czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 23 cz. II


– Nie powinno cię tu być…
Paul stanął jak wryty w wyjściu z centrum handlowego. Zablokował tym samym przejście kilku niezadowolonym staruszkom i oburzonej młodzieży. Nawet szturchnięty przez przechodzącego chłopaka nie odwrócił ode mnie pełnego bólu wzroku. Moje słowa musiały mu się bardzo nie spodobać.
To było niemiłe, wiem o tym. Powinnam się cieszyć, na powitanie rzucić mu się na szyję i wycałować. Nie potrafiłam. Za bardzo przestraszyłam się obecnością anioła w kawiarni.
– Obserwują mnie – szepnęłam, pociągnąwszy go za rękę, by umożliwić przejście młodej pani z wózkiem dziecięcym. – W kawiarni był anioł. Śledził mnie, obserwował.
Paul nie odpowiedział. Na jego twarzy pojawiła się dobrze mi znana obojętność. Puścił moją dłoń, którą czule ściskał przez całą drogę z kawiarni. Wyszedł na parking, wyciągnął kluczyki od auta, którego lampy zamrugały wraz z odblokowaniem centralnego zamka. Z nieprzeniknioną miną otworzył mi drzwi pasażera. Nawet urażony moimi słowami pozostawał dżentelmenem.
Dlaczego nie zareagował? Dlaczego nic nie powiedział? Nie przejął się tym, że jestem obserwowana przez anioły z Twierdzy? Te pytania tłoczyły się w mojej głowie przez krótką chwilę dzielącą zamknięcie moich drzwi i otwarcie tych od strony kierowcy.
Może nie wyraziłam się wystarczająco jasno? Może Paul był zwyczajnie zbyt spragniony energii, żeby zrozumieć, co miałam na myśli? Ale jego moc była wyczuwalna równie mocno jak tego pamiętnego dnia, gdy wszedł w kapturze do pubu Marco. Nie mógł być spragniony chi. W tej chwili był za silny, by odczuwać głód.
– Paul, oni mnie śledzą – powtórzyłam, wyraźnie akcentując każde słowo. – Boję się.
– Dlatego tu jestem – rzucił sztywno. Włożył kluczyk do stacyjki, odpalił silnik i ponownie założył ciemne okulary. – Zaufaj mi. Przy mnie jesteś bezpieczna – dodał.
– Wcześniej mówiłeś coś innego! – wypaliłam.
Dobrze pamiętałam, jak tłumaczył dlaczego mnie zostawił. Pamiętałam o przepowiedni. To, że byliśmy razem było niebezpiecznie dla nas obojga. Myślałam, że dlatego ponownie zniknął. Dlaczego więc znów się pojawił i to akurat teraz, gdy anioły zaczęły mnie obserwować?
Osunęłam się na niezwykle wygodnym, skórzanym fotelu pasażera, gdy Paul powoli ruszył z parkingu. Spiker z lokalnego radia zapowiedział jakąś starą piosenkę dance, a mój ukochany lekko westchnął. Chyba nie przepadał za taką muzyką, o czym świadczył także fakt, że chwilę później wyłączył odbiornik.
Dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy. Paul całkowicie skupił się na jezdni, a ja obserwowałam mijające nas auta. Gdy stanęliśmy w korku zdałam sobie sprawę z tego, że droga pewnie trochę potrwa. Nie widzieliśmy się prawie dwa tygodnie. Nurtowało mnie wiele pytań: gdzie był, dlaczego wyjechał, czy Elizabeth była z nim cały czas. Chciałam też powiedzieć mu o Krzyśku. Z drugiej strony, nie chciałam rujnować tego spotkania i szansy na powiedzenie mu o dziecku. Kiedyś musiałam to zrobić. Wydawało mi się, że to dobry moment…
– Dokąd jedziemy? – spytałam w końcu, gdy długi sznur samochodów przed nami ruszył na zielonym świetle.
– W moim mieszkaniu czeka na ciebie niespodzianka – powiedział z uśmiechem.
Lewą ręką wciąż trzymał kierownicę, prawa zaś powędrowała do mojego odsłoniętego kolana. Czule pomasował moją skórę, a ja uśmiechnęłam się i chwyciłam jego dłoń. Była taka ciepła, miękka, męska.. Tęskniłam za tym.
Odprężyłam się. Zamknęłam oczy i nagle z głowy zupełnie wyleciały mi wszystkie zmartwienia.
To dziwne, ile może zdziałać jeden dotyk osoby, którą kocha się nad życie.

***
Angel siedziała na kanapie w hotelowym apartamencie ojca. Dziewczyna czytała książkę, zupełnie nie zwracając uwagi na krzątających się przy niej służących. Jeden z młodych, przystojnych aniołów właśnie postawił na stoliku tacę z mrożoną herbatą w oszronionej szklance, drugi przyniósł świeżo umyte winogrona.
Uśmiechnęła się.
Jęknęła w duchu.
Wcale nie chciała tu być. Wolała przebywać z matką, z którą całkiem nieźle się dogadywała, z którą tęskniła pół wieku, której nie musiała się bać. Dziewczyna wprawdzie nie przepadała za towarzystwem aroganckiego Justina, ale zdecydowanie preferowała to bardziej niż towarzystwo srogiego ojca.
Drzwi apartamentu otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł chłopak w eleganckiej marynarce i czarnych bawełnianych spodniach. Jego zwykle idealnie ułożone włosy teraz były w lekkim nieładzie. Z pewnością spieszył się z powrotem.
– Gdzie ojciec? – spytał rozgorączkowany Wentworth, rozglądając się po apartamencie.
– Nie ma go – oznajmiła sucho Angie, wracając do książki.
Chłopak sprawdził, czy dziewczyna aby na pewno ma rację. Zajrzał do części sypialnej, na balkon i do łazienki. Gdy nie znalazł ojca, wydawał się tym mocno zaniepokojony.
Dla Angie to nie było dziwne. Wentworth przez ostatnie pół roku robił dokładnie to, co kazał mu Michael Wolf. Każde słowo ojca było dla niego święte, prawdziwe i niepodważalne. I choć wcześniej spędzał mnóstwo czasu z młodszą siostrą, teraz nawet nie zauważał, że często znika ona na długi czas.
– Kiedy wróci?
Angel odłożyła książkę na stolik i wzruszyła ramionami. Z ukrytym zainteresowaniem przyjrzała się bratu. Naprawdę wyglądał, jakby koniecznie musiał porozmawiać z ojcem. W końcu chłopak, wyraźnie zadowolony z siebie, nie wytrzymał.
– Widziałem go! – rzucił z podnieceniem. – On żyje!
– Kto?
– Brown! – chłopak niemal rzucił się w stronę siostry, siadając na kanapie obok. Dziewczyna sceptycznie przesunęła się w bok. – Paul Brown żyje! Był z Seleną! Widziałem go! Tylko wyobraź sobie, jaki ojciec będzie zadowolony! Wreszcie możemy go zabić, a wtedy…
Angie nie słuchała już brata. Mimowolnie odwróciła wzrok.
Tak. Ojciec zdecydowanie będzie zadowolony. Będzie wniebowzięty, gdy dowie się, że może dokonać rzezi na niewinnych…

***
– Czujesz się dużo lepiej.
Nie pytał. Oznajmiał. Sięgnął do kieszeni spodni po klucze do mieszkania pod którym staliśmy. Wciąż przyglądał mi się uważnie, ale w jego spojrzeniu dało się dojrzeć fascynację.
Uśmiechnęłam się i zmarszczyłam czoło. Nie wiedziałam, o czym mówił.
– Nie zrozum mnie źle… – zaczął powoli, wkładając klucz do zamka. – To nie tak, że zwracam na to uwagę… To po prostu samo we mnie uderza…
Spiął się, jakby wcale nie chciał o tym mówić. Zupełnie nie miałam pojęcia, co miał na myśli, ale zaciekawiło mnie to.
– Co?
– Twoja energia – powiedział ostrożnie.
To nie przyszło mi do głowy, choć powinno. Paul był upiorem. Wyjątkowym upiorem. Choćby nie chciał, moja energia, niezwykle kusząca nawet dla zwykłego przedstawiciela tej rasy, była dla niego dużo mocniej wyczuwalna niż jakakolwiek inna. Byłam aniołem. Dzieckiem Księżyca.
Otworzył drzwi i gestem zaprosił mnie do środka.
– Wcześniej twoja energia była bardzo słaba. Jakbyś była chora – westchnął, zamykając za sobą drzwi. – Teraz znów jest silna. Właściwie, wyjątkowo silna jak na ciebie.
Zamarłam w połowie drogi do kanapy, na której zamierzałam usiąść.
W samochodzie było mi tak przyjemnie, że zupełnie zapomniałam o blokowaniu swojej energii. Teraz Paul wyczuwał zarówno mnie, jak i dziecko. To musiało dawać efekt „silnej energii”.
– Wiesz, um… – powoli odwróciłam się w jego stronę. – Właściwie to muszę ci chyba coś powiedzieć…
Przerwał mi pocałunkiem, którego zupełnie się nie spodziewałam. Już dawno nie całował mnie w ten sposób – pełen pasji, miłości, namiętności. Jego jedna ręka natychmiast spoczęła na mojej talii, przyciągnął mnie nią tak blisko siebie, że mogłam poczuć każdy mięsień, który został uwydatniony przez jego dopasowany t-shirt. Druga dłoń powędrowała nieco niżej niż zwykle.
Delikatnie położył mnie na kanapie, od razu przywierając do mnie ciałem. Wciąż nie przerywał pocałunku, a dłonie zaczęły błądzić po mojej skórze.
Kiedy czule zaczął pieścić pocałunkami moją szyję, zrobiło mi się gorąco z podniecenia. Zakręciło mi się w głowie i mruknęłam z zadowoleniem, zupełnie zapominając o tym, że jeszcze nie powiedziałam mu o ciąży.
Przecież seks w ciąży to nic złego.
Niektórzy mówią, że to nawet zdrowe…
Powiem mu później…
Z błogiego stanu wyrwały mnie wibracje jego telefonu, który leżał na ławie. Rzuciłam okiem na dotykowy ekran, na którym wyświetlił się numer Tylera. Wtedy przypomniałam sobie o jeszcze jednej ważnej sprawie…
– To może poczekać – mruknęłam. – Krzysiek potrzebuje twojej pomocy.
Przerwał pieszczenie mojego dekoltu, a jego twarz znów znalazła się na wysokości mojej.
– Nie sądzę, żeby teraz TO mogło poczekać – zaśmiał się. Pocałował mnie czule, potarł swoim nosem o czubek mojego i uśmiechnął się słodko. – Skarbie, kocham cię. Tęskniłem za tobą. Chcę i muszę być teraz przy tobie. Wszystko inne może poczekać.

***
Niemal dwa tygodnie wcześniej, apartament na obrzeżach miasta.
– To jest złe!
– Ale skutki będą dobre!
Paul stanowczo pokręcił głową. Justin uniósł brew i uśmiechnął się pobłażliwie. Podniósł się z kanapy, podszedł do stojącego pod oknem Browna. Zatrzymał się w takiej odległości, że młody upiór doskonale wyczuwał jego mdłą energię i pewność siebie. Blackwood miał gotowy plan i nie zamierzał go zmieniać.
– Nie jestem zwolennikiem rodzinnej przemocy – powiedział spokojnie czarnowłosy upiór. – Problem w tym, że masz tylko dwa wyjścia. Albo zrobisz to, co mówię, albo oddasz to Michaelowi bez walki, czym właściwie sam wydasz wyrok śmierci na siebie, mnie, Dianę, Angie, swojego przygłupiego brata i Jessicę… Oh, zapomniałem o Selenie. Ale jej śmierci nie będziesz już musiał oglądać, bo sam będziesz martwy.
Paul zadrżał. Wiedział, że Justin miał rację. Nie było czasu na obmyślanie nowego, lepszego planu. Albo teraz, albo nigdy…
Justin uśmiechnął się złowieszczo. Wyciągnął w stronę chłopaka czarną torbę, z której wnętrza wydobył się szczęk metalu. Spojrzał na Paula znacząco.
 Chłopak chwycił materiałową rączkę torby, a na twarzy jego przyjaciela pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Justin był zadowolony. Paul nie do końca…

Apartamentowiec po przeciwnej stronie miasta, mieszkanie Paula

Paul całował Selenę, czule pieścił jej ciało. Woń jej słodkiej, zmienionej energii, w której dało się wyczuć dziwne zawirowania, uderzała w jego nozdrza ze zwiększoną siłą. Nie miał czasu rozmyślać nad tym, dlaczego chi anielicy się zmieniło. Nie miał zamiaru zastanawiać się, co chciała mu powiedzieć i dlaczego uważała, że jej brat potrzebuje jego pomocy.
Nie skupiał się nawet na pieszczotach i podnieceniu ukochanej.
Myślami był zupełnie gdzieś indziej.
Hamował własne podniecenie, gdy ściągnął bluzeczkę dziewczyny i podciągnął jej spódniczkę, by jego dłonie mogły swobodnie powędrować do wnętrza jej nagich ud. Gdy Selena podciągnęła jego koszulkę, zadrżał i odwrócił wzrok.
Na jego ramieniu wciąż widniała nie do końca zagojona rana po nożu, który niedawno znajdował się w jego tatuażu. Jeśli Selena to zauważy, otrzeźwieje i zaczną się pytania, a cały plan szlag trafi.
Podczas gdy delikatne dłonie dziewczyny błądziły pod jego szarą koszulką, on podniósł wzrok w stronę okna, za którym przemknął jakiś ciemny kształt. Później spojrzenie padło na stojącą przy fotelu sportową torbę.
Słońce chyliło się ku zachodowi. Musiał zacząć działać.
Złożył krótki pocałunek na czole ukochanej i usiadł na kanapie. Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia.
– Muszę do toalety. Zaraz wrócę – szepnął. – Nie ruszaj się stąd.
Szybko wstał i niezauważenie chwyciwszy torbę pobiegł na piętro. Cicho rozpiął zamek błyskawiczny w torbie i zajrzał do jej wnętrza. Z ciężkim westchnięciem sięgnął do środka.
– Ufasz mi? – spytał, gdy wrócił do salonu i ponownie usiadł na kanapie.
– Oczywiście!
Selena przybliżyła się do niego, natychmiast składając słodki pocałunek na jego policzku. Później przesunęła usta kilka centymetrów w bok, wciąż się uśmiechając musnęła jego wargi językiem.
Paul ponownie spojrzał za okno. Słońce już zachodziło, a jego pomarańczowy blask oświetlał salon. Nie było czasu na dalsze odwlekanie.
– Uwielbiam twoje skrzydła – szepnął czule, siląc się na spokój. – Są takie piękne… Chciałbym, żebyś je teraz wyciągnęła… – zamknął zdziwionej dziewczynie usta pocałunkiem, a po chwili, gdy wyczuł, że pierwszy szok minął, dodał: – Proszę.
Selena uległa. Spięła się nieco, ale po chwili z jej pleców wyłoniły się dwa duże anielskie skrzydła. Białe piórka lekko zatrzepotały pod wpływem powietrza. Paul nie zwrócił nie większej uwagi. Ponownie pocałował dziewczynę i położył się na kanapie. Pociągnął Selenę ze sobą, a ta położyła się na nim wciąż nie odrywając ust od jego warg.
Lekko musnął dłonią udo Seleny, ale jego ręka w rzeczywistości powędrowała do kieszeni spodni. Wydobył z niej złoty nóż z rękojeścią zdobioną literami anielskiego języka, który wcześniej wyciągnął z torby od Justina.
Zamknął oczy. Ignorował przyjemne uczucie ciepła, które ogarniało jego ciało pod wpływem pocałunków.
Jednym zdecydowanym ruchem machnął nożem.
Selena wydała z siebie okrzyk bólu i przerażenia. Nim otworzył oczy opadła bezwładnie na jego ciało. Z wciąż wyciągniętych skrzydeł sączyła się krew.
Nie wierzył, że zdołał to zrobić. Spojrzał na nóż, który wciąż trzymał w dłoni. W zakrwawionym złotym ostrzu odbijała się jego twarz. Rzucił narzędzie na podłogę, z trudem przełknął ślinę.
– Brawo… Jestem z ciebie dumny… – głos Justina dochodził go od strony schodów na piętro.
Paul z trudem powstrzymywał łzy. Oddychał głęboko.
– Pomożesz mi? – wyjąkał, a płacz ścisnął mu gardło.
Justin podszedł do kanapy i bez problemu podniósł ciało półnagiej dziewczyny. Gdy Paul wstał, czarnowłosy chłopak ostrożnie odłożył Selenę na miejsce. Przyjrzał się zadanej przez Paula ranie, która przecinała oba skrzydła. Pokiwał głową z uznaniem.
– Głęboko.
Paul go nie słuchał. Z przerażeniem wpatrywał się w swoją drżącą dłoń, na której widniała krew Seleny. Wstrząsnął nim dreszcz, a zawartość żołądka podskoczyła niebezpiecznie. Brzydził się sobą.
Brzydził się tym, jak łatwo przyszło mu to wszystko.
– Jedno za nami – rzucił sucho Justin.
Chłopak podniósł z ziemi złoty sztylet i obrócił go w dłoni. Paul przełknął ślinę. Unikając spojrzenia na ciało Seleny podszedł do Justina. Ściągnął koszulkę i rzucił ją na podłogę, dokładnie w to samo miejsce, w którym leżała bluzka Sel.
Starał się wyciszyć myśli, które biły się w jego głowie. Wyrzuty sumienia, ból w okolicach serca… Usilnie tłumaczył sobie, że ostatecznie robi dobrze, a wszystkie złe emocje zaraz miną. Po prostu znikną…
– Więc, jeszcze raz… Wszystkiego najlepszego, Paul.
Brown zamknął oczy, jeszcze nim Justin zdążył skończyć zdanie. Chwilę później poczuł ogromny ból w okolicy upiorzego znamienia w które Blackwood wbił złoty nóż.

7 komentarzy:

  1. a gdzie cytaty z następnego rozdziału ? Brakuje mi ich .. :(


    [taka-se-nazwa.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dodałam ich, bo za dużo by zdradzały ;) Zresztą, zostały tylko 2 rozdziały do końca ;)

      Usuń
  2. Jeju ja już chcę następny rozdział.. Ten był niesamowity i wciągający. Czytałam z zapartym tchem. Jak Paul mógł to zrobić Sel? I najbardziej nurtuje mnie to czy nic nie stało sie dziecku!? Czekam z niecierpliwością do kolejnej notki..

    OdpowiedzUsuń
  3. 4 rozdzialy... Uff. To naprawde malo : oo
    Zastanawiam sie, czy energia dziecka nadal bedzie wyczuwalna i czy nic mu sie nie stanie... O Boze, Paul bedzie czul sie jeszcze gorzej, jak sie dowie, ze Sel jest w ciazy. Dawaj nowy rozdzial, bo nie moge sie doczekac ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Nareszcie akcja bardzo się rozkręca. Jest tajemniczo i ciekawie. Rozdział czytało się miło i szybko. Podobało mi się to pojawienie Paula, ale on chyba wykorzystał Selenę. I to już mi się nie podobało. Dobrze chociaż, że miał wyrzuty sumienia. Ja nie chcę końca części! :D Mam nadzieję, że albo pojawi się 3 cześć albo stworzysz nowe opowiadanie.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo dobrze że nastąpił taki zwrot akcji bo zaczynało się robić zbyt kolorowo ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O jezu...

    Jaki wciągający rozdział! Tyle akcji, Paul to zrobił ale nie doczekałam się jednego - tego, że Sel powie mu o dziecku. Czytając to, jak Paul zranił ją, aż mnie serce zabolało.

    I wierze, że pojawi się część 3 ! Jakżeby inaczej ;)
    Pozdrawiam i poproszę szybko kolejny rozdział ;d.
    Is,

    OdpowiedzUsuń