– Nie powinno
cię tu być…
Paul stanął jak
wryty w wyjściu z centrum handlowego. Zablokował tym samym przejście kilku
niezadowolonym staruszkom i oburzonej młodzieży. Nawet szturchnięty przez
przechodzącego chłopaka nie odwrócił ode mnie pełnego bólu wzroku. Moje słowa
musiały mu się bardzo nie spodobać.
To było
niemiłe, wiem o tym. Powinnam się cieszyć, na powitanie rzucić mu się na szyję
i wycałować. Nie potrafiłam. Za bardzo przestraszyłam się obecnością anioła w
kawiarni.
– Obserwują
mnie – szepnęłam, pociągnąwszy go za rękę, by umożliwić przejście młodej pani z
wózkiem dziecięcym. – W kawiarni był anioł. Śledził mnie, obserwował.
Paul nie
odpowiedział. Na jego twarzy pojawiła się dobrze mi znana obojętność. Puścił
moją dłoń, którą czule ściskał przez całą drogę z kawiarni. Wyszedł na parking,
wyciągnął kluczyki od auta, którego lampy zamrugały wraz z odblokowaniem
centralnego zamka. Z nieprzeniknioną miną otworzył mi drzwi pasażera. Nawet
urażony moimi słowami pozostawał dżentelmenem.
Dlaczego nie
zareagował? Dlaczego nic nie powiedział? Nie przejął się tym, że jestem
obserwowana przez anioły z Twierdzy? Te pytania tłoczyły się w mojej głowie
przez krótką chwilę dzielącą zamknięcie moich drzwi i otwarcie tych od strony
kierowcy.
Może nie
wyraziłam się wystarczająco jasno? Może Paul był zwyczajnie zbyt spragniony
energii, żeby zrozumieć, co miałam na myśli? Ale jego moc była wyczuwalna
równie mocno jak tego pamiętnego dnia, gdy wszedł w kapturze do pubu Marco. Nie
mógł być spragniony chi. W tej chwili był za silny, by odczuwać głód.
– Paul, oni
mnie śledzą – powtórzyłam, wyraźnie akcentując każde słowo. – Boję się.
– Dlatego tu
jestem – rzucił sztywno. Włożył kluczyk do stacyjki, odpalił silnik i ponownie
założył ciemne okulary. – Zaufaj mi. Przy mnie jesteś bezpieczna – dodał.
– Wcześniej
mówiłeś coś innego! – wypaliłam.
Dobrze pamiętałam,
jak tłumaczył dlaczego mnie zostawił. Pamiętałam o przepowiedni. To, że byliśmy
razem było niebezpiecznie dla nas obojga. Myślałam, że dlatego ponownie
zniknął. Dlaczego więc znów się pojawił i to akurat teraz, gdy anioły zaczęły
mnie obserwować?
Osunęłam się na
niezwykle wygodnym, skórzanym fotelu pasażera, gdy Paul powoli ruszył z
parkingu. Spiker z lokalnego radia zapowiedział jakąś starą piosenkę dance, a mój
ukochany lekko westchnął. Chyba nie przepadał za taką muzyką, o czym świadczył
także fakt, że chwilę później wyłączył odbiornik.
Dłuższą chwilę
siedzieliśmy w ciszy. Paul całkowicie skupił się na jezdni, a ja obserwowałam
mijające nas auta. Gdy stanęliśmy w korku zdałam sobie sprawę z tego, że droga
pewnie trochę potrwa. Nie widzieliśmy się prawie dwa tygodnie. Nurtowało mnie
wiele pytań: gdzie był, dlaczego wyjechał, czy Elizabeth była z nim cały czas.
Chciałam też powiedzieć mu o Krzyśku. Z drugiej strony, nie chciałam rujnować
tego spotkania i szansy na powiedzenie mu o dziecku. Kiedyś musiałam to zrobić.
Wydawało mi się, że to dobry moment…
– Dokąd jedziemy?
– spytałam w końcu, gdy długi sznur samochodów przed nami ruszył na zielonym
świetle.
– W moim
mieszkaniu czeka na ciebie niespodzianka – powiedział z uśmiechem.
Lewą ręką wciąż
trzymał kierownicę, prawa zaś powędrowała do mojego odsłoniętego kolana. Czule
pomasował moją skórę, a ja uśmiechnęłam się i chwyciłam jego dłoń. Była taka
ciepła, miękka, męska.. Tęskniłam za tym.
Odprężyłam się.
Zamknęłam oczy i nagle z głowy zupełnie wyleciały mi wszystkie zmartwienia.
To dziwne, ile
może zdziałać jeden dotyk osoby, którą kocha się nad życie.
***
Angel siedziała
na kanapie w hotelowym apartamencie ojca. Dziewczyna czytała książkę, zupełnie
nie zwracając uwagi na krzątających się przy niej służących. Jeden z młodych,
przystojnych aniołów właśnie postawił na stoliku tacę z mrożoną herbatą w
oszronionej szklance, drugi przyniósł świeżo umyte winogrona.
Uśmiechnęła
się.
Jęknęła w
duchu.
Wcale nie
chciała tu być. Wolała przebywać z matką, z którą całkiem nieźle się
dogadywała, z którą tęskniła pół wieku, której nie musiała się bać. Dziewczyna
wprawdzie nie przepadała za towarzystwem aroganckiego Justina, ale zdecydowanie
preferowała to bardziej niż towarzystwo srogiego ojca.
Drzwi apartamentu
otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł chłopak w eleganckiej marynarce i
czarnych bawełnianych spodniach. Jego zwykle idealnie ułożone włosy teraz były
w lekkim nieładzie. Z pewnością spieszył się z powrotem.
– Gdzie ojciec?
– spytał rozgorączkowany Wentworth, rozglądając się po apartamencie.
– Nie ma go –
oznajmiła sucho Angie, wracając do książki.
Chłopak
sprawdził, czy dziewczyna aby na pewno ma rację. Zajrzał do części sypialnej,
na balkon i do łazienki. Gdy nie znalazł ojca, wydawał się tym mocno
zaniepokojony.
Dla Angie to
nie było dziwne. Wentworth przez ostatnie pół roku robił dokładnie to, co kazał
mu Michael Wolf. Każde słowo ojca było dla niego święte, prawdziwe i
niepodważalne. I choć wcześniej spędzał mnóstwo czasu z młodszą siostrą, teraz
nawet nie zauważał, że często znika ona na długi czas.
– Kiedy wróci?
Angel odłożyła
książkę na stolik i wzruszyła ramionami. Z ukrytym zainteresowaniem przyjrzała
się bratu. Naprawdę wyglądał, jakby koniecznie musiał porozmawiać z ojcem. W
końcu chłopak, wyraźnie zadowolony z siebie, nie wytrzymał.
– Widziałem go!
– rzucił z podnieceniem. – On żyje!
– Kto?
– Brown! –
chłopak niemal rzucił się w stronę siostry, siadając na kanapie obok.
Dziewczyna sceptycznie przesunęła się w bok. – Paul Brown żyje! Był z Seleną!
Widziałem go! Tylko wyobraź sobie, jaki ojciec będzie zadowolony! Wreszcie
możemy go zabić, a wtedy…
Angie nie
słuchała już brata. Mimowolnie odwróciła wzrok.
Tak. Ojciec
zdecydowanie będzie zadowolony. Będzie wniebowzięty, gdy dowie się, że może
dokonać rzezi na niewinnych…
***
– Czujesz się
dużo lepiej.
Nie pytał.
Oznajmiał. Sięgnął do kieszeni spodni po klucze do mieszkania pod którym
staliśmy. Wciąż przyglądał mi się uważnie, ale w jego spojrzeniu dało się
dojrzeć fascynację.
Uśmiechnęłam
się i zmarszczyłam czoło. Nie wiedziałam, o czym mówił.
– Nie zrozum
mnie źle… – zaczął powoli, wkładając klucz do zamka. – To nie tak, że zwracam
na to uwagę… To po prostu samo we mnie uderza…
Spiął się,
jakby wcale nie chciał o tym mówić. Zupełnie nie miałam pojęcia, co miał na
myśli, ale zaciekawiło mnie to.
– Co?
– Twoja energia
– powiedział ostrożnie.
To nie przyszło
mi do głowy, choć powinno. Paul był upiorem. Wyjątkowym upiorem. Choćby nie
chciał, moja energia, niezwykle kusząca nawet dla zwykłego przedstawiciela tej
rasy, była dla niego dużo mocniej wyczuwalna niż jakakolwiek inna. Byłam
aniołem. Dzieckiem Księżyca.
Otworzył drzwi
i gestem zaprosił mnie do środka.
– Wcześniej
twoja energia była bardzo słaba. Jakbyś była chora – westchnął, zamykając za
sobą drzwi. – Teraz znów jest silna. Właściwie, wyjątkowo silna jak na ciebie.
Zamarłam w
połowie drogi do kanapy, na której zamierzałam usiąść.
W samochodzie
było mi tak przyjemnie, że zupełnie zapomniałam o blokowaniu swojej energii.
Teraz Paul wyczuwał zarówno mnie, jak i dziecko. To musiało dawać efekt „silnej
energii”.
– Wiesz, um… –
powoli odwróciłam się w jego stronę. – Właściwie to muszę ci chyba coś
powiedzieć…
Przerwał mi
pocałunkiem, którego zupełnie się nie spodziewałam. Już dawno nie całował mnie
w ten sposób – pełen pasji, miłości, namiętności. Jego jedna ręka natychmiast
spoczęła na mojej talii, przyciągnął mnie nią tak blisko siebie, że mogłam
poczuć każdy mięsień, który został uwydatniony przez jego dopasowany t-shirt.
Druga dłoń powędrowała nieco niżej niż zwykle.
Delikatnie
położył mnie na kanapie, od razu przywierając do mnie ciałem. Wciąż nie
przerywał pocałunku, a dłonie zaczęły błądzić po mojej skórze.
Kiedy czule zaczął
pieścić pocałunkami moją szyję, zrobiło mi się gorąco z podniecenia. Zakręciło
mi się w głowie i mruknęłam z zadowoleniem, zupełnie zapominając o tym, że
jeszcze nie powiedziałam mu o ciąży.
Przecież seks w
ciąży to nic złego.
Niektórzy
mówią, że to nawet zdrowe…
Powiem mu
później…
Z błogiego
stanu wyrwały mnie wibracje jego telefonu, który leżał na ławie. Rzuciłam okiem
na dotykowy ekran, na którym wyświetlił się numer Tylera. Wtedy przypomniałam
sobie o jeszcze jednej ważnej sprawie…
– To może
poczekać – mruknęłam. – Krzysiek potrzebuje twojej pomocy.
Przerwał
pieszczenie mojego dekoltu, a jego twarz znów znalazła się na wysokości mojej.
– Nie sądzę,
żeby teraz TO mogło poczekać – zaśmiał się. Pocałował mnie czule, potarł swoim
nosem o czubek mojego i uśmiechnął się słodko. – Skarbie, kocham cię. Tęskniłem
za tobą. Chcę i muszę być teraz przy tobie. Wszystko inne może poczekać.
***
Niemal dwa tygodnie wcześniej, apartament na
obrzeżach miasta.
– To jest złe!
– Ale skutki
będą dobre!
Paul stanowczo
pokręcił głową. Justin uniósł brew i uśmiechnął się pobłażliwie. Podniósł się z
kanapy, podszedł do stojącego pod oknem Browna. Zatrzymał się w takiej
odległości, że młody upiór doskonale wyczuwał jego mdłą energię i pewność
siebie. Blackwood miał gotowy plan i nie zamierzał go zmieniać.
– Nie jestem
zwolennikiem rodzinnej przemocy – powiedział spokojnie czarnowłosy upiór. –
Problem w tym, że masz tylko dwa wyjścia. Albo zrobisz to, co mówię, albo
oddasz to Michaelowi bez walki, czym właściwie sam wydasz wyrok śmierci na
siebie, mnie, Dianę, Angie, swojego przygłupiego brata i Jessicę… Oh,
zapomniałem o Selenie. Ale jej śmierci nie będziesz już musiał oglądać, bo sam
będziesz martwy.
Paul zadrżał.
Wiedział, że Justin miał rację. Nie było czasu na obmyślanie nowego, lepszego
planu. Albo teraz, albo nigdy…
Justin
uśmiechnął się złowieszczo. Wyciągnął w stronę chłopaka czarną torbę, z której
wnętrza wydobył się szczęk metalu. Spojrzał na Paula znacząco.
Chłopak chwycił materiałową rączkę torby, a na
twarzy jego przyjaciela pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Justin był
zadowolony. Paul nie do końca…
Apartamentowiec po przeciwnej stronie
miasta, mieszkanie Paula
Paul całował
Selenę, czule pieścił jej ciało. Woń jej słodkiej, zmienionej energii, w której
dało się wyczuć dziwne zawirowania, uderzała w jego nozdrza ze zwiększoną siłą.
Nie miał czasu rozmyślać nad tym, dlaczego chi anielicy się zmieniło. Nie miał
zamiaru zastanawiać się, co chciała mu powiedzieć i dlaczego uważała, że jej
brat potrzebuje jego pomocy.
Nie skupiał się
nawet na pieszczotach i podnieceniu ukochanej.
Myślami był
zupełnie gdzieś indziej.
Hamował własne
podniecenie, gdy ściągnął bluzeczkę dziewczyny i podciągnął jej spódniczkę, by
jego dłonie mogły swobodnie powędrować do wnętrza jej nagich ud. Gdy Selena
podciągnęła jego koszulkę, zadrżał i odwrócił wzrok.
Na jego
ramieniu wciąż widniała nie do końca zagojona rana po nożu, który niedawno
znajdował się w jego tatuażu. Jeśli Selena to zauważy, otrzeźwieje i zaczną się
pytania, a cały plan szlag trafi.
Podczas gdy
delikatne dłonie dziewczyny błądziły pod jego szarą koszulką, on podniósł wzrok
w stronę okna, za którym przemknął jakiś ciemny kształt. Później spojrzenie
padło na stojącą przy fotelu sportową torbę.
Słońce chyliło
się ku zachodowi. Musiał zacząć działać.
Złożył krótki
pocałunek na czole ukochanej i usiadł na kanapie. Dziewczyna otworzyła usta ze
zdziwienia.
– Muszę do
toalety. Zaraz wrócę – szepnął. – Nie ruszaj się stąd.
Szybko wstał i
niezauważenie chwyciwszy torbę pobiegł na piętro. Cicho rozpiął zamek
błyskawiczny w torbie i zajrzał do jej wnętrza. Z ciężkim westchnięciem sięgnął
do środka.
– Ufasz mi? –
spytał, gdy wrócił do salonu i ponownie usiadł na kanapie.
– Oczywiście!
Selena
przybliżyła się do niego, natychmiast składając słodki pocałunek na jego
policzku. Później przesunęła usta kilka centymetrów w bok, wciąż się
uśmiechając musnęła jego wargi językiem.
Paul ponownie
spojrzał za okno. Słońce już zachodziło, a jego pomarańczowy blask oświetlał
salon. Nie było czasu na dalsze odwlekanie.
– Uwielbiam
twoje skrzydła – szepnął czule, siląc się na spokój. – Są takie piękne… Chciałbym,
żebyś je teraz wyciągnęła… – zamknął zdziwionej dziewczynie usta pocałunkiem, a
po chwili, gdy wyczuł, że pierwszy szok minął, dodał: – Proszę.
Selena uległa.
Spięła się nieco, ale po chwili z jej pleców wyłoniły się dwa duże anielskie
skrzydła. Białe piórka lekko zatrzepotały pod wpływem powietrza. Paul nie
zwrócił nie większej uwagi. Ponownie pocałował dziewczynę i położył się na
kanapie. Pociągnął Selenę ze sobą, a ta położyła się na nim wciąż nie odrywając
ust od jego warg.
Lekko musnął
dłonią udo Seleny, ale jego ręka w rzeczywistości powędrowała do kieszeni
spodni. Wydobył z niej złoty nóż z rękojeścią zdobioną literami anielskiego
języka, który wcześniej wyciągnął z torby od Justina.
Zamknął oczy.
Ignorował przyjemne uczucie ciepła, które ogarniało jego ciało pod wpływem
pocałunków.
Jednym
zdecydowanym ruchem machnął nożem.
Selena wydała z
siebie okrzyk bólu i przerażenia. Nim otworzył oczy opadła bezwładnie na jego
ciało. Z wciąż wyciągniętych skrzydeł sączyła się krew.
Nie wierzył, że
zdołał to zrobić. Spojrzał na nóż, który wciąż trzymał w dłoni. W zakrwawionym
złotym ostrzu odbijała się jego twarz. Rzucił narzędzie na podłogę, z trudem
przełknął ślinę.
– Brawo… Jestem
z ciebie dumny… – głos Justina dochodził go od strony schodów na piętro.
Paul z trudem
powstrzymywał łzy. Oddychał głęboko.
– Pomożesz mi?
– wyjąkał, a płacz ścisnął mu gardło.
Justin podszedł
do kanapy i bez problemu podniósł ciało półnagiej dziewczyny. Gdy Paul wstał,
czarnowłosy chłopak ostrożnie odłożył Selenę na miejsce. Przyjrzał się zadanej
przez Paula ranie, która przecinała oba skrzydła. Pokiwał głową z uznaniem.
– Głęboko.
Paul go nie
słuchał. Z przerażeniem wpatrywał się w swoją drżącą dłoń, na której widniała
krew Seleny. Wstrząsnął nim dreszcz, a zawartość żołądka podskoczyła
niebezpiecznie. Brzydził się sobą.
Brzydził się
tym, jak łatwo przyszło mu to wszystko.
– Jedno za nami
– rzucił sucho Justin.
Chłopak
podniósł z ziemi złoty sztylet i obrócił go w dłoni. Paul przełknął ślinę.
Unikając spojrzenia na ciało Seleny podszedł do Justina. Ściągnął koszulkę i
rzucił ją na podłogę, dokładnie w to samo miejsce, w którym leżała bluzka Sel.
Starał się
wyciszyć myśli, które biły się w jego głowie. Wyrzuty sumienia, ból w okolicach
serca… Usilnie tłumaczył sobie, że ostatecznie robi dobrze, a wszystkie złe
emocje zaraz miną. Po prostu znikną…
– Więc, jeszcze
raz… Wszystkiego najlepszego, Paul.
Brown zamknął
oczy, jeszcze nim Justin zdążył skończyć zdanie. Chwilę później poczuł ogromny
ból w okolicy upiorzego znamienia w które Blackwood wbił złoty nóż.
a gdzie cytaty z następnego rozdziału ? Brakuje mi ich .. :(
OdpowiedzUsuń[taka-se-nazwa.blog.onet.pl]
Nie dodałam ich, bo za dużo by zdradzały ;) Zresztą, zostały tylko 2 rozdziały do końca ;)
UsuńJeju ja już chcę następny rozdział.. Ten był niesamowity i wciągający. Czytałam z zapartym tchem. Jak Paul mógł to zrobić Sel? I najbardziej nurtuje mnie to czy nic nie stało sie dziecku!? Czekam z niecierpliwością do kolejnej notki..
OdpowiedzUsuń4 rozdzialy... Uff. To naprawde malo : oo
OdpowiedzUsuńZastanawiam sie, czy energia dziecka nadal bedzie wyczuwalna i czy nic mu sie nie stanie... O Boze, Paul bedzie czul sie jeszcze gorzej, jak sie dowie, ze Sel jest w ciazy. Dawaj nowy rozdzial, bo nie moge sie doczekac ;D
Wow! Nareszcie akcja bardzo się rozkręca. Jest tajemniczo i ciekawie. Rozdział czytało się miło i szybko. Podobało mi się to pojawienie Paula, ale on chyba wykorzystał Selenę. I to już mi się nie podobało. Dobrze chociaż, że miał wyrzuty sumienia. Ja nie chcę końca części! :D Mam nadzieję, że albo pojawi się 3 cześć albo stworzysz nowe opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
bardzo dobrze że nastąpił taki zwrot akcji bo zaczynało się robić zbyt kolorowo ;)
OdpowiedzUsuńO jezu...
OdpowiedzUsuńJaki wciągający rozdział! Tyle akcji, Paul to zrobił ale nie doczekałam się jednego - tego, że Sel powie mu o dziecku. Czytając to, jak Paul zranił ją, aż mnie serce zabolało.
I wierze, że pojawi się część 3 ! Jakżeby inaczej ;)
Pozdrawiam i poproszę szybko kolejny rozdział ;d.
Is,