niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 22 cz. I


– Płód wygląda dobrze. Zdrowa fasolka odpowiedniego rozmiaru i kształtu – oznajmił Leo, puszczając do mnie oczko. – Serduszko bije naprawdę mocno. To dobrze.
Podał mi kawałek papierowego ręcznika, którym natychmiast wytarłam roztarty na odsłoniętym podbrzuszu żel.
Zgodziłam się na badanie ultrasonografem dla świętego spokoju. Chciałam uwolnić się od wiszącej mi nad głową Jessici, jej ciągłych pouczeń i narzekań. Momentami odnosiłam wrażenie, że ona przeżywa to bardziej niż ja – wciąż namawiała mnie na rozmowę z Paulem, dzień i noc zamartwiała się, czy dziecko będzie zdrowie i w kółko powtarzała, że powinnam więcej odpoczywać oraz unikać Tylera, który jej zdaniem był źródłem mojego „stresu”.
Nie udało mi się powstrzymać szerokiego uśmiechu, co nie umknęło siedzącej obok Jessice. Rozpromieniona blondynka niemal wyrwała z dłoni Leo wydruk USG.
– Musisz powiedzieć Paulowi! – pisnęła z radością, gładząc śliską kartkę w miejscu, w którym widniał szary kształt będący sześciotygodniowym płodem.
– To chyba nienajlepszy pomysł… – mruknął Leo z rezerwą.
Korzystając z chwili nieuwagi oburzonej Jess, wyrwałam jej zdjęcie. Wpatrzyłam się w szary kształt. Niczym wprawdzie nie przypominał dziecka, ale zrobiło mi się bardzo miło. Poczułam przyjemne ciepło w okolicach serca i z dumą położyłam rękę na podbrzuszu. Tam w środku naprawdę rozwijało się nowe życie…
– Co ty w ogóle wygadujesz!? – wysyczała Jessica. Podniosła się z krzesła i niebezpiecznie zbliżyła do Leo.
– Po prostu… To nieodpowiednia chwila. Tak uważam – blondyn wyłączył aparat i pchnął go w kąt pokoju. – Paul jest zajęty i…
– Kogo to obchodzi!? Kogo teraz obchodzą problemy Justina!? Jego zasranym obowiązkiem jest być przy niej! – krzyknęła dziewczyna.
– Nie jest tam bez powodu! – warknął Leo.
Podniosłam wzrok znad wydruku i uśmiechnęłam się spokojnie. Leo miał rację - Paul z pewnością miał ważny powód, by po raz kolejny zostawić mnie i Thomasa samych. Nie wiedziałam jaki, ale musiałam mu zaufać. Musiałam na nowo nauczyć się mu ufać i jak kiedyś bezgranicznie wierzyć, że wszystko co robi jest wywołane dobrymi pobudkami.
– Czuję się dobrze. Nie potrzebuję pilnie jego obecności – szepnęłam. – Zresztą, sama nie wiem czy chciałabym mu już powiedzieć. Czuję, że nie powinnam się z tym spieszyć – dodałam spokojnie i chwyciłam Jessicę za rękę.
Dziewczyna drżała ze złości. Posłałam Leo szeroki uśmiech, a kuzynkę Paula odsunęłam kilka kroków w tył.
– A gdybym czegoś potrzebowała… Przecież mam blisko ciebie, prawda? – zagadnęłam.
Jess oderwała wzrok od Leo i natychmiast się rozpromieniła. Uśmiechnęła się szeroko, dumnie unosząc podbródek. Lubiła czuć się potrzebna. Co więcej, podobało jej się to, że w ostatnim czasie znów zaczęłam okazywać jej sympatię i niemal zapomniałam o incydencie z Paulem. Nie bez powodu zresztą zachowywałam się w ten sposób – widziałam, ile wysiłku włożyła w to, bym znów jej zaufała.
– Powiem mu w odpowiednim czasie! – roześmiałam się, gdy przez jej jasne oblicze przemknął cień smutku. – Po prostu muszę poczuć, że to ta chwila, że jest między nami naprawdę, stuprocentowo dobrze!
Leo, który kilka sekund temu zajął się dalszym sprzątaniem prowizorycznego gabinetu urządzonego w swoim mieszkaniu, spojrzał na mnie łagodnie. Mogłabym przysiąc, że przez moment jego wzrok spoczął na moim podbrzuszu, a na twarzy pojawiło się rozczulenie.
– Kiedy go zobaczę, powiem mu, że go kochasz.
Uśmiechnęłam się szeroko. Chwyciłam leżącą na szafce torebkę i wydobyłam z niej portfel, do którego włożyłam wydruk. Myślami już byłam u Adriana, z którym postanowiłam podzielić się dobrą nowiną. Leo w tym czasie wyciągnął z kieszeni wibrujący telefon i z westchnieniem odebrał.

***
Paul usiadł pod kamienną ścianą i rozejrzał się po grobowcu. Mroczne, wilgotne i zimne miejsce było wyjątkowo nieprzyjemne nawet dla niego. Wspomnienia związane z chwilową śmiercią jak kadry kiepskiego filmu tańczyły mu przed oczami. Nie chciał tam być, myśleć o tym, ukrywać się… Bezczynne siedzenie nie leżało w jego naturze. Chciał działać, do cholery! Chciał coś robić!
Elizabeth wśliznęła się do środka. Stukot dziesięciocentymetrowych szpilek odbił się echem od ścian. Upuściła na ziemię torbę i rozejrzała się wokół.
– Wybacz, nie spakowałam ci poduszeczki i ukochanego kocyka – syknęła złośliwie.
– Wiesz, że jesteś najbardziej wredną i obłudną suką jaką znam?
– Ale to cię kręci.
Paul spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się pobłażliwie, choć w głębi duszy musiał przyznać, że ta dwulicowa Liz była o wiele bardziej pociągająca niż stara, słodka i niewinna Lizzy. Było w niej coś, co nie pozwalało przejść obok obojętnie. Gdy czasem pokazywali się publicznie, widział jak patrzyli na nią inni mężczyźni. Z przerażeniem stwierdzał, że ich pożądliwe spojrzenia napawają go dumą – Elizabeth nie nigdy nie obdarzyłaby żadnego z nich nawet uśmiechem. Dla Paula zrobiłaby wszystko…
Podniósł się z ziemi i powolnym krokiem podszedł do Elizabeth. Obserwowała go z rezerwą, ale gdy dzielił ich już tylko jeden krok, uśmiechnęła się zadowolona. Cofnęła się i oparła o kamienną ścianę, a Paul przywarł do niej ciałem. Zbliżył twarz do jej, przygryzł dolną wargę i zmrużył oczy. Palce prawej dłoni dziewczyny natychmiast powędrowały do jego lewego ramienia i niemal automatycznie zaczęły kreślić ósemki na tatuażu w kształcie czaszki otoczonej płomieniami.
Jedną rękę położył jej w talii, drugą na udzie. Przycisnął Elizabeth mocniej do ściany, a dziewczyna mruknęła zadowolona i delikatnie musnęła jego usta. Paul odwzajemnił delikatny pocałunek.
– Chrzań się – szepnął zmysłowym tonem.
Puścił dziewczynę i odszedł w stronę otwartej trumny, w której kilka miesięcy temu złożono jego ciało. Oparłszy się o odsunięte wieko, wystukał numer na klawiaturze różowego telefonu.
Elizabeth dostrzegła przedmiot, który chłopak trzymał w ręku. Nerwowo pomacała kieszenie obcisłych jeansów.
– To mój telefon! – pisnęła ze złością, robiąc krok w stronę Paula.
– Już nie. Cofnij się albo pozbawię cię energii – rzucił spokojnie, czekając na połączenie. – W ogóle to wynoś się już. Nie musisz czasem spalić kilku bezdomnych?
 Dziewczyna otworzyła usta, chcąc wyrazić swoje oburzenie, ale ostatecznie zrezygnowała. Prychnęła i, odwróciwszy się na pięcie, wyszła z grobowca. Paul odprowadził ją wzrokiem, starając się przy tym unikać spojrzenia na kształtne pośladki byłej dziewczyny.
Liz?
– Nie, to ja – westchnął do słuchawki. – Jestem w śmierdzącym stęchlizną, zimnym i naprawdę nieprzytulnym grobowcu. Mam piękne mieszkanie i w sumie stać mnie na zagraniczną wycieczkę klasą biznes, ale nie… Ja siedzę na cmentarzu – wyżalił się.
Leo zamilkł na moment, prawdopodobnie nie mając pojęcia jak ten fakt skomentować. Kiedy wychodził z domu Justina plany były zupełnie inne. Paul miał wprawdzie chwilowo trzymać się z dala od Seleny, ale nie było mowy o żadnym grobowcu.
Dlaczego? – spytał zdawkowo.
– Wolf za dużo kręci się po mieście. Angie zauważyła też kilka nowych aniołów – westchnął ciężko. – Nie mogę ryzykować. Do pełni zostanę tutaj.
Nie do końca było tak, jak powiedział. Wprawdzie Wolf kręcił się po mieście i obserwował różne miejsca, w których czasem bywała Selena, a Angel naprawdę spotkała kilka aniołów z Twierdzy, ale nie mógł przecież powiedzieć Leo czego wymagał plan Justina. Ciężko było mu przyznać się, że ma zamiar zrobić dokładnie to, co będzie kazał zrobić Blackwood – zwłaszcza po tym, jak elf wraz z Sel i Tylerem podejrzewali, że jest między nimi więź. Co więcej, nie miał wcale pewności, że wszystko pójdzie po ich myśli…
W tle usłyszał dwa przyciszone damskie głosy. Rozpoznał je od razu. Jessica zawzięcie kłóciła się ze spokojnie coś tłumaczącą Seleną.
Serce zabiło mu mocniej, głos ugrzązł w gardle. Tak bardzo chciał ją zobaczyć… Nie potrafił wybaczyć sobie tego, że znów musiał zostawić ją bez jakichkolwiek wyjaśnień.
– Mocno jest na mnie zła? – spytał niespokojnie.
Rozumie to.
Krótkie, zdawkowe odpowiedzi ze strony Leo świadczyły o tym, że Selena nie podejrzewała z kim rozmawia jej towarzysz. Może to i lepiej, pomyślał Paul ze smutkiem. Pewnie chciałaby z nim rozmawiać, a przy okazji dowiedzieć czegoś więcej, a on znów musiałby ją zbyć i rozczarować.
Rozłączył się. Podszedł do kamiennych drzwi grobowca i zamknął je. Poczeka. Poczeka, aż Justin da mu znak do działania. Zrobi co trzeba, a później Selena wszystko mu wybaczy. I będą razem już zawsze. Szczęśliwi i bezpieczni.
Telefon krótko zawibrował. Pojedyncza łza spadła na podświetlony ekranik.

Kocham Cię. Wiem, że wszystko będzie dobrze.
Sel
Upuścił telefon na ziemię i przygniótł go nogą. Plastikowa obudowa rozprysła się, ekranik pękł ukazując znajdujące się we wnętrzu układy scalone.
Zamknął oczy. Oddychał spokojnie. Chwycił leżący we wnętrzu trumny nóż i jednym szybkim ruchem wbił go w umięśnione lewe ramię.

***
Mały Thomas zdawał się nie zauważać nerwowej atmosfery panującej w jadalni. Zupełnie spokojnie jadł podgrzewaną, pokrojoną na małe kawałeczki zapiekankę z marketu. Jakby okropne jedzenie i towarzystwo dwóch upiorów było najnormalniejsze w świecie.
Unikałam spojrzenia zarówno na Tylera, jak i Krzyśka. Przerażała mnie upiorza postać brata – była bardziej mroczna niż Paula po tym, jak zgromadził moc. Skórę miał w ciemniejszym odcieniu szarości niż jakikolwiek znany mi upiór, czarne oczy dzikie, a usta wciąż wygięte w nieprzyjemnym grymasie. Momentami wydawało mi się, że mogę dostrzec jak widocznymi pod skórą żyłami niesamowicie szybko przepływa krew. Pewnie było to niemożliwe – gdyby było inaczej, z pewnością zauważyłabym to u Paula.
– Seleno…
Oderwałam wzrok od żył na przedramieniu mojego brata i zamrugałam gwałtownie. Odszukałam wzrokiem Tylera i wymusiłam uśmiech. Wciąż byłam jednak zbyt spięta, by zrobić to przekonywująco.
– Thomas o coś pytał… – rzucił sucho.
Przeniosłam wzrok na Toma, który wpatrywał się we mnie z niewinnym, słodkim uśmiechem.
– Mogę dziś spać z tobą, ciociu?
– No pewnie! – rzuciłam bez zastanowienia.
Pogłaskałam chłopca po głowie i uśmiechnęłam się. Tommy tęsknił za Paulem tak samo, jak ja. Podobnie jak ja nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. I choć nie okazywał zainteresowania obecnością Krzyśka w domu, na pewno go to martwiło. Zdecydowanie potrzebował bliskości kogoś, przy kim czułby się bezpieczny.
– Dokończ kolację z wujkiem. Pójdę się wykąpać – powiedziałam spokojnie.
Chłopiec skinął głową i przeniósł wzrok na Tylera. Jego ufne spojrzenie zmusiło Ty’a do uśmiechu.
Wstałam od stołu i chwyciłam swój, już pusty, talerz.
– Zostaw, ja posprzątam – westchnął Tyler, gdy zrobiłam krok w stronę kuchni.
Odstawiłam naczynia z powrotem na stół i podziękowałam, po czym odeszłam w stronę schodów. Nie spodziewałam się takiego gestu po Tylerze, zwłaszcza w ostatnich dniach. Po chwili zrozumiałam, że do takiego zachowania zmusiło go tylko moje chi. Wciąż blokowałam własną energię, nie panowałam jednak nad energią dziecka. Tyler jako upiór wyczuwał więc tylko bardzo słabe chi płodu, który w sobie nosiłam. Pewnie myślał, że ostatnie dni mocno mnie wykończyły…
– Jutro na obiad ugotuj coś jadalnego – głos Krzyśka dobiegł mnie już na półpiętrze.

– Istnieje szansa, że Tyler nie od zawsze był dupkiem – rzucił spokojnie Adrian. – Może stał się taki dopiero po przemianie w upiora.
Posłałam przyjacielowi znużone spojrzenie. Dopiero co opowiedziałam mu o coraz mniej przyjaznym zachowaniu Krzyśka i liczyłam na zupełnie inne słowa wsparcia niż odwracanie kota ogonem.
– Tyler nie zawsze jest wredny – westchnęłam. Podałam mu do obrania cebulę i wróciłam do lodówki. – Czasem bywa całkiem sympatyczny, troskliwy i pomocny – wyjaśniłam. – Wczoraj posprzątał po kolacji i przygotował Thomasa do spania…
– To jego zasrany obowiązek. Nie jesteś jego gosposią – wycedził.
Podczas gdy Adrian zabrał się za krojenie cebuli, ja wyciągnęłam z lodówki mięso. Wieczorny komentarz brata dał mi trochę do myślenia – faktycznie, ostatnio zajmowanie się domem nie do końca mi wychodziło. Tak bardzo zajęłam się rozmyślaniem o dziecku i tęsknotą za Paulem, że zupełnie zapomniałam o gotowaniu, sprzątaniu i innych domowych obowiązkach. Thomas nie mógł wiecznie żywić się pizzą, zapiekankami i szybkimi zupami, nie mógł siedzieć w brudnym domu i bawić się sam w pustym pokoju.
– Nie mogłabyś przenieść się z małym do mieszkania Paula? – spytał, odsuwając deskę z pokrojoną cebulą. – Miałabyś aż dwa pasożyty mniej…
Zabrał ode mnie mięso i bez słowa zaczął je kroić. Wiedział, jak bardzo ostatnio przeszkadzał mi zapach surowego mięsa, ziemniaków i tłuszczu. Mogłam to wszystko jeść i to w dużych ilościach, ale nie wąchać! Ponoć wiele kobiet w ciąży ma wrażliwy węch… Wiele z nich też dużo śpi i wymiotuje jak koty. Dziękowałam mojemu maleństwu, że przynajmniej na razie oszczędziło mi tego ostatniego.
– Paul nie chce, żebym była sama – wyjaśniłam pokrótce.
– Zabierz ze sobą Jessicę. Ostatnio mocno włazi ci w tyłek…
Mimowolnie zaśmiałam się. Adrian miał rację – Jess za bardzo przejmowała się mną i moim stanem. Wyrzucenie jej z domu na spacer z Thomasem graniczyło z cudem i udało się tylko dlatego, że Adrian nakrzyczał na nią i obiecał, że się mną zajmie. Może taka już była jej anielska natura, a może po prostu dziewczyna czuła się za mnie odpowiedzialna pod nieobecność Paula. 
Frontowe drzwi otworzyły się i po chwili zamknęły z wielkim hukiem. Adrian posłał mi zdziwione spojrzenie, a ja wyjrzałam z kuchni do salonu. Zdenerwowany Tyler, który właśnie wszedł do środka, ze złością rzucił kurtkę na ziemię. Przy uchu trzymał telefon, najwyraźniej usiłując się do kogoś dodzwonić.
– Oddzwoń wreszcie! – krzyknął do słuchawki, po czym rzucił telefon na kanapę.
Na jego twarzy malowała się istna furia. Z rezerwą obserwowałam jak ze wściekłością kopnął fotel. Dopiero gdy jego wzrok padł na mnie, a na twarzy przez moment pojawiło się zaciekawienie, oderwałam od niego wzrok. Skupiłam się na zablokowaniu energii, modląc się, by nie zdążył wyczuć „ciążowych zmian”. Pewnie i tak nie wiedziałby, z czego wynikają dziwne zawirowania, ale wolałam, żeby nie zaczął wypytywać.
– Możesz mi, do cholery, powiedzieć, gdzie jest mój brat!? – warknął, a na jego twarzy znów zagościła złość.
– Nie wiem – mruknęłam, wracając do kuchni.
Adrian przerwał krojenie mięsa. Wytarł ręce w ścierkę i powoli podszedł do mnie. Gdy Tyler wszedł do kuchni i zauważył mojego przyjaciela, przewrócił teatralnie oczami.
– Jeszcze ciebie mi tu brakowało… – syknął.
– Też tęskniłem…
– Spytam cię ostatni raz… – westchnął, ponownie spoglądając na mnie. – Gdzie jest Paul!?
– Nie mam pojęcia! Powiedział, że musi zniknąć na jakiś czas... Może do niego zadzwoń.
– No nie wpadłbym na to! – rzucił sarkastycznie. – Myślisz, że co próbuję zrobić od samego rana!? Ma wyłączony telefon!
Spuściłam wzrok. Nie wiedziałam, dlaczego Tylerowi tak zależało na spotkaniu z Paulem, ale czułam, że nie kryje się za tym nic dobrego.
– Naprawdę, nie wiem gdzie on jest – powiedziałam spokojnie. – Coś się stało?
Adrian bez słowa odszedł ode mnie. Tyler z wściekłością przygryzł wargę i odwrócił wzrok.
Do tragedii doszło dziś w nocy. Zginęło piętnaście osób. Śledczy nie mają wątpliwości, że było to podpalenie.
Adrian stał w salonie trzymając w dłoni pilota od telewizora, który wcześniej był wyciszony. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się ekran, na którym właśnie pokazano fragment doszczętnie spalonej kamienicy.
– Paul to zrobił? – spytał bez ogródek Adrian.
– Nie – Tyler odpowiedział stanowczo jeszcze nim zdążyłam otworzyć usta z oburzenia.
Wiedziałam, że to nie Paul. On nie zrobiłby czegoś takiego. Nie wyobrażałam sobie, jak zła musiała być osoba, która posunęła się do takiego czynu… Przecież w tej kamienicy byli ludzie! Zwykli, niewinni!
– To Krzysiek – westchnął ciężko. 

W następnym odcinku:
*"on nie zabija, żeby się pożywić. Sprawia mu to frajdę."
*"Przerażał ją. Nie tak, jak gdy była mała i zrobiła coś czego nie powinna, a on się dowiedział. To był zupełnie inny rodzaj strachu, potężniejszy i gorszy niż jakikolwiek inny.[...] W taki sposób żadne dziecko nie powinno bać się rodzica…"

4 komentarze:

  1. OMG.! Nigdy nie pomyślałabym ze Krzysiek jest zdolny do czegoś takiego.. Ten rozdział strasznie mnie wciągnął. Naprawdę niesamowity... Jessica jest naprawde zabawna z tą swoja nadopiekuńczością. :D Czekam na kolejną notkę z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdział. Cieszę się, że Paul jednak nie zdradził po raz kolejny Seleny. Kamienicę podpalił Krzysiek? Myślałam, że Elizabeth.
    Bardzo fajnie i szybko czytało mi się ten rozdział. Nie mogę doczekać się kolejnego.
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. ale że KRZYSIEK >? o matko .. co się dzieje ; o

    OdpowiedzUsuń
  4. Rany, jak zostałam zszokowana gdy przeczytałam, że to Krzysiek. Nie wiedziałam, że jest w stanie zrobić coś tak okrutnego. Zmienił się nie do poznania.
    Myślałam, że Paul już Pocałuje Lizz - ale dzięki Bogu zrobił coś co by nie krzywdziło Sel. Ale prawda jak czytałam co on wyprawia - to już ogarniała mnie wściekłość.

    A po za tym ciesze się, że dziecko jest zdrowe ! ;D.

    Pozdrawiam,
    Is.

    OdpowiedzUsuń