń, bo jej temperatura po prostu mnie uspakajała.
Ale chłód bijący od Seta był zupełnie inny. Z każdym dniem, z każdym zabójstwem, którego wspólnie dokonywaliśmy, jakby rósł w siłę, pogłębiał się. Stawał się mroczniejszy, podczas gdy ja byłam coraz bardziej wyczerpana psychicznie i fizycznie. To było niepokojące.
– Masz rację – szepnął, przychylając się do mojej twarzy. – Masz absolutną rację, aniołku. Jutro też jest dzień, a Brown nigdzie się nie wybiera…
Zamrugałam kilkakrotnie, gwałtownie podnosząc się z ziemi.
– Mieliśmy umowę! – pisnęłam z mieszaniną przerażenie i oburzenia. – Mieli ginąć tylko zabójcy dzieci i ciężarnych! Tyler nie skrzywdził żadnego dziecka!
Set uśmiechnął się szerzej, a jego czarne oczy zabłyszczały.
Natychmiast zrozumiałam. Nie mówił o Tylerze.
– Nie możesz… – zaczęłam, ale głos ugrzązł mi w gardle.
– Oczywiście, że mogę. Ja mogę wszystko – zaśmiał się. – A nawet muszę. Zgodnie z naszą umową…
– Umowa nie obejmowała Paula! – krzyknęłam.
– Obiecałem, że pomogę ci pomścić śmierć twojego dziecka. Ja nie łamię danego słowa – rzucił spokojnie, przypierając mnie do drzwi.
– Nie chciałam tego – wyjąkałam łamiącym się głosem.
– Ale ja chciałem. To wystarczy – wyszeptał mi w twarz. – Przehandlowałaś swoją duszę za śmierć upiorów, które zabijały dzieci. Brown jest jednym z nich. A ponieważ twoja dusza i moc należą już do mnie, to i tak zrobisz co ci każę.

***

Czarny Aston Martin zjechał z obwodnicy wprost do lasu. Gdy silnik zgasł, a wycieraczki przestały pracować, lecący z nieba biały pył natychmiast zaczął zasypywać przednią szybę.
– Długo będziesz tak stała? – rzucił kierowca, lekko uchylając okno.
W zaroślach coś się poruszyło. Dokładnie okryta szalem, ubrana w gruby płacz Selena Majewska wyszła na ścieżkę. Uważnie rozejrzała się wokół, robiąc kilka niepewnych kroków w stronę samochodu. Długie, czarne kozaki na szpilce nie były najlepszym obuwiem na taką pogodę.
– Streszczaj się, mam randkę – powiedział Paul, gdy tylko dziewczyna wsiadła do samochodu.
– Nikt za tobą nie jechał? – spytała cicho.
– Oczywiście, że tak – rzucił złośliwie, a gdy dziewczyna poruszyła się niespokojnie, westchnął. – Jestem pewny, że nie.
Nie odetchnęła z ulgą, ale ściągnęła kaptur płaszcza, z którego śnieg posypał się na skórzane fotele.
Rankiem Selena kilkanaście razy dzwoniła do Paula z prośbą o spotkanie. W końcu chłopak uległ, zresztą nie z własnej woli. Namówił go do tego Justin, twierdząc, że może to być coś ważnego.  
Chłopak zmrużył oczy, przyglądając się dziewczynie. Była o wiele bledsza niż poprzedniego wieczora, gdy przyjechała do jego mieszkania. Oczy miała podkrążone, zaczerwienione, spojrzenie przestraszone, usta spierzchnięte. Lekko drżała, a w powietrzu dało się wyczuć jej strach. Paul nigdy nie widział jej tak przerażonej.
– Co się stało?
– Paul… Zrobiłam coś bardzo złego – jęknęła z przestrachem, odgarniając mokry kosmyk z twarzy.
Brown wziął głęboki wdech i obrócił się w stronę dziewczyny.
To nie wróżyło niczego dobrego.
– Zdefiniuj jak „bardzo złego” – poprosił, a gdy dziewczyna spuściła wzrok i skuliła się, jęknął. – Seleno Majewska, w coś ty się znów wpakowała…?
Przekręcił kluczyk w stacyjce, a gdy Selena spojrzała na niego pytająco, westchnął.
– Coś czuję, że ta rozmowa potrwa dłużej niż planowałem i chyba będę musiał się napić.

Spięta dziewczyna usiadła na jasnej, skórzanej kanapie. Nie rozglądała się po wnętrzu mieszkania, zresztą nie było ku temu powodów – dobrze je znała, często w nim bywała.
Gdy przekręcił klucz w zamku, Selena podskoczyła ze strachu. Uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby kogoś szukając.
– Melody jest na zakupach. Jesteśmy sami – zapewnił, ściągając płaszcz.
Wzrok Paula padł na stojącą w części kuchennej Kasandrę. Blada, rudowłosa postać dziewczyny wpatrywała się w Selenę, a jej jasną twarz przepełniała ból. Coś w tym troskliwym spojrzeniu ducha najlepszej przyjaciółki Seleny kazało Paulowi sądzić, iż sprawa, z którą przyjechała dziewczyna, jest poważna.
– Zmarli wciąż kontaktują się z tobą poprzez sny? – spytał, podchodząc do kanapy.
Wpatrująca się w przestrzeń przed sobą Selena ocknęła się z zamyślenia. Pokręciła głową, ale jej wzrok wydał się Paulowi dziwnie nieobecny. Uwagę przykuła także energia – słaba, ledwie wyczuwalna, nieco mroczna i pusta…
– Seleno, kiedy ostatni raz spałaś?
– Ja… Ja nie sypiam – szepnęła, podrywając wzrok na Browna.
– Słucham? Jesteś aniołem, nie upiorem. Anioły sypiają.
– Ja nie. Już nie…
Paul usiadł tuż obok dziewczyny, która teraz unikała spojrzenia na niego. Delikatnie położył dłoń na jej policzku, chcąc obrócić twarz w swoją stronę. Nie opierała się, ale wciąż wpatrywała w ziemię.
Znał tylko trzy przypadki, w których brak snu był dla istot naturalny… Dwa z nich mógł wykluczyć od razu – Selena nie była upiorem ani wampirem.
Choć nigdy nie chciał dla niej takiego życia, teraz modlił się, żeby jednak okazała się przechodzić przemianę w upiora. Trzecia opcja była chyba najgorszą z rzeczy, która mogła komukolwiek się przytrafić…
– Zaprzedałaś duszę – szepnął z przestrachem, a gdy dziewczyna nie zareagowała, lekko szarpnął ręką, która wciąż spoczywała na jej policzku. – Sel… Powiedz, że to nieprawda… – poprosił, gdy spojrzała na niego.
Czekoladowe oczy dziewczyny wypełniły się łzami, a Paul poczuł jak pęka mu serce. Zniósł rozstanie z Seleną, ale nie przeżyłby jej śmierci! Do tego właśnie sprowadzało się zaprzedanie duszy – do powolnej, bolesnej, nagłej, niewyjaśnionej śmierci, która tak naprawdę dla danej osoby była wyzwoleniem.
– Dlaczego…? – szepnął, delikatnie głaszcząc ją po policzku.
– Nie przyszłam tu o tym rozmawiać – rzuciła nagle, odsuwając się gwałtownie, po czym otarła spływającą po policzku łzę.
– Skoro już tu jesteś to mam prawo wiedzieć! Seleno, dlaczego!?
– Bo zabiłeś moje dziecko!! – wykrzyknęła, podnosząc się z kanapy.
Niemal natychmiast przeniósł wzrok na stojącego przy oknie ducha małego chłopca, który wpatrywał się w nich z dziecięcą ufnością. W głowie zahuczały mu słowa Justina:  Dusza niemowlęcia lub nienarodzonego dziecka po śmierci przyjmuje kształt, jaki miałaby, gdyby dziecko skończyło rok. Malec wyglądał na około roczne dziecko, ale tak naprawdę nim nie był.
Wstał z kanapy, bez słowa mijając trzęsącą się Selenę. Powoli podszedł do stołu, kucając dokładnie przed duchem malca, którego delikatną twarzyczkę rozjaśnił uśmiech. Chłopiec miał błyszczące, czekoladowe oczy zupełnie jak Selena… A jego spojrzenie zdawało się sięgać w głąb duszy… Dokładnie tak jak Paula.
Brown stłumił napływające do oczu łzy, wstrzymując oddech zacisnął pięści. Podniósł się i minął chłopca, po czym zupełnie spokojnie podszedł do nowoczesnego stołu z czterema krzesłami. Chwilę później jedno z nich cisnął w stronę schodów na piętro. Stół przewrócił z rozmachem, a stojący na nim pusty wazon rozbił się na setkę kawałków.
– Paul…
– Nic nie mów… Idź na górę – wycedził, nawet nie spoglądając w stronę płaczącej Seleny, która natychmiast pobiegła na piętro.
Nie musiała nic mówić. Wiedział jak do tego doszło. Przed oczami, jak kadry starego filmu, przeleciały mu wspomnienia z tamtego wieczoru i nocy… Znów poczuł wyjątkowo silną, wzmożoną energię dziewczyny, niemal słyszał jak zdenerwowana oznajmiała, że musi mu coś powiedzieć. Ale on jej nie pozwolił… Nie dał jej dojść do słowa, bo w tamtym momencie priorytetem było zabicie Wolfa.
Dlaczego nie wiedział!? Powinien był wiedzieć! Był najsilniejszym ze wszystkich upiorów, a nie wyczuł energii własnego dziecka, które nosiła jego dziewczyna!? Powinien wyczuć to jako pierwszy, jeszcze zanim sama Sel się dowiedziała.
W lesie, gdy karmił się nią, jej silna energia nagle uległa zmianie, bo Selena się zablokowała. Nie chciała dopuścić, by wysysał jej chi podczas gdy była w ciąży.
Zablokowała swoją energię… Ale nie energię dziecka, którą się nakarmił…
Kopnął przewrócony stół, po czym oparł się o ścianę i osunął na ziemię, ukrywając twarz w dłoniach. Zadrżał, zalewając się łzami.
Nic dziwnego, że Selena go znienawidziła. On sam siebie też nienawidził…
Zrobiłby wszystko, by cofnąć czas.
Zrobiłby wszystko, by to naprawić…
– Nie prosiłaś o rozmowę, żeby mi to wyznać… – powiedział cicho, ocierając twarz z łez i podnosząc wzrok.
Siedząca na schodach Selena z trudem przełknęła ślinę. Drżała ze strachu. Westchnął ciężko, podnosząc się z ziemi. Otarł resztki łez i zmierzwił włosy.
– Podejrzewam, że ta zła rzecz, którą zrobiłaś, to nic w porównaniu do tego…– westchnął, unikając spojrzenia na dziewczynę. – Potrzebujesz snu. Później o tym porozmawiamy. 

W następnym odcinku:
Ciepła, męska dłoń delikatnie spoczęła na moim policzku. [...] Poczułam bijące od niego ciepło i przytuliłam się do jego dłoni.
Set? – powtórzył głucho. – Set, Seleno?
  Ściągnąłeś na siebie demona!? 
– To nie demon, tylko bóg!