– Płód wygląda
dobrze. Zdrowa fasolka odpowiedniego rozmiaru i kształtu – oznajmił Leo,
puszczając do mnie oczko. – Serduszko bije naprawdę mocno. To dobrze.
Podał mi
kawałek papierowego ręcznika, którym natychmiast wytarłam roztarty na
odsłoniętym podbrzuszu żel.
Zgodziłam się
na badanie ultrasonografem dla świętego spokoju. Chciałam uwolnić się od
wiszącej mi nad głową Jessici, jej ciągłych pouczeń i narzekań. Momentami
odnosiłam wrażenie, że ona przeżywa to bardziej niż ja – wciąż namawiała mnie
na rozmowę z Paulem, dzień i noc zamartwiała się, czy dziecko będzie zdrowie i
w kółko powtarzała, że powinnam więcej odpoczywać oraz unikać Tylera, który jej
zdaniem był źródłem mojego „stresu”.
Nie udało mi
się powstrzymać szerokiego uśmiechu, co nie umknęło siedzącej obok Jessice. Rozpromieniona
blondynka niemal wyrwała z dłoni Leo wydruk USG.
– Musisz
powiedzieć Paulowi! – pisnęła z radością, gładząc śliską kartkę w miejscu, w
którym widniał szary kształt będący sześciotygodniowym płodem.
– To chyba
nienajlepszy pomysł… – mruknął Leo z rezerwą.
Korzystając z
chwili nieuwagi oburzonej Jess, wyrwałam jej zdjęcie. Wpatrzyłam się w szary
kształt. Niczym wprawdzie nie przypominał dziecka, ale zrobiło mi się bardzo
miło. Poczułam przyjemne ciepło w okolicach serca i z dumą położyłam rękę na
podbrzuszu. Tam w środku naprawdę rozwijało się nowe życie…
– Co ty w ogóle
wygadujesz!? – wysyczała Jessica. Podniosła się z krzesła i niebezpiecznie
zbliżyła do Leo.
– Po prostu… To
nieodpowiednia chwila. Tak uważam – blondyn wyłączył aparat i pchnął go w kąt
pokoju. – Paul jest zajęty i…
– Kogo to
obchodzi!? Kogo teraz obchodzą problemy Justina!? Jego zasranym obowiązkiem
jest być przy niej! – krzyknęła dziewczyna.
– Nie jest tam
bez powodu! – warknął Leo.
Podniosłam
wzrok znad wydruku i uśmiechnęłam się spokojnie. Leo miał rację - Paul z
pewnością miał ważny powód, by po raz kolejny zostawić mnie i Thomasa samych.
Nie wiedziałam jaki, ale musiałam mu zaufać. Musiałam na nowo nauczyć się mu
ufać i jak kiedyś bezgranicznie wierzyć, że wszystko co robi jest wywołane
dobrymi pobudkami.
– Czuję się
dobrze. Nie potrzebuję pilnie jego obecności – szepnęłam. – Zresztą, sama nie
wiem czy chciałabym mu już powiedzieć. Czuję, że nie powinnam się z tym
spieszyć – dodałam spokojnie i chwyciłam Jessicę za rękę.
Dziewczyna
drżała ze złości. Posłałam Leo szeroki uśmiech, a kuzynkę Paula odsunęłam kilka
kroków w tył.
– A gdybym
czegoś potrzebowała… Przecież mam blisko ciebie, prawda? – zagadnęłam.
Jess oderwała
wzrok od Leo i natychmiast się rozpromieniła. Uśmiechnęła się szeroko, dumnie
unosząc podbródek. Lubiła czuć się potrzebna. Co więcej, podobało jej się to,
że w ostatnim czasie znów zaczęłam okazywać jej sympatię i niemal zapomniałam o
incydencie z Paulem. Nie bez powodu zresztą zachowywałam się w ten sposób –
widziałam, ile wysiłku włożyła w to, bym znów jej zaufała.
– Powiem mu w
odpowiednim czasie! – roześmiałam się, gdy przez jej jasne oblicze przemknął
cień smutku. – Po prostu muszę poczuć, że to ta chwila, że jest między nami
naprawdę, stuprocentowo dobrze!
Leo, który
kilka sekund temu zajął się dalszym sprzątaniem prowizorycznego gabinetu
urządzonego w swoim mieszkaniu, spojrzał na mnie łagodnie. Mogłabym przysiąc,
że przez moment jego wzrok spoczął na moim podbrzuszu, a na twarzy pojawiło się
rozczulenie.
– Kiedy go zobaczę,
powiem mu, że go kochasz.
Uśmiechnęłam
się szeroko. Chwyciłam leżącą na szafce torebkę i wydobyłam z niej portfel, do
którego włożyłam wydruk. Myślami już byłam u Adriana, z którym postanowiłam
podzielić się dobrą nowiną. Leo w tym czasie wyciągnął z kieszeni wibrujący
telefon i z westchnieniem odebrał.
***
Paul usiadł pod
kamienną ścianą i rozejrzał się po grobowcu. Mroczne, wilgotne i zimne miejsce
było wyjątkowo nieprzyjemne nawet dla niego. Wspomnienia związane z chwilową
śmiercią jak kadry kiepskiego filmu tańczyły mu przed oczami. Nie chciał tam
być, myśleć o tym, ukrywać się… Bezczynne siedzenie nie leżało w jego naturze.
Chciał działać, do cholery! Chciał coś robić!
Elizabeth
wśliznęła się do środka. Stukot dziesięciocentymetrowych szpilek odbił się
echem od ścian. Upuściła na ziemię torbę i rozejrzała się wokół.
– Wybacz, nie
spakowałam ci poduszeczki i ukochanego kocyka – syknęła złośliwie.
– Wiesz, że
jesteś najbardziej wredną i obłudną suką jaką znam?
– Ale to cię kręci.
Paul spojrzał
na dziewczynę i uśmiechnął się pobłażliwie, choć w głębi duszy musiał przyznać,
że ta dwulicowa Liz była o wiele bardziej pociągająca niż stara, słodka i
niewinna Lizzy. Było w niej coś, co nie pozwalało przejść obok obojętnie. Gdy czasem
pokazywali się publicznie, widział jak patrzyli na nią inni mężczyźni. Z
przerażeniem stwierdzał, że ich pożądliwe spojrzenia napawają go dumą –
Elizabeth nie nigdy nie obdarzyłaby żadnego z nich nawet uśmiechem. Dla Paula
zrobiłaby wszystko…
Podniósł się z
ziemi i powolnym krokiem podszedł do Elizabeth. Obserwowała go z rezerwą, ale
gdy dzielił ich już tylko jeden krok, uśmiechnęła się zadowolona. Cofnęła się i
oparła o kamienną ścianę, a Paul przywarł do niej ciałem. Zbliżył twarz do jej,
przygryzł dolną wargę i zmrużył oczy. Palce prawej dłoni dziewczyny natychmiast
powędrowały do jego lewego ramienia i niemal automatycznie zaczęły kreślić
ósemki na tatuażu w kształcie czaszki otoczonej płomieniami.
Jedną rękę
położył jej w talii, drugą na udzie. Przycisnął Elizabeth mocniej do ściany, a dziewczyna
mruknęła zadowolona i delikatnie musnęła jego usta. Paul odwzajemnił delikatny
pocałunek.
– Chrzań się –
szepnął zmysłowym tonem.
Puścił
dziewczynę i odszedł w stronę otwartej trumny, w której kilka miesięcy temu
złożono jego ciało. Oparłszy się o odsunięte wieko, wystukał numer na
klawiaturze różowego telefonu.
Elizabeth
dostrzegła przedmiot, który chłopak trzymał w ręku. Nerwowo pomacała kieszenie
obcisłych jeansów.
– To mój
telefon! – pisnęła ze złością, robiąc krok w stronę Paula.
– Już nie.
Cofnij się albo pozbawię cię energii – rzucił spokojnie, czekając na
połączenie. – W ogóle to wynoś się już. Nie musisz czasem spalić kilku
bezdomnych?
Dziewczyna otworzyła usta, chcąc wyrazić swoje
oburzenie, ale ostatecznie zrezygnowała. Prychnęła i, odwróciwszy się na
pięcie, wyszła z grobowca. Paul odprowadził ją wzrokiem, starając się przy tym
unikać spojrzenia na kształtne pośladki byłej dziewczyny.
– Liz?
– Nie, to ja –
westchnął do słuchawki. – Jestem w śmierdzącym stęchlizną, zimnym i naprawdę
nieprzytulnym grobowcu. Mam piękne mieszkanie i w sumie stać mnie na
zagraniczną wycieczkę klasą biznes, ale nie… Ja siedzę na cmentarzu – wyżalił
się.
Leo zamilkł na
moment, prawdopodobnie nie mając pojęcia jak ten fakt skomentować. Kiedy
wychodził z domu Justina plany były zupełnie inne. Paul miał wprawdzie chwilowo
trzymać się z dala od Seleny, ale nie było mowy o żadnym grobowcu.
– Dlaczego? – spytał zdawkowo.
– Wolf za dużo
kręci się po mieście. Angie zauważyła też kilka nowych aniołów – westchnął
ciężko. – Nie mogę ryzykować. Do pełni zostanę tutaj.
Nie do końca
było tak, jak powiedział. Wprawdzie Wolf kręcił się po mieście i obserwował
różne miejsca, w których czasem bywała Selena, a Angel naprawdę spotkała kilka
aniołów z Twierdzy, ale nie mógł przecież powiedzieć Leo czego wymagał plan
Justina. Ciężko było mu przyznać się, że ma zamiar zrobić dokładnie to, co
będzie kazał zrobić Blackwood – zwłaszcza po tym, jak elf wraz z Sel i Tylerem
podejrzewali, że jest między nimi więź. Co więcej, nie miał wcale pewności, że
wszystko pójdzie po ich myśli…
W tle usłyszał
dwa przyciszone damskie głosy. Rozpoznał je od razu. Jessica zawzięcie kłóciła
się ze spokojnie coś tłumaczącą Seleną.
Serce zabiło mu
mocniej, głos ugrzązł w gardle. Tak bardzo chciał ją zobaczyć… Nie potrafił
wybaczyć sobie tego, że znów musiał zostawić ją bez jakichkolwiek wyjaśnień.
– Mocno jest na
mnie zła? – spytał niespokojnie.
– Rozumie to.
Krótkie,
zdawkowe odpowiedzi ze strony Leo świadczyły o tym, że Selena nie podejrzewała
z kim rozmawia jej towarzysz. Może to i
lepiej, pomyślał Paul ze smutkiem. Pewnie chciałaby z nim rozmawiać, a przy
okazji dowiedzieć czegoś więcej, a on znów musiałby ją zbyć i rozczarować.
Rozłączył się.
Podszedł do kamiennych drzwi grobowca i zamknął je. Poczeka. Poczeka, aż Justin
da mu znak do działania. Zrobi co trzeba, a później Selena wszystko mu wybaczy.
I będą razem już zawsze. Szczęśliwi i bezpieczni.
Telefon krótko
zawibrował. Pojedyncza łza spadła na podświetlony ekranik.
Kocham Cię. Wiem, że wszystko będzie dobrze.
Sel
Upuścił telefon
na ziemię i przygniótł go nogą. Plastikowa obudowa rozprysła się, ekranik pękł
ukazując znajdujące się we wnętrzu układy scalone.
Zamknął oczy. Oddychał
spokojnie. Chwycił leżący we wnętrzu trumny nóż i jednym szybkim ruchem wbił go
w umięśnione lewe ramię.
***
Mały Thomas
zdawał się nie zauważać nerwowej atmosfery panującej w jadalni. Zupełnie
spokojnie jadł podgrzewaną, pokrojoną na małe kawałeczki zapiekankę z marketu.
Jakby okropne jedzenie i towarzystwo dwóch upiorów było najnormalniejsze w
świecie.
Unikałam
spojrzenia zarówno na Tylera, jak i Krzyśka. Przerażała mnie upiorza postać
brata – była bardziej mroczna niż Paula po tym, jak zgromadził moc. Skórę miał
w ciemniejszym odcieniu szarości niż jakikolwiek znany mi upiór, czarne oczy
dzikie, a usta wciąż wygięte w nieprzyjemnym grymasie. Momentami wydawało mi
się, że mogę dostrzec jak widocznymi pod skórą żyłami niesamowicie szybko
przepływa krew. Pewnie było to niemożliwe – gdyby było inaczej, z pewnością
zauważyłabym to u Paula.
– Seleno…
Oderwałam wzrok
od żył na przedramieniu mojego brata i zamrugałam gwałtownie. Odszukałam
wzrokiem Tylera i wymusiłam uśmiech. Wciąż byłam jednak zbyt spięta, by zrobić
to przekonywująco.
– Thomas o coś
pytał… – rzucił sucho.
Przeniosłam
wzrok na Toma, który wpatrywał się we mnie z niewinnym, słodkim uśmiechem.
– Mogę dziś
spać z tobą, ciociu?
– No pewnie! –
rzuciłam bez zastanowienia.
Pogłaskałam
chłopca po głowie i uśmiechnęłam się. Tommy tęsknił za Paulem tak samo, jak ja.
Podobnie jak ja nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. I choć nie okazywał
zainteresowania obecnością Krzyśka w domu, na pewno go to martwiło.
Zdecydowanie potrzebował bliskości kogoś, przy kim czułby się bezpieczny.
– Dokończ
kolację z wujkiem. Pójdę się wykąpać – powiedziałam spokojnie.
Chłopiec skinął
głową i przeniósł wzrok na Tylera. Jego ufne spojrzenie zmusiło Ty’a do
uśmiechu.
Wstałam od
stołu i chwyciłam swój, już pusty, talerz.
– Zostaw, ja
posprzątam – westchnął Tyler, gdy zrobiłam krok w stronę kuchni.
Odstawiłam
naczynia z powrotem na stół i podziękowałam, po czym odeszłam w stronę schodów.
Nie spodziewałam się takiego gestu po Tylerze, zwłaszcza w ostatnich dniach. Po
chwili zrozumiałam, że do takiego zachowania zmusiło go tylko moje chi. Wciąż
blokowałam własną energię, nie panowałam jednak nad energią dziecka. Tyler jako
upiór wyczuwał więc tylko bardzo słabe chi płodu, który w sobie nosiłam. Pewnie
myślał, że ostatnie dni mocno mnie wykończyły…
– Jutro na
obiad ugotuj coś jadalnego – głos Krzyśka dobiegł mnie już na półpiętrze.
– Istnieje
szansa, że Tyler nie od zawsze był dupkiem – rzucił spokojnie Adrian. – Może
stał się taki dopiero po przemianie w upiora.
Posłałam
przyjacielowi znużone spojrzenie. Dopiero co opowiedziałam mu o coraz mniej
przyjaznym zachowaniu Krzyśka i liczyłam na zupełnie inne słowa wsparcia niż
odwracanie kota ogonem.
– Tyler nie
zawsze jest wredny – westchnęłam. Podałam mu do obrania cebulę i wróciłam do
lodówki. – Czasem bywa całkiem sympatyczny, troskliwy i pomocny – wyjaśniłam. –
Wczoraj posprzątał po kolacji i przygotował Thomasa do spania…
– To jego
zasrany obowiązek. Nie jesteś jego gosposią – wycedził.
Podczas gdy
Adrian zabrał się za krojenie cebuli, ja wyciągnęłam z lodówki mięso. Wieczorny
komentarz brata dał mi trochę do myślenia – faktycznie, ostatnio zajmowanie się
domem nie do końca mi wychodziło. Tak bardzo zajęłam się rozmyślaniem o dziecku
i tęsknotą za Paulem, że zupełnie zapomniałam o gotowaniu, sprzątaniu i innych
domowych obowiązkach. Thomas nie mógł wiecznie żywić się pizzą, zapiekankami i
szybkimi zupami, nie mógł siedzieć w brudnym domu i bawić się sam w pustym
pokoju.
– Nie mogłabyś
przenieść się z małym do mieszkania Paula? – spytał, odsuwając deskę z
pokrojoną cebulą. – Miałabyś aż dwa pasożyty mniej…
Zabrał ode mnie
mięso i bez słowa zaczął je kroić. Wiedział, jak bardzo ostatnio przeszkadzał
mi zapach surowego mięsa, ziemniaków i tłuszczu. Mogłam to wszystko jeść i to w
dużych ilościach, ale nie wąchać! Ponoć wiele kobiet w ciąży ma wrażliwy węch…
Wiele z nich też dużo śpi i wymiotuje jak koty. Dziękowałam mojemu maleństwu,
że przynajmniej na razie oszczędziło mi tego ostatniego.
– Paul nie
chce, żebym była sama – wyjaśniłam pokrótce.
– Zabierz ze
sobą Jessicę. Ostatnio mocno włazi ci w tyłek…
Mimowolnie
zaśmiałam się. Adrian miał rację – Jess za bardzo przejmowała się mną i moim
stanem. Wyrzucenie jej z domu na spacer z Thomasem graniczyło z cudem i udało
się tylko dlatego, że Adrian nakrzyczał na nią i obiecał, że się mną zajmie. Może
taka już była jej anielska natura, a może po prostu dziewczyna czuła się za
mnie odpowiedzialna pod nieobecność Paula.
Frontowe drzwi
otworzyły się i po chwili zamknęły z wielkim hukiem. Adrian posłał mi zdziwione
spojrzenie, a ja wyjrzałam z kuchni do salonu. Zdenerwowany Tyler, który
właśnie wszedł do środka, ze złością rzucił kurtkę na ziemię. Przy uchu trzymał
telefon, najwyraźniej usiłując się do kogoś dodzwonić.
– Oddzwoń
wreszcie! – krzyknął do słuchawki, po czym rzucił telefon na kanapę.
Na jego twarzy
malowała się istna furia. Z rezerwą obserwowałam jak ze wściekłością kopnął
fotel. Dopiero gdy jego wzrok padł na mnie, a na twarzy przez moment pojawiło
się zaciekawienie, oderwałam od niego wzrok. Skupiłam się na zablokowaniu
energii, modląc się, by nie zdążył wyczuć „ciążowych zmian”. Pewnie i tak nie
wiedziałby, z czego wynikają dziwne zawirowania, ale wolałam, żeby nie zaczął
wypytywać.
– Możesz mi, do
cholery, powiedzieć, gdzie jest mój brat!? – warknął, a na jego twarzy znów
zagościła złość.
– Nie wiem –
mruknęłam, wracając do kuchni.
Adrian przerwał
krojenie mięsa. Wytarł ręce w ścierkę i powoli podszedł do mnie. Gdy Tyler
wszedł do kuchni i zauważył mojego przyjaciela, przewrócił teatralnie oczami.
– Jeszcze
ciebie mi tu brakowało… – syknął.
– Też tęskniłem…
– Spytam cię
ostatni raz… – westchnął, ponownie spoglądając na mnie. – Gdzie jest Paul!?
– Nie mam
pojęcia! Powiedział, że musi zniknąć na jakiś czas... Może do niego zadzwoń.
– No nie
wpadłbym na to! – rzucił sarkastycznie. – Myślisz, że co próbuję zrobić od
samego rana!? Ma wyłączony telefon!
Spuściłam
wzrok. Nie wiedziałam, dlaczego Tylerowi tak zależało na spotkaniu z Paulem,
ale czułam, że nie kryje się za tym nic dobrego.
– Naprawdę, nie
wiem gdzie on jest – powiedziałam spokojnie. – Coś się stało?
Adrian bez
słowa odszedł ode mnie. Tyler z wściekłością przygryzł wargę i odwrócił wzrok.
– Do tragedii doszło dziś w nocy. Zginęło
piętnaście osób. Śledczy nie mają wątpliwości, że było to podpalenie.
Adrian stał w
salonie trzymając w dłoni pilota od telewizora, który wcześniej był wyciszony.
Jak zahipnotyzowany wpatrywał się ekran, na którym właśnie pokazano fragment
doszczętnie spalonej kamienicy.
– Paul to
zrobił? – spytał bez ogródek Adrian.
– Nie – Tyler odpowiedział
stanowczo jeszcze nim zdążyłam otworzyć usta z oburzenia.
Wiedziałam, że
to nie Paul. On nie zrobiłby czegoś takiego. Nie wyobrażałam sobie, jak zła
musiała być osoba, która posunęła się do takiego czynu… Przecież w tej
kamienicy byli ludzie! Zwykli, niewinni!
– To Krzysiek –
westchnął ciężko.
W następnym odcinku:
*"on nie zabija, żeby się pożywić. Sprawia mu to
frajdę."
*"Przerażał ją. Nie tak, jak gdy była mała i zrobiła
coś czego nie powinna, a on się dowiedział. To był zupełnie inny rodzaj
strachu, potężniejszy i gorszy niż jakikolwiek inny.[...] W taki sposób
żadne dziecko nie powinno bać się rodzica…"
OMG.! Nigdy nie pomyślałabym ze Krzysiek jest zdolny do czegoś takiego.. Ten rozdział strasznie mnie wciągnął. Naprawdę niesamowity... Jessica jest naprawde zabawna z tą swoja nadopiekuńczością. :D Czekam na kolejną notkę z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńCudny rozdział. Cieszę się, że Paul jednak nie zdradził po raz kolejny Seleny. Kamienicę podpalił Krzysiek? Myślałam, że Elizabeth.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie i szybko czytało mi się ten rozdział. Nie mogę doczekać się kolejnego.
Pozdrawiam:*
ale że KRZYSIEK >? o matko .. co się dzieje ; o
OdpowiedzUsuńRany, jak zostałam zszokowana gdy przeczytałam, że to Krzysiek. Nie wiedziałam, że jest w stanie zrobić coś tak okrutnego. Zmienił się nie do poznania.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że Paul już Pocałuje Lizz - ale dzięki Bogu zrobił coś co by nie krzywdziło Sel. Ale prawda jak czytałam co on wyprawia - to już ogarniała mnie wściekłość.
A po za tym ciesze się, że dziecko jest zdrowe ! ;D.
Pozdrawiam,
Is.