Mam nadzieję, że Wam się spodoba :*
Proszę Was, żebyście wybaczyli mi chwilowy zastój na blogu i zaległości w czytaniu rozdziałów, ale naprawdę nauka pochłania teraz większość mojego wolnego (i nie tylko) czasu. Wszystko nadrobię, obiecuję! I proszę o cierpliwość i zrozumienie!
Tęskniące za
ciepłą kołdrą ciało łasiło się do flanelowej piżamy. Mięśnie, zniechęcone
porannym wysiłkiem, solidaryzowały się z zaspanymi myślami. Przeklinałam
budzik, który wskazywał całkiem przyzwoitą godzinę.
Woda,
odbijająca się od plastikowych drzwiczek prysznicowej kabiny, powoli budziła
mnie do życia. Masowałam skórę szorstką gąbką. Im bardziej rozbudzałam się, tym
bardziej moje myśli błądziły wokół wydarzeń z poprzedniego dnia. W głowie coraz
głośniej rozbrzmiewały mi słowa Melody: w
naszym łóżku śpi twoja była dziewczyna, którą wciąż kochasz.
Na czym polegał
ich związek, skoro była przekonana, że Paul wciąż darzy mnie uczuciem? Dlaczego
z nim była, skoro wychodziła z takiego założenia? Była typem dziewczyny, która
mogła mieć każdego: pewna siebie, słodka, modelowa piękność. Dlaczego więc
ciągnęła związek z kimś, kto rzekomo jej nie kochał?
Westchnęłam
ciężko… Jeśli Paul ją przemienił, jak podejrzewałam od początku, to była z nim
związana. Uzależniona od niego. I nic by jej od niego nie odciągnęło… Ale czy
Paul byłby zdolny do czegoś takiego? Czy był aż tak zdesperowany, żeby stworzyć
sobie idealną ukochaną takim kosztem?
Wyszłam spod
prysznica. Delikatnie otarłam ciało puszystym ręcznikiem, wpatrując się jednocześnie
w zaparowane lustro. Przez moment miałam wrażenie, że dziewczyna w odbiciu to
ta stara, dobra, kochana przez Paula
Selena, którą wciąż wszyscy chcieli oglądać. Ale nie byłam nią. I zaczynałam
żałować, że tak łatwo pozwoliłam jej odejść…
Teraz byłam
tylko zasługującym na upadek aniołem z zaprzedaną duszą. Niczym więcej…
Powoli wyszłam
z łazienki. Jedną ręką przytrzymywałam ręcznik, druga przeczesywałam mokre,
kręcące się niesfornie włosy. Niemal podskoczyłam, widząc siedzącego przy mojej
toaletce Paula.
Był odwrócony
plecami do mnie, ale zauważyłam, że rzucił mi krótkie spojrzenie w odbiciu w
lustrze. Bez żadnych emocji, najmniejszej reakcji na to jak wyglądałam, wrócił
do przeglądania kosmetyków.
– Nie krępuj
się, już widziałem cię nago – mruknął pod nosem, wąchając perfum, który
dostałam od Tylera na imieniny.
– Co tu robisz?
– spytałam zdawkowo, podciągając nieco wyżej ręcznik. – Nie możesz tak po
prostu pojawiać się tu bez zaproszenia i…
– Chyba lepiej
ja niż Set, prawda? – przerwał mi przyciszonym głosem, odstawiając fioletową
buteleczkę.
Musiałam
przyznać mu rację. Nie wiedziałam jakbym się zachowała, gdyby się pojawił. Od
kiedy dowiedziałam się kim jest naprawdę tak bardzo się bałam… Nie chciałam
mieć z nim nic wspólnego. Najbardziej jednak przerażał mnie fakt, iż mógł
pojawić się znikąd, w każdej chwili i po prostu kazać mi zabić Paula…
– Pomyślałem,
że zabiorę Thomasa do kina i przy okazji sprawdzę, jak się dziś czujesz i czy
nie masz mi do przekazania jakichś nowości.
– Wszystko jest
w porządku.
Widząc, że Paul
znów zainteresował się stojącymi na toaletce rzeczami, podeszłam do szafy i
zaczęłam szukać ubrań. Wciąż owinięta ręcznikiem, wciągnęłam na siebie majtki.
Wybrałam pierwsze lepsze jeansy i, stając tyłem do Paula, zrzuciłam z siebie
okrycie.
Kiedy wciągałam
na siebie szarą koszulkę usłyszałam, że Paul podnosi się z krzesełka. Podszedł
do drzwi i zamknął je, a gdy spojrzałam na niego z zainteresowaniem zauważyłam,
że przygląda mi się uważnie.
– Ściągnij
bluzkę – rzucił bezceremonialnie.
– Słucham? –
wydusiłam, mrugając gwałtownie. – Chyba żartujesz…
Nie żartował.
Nim zdążyłam się choćby ruszyć znalazł się przy mnie i jednym zwinnym ruchem
ściągnął ze mnie szarą koszulkę. Wściekła chciałam wykrzyczeć mu swoje
niezadowolenie, ale bez słowa odwrócił mnie tyłem do siebie i przyparł do
zamkniętej szafy.
Przez moment
zupełnie zapomniałam o złości i zażenowaniu jego zachowaniem. Liczyła się dla
mnie jego bliskość, której skrycie tak bardzo pragnęłam przez te miesiące. Ręce
błądzące po moich nagich plecach, palce rozpinające mój czarny stanik…
Przyspieszone bicie mojego serca, które na pewno wyczuwał…
Spięłam się,
usiłując powstrzymać przyspieszony, płytki oddech. Miałam wielką ochotę
odwrócić się do niego i pocałować tak, jak kiedyś…
Nagle jego ręce
przestały błądzić po moich plecach.
– Kiedy już
uspokoisz hormony może opowiesz mi o swoich skrzydłach? – zaproponował sucho.
Z wściekłością
zacisnęłam wargi. Jak mogłam być tak głupia i pomyśleć, że dążył do czegoś
więcej? Jak mogłam być tak naiwna…
***
Dwie szramy tuż
pod łopatkami wątłej dziewczyny sprawiały, że ciarki przechodziły mu po
plecach. Błądził palcami wokół nich, uważnie przypatrując się strukturze skóry
w okolicy tych miejsc. To nie był świeże rany. Wyglądały raczej jakby wdało się
zakażenie lub coś innego nie pozwalało im się zabliźnić.
Jednocześnie
opuszkami palców smakował gładkiej skóry Seleny. Wciąż pamiętał każdy skrawek
jej ciała, które stawało mu teraz przed oczami. Gdy ściągał ze zdziwionej
dziewczyny bluzkę, z trudem hamował popęd. W głowie kołatały mu myśli, a
ciśnienie niemal rozsadzało czaszkę.
Nie zdradzi
Melody… Nie posunie się do tego.
Przyspieszone
bicie serca Seleny, płytki oddech, rozedrgane dłonie wcale mu w tym nie
pomagały.
Niespodziewanie
odsunął się od stojącej tyłem do niego dziewczyny. Był pod wrażeniem swojego
samozaparcia i silnej woli. Z trudem przełknął ślinę i odetchnął.
– Kiedy już
uspokoisz hormony, może opowiesz mi o swoich skrzydłach? – rzucił, siląc się na
jak największy spokój.
Chwilę trwało,
aż skołowana Selena zapięła stanik i odwróciła się w jego stronę. Usta miała
mocno zaciśnięte, ale oczy nie wyrażały absolutnie żadnych emocji. Stały się
dziwnie puste.
Wzruszyła
ramionami, po czym włożyła na siebie koszulkę. Paul uniósł brwi. Ponownie
podszedł do dziewczyny i przyciągnął ją do siebie, obejmując w talii.
Wstrzymała oddech. Gdy przeniósł rękę na jej plecy i mocno przycisnął w miejscu
szram, z trudem powstrzymała jęknięcie, jednak skuliła się, wtulając w niego,
jakby chciała uciec od dotyku jego rąk.
– Nie ja ci to
zrobiłem… – powiedział powoli, zabierając dłonie.
Selena odsunęła
się i usiadła na łóżku. Wijąc się z bólu, zagryzając wargi i ciężko sapiąc,
spoglądała na niego z przestrachem.
– Leo nie
zostawiłby cię, gdyby twoje ciało wyglądało w ten sposób. To nie są
pozostałości po ranie zadanej przeze mnie – drążył, a gdy dziewczyna odwróciła
wzrok westchnął ciężko, kucając przy łóżku. – Tyler to widział?
– Nie –
szepnęła, wciąż wpatrując się w jasną pościel.
Przynajmniej już ze sobą nie sypiają…
pomyślał z lekką ulgą.
Gdyby coś było
między nimi, Tyler zauważyłby rany. Nie był głupi ani ślepy. A nawet gdyby nie
widywał Seleny nago, z pewnością zauważyłby jak krzywiłaby się pod wpływem jego
dotyku.
– Seleno…
Dziewczyna
zadrżała kilka razy, po czym zakryła sobie usta dłońmi.
– Nie wiem skąd
to się wzięło! – pisnęła, a oczy natychmiast wypełniły jej się łzami. – Od
twojego wyjazdu nie mogłam wyciągnąć skrzydeł, ale nie było tych ran! To się
zaczęło kiedy tu przyjechałeś! Z jakąś godzinę po twoim wyjściu rozbolała mnie
głowa, a kiedy poszłam po prysznic to zauważyłam krew. Zaczęła lecieć sama… Po
prostu!
Melody
wpatrywała się w niego z uniesionymi brwiami. Siedziała na kanapie w samej
bieliźnie, z lampką czerwonego wina w dłoni, a na ławie spoczywało kilkanaście
grubych, starych ksiąg. Paul powoli kartkował jeden z takich tomów, popijając przy
tym whisky.
– Przypomnisz
mi dlaczego to robimy? – spytała, biorąc mały łyk trunku.
– Żeby pomóc
Selenie… – mruknął, przewracając stronę. – Tylko, że ty jak na razie nie
kiwnęłaś palcem, więc…
– A dlaczego
miałabym chcieć pomóc twojej
byłej-obecnej ukochanej, która, jakby nie patrzeć, jest dla mnie konkurencją i
strasznie irytuje mnie swoją osobą?
Paul opuścił
książkę, podnosząc wzrok na ścianę przed sobą. Odetchnął głęboko, siląc się na
spokój, po czym spojrzał na dziewczynę bez emocji.
– Bo im
szybciej coś znajdę, tym szybciej zabiorę cię na polowanie. I im szybciej
pomogę Selenie, tym szybciej wrócimy do Bostonu.
– Myślałam, że
przylecieliśmy tu ze względu na zabójstwa upiorów, nie Selenę… – mruknęła pod
nosem, ostentacyjnie wstając z kanapy.
Paul wzrokiem
odprowadził dziewczynę do kuchni, gdzie właśnie dopełniała swój kieliszek z
butelki wyjątkowo drogiego, wytrawnego wina. Dziewczyna miała absolutną rację –
Selena była dla niej konkurencją. Nic dziwnego, że wcale nie zależało jej na
tym, żeby pomóc.
– Ty w ogóle
zamierzasz jeszcze wracać do Bostonu? – spytała nagle, gdy Paul wrócił do
kartkowania księgi.
– Oczywiście! –
rzucił bez większego zastanowienia.
Z ciężkim
westchnieniem odłożył książkę i wstał z kanapy, kierując się do kuchni, gdzie
Melody powoli wycierała już czysty blat. Nieobecny wzrok wlepiła w ścierkę. W
powietrzu dało się wyczuć zmieniony zapach jej energii, który nagle stał się
dziwnie przytłumiony, ciężki. Paul potrafił go zidentyfikować – Melody
cierpiała…
– Skarbie… –
szepnął.
Podszedł do
dziewczyny, stanął za nią i chwycił jej dłoń. Zabrał ścierkę i rzucił do zlewu,
po czym obrócił wciąż wpatrującą się w nicość Melody w swoją stronę. Chwycił
jej twarz w dłonie, usiłując spojrzeć w jej smutne brązowe oczy.
– Wrócimy tam.
Razem. Gdy tylko to wszystko się skończy wrócimy do Bostonu, rozumiesz? –
powiedział stanowczo, dziewczyna lekko pokiwała głową. – Wiem, że jest ci
ciężko. Mi też. Ale przejdziemy przez to razem… Rozwiążę sprawę skrzydeł
Seleny, wszystkie inne sprawy… Pozbędziemy się tych cholernych duchów i
zapomnimy o wszystkim, dobrze?
Melody ponownie
skinęła głową. Objęła Paula i wtuliła się w niego, a on pogłaskał ją delikatnie
po głowie.
– To ciekawe…
Jak się tak zastanowić to jej plecy zaczęły krwawić mniej więcej wtedy, kiedy
byłeś w magazynie… – mruknęła w jego ramię.
Paul zamyślił
się. Melody miała rację. Z tego, co powiedziała Selena faktycznie wynikało, że
stało się to właśnie wtedy, gdy był z Justinem w magazynie. Gdy przybył na
miejsce zbrodni, zbliżył się do śladów krwi upiora i kiedy zaczął widzieć
duchy…
– Myszko,
jesteś genialna! – wykrzyknął, odciągając od siebie Melody, po czym pocałował
ją namiętnie i podbiegł do sterty książek, którą szybką zaczął przeglądać.
***
– Melody nie
jest zła.
Tyler przykrył
małego Thomasa pokrytą nadrukiem z autami kołdrą, uśmiechając się delikatnie.
– Nikt tak nie
twierdzi – powiedział spokojnie, głaszcząc malca po głowie.
– Słyszałem,
jak wujek Leo dziś to mówił. Ale to nieprawda!
Starszy z braci
Brown przełknął ślinę i przywołał na twarz kolejny uśmiech, chcąc ukryć
zakłopotanie. Gdy tego popołudnia Leo i Elizabeth odwiedzili go z nowymi
wieściami na temat zabitych upiorów nie sądził, że Tommy, siedząc w salonie i
oglądając bajki, może to usłyszeć.
Teoria
Elizabeth i Leo wciąż opierała się na przypuszczeniach, domniemaniach i
oskarżeniach w stosunku do Paula i Melody. Oboje wciąż twardo utrzymywali, że
Melody została przemieniona całkiem niedawno, a nie, jak twierdzili Paul i
Justin, ponad rok temu. Ich zdaniem to Paul stał za zmianą Melody, a ona za
stworzeniem upiorów w Bostonie. Reakcją łańcuchową miały być masowe zabójstwa
upiorów, prawdopodobnie celem przywrócenia równowagi liczebnej między światem
tych istot i aniołów. Elf i furia nie szczędzili także dziwnych spekulacji na
temat zachowania Paula po przylocie do Polski, ponownego stopniowego odcinania
się od nich i braku współpracy.
– Tatuś jej nie
zmienił – rzucił chłopiec, podnosząc się na poduszce. – Ona taka do nas
przyszła. Była bardzo smutna… Tata mówił, że potrzebowała pomocy. A jak zaczął
jej pomagać to zaczął się znów uśmiechać! – wykrzyknął malec, a dolna warga
zadrżała mu niebezpiecznie.
– Tommy…
– Nie lubię
jej! Wolę ciocię Sel! Ale Melody nie jest zła! Tata też nie! – drążył malec, a
jego oczy wypełniły się łzami. – Tatuś nie jest zły, prawda…!? Wszystkim zawsze
pomaga! Uratował ciocię, pomógł Melody, Justinowi i teraz chce pomóc tym innym
ludziom! To nie jest złe! Temu małemu chłopcu też na pewno pomoże!
– Jakiemu
chłopcu? – przerwał szybko Tyler, przypatrując się uważnie roztrzęsionemu
Thomasowi.
– Temu, który
wciąż za nim chodzi… Jest bardzo blady, smutny i nie potrafi mówić… Czasami
znika… Ale tatuś jest bohaterem! Na pewno mu pomoże!
Tyler zamyślił
się, głaszcząc Thomasa po głowie. Przekonanie, z jakim chłopiec mówił o tym
wszystkim, dało mu do myślenia nie tylko w sprawie niewinności Paula i Melody,
ale także w innej…
– Tak, jest – powiedział nieprzytomnie. – Jeśli nie będziesz mógł
zasnąć, będę w gabinecie… Muszę czegoś poszukać w książkach...
W następnym odcinku:
* – Jestem nienormalny, to chciałaś usłyszeć!?
*– [...] To wszystko w sumie sprowadza się do jednego momentu… [...] Jak dla mnie to śmierdzi czarną magią na kilometr.
* Siedział na brzegu kanapy, oboma rękoma ściskając dłoń nieprzytomnej dziewczyny. Uważnie wsłuchiwał się w powolne bicie jej serca i płytki oddech, modląc się, by wreszcie otworzyła oczy.
*– [...] To wszystko w sumie sprowadza się do jednego momentu… [...] Jak dla mnie to śmierdzi czarną magią na kilometr.
* Siedział na brzegu kanapy, oboma rękoma ściskając dłoń nieprzytomnej dziewczyny. Uważnie wsłuchiwał się w powolne bicie jej serca i płytki oddech, modląc się, by wreszcie otworzyła oczy.