Mi się najbardziej podoba fragment z Justinem :D Resztę uważam za bardzo nieudaną...
Prasa huczała
od informacji o nowych, zagadkowych zgonach. W telewizji codziennie pokazywano
miejsca, w których znaleziono zwęglone ciała, a kierownictwo miejscowych
szpitali wypowiadało się na temat zwiększonej liczby zgonów. Wokół umierali
ludzie. Można rzec, że masowo.
Najwięcej było
„samozapłonów” i „podpaleń”, które dla mnie jednoznacznie wskazywały na robotę
furii. W drugiej kolejności mówiono o ludziach, którzy zmarli we śnie, z
wycieńczenia, o znajdowanych na ulicach ciałach bezdomnych i turystów, co
wskazywało na upiory.
Wiedziałam, że
część ze znalezionych ciał zostało pozbawionych energii przez Krzyśka. Wiedziałam,
że mimo danej mi obietnicy, co noc znikał z domu. Budziłam się w łóżku sama,
choć zasypiałam przy nim. Rankiem znów leżał obok mnie, jakby nic się nie
stało. Nie powiedziałam mu, że wiem o jego nocnych wypadach w poszukiwaniu
energii. Musiałam dzielnie wytrzymać do powrotu Paula…
Oprócz tego czułam
się nadzwyczaj dobrze. Codziennie witałam nowy dzień z uśmiechem, niezwykle
wypoczęta i zadowolona z życia spędzałam czas z bratem, najlepszym
przyjacielem, Thomasem i Jessicą, którą właściwie mogłam już nazwać swoją
przyjaciółką. Nic nie było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Złośliwe
komentarze Tylera na temat nieobecnego Paula i jego dociekania w moją
„zmienioną i dziwnie słabą energię” stały się dla mnie powodem do śmiechu. Dręczyła
mnie tylko sprawa Krzyśka…
Wiedziałam, że
każdego dnia jestem bliżej powrotu Paula. Budząc się rano z uśmiechem
stwierdzałam, że jestem coraz bliżej spotkania z ukochanym. Byłam wręcz pewna,
że gdy znów się pojawi wszystko wróci do normy, a ja w końcu będę gotowa
powiedzieć: „Kochanie, będziemy mieli dziecko!”. Naprawdę zaczynałam tego
chcieć.
Któregoś dnia,
kilka dni przed początkiem października, wybrałyśmy się z Jessicą na zakupy.
Zaplanowałyśmy długą przeprawę przez wszystkie sklepy w centrum handlowym celem
znalezienia kilku nowych par butów, bluzek i nowych jeansów, a także bluzy dla
Thomasa. Obiad zjadłyśmy w restauracji, odwiedziłyśmy ekskluzywną perfumerię, a
Thomas spędzał czas na placu zabaw. Śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy i
plotkowałyśmy jak stare, dobre przyjaciółki. Zupełnie tak, jak robiłam to z
Kesi. Wszystko było idealne.
Aż za bardzo…
– Zazdroszczę
ci – oznajmiła nagle Jessica.
Siedziałyśmy
właśnie w kawiarni i czekałyśmy na zamówione mrożone kawy. Chwilę wcześniej
skończyłyśmy rozmawiać o prześlicznym łóżeczku, które widziałyśmy w jednym ze
sklepów. Drewniany mebel z szyfonowym baldachimem prezentował się przepięknie
na stylizowanej na dziecięcy pokój wystawie. Szczerze mówiąc strasznie kusiło
mnie, by zamówić takie cudo dla maleństwa lub przynajmniej zrobić zdjęcie, by
móc później namówić Paula na zakupy. Wiedziałam, że jemu też przypadłoby ono do
gustu.
– Masz wielkie
szczęście – dodała, gdy posłałam jej pytające spojrzenie. – Masz Paula, który,
bądź co bądź, jest cudowny. I spodziewasz się jego dziecka. Wkrótce stworzycie
prawdziwą, pełną rodzinę. Wprowadzicie się do pięknego domu, który on kupi i to
na pewno nie na kredyt. Ty, maleństwo i Tommy zawsze będziecie bezpieczni, bo
Paul nie pozwoli was tknąć palcem. Nawet nie wiesz jak żałuję, że jest moim kuzynem.
Uśmiechnęłam
się. Jessica miała rację – Paul był facetem idealnym. Był moim bohaterem,
jedynym mężczyzną w moim życiu, któremu bezgranicznie ufałam. Właśnie dlatego
potrafiłam mu wszystko wybaczyć.
Kelner
przyniósł tacę z dwoma przepięknie wyglądającymi mrożonymi kawami z bitą
śmietaną. Postawił je na stoliku i z uśmiechem odszedł w stronę kuchni. Jess
odprowadziłam go wzrokiem, a właściwie uważnie obserwowała tylną część jego
ciała, gdy zmierzał na zaplecze. Zdecydowanie było co oglądać… Później zajęła
się białym puchem, który dumnie unosił się na jasnobrązowym płynie.
– Ktoś nas
obserwuje – mruknęła jakby sama do siebie.
Nie podniosła
wzroku znad szklanki. Ja natomiast rozejrzałam się po kawiarni. Serce zaczęło
mi bić nienaturalnie szybko, a dłonie zadrżały.
Kilka razy w
ciągu tego dnia wydawało mi się, że ludzie w sklepach przyglądają mi się
uważnie. Dwie kobiety i jednego mężczyznę widywałam w czasie pobytu w galerii
nadzwyczaj często, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Wspomniałam o tym
Jessice, gdy odprowadzałyśmy Thomasa na plac zabaw. Powiedziała wtedy, że
jestem przewrażliwiona przez mój stan.
Dlaczego ktoś
miałby nas śledzić? Czułam, że coś istotnego wyleciało mi z głowy w ostatnich
dniach…
Jesteś Dzieckiem Księżyca, zabrzmiał
głos w mojej głowie. I wtedy wszystko stało się dla mnie jasne.
Justin był
zdenerwowany i wspomniał o problemach z braćmi, bo ktoś z Twierdzy Aniołów
pojawił się w mieście. A Leo miał rację – Paul nie zniknął bez powodu. Wiedział,
dlatego się ulotnił. Łuna mocy, która wytwarzała się gdy byliśmy razem, mogłaby
przyciągnąć ludzi Wolfa i narazić nas na niebezpieczeństwo.
Ponownie
rozejrzałam się po kawiarni. Siedzący pod oknem brunet o ciemnej karnacji wydał
mi się dziwnie znajomy. W rękach trzymał dzisiejszą gazetę, którą można było
dostać przy kasie, ale jego oczy wcale nie śledziły liter. Oczywiście, że nie.
Był Włochem – nie potrafił czytać po polsku.
Poruszyłam się
niespokojnie i wróciłam do swojej mrożonej kawy.
– Może jedźmy
już do domu… – poprosiłam Jess.
W jej
towarzystwie nie czułam się na tyle bezpiecznie, by kontynuować wizytę w
galerii. Zdecydowanie wolałam znaleźć się w towarzystwie upiorów. Na przykład
Tylera.
Kątem oka
spojrzałam na mężczyznę. Już nie wpatrywał się w gazetę. Teraz pisał sms-a.
Jessica
podniosła wzrok znad kawy i odwróciła się w stronę kasy. Jej wzrok utkwił w
dziewczynie, która z uśmiechem przyjmowała zamówienie na lody na wynos. Moja
towarzyszka jakby odetchnęła z ulgą.
– Dziewczyna za
kasą jest upiorem – szepnęła. – Nikt nic nam nie zrobi w obecności upiora. A
ona nas nie zaatakuje, bo wyczuwa od ciebie inne upiory.
Skinęłam głową,
choć nie do końca mnie to uspokoiło. Wciąż uważałam, że lepiej byłoby zadzwonić
po Tylera, żeby zabrał nas do domu.
Kelner ponownie
podszedł do naszego stolika. Nawet nie podniosłam na niego wzroku. Jessica
natomiast uśmiechnęła się uroczo.
Jęknęłam w
duchu. Zebrało jej się na podrywy…
Chłopak
postawił przede mną pucharek miętowych lodów z polewą czekoladową i sterczącą
rurką. Podniosłam na niego zdziwiony wzrok.
– Nie
zamawiałam tego – rzuciłam sucho.
Nie potrafiłam
powiedzieć tego w milszy sposób. Humor miałam wystarczająco zepsuty i byłam
zbyt przerażona obserwującym nas aniołem. Zwykle moje ulubione miętowe lody
były idealnym lekiem na całe zło świata, ale nie tym razem.
– To od pana w
czarnej skórze. Tego pod oknem. Prosił, żebym dał to „przepięknej anielicy w
białej bluzeczce, chociaż pewnie i tak zje to druga śliczna pani” – powiedział
chłopak spokojnie, akcentując cytat.
Podniosłam
wzrok znad pucharka i gwałtownie odwróciłam się w stronę okna. Mężczyzna, który
znów zasłonił się gazetą, wcale nie miał na sobie skórzanej kurtki. Miał czarną
marynarkę i czarne bawełniane spodnie. Eleganckie buty to za mało, by nazwać go
„panem w czarnej skórze”.
Zmierzyłam
wzrokiem innych ludzi siedzących pod wychodzącym na park oknem. Trzy nastolatki
przy następnym stoliku śmiały się wesoło, a kobieta przy kolejnym podawała
siedzącemu w wózku niemowlęciu deser ze słoiczka. Kilka metrów dalej siedziała
młoda para – rudowłosa dziewczyna z lekką nadwagą i blondyn w zielonej bluzie z
kapturem.
Przy ostatnim
stoliku, w samym kącie kawiarni, siedział mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce
i markowych jeansach. Czarne Ray-Bany sprawiały, że nie widziałam czy na mnie
patrzył. Wyraz twarzy pozostawał niewzruszony.
Podniósł się od
stolika, przeczesując palcami brązowe włosy. Instynktownie zablokowałam energię
i kątem oka spojrzałam na mężczyznę z gazetą. Jego wzrok na moment powędrował w
kąt kawiarni. Z nerwów serce ponownie zabiło mi szybciej.
– Cześć
ślicznotko, porywam cię – rzucił Paul, stając za mną. Objął mnie i ucałował
czule w policzek, spoglądając na zdezorientowaną Jessicę. – Te lody mają ci
wystarczyć jako kaucja za twoją podopieczną.
***
Kilka godzin wcześniej
– Nienawidzę
cię.
– Darujmy sobie
grzeczności. Pozbieraj się.
Paul podniósł
wzrok na stojącego przy wejściu do grobowca Justina. Czarnowłosy chłopak
wyglądał dużo lepiej niż gdy widzieli się ostatni raz – nabrał kolorów, oczy
miał mniej podkrążone niż zwykle, a energia wydawała się dziwnie silna. W
ostatnich dniach musiał dużo się karmić. Na pewno więcej niż zwykle.
Energia. Paul
zdecydowanie jej potrzebował. Ile właściwie leżał martwy w grobie? Trzy dni?
Tydzień? Sądząc po tym, że Justin już wyciągnął z jego ramienia nóż pewnie
niewiele więcej. Mimo to odczuwał zmęczenie porównywalne z co najmniej
miesięczną dietą. Kiedyś zaserwował sobie taką „terapię” i nie należało to do
najprzyjemniejszych rzeczy. Teraz musiał się nakarmić.
Przejechał
dłonią po lewym ramieniu. Z tatuażu wciąż sączyła się krew. Proces gojenia był
spowolniony.
Justin rzucił
mu butelkę wody mineralnej. Chłopak złapał ją bez trudu i natychmiast wziął
potężnego łyka.
– Co z Seleną?
– spytał.
– Marudzi, jak
zawsze – Justin teatralnie wywrócił oczami. Po chwili jednak spoważniał i
westchnął. – Cała i zdrowa. Jak obiecywałem.
Paul skinął
głową. Zgniótł pustą butelkę i rzucił ją w kąt kamiennego grobowca. W duchu
dziękował Tylerowi, że po śmierci postawił mu właśnie taki pomnik. Zdecydowanie
wolał leżeć w czymś na kształt chatki niż zostać zakopanym półżywym pod ziemią.
– Idź się
nakarmić.
Chłopak nie
podniósł się z ziemi. Myśl o powrocie przerażała go. Z jednej strony chciał
znów być przy Selenie, swojej kochanej, słodkiej Sel, przy Thomasie i reszcie
rodziny, ale drugiej wiedział, że nie będzie mu dane się nimi cieszyć długo.
Minie trochę czasu, zanim wszystko wróci do normy…
Justin wyciągnął z kieszeni telefon.
Odczytał wiadomość i ponownie spojrzał na Paula, który właśnie usiłował wstać z
zimnej posadzki.
– Selena jest w
centrum handlowym z Jessicą. Są tam ludzie Michaela – oznajmił Blackwood. – Nie
mają konkretnych rozkazów, tylko ją obserwują. Przynajmniej na razie – widząc,
że młody upiór wciąż nie może podnieść się z ziemi, podszedł do niego i podał
mu dłoń. – Nakarm się, ogarnij i zrób co trzeba.
Do Paula
docierały tylko szczątki informacji. Kręciło mu się w głowie, suszyło w gardle,
a zmęczenie spowodowane brakiem energii mocno dawało się we znaki. Wiedział
jedno: wiele osób będzie musiało oddać mu swoją energię zanim dojdzie do
siebie. Pożywi się w drodze do domu, następnie weźmie prysznic i przebierze
się. Zapowiadał się bardzo ciężki i długi dzień…
Z opóźnieniem
pokiwał głową. Chwycił leżącą pod ścianą torbę, którą przyniosła ze sobą
Elizabeth i skierował się w stronę wyjścia. Im szybciej uzupełni deficyt
energii, tym szybciej znajdzie się przy Selenie. Miał dziwne przeczucie, że
dziewczyna teraz potrzebuje go bardziej niż zwykle…
– Paul… –
zaczął Justin cicho, a gdy chłopak zatrzymał się w pół kroku w wyjściu,
westchnął. – Wszystkiego najlepszego.
Brown
otrzeźwiał. Zmrużył oczy i obejrzał się za siebie. Stojący na środku grobowca
Justin uśmiechnął się delikatnie. W jego tonie nie było zwykłej arogancji,
złośliwości, a spojrzenie stało się dziwnie obce. Paul mógłby przysiąc, że
zauważył w nim nutę sympatii. A może to było współczucie?
– Urodziny mam
jutro – rzucił sztywno.
Nie wiedział
jak inaczej zareagować. Znał Justina blisko sześć lat. Blackwood nigdy nie
pamiętał o niczyich urodzinach. Nie obchodził nawet swoich. Nie pojawiał się na
żadnych przyjęciach, nikomu nie składał życzeń. Paul przywykł do jego wrogości
wobec świata. Skąd więc nagle przypływ ludzkich emocji u pozbawionego uczuć
upiora?
– Wiem –
chłopak westchnął jakby z bólem. – Po północy może już nie być okazji na
składanie życzeń…
W następnym odcinku:
*"– Zaufaj mi. Przy mnie jesteś bezpieczna "
*"– Widziałem go! – rzucił z podnieceniem. [...] – Paul Brown
żyje! [...] Wreszcie możemy go zabić, a wtedy…"
*"[...]zupełnie
zapomniałam o blokowaniu swojej energii. Teraz Paul wyczuwał zarówno mnie, jak
i dziecko. [...]– Właściwie to muszę ci chyba coś
powiedzieć…"
*"Paul go nie słuchał. Wpatrywał się w swoją drżącą
dłoń, na której widniała krew Seleny."
*"Paul go nie słuchał. Wpatrywał się w swoją drżącą dłoń, na której widniała krew Seleny."
OdpowiedzUsuńO nie, o nie, o nie ! Nie mogło jej się nic stać! DLaczego Ty mnie tak maltretujesz ? Czemu dzielisz rozdziały na części ? ; o
taka-se-nazwa.blog.onet.pl
Osz ty... Najpierw te "zyczenia", na ktore moze nie byc czasu po polnocy i dodatkowo zapowiedz kolejnej czesci... Czemu nam to robisz i dzielisz akurat taki rozdzial na pol? Dawaj szybko wiecej, bo umre przez te oczekiwanie :)
OdpowiedzUsuńMusiałam podzielić na części, bo byłby za długi! :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, dodam następną ;)
ja tam lubię długie rozdziały :)
OdpowiedzUsuńNieudaną? Bardzo? No coś ty! Każdy twój rozdział jest udany, a ten to w ogóle. Nie wiem czemu ci się nie podoba. Każda część była ciekawa, ale masz rację, ta z Justinem najlepsza. ;D Zaciekawiłaś mnie tą końcówką. Czekam bardzo niecierpliwie na następny. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Jak taki rozdział może być nieudany, jak twoje zawsze są udane ;D . Zapowiedź kolejnej części jest niesamowita. Życzenia też mnie zdziwiły, więc zabieram się za kolejny rozdział ^ ^.
OdpowiedzUsuńIs