sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział 23 cz. I

Prezentuję jeden z ostatnich rozdziałów. Udało mi się znaleźć wolny czas na wrzucenie go tutaj ;)
Mi się najbardziej podoba fragment z Justinem :D Resztę uważam za bardzo nieudaną...

Prasa huczała od informacji o nowych, zagadkowych zgonach. W telewizji codziennie pokazywano miejsca, w których znaleziono zwęglone ciała, a kierownictwo miejscowych szpitali wypowiadało się na temat zwiększonej liczby zgonów. Wokół umierali ludzie. Można rzec, że masowo.
Najwięcej było „samozapłonów” i „podpaleń”, które dla mnie jednoznacznie wskazywały na robotę furii. W drugiej kolejności mówiono o ludziach, którzy zmarli we śnie, z wycieńczenia, o znajdowanych na ulicach ciałach bezdomnych i turystów, co wskazywało na upiory.
Wiedziałam, że część ze znalezionych ciał zostało pozbawionych energii przez Krzyśka. Wiedziałam, że mimo danej mi obietnicy, co noc znikał z domu. Budziłam się w łóżku sama, choć zasypiałam przy nim. Rankiem znów leżał obok mnie, jakby nic się nie stało. Nie powiedziałam mu, że wiem o jego nocnych wypadach w poszukiwaniu energii. Musiałam dzielnie wytrzymać do powrotu Paula…
Oprócz tego czułam się nadzwyczaj dobrze. Codziennie witałam nowy dzień z uśmiechem, niezwykle wypoczęta i zadowolona z życia spędzałam czas z bratem, najlepszym przyjacielem, Thomasem i Jessicą, którą właściwie mogłam już nazwać swoją przyjaciółką. Nic nie było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Złośliwe komentarze Tylera na temat nieobecnego Paula i jego dociekania w moją „zmienioną i dziwnie słabą energię” stały się dla mnie powodem do śmiechu. Dręczyła mnie tylko sprawa Krzyśka…
Wiedziałam, że każdego dnia jestem bliżej powrotu Paula. Budząc się rano z uśmiechem stwierdzałam, że jestem coraz bliżej spotkania z ukochanym. Byłam wręcz pewna, że gdy znów się pojawi wszystko wróci do normy, a ja w końcu będę gotowa powiedzieć: „Kochanie, będziemy mieli dziecko!”. Naprawdę zaczynałam tego chcieć.
Któregoś dnia, kilka dni przed początkiem października, wybrałyśmy się z Jessicą na zakupy. Zaplanowałyśmy długą przeprawę przez wszystkie sklepy w centrum handlowym celem znalezienia kilku nowych par butów, bluzek i nowych jeansów, a także bluzy dla Thomasa. Obiad zjadłyśmy w restauracji, odwiedziłyśmy ekskluzywną perfumerię, a Thomas spędzał czas na placu zabaw. Śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy i plotkowałyśmy jak stare, dobre przyjaciółki. Zupełnie tak, jak robiłam to z Kesi. Wszystko było idealne.
Aż za bardzo…
– Zazdroszczę ci – oznajmiła nagle Jessica.
Siedziałyśmy właśnie w kawiarni i czekałyśmy na zamówione mrożone kawy. Chwilę wcześniej skończyłyśmy rozmawiać o prześlicznym łóżeczku, które widziałyśmy w jednym ze sklepów. Drewniany mebel z szyfonowym baldachimem prezentował się przepięknie na stylizowanej na dziecięcy pokój wystawie. Szczerze mówiąc strasznie kusiło mnie, by zamówić takie cudo dla maleństwa lub przynajmniej zrobić zdjęcie, by móc później namówić Paula na zakupy. Wiedziałam, że jemu też przypadłoby ono do gustu.
– Masz wielkie szczęście – dodała, gdy posłałam jej pytające spojrzenie. – Masz Paula, który, bądź co bądź, jest cudowny. I spodziewasz się jego dziecka. Wkrótce stworzycie prawdziwą, pełną rodzinę. Wprowadzicie się do pięknego domu, który on kupi i to na pewno nie na kredyt. Ty, maleństwo i Tommy zawsze będziecie bezpieczni, bo Paul nie pozwoli was tknąć palcem. Nawet nie wiesz jak żałuję, że jest moim kuzynem.
Uśmiechnęłam się. Jessica miała rację – Paul był facetem idealnym. Był moim bohaterem, jedynym mężczyzną w moim życiu, któremu bezgranicznie ufałam. Właśnie dlatego potrafiłam mu wszystko wybaczyć.
Kelner przyniósł tacę z dwoma przepięknie wyglądającymi mrożonymi kawami z bitą śmietaną. Postawił je na stoliku i z uśmiechem odszedł w stronę kuchni. Jess odprowadziłam go wzrokiem, a właściwie uważnie obserwowała tylną część jego ciała, gdy zmierzał na zaplecze. Zdecydowanie było co oglądać… Później zajęła się białym puchem, który dumnie unosił się na jasnobrązowym płynie.
– Ktoś nas obserwuje – mruknęła jakby sama do siebie.
Nie podniosła wzroku znad szklanki. Ja natomiast rozejrzałam się po kawiarni. Serce zaczęło mi bić nienaturalnie szybko, a dłonie zadrżały.
Kilka razy w ciągu tego dnia wydawało mi się, że ludzie w sklepach przyglądają mi się uważnie. Dwie kobiety i jednego mężczyznę widywałam w czasie pobytu w galerii nadzwyczaj często, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Wspomniałam o tym Jessice, gdy odprowadzałyśmy Thomasa na plac zabaw. Powiedziała wtedy, że jestem przewrażliwiona przez mój stan.
Dlaczego ktoś miałby nas śledzić? Czułam, że coś istotnego wyleciało mi z głowy w ostatnich dniach…
Jesteś Dzieckiem Księżyca, zabrzmiał głos w mojej głowie. I wtedy wszystko stało się dla mnie jasne.
Justin był zdenerwowany i wspomniał o problemach z braćmi, bo ktoś z Twierdzy Aniołów pojawił się w mieście. A Leo miał rację – Paul nie zniknął bez powodu. Wiedział, dlatego się ulotnił. Łuna mocy, która wytwarzała się gdy byliśmy razem, mogłaby przyciągnąć ludzi Wolfa i narazić nas na niebezpieczeństwo.
Ponownie rozejrzałam się po kawiarni. Siedzący pod oknem brunet o ciemnej karnacji wydał mi się dziwnie znajomy. W rękach trzymał dzisiejszą gazetę, którą można było dostać przy kasie, ale jego oczy wcale nie śledziły liter. Oczywiście, że nie. Był Włochem – nie potrafił czytać po polsku.
Poruszyłam się niespokojnie i wróciłam do swojej mrożonej kawy.
– Może jedźmy już do domu… – poprosiłam Jess.
W jej towarzystwie nie czułam się na tyle bezpiecznie, by kontynuować wizytę w galerii. Zdecydowanie wolałam znaleźć się w towarzystwie upiorów. Na przykład Tylera.
Kątem oka spojrzałam na mężczyznę. Już nie wpatrywał się w gazetę. Teraz pisał sms-a.
Jessica podniosła wzrok znad kawy i odwróciła się w stronę kasy. Jej wzrok utkwił w dziewczynie, która z uśmiechem przyjmowała zamówienie na lody na wynos. Moja towarzyszka jakby odetchnęła z ulgą.
– Dziewczyna za kasą jest upiorem – szepnęła. – Nikt nic nam nie zrobi w obecności upiora. A ona nas nie zaatakuje, bo wyczuwa od ciebie inne upiory.
Skinęłam głową, choć nie do końca mnie to uspokoiło. Wciąż uważałam, że lepiej byłoby zadzwonić po Tylera, żeby zabrał nas do domu.
Kelner ponownie podszedł do naszego stolika. Nawet nie podniosłam na niego wzroku. Jessica natomiast uśmiechnęła się uroczo.
Jęknęłam w duchu. Zebrało jej się na podrywy…
Chłopak postawił przede mną pucharek miętowych lodów z polewą czekoladową i sterczącą rurką. Podniosłam na niego zdziwiony wzrok.
– Nie zamawiałam tego – rzuciłam sucho.
Nie potrafiłam powiedzieć tego w milszy sposób. Humor miałam wystarczająco zepsuty i byłam zbyt przerażona obserwującym nas aniołem. Zwykle moje ulubione miętowe lody były idealnym lekiem na całe zło świata, ale nie tym razem.
– To od pana w czarnej skórze. Tego pod oknem. Prosił, żebym dał to „przepięknej anielicy w białej bluzeczce, chociaż pewnie i tak zje to druga śliczna pani” – powiedział chłopak spokojnie, akcentując cytat.
Podniosłam wzrok znad pucharka i gwałtownie odwróciłam się w stronę okna. Mężczyzna, który znów zasłonił się gazetą, wcale nie miał na sobie skórzanej kurtki. Miał czarną marynarkę i czarne bawełniane spodnie. Eleganckie buty to za mało, by nazwać go „panem w czarnej skórze”.
Zmierzyłam wzrokiem innych ludzi siedzących pod wychodzącym na park oknem. Trzy nastolatki przy następnym stoliku śmiały się wesoło, a kobieta przy kolejnym podawała siedzącemu w wózku niemowlęciu deser ze słoiczka. Kilka metrów dalej siedziała młoda para – rudowłosa dziewczyna z lekką nadwagą i blondyn w zielonej bluzie z kapturem.
Przy ostatnim stoliku, w samym kącie kawiarni, siedział mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce i markowych jeansach. Czarne Ray-Bany sprawiały, że nie widziałam czy na mnie patrzył. Wyraz twarzy pozostawał niewzruszony.
Podniósł się od stolika, przeczesując palcami brązowe włosy. Instynktownie zablokowałam energię i kątem oka spojrzałam na mężczyznę z gazetą. Jego wzrok na moment powędrował w kąt kawiarni. Z nerwów serce ponownie zabiło mi szybciej.
– Cześć ślicznotko, porywam cię – rzucił Paul, stając za mną. Objął mnie i ucałował czule w policzek, spoglądając na zdezorientowaną Jessicę. – Te lody mają ci wystarczyć jako kaucja za twoją podopieczną.

***
Kilka godzin wcześniej

– Nienawidzę cię.
– Darujmy sobie grzeczności. Pozbieraj się.
Paul podniósł wzrok na stojącego przy wejściu do grobowca Justina. Czarnowłosy chłopak wyglądał dużo lepiej niż gdy widzieli się ostatni raz – nabrał kolorów, oczy miał mniej podkrążone niż zwykle, a energia wydawała się dziwnie silna. W ostatnich dniach musiał dużo się karmić. Na pewno więcej niż zwykle.
Energia. Paul zdecydowanie jej potrzebował. Ile właściwie leżał martwy w grobie? Trzy dni? Tydzień? Sądząc po tym, że Justin już wyciągnął z jego ramienia nóż pewnie niewiele więcej. Mimo to odczuwał zmęczenie porównywalne z co najmniej miesięczną dietą. Kiedyś zaserwował sobie taką „terapię” i nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy. Teraz musiał się nakarmić.
Przejechał dłonią po lewym ramieniu. Z tatuażu wciąż sączyła się krew. Proces gojenia był spowolniony.
Justin rzucił mu butelkę wody mineralnej. Chłopak złapał ją bez trudu i natychmiast wziął potężnego łyka.
– Co z Seleną? – spytał.
– Marudzi, jak zawsze – Justin teatralnie wywrócił oczami. Po chwili jednak spoważniał i westchnął. – Cała i zdrowa. Jak obiecywałem.
Paul skinął głową. Zgniótł pustą butelkę i rzucił ją w kąt kamiennego grobowca. W duchu dziękował Tylerowi, że po śmierci postawił mu właśnie taki pomnik. Zdecydowanie wolał leżeć w czymś na kształt chatki niż zostać zakopanym półżywym pod ziemią.
– Idź się nakarmić.
Chłopak nie podniósł się z ziemi. Myśl o powrocie przerażała go. Z jednej strony chciał znów być przy Selenie, swojej kochanej, słodkiej Sel, przy Thomasie i reszcie rodziny, ale drugiej wiedział, że nie będzie mu dane się nimi cieszyć długo. Minie trochę czasu, zanim wszystko wróci do normy…
   Justin wyciągnął z kieszeni telefon. Odczytał wiadomość i ponownie spojrzał na Paula, który właśnie usiłował wstać z zimnej posadzki.
– Selena jest w centrum handlowym z Jessicą. Są tam ludzie Michaela – oznajmił Blackwood. – Nie mają konkretnych rozkazów, tylko ją obserwują. Przynajmniej na razie – widząc, że młody upiór wciąż nie może podnieść się z ziemi, podszedł do niego i podał mu dłoń. – Nakarm się, ogarnij i zrób co trzeba.
Do Paula docierały tylko szczątki informacji. Kręciło mu się w głowie, suszyło w gardle, a zmęczenie spowodowane brakiem energii mocno dawało się we znaki. Wiedział jedno: wiele osób będzie musiało oddać mu swoją energię zanim dojdzie do siebie. Pożywi się w drodze do domu, następnie weźmie prysznic i przebierze się. Zapowiadał się bardzo ciężki i długi dzień…
Z opóźnieniem pokiwał głową. Chwycił leżącą pod ścianą torbę, którą przyniosła ze sobą Elizabeth i skierował się w stronę wyjścia. Im szybciej uzupełni deficyt energii, tym szybciej znajdzie się przy Selenie. Miał dziwne przeczucie, że dziewczyna teraz potrzebuje go bardziej niż zwykle…
– Paul… – zaczął Justin cicho, a gdy chłopak zatrzymał się w pół kroku w wyjściu, westchnął. – Wszystkiego najlepszego.
Brown otrzeźwiał. Zmrużył oczy i obejrzał się za siebie. Stojący na środku grobowca Justin uśmiechnął się delikatnie. W jego tonie nie było zwykłej arogancji, złośliwości, a spojrzenie stało się dziwnie obce. Paul mógłby przysiąc, że zauważył w nim nutę sympatii. A może to było współczucie?
– Urodziny mam jutro – rzucił sztywno.
Nie wiedział jak inaczej zareagować. Znał Justina blisko sześć lat. Blackwood nigdy nie pamiętał o niczyich urodzinach. Nie obchodził nawet swoich. Nie pojawiał się na żadnych przyjęciach, nikomu nie składał życzeń. Paul przywykł do jego wrogości wobec świata. Skąd więc nagle przypływ ludzkich emocji u pozbawionego uczuć upiora?
– Wiem – chłopak westchnął jakby z bólem. – Po północy może już nie być okazji na składanie życzeń…

W następnym odcinku:
*"– Zaufaj mi. Przy mnie jesteś bezpieczna "
*"– Widziałem go! – rzucił z podnieceniem. [...] – Paul Brown żyje! [...] Wreszcie możemy go zabić, a wtedy…"
*"[...]zupełnie zapomniałam o blokowaniu swojej energii. Teraz Paul wyczuwał zarówno mnie, jak i dziecko. [...]– Właściwie to muszę ci chyba coś powiedzieć…"
*"Paul go nie słuchał. Wpatrywał się w swoją drżącą dłoń, na której widniała krew Seleny."
  

6 komentarzy:

  1. *"Paul go nie słuchał. Wpatrywał się w swoją drżącą dłoń, na której widniała krew Seleny."

    O nie, o nie, o nie ! Nie mogło jej się nic stać! DLaczego Ty mnie tak maltretujesz ? Czemu dzielisz rozdziały na części ? ; o


    taka-se-nazwa.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz ty... Najpierw te "zyczenia", na ktore moze nie byc czasu po polnocy i dodatkowo zapowiedz kolejnej czesci... Czemu nam to robisz i dzielisz akurat taki rozdzial na pol? Dawaj szybko wiecej, bo umre przez te oczekiwanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Musiałam podzielić na części, bo byłby za długi! :D
    Spokojnie, dodam następną ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja tam lubię długie rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieudaną? Bardzo? No coś ty! Każdy twój rozdział jest udany, a ten to w ogóle. Nie wiem czemu ci się nie podoba. Każda część była ciekawa, ale masz rację, ta z Justinem najlepsza. ;D Zaciekawiłaś mnie tą końcówką. Czekam bardzo niecierpliwie na następny. ;)
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak taki rozdział może być nieudany, jak twoje zawsze są udane ;D . Zapowiedź kolejnej części jest niesamowita. Życzenia też mnie zdziwiły, więc zabieram się za kolejny rozdział ^ ^.

    Is

    OdpowiedzUsuń