sobota, 1 września 2012

Rozdział 24

To już przedostatni rozdział drugiej części After Dark. Niestety, póki co mam kryzys i nie mogę skończyć ostatniego... Po prostu nie potrafię. Dlatego musicie uzbroić się w cierpliwość ;)
Inaczej sobie wyobrażałam moment kulminacyjny, jednak ostatecznie wyszło coś takiego, co znajdziecie poniżej. 
Konstruktywna krytyka mile widziana ;)

– O bogowie! Jak tu śmierdzi!
Wentworth Wolf stanął w drzwiach apartamentu, do którego Angie przyprowadziła jego i ojca. Michael wszedł do środka, zupełnie ignorując upiorzy odór, który uderzył w nich tuż po otwarciu drzwi. Angel również zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Ale jakim cudem można było go nie zauważyć!? Ostry fetor, mieszanina benzyny i palonej gumy niemal wyżerał anielskie nozdrza, a tym razem był jeszcze silniejszy niż zwykle.
Dlaczego tylko jemu przeszkadzał ten zapach? Angie nigdy nie zwracała na niego większej uwagi, a ostatnimi czasy często sama pachniała w ten sposób. Ojciec podejrzewał, że dziewczyna spędza czas z przedstawicielami tej rasy. Ale dlaczego również on nie zareagował na unoszący się w powietrzu odór!? Może właśnie tak powinien zachowywać się przywódca aniołów… Powinien ignorować takie rzeczy.
Wentworth zamierzał przejąć kiedyś pałeczkę po ojcu. Musiał jeszcze wiele się nauczyć…
Młody anioł rozejrzał się po nowoczesnym wnętrzu. Nie było tam niczego, co mogłoby wskazywać, że jest to mieszkanie właśnie Paula Browna. Żadnych osobistych rzeczy, zdjęć bliskich. Tylko drogi sprzęt, meble z najwyższej półki i artystyczne fotografie krajobrazów oraz zwierząt. Skąd więc Angie miała pewność, że znajduje się tam akurat poszukiwany upiór?
Jego wzrok ponownie podążył za ojcem. Dojrzały anioł właśnie pochylał się nad skórzaną kanapą na której leżało ciało młodej szatynki. Przez dwa śnieżnobiałe skrzydła, które dumnie wystawały z jej pleców, przechodziła krwawa szrama. Dziewczyna miała na sobie jedynie bieliznę. Dlaczego?
Wentworth nie mógł oderwać wzroku od gładkiego ciała młodej anielicy. Nie było takie jak te z okładek pism dla dorosłych, które widywał na wystawach we włoskich kioskach. Było naturalnie piękne, słodkie i ponętne. A on nigdy nie widział żadnej kobiety nawet półnago. Posłusznie czekał, aż ojciec wybierze mu przyszłą żonę. Ach, ile by dał, żeby była tak piękna jak Selena…
Michael Wolf obrócił ciało anielicy na plecy. Wzrok młodego chłopaka przykuł leciutko zaokrąglony brzuch. Ledwie widocznie uwydatniony, pewnie bardzo łatwy do ukrycia pod szerszymi bluzeczkami i sukienkami. Selena Majewska naprawdę była w ciąży…
– Jak to możliwe, że Brown może mieć dzieci? – spytał cicho. – Jest upiorem! Upiory się nie rozmnażają!
– Kogo to teraz obchodzi? – syknął ojciec, odchodząc do kanapy. – Już więcej się nie rozmnoży…
Wentworth podążył wzrokiem za ojcem, który obszedł mebel. Tuż przy kuchennym stole leżało ciało Paula Browna. Przystojny, młody, niezwykle męski upiór nie miał na sobie koszulki, co wyjaśniało nagość jego ukochanej. W jego lewym ramieniu, na którym widniał tatuaż w kształcie czaszki otoczonej płomieniami, utkwiony był złoty nóż z anielską inskrypcją. Ozdobne litery układały się w jedno słowo…
Angel – odczytał przywódca aniołów, podchodząc do ciała upiora.
– Ty TO wszystko zrobiłaś!?
Wentworth nie mógł uwierzyć, gdy jego siostra beznamiętnie wzruszyła ramionami. Jego mała, słodka siostrzyczka dokonała takiej masakry!? Ta niewinna obrończyni upiorów, która zaledwie kilka miesięcy wcześniej uratowała życie Selenie Majewskiej na prośbę Browna? Dlaczego nagle postanowiła mieszać się w przepowiednię!? Dlaczego nagle chciała, by się wypełniła!?
– Dziewczyna jeszcze żyje – rzuciła czerwonowłosa anielica nieco zmienionym głosem. – On już nie… Gdzie ich zabierzecie?
Michael Wolf obrócił się w stronę córki. Uśmiechnął się z dumą.
– Za miasto. Ołtarze ofiarne już czekają… – odpowiedział spokojnie. – Gratuluję, Angel. Wróciłaś na dobrą drogę.
Takie słowa z ust ojca były największym pochlebstwem dla dziecka. Ale nie dla Angie. Dziewczyna wprawdzie skinęła głową, ale Wentworth zauważył w jej oczach dziwny błysk. Wcale nie była z siebie dumna. Nie cieszyła się z nadchodzącej śmierci Dziecka Księżyca.

***

Ocknęłam się niezwykle gwałtownie. Całe moje ciało przeszywał ostry ból, jednak największy doskwierał mi w okolicy anielskich skrzydeł i podbrzusza. Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek sprzed utraty przytomności. Byłam z Paulem w jego mieszkaniu, mieliśmy się kochać… Prosił, bym wyciągnęła skrzydła. I wtedy to się stało. Okropny ból przeszył moje plecy, zakręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam, co było tego przyczyną.
Księżyc w pełni oświetlał polanę na środku której się znajdowałam. Leżałam na czymś twardym, zimnym, szorstkim. Ręce i nogi miałam związane grubym sznurem, który wpijał mi się w skórę.
Ponownie spojrzałam w niebo i zrozumiałam. Mój koszmar się spełniał. Leżałam na prymitywnym ołtarzu ofiarnym. Gdzieś niedaleko musiał znajdować się drugi… Przecież nie mogłam zostać złożona w ofierze bez śmierci Paula.
Zauważyłam oddalony o kilka metrów płaski kamień. Był pusty. Moje spojrzenie padło na ciemny kształt tuż obok tamtego ołtarza. Na trawie leżało ciało Paula, z jego lewego ramienia coś sterczało. Ktoś wbił mu nóż w upiorze znamię. Modliłam się, by to nie był elficki nóż. Tylko ten jeden mógł go zabić naprawdę.
Jakaś  postać wynurzyła się z ciemności. Dokładnie tak jak w moim śnie, zmierzała w moją stronę powoli. W ręku niosła długi nóż. Księżycowa łuna oświetliła twarz napastnika. Znałam go. Już kiedyś go widziałam.
Michael Wolf.
Gdzieś z boku usłyszałam szelest. Obróciłam się w tamtą stronę. Pod drzewem stał anioł, którego widziałam w kawiarni w centrum handlowym. Jego też znałam. Nie potrafiłam tylko przypomnieć sobie jego imienia i okoliczności, w jakich go spotkałam…
Zrobiło mi się duszno i słabo. Obróciłam głowę na bok. Kilkakrotnie zwymiotowałam. Stojący pod drzewem chłopak odwrócił wzrok. Na jego twarzy nie pojawiło się jednak czyste obrzydzenie – ten grymas to było współczucie.  
Ból w okolicy podbrzusza stał się jeszcze większy. Jęknęłam, napinając mięśnie. Dziecko wewnątrz mojego łona cierpiało podobnie jak ja. Ponownie spojrzałam w stronę ciała Paula. Wciąż leżało bezwładnie na trawie, zupełnie pozbawione życia.
Nie żył. Nawet gdyby wciąż żył, gdyby nóż w jego ramieniu okazał się zwykłym kawałkiem metalu, nikt by go nie ocucił.
– Twoja matka nawet nie zdawała sobie sprawy ile kłopotu i cierpienia zaoszczędziłaby sobie i tobie, gdyby oddała cię mi gdy byłaś jeszcze dzieckiem – powiedział Wolf. – Wiesz, ile istnień by tym uratowała?
Wciąż wpatrywałam się w ciało Paula. Zamrugałam, gdy łzy spłynęły mi po policzkach. Ostry kształt, jeszcze przed chwilą znajdujący się w jego ramieniu, zniknął. Otworzyłam usta, ale nie udało mi się wydać z siebie żadnego dźwięku.
Wolf nie zawracał sobie głowy podążaniem za moim wzrokiem. Pochylił się nade mną i westchnął z udawanym współczuciem.
– Ty go tak naprawdę nie kochasz – szepnął jakby z troską.
Między drzewami za Paulem przemknął jakiś ciemny kształt. Żaden z aniołów nie zawracał sobie tym głowy.
– Wasza „wielka miłość” to tylko skutek uboczny przepowiedni. Nie jesteście razem, bo tego chcecie. Jesteście, bo musicie… Bo zmusza was do tego TO – wskazał dłonią na widniejący na niebie srebrny talerz. – Nigdy nie zastanawiało cię dlaczego taki upiór jak Brown tak mocno „pokochał” zwykłą dziewczynę, jaką jesteś? – spytał z udawany smutkiem, po czym uśmiechnął się współczująco. – Nie łudźmy się, zanim zaczęliście się spotykać nie było w tobie niczego specjalnego…
Nawet nie starałam się pojąć sensu słów, które wypowiadał Michael Wolf. Wzrokiem śledziłam ciemny kształt, który krążył niemal niezauważony między drzewami. Cokolwiek to było, nie było złe. Czułam to.
– Jemu utrzymanie cię przy życiu było bardzo na rękę… – kontynuował Wolf. – Wypełnienie przepowiedni oznacza definitywny koniec upiorzej rasy na ziemi. Któryś z nich musiał cię chronić, żeby uratować tyłki tysięcy swoich pobratymców.
Z trudem przełknęłam ślinę. Wolf w pewnym sensie miał rację. Przecież sama kiedyś się nad tym zastanawiałam. Ale przecież nie mogłam przyznać mu racji. Nie jemu…
Kształt zatrzymał się tuż przy ołtarzu, pod którym leżało ciało Paula. Wynurzył się z ciemności. Z trudem przełknęłam ślinę, a kucający przy kamieniu Justin znacząco przyłożył sobie palec do ust.
– Jesteś obłąkany! – wydusiłam z siebie, spoglądając na Wolfa. – Księżyc to tylko ciało niebieskie! To wy, debile, nadaliście mu jakieś śmieszne znaczenie!
Michael zaśmiał się pobłażliwie.
– Oj, moje małe, niedouczone Dziecko Księżyca… – pogłaskał mnie po policzku, a ja odsunęłam głowę jak poparzona. – Nigdy nie zastanawiałaś się, dlaczego masz właśnie takie imię? Selena…. Selene… Ile dziewczynek w twojej szkole miało takie wymyślne imię, hm?
Nie odpowiedziałam. Kilka razy nurtowało mnie to pytanie. Doskonale pamiętałam, jak, będąc jeszcze małą dziewczynką, pytałam mamę i tatę, dlaczego dali mi właśnie takie imię. Tata nigdy nie umiał mi odpowiedzieć... Mruczał, że jest ładne, słodkie. Mama mówiła tylko: bardzo do ciebie pasuje, kochanie. Naprawdę bardzo…
Nikt nigdy nie odpowiedział mi całkowicie szczerze. Czułam to.
– To imię zostało dla ciebie wybrane jeszcze zanim się urodziłaś. Selene z greckiego oznacza księżyc. Zaproponowałbym poważną rozmowę z mamą, ale…
– Ojcze… – zaczął powoli stojący pod drzewem chłopak w czarnym płaszczu.
Powitajcie Wentwortha. Młody Wolf zgodził się nam pomóc…
To był on. Elizabeth przyprowadziła go do domu Paula, by ten zdjął z niego blokadę Michaela. Wentworth Wolf, syn Michaela i brat Angie.
Chłopak, który uratował Paula, teraz stał i po prostu przyglądał się temu, jak jego ojciec zamierzał zabić nas oboje…
– Ojcze, wyczuwam upiory… – rzucił zdawkowo.
Michael podniósł srogi wzrok na syna.
– Oczywiście, że wyczuwasz, ty idioto! Jeden z nich leży tam!
Anioł ze złością wskazał dłonią w stronę kamienia, pod którym leżało ciało Paula. Odwrócił się i rozejrzał po leśnej polanie, na której się znajdowaliśmy. Zamarł. Podążyłam za nim wzrokiem.
Serce zabiło mi mocniej.
Ciało Paula zniknęło. Podobnie jak Justin.
– Jego szukasz?
Justin pojawił się koło ofiarnego kamienia znikąd. Uśmiechał się z zadowoleniem, lekkim skinięciem głowy wskazał na ołtarz, który jeszcze przed chwilą był pusty. Teraz stał na nim Paul.
Jego silna moc była wyczuwalna nawet dla mnie. Był cały, zdrowy i wściekły. Wpatrywał się w Michaela z lekko przechyloną głową, a czysta nienawiść wykrzywiała jego oblicze. W jednej sekundzie przemienił się w upiora, mrużąc czarne jak smoła oczy. Widoczne pod szarą skórą żyły pulsowały niebezpiecznie, a napięte mięśnie unosiły się z każdym głębokim oddechem.
Odetchnęłam z ulgą. Jeśli Paul żył, byłam bezpieczna. Na pewno. Nic złego nie mogło się stać ani mnie, ani dziecku. Nie dopuściłby do tego.
– Miałeś nie żyć… Oboje mieliście… – syknął Wolf.
Justin wzruszył obojętnie ramionami.
– Takie już z nas nieusłuchane chłopaki – westchnął. – A tak przy okazji… Nie blokujcie się. Wasza energia nie jest żadnym przysmakiem dla żadnego z nas. Zresztą, nie o energię się dziś rozchodzi.
Paul, wciąż z tą samą miną, zwinnie zeskoczył z kamienia. Wolf nie cofnął się ani o krok, choć szelest od strony drzew wskazywał na to, że jego syna trochę to przeraziło.
Ponownie zarwało mnie w podbrzuszu. Jęknęłam z bólu, usiłując zwić się w kłębek. Dlaczego żaden z nich jeszcze mnie nie rozwiązał!?
– Chociaż, może kogoś bym wyssał… – rzucił spokojnie Justin.
Rozejrzał się po polanie. Jego wzrok sprytnie ominął mnie, zatrzymując się w zupełnie innej części zalanej blaskiem księżyca łąki. Spomiędzy drzew wynurzyła się czerwonowłosa anielica, którą dobrze znałam. Angie Wolf.
Wydawała się dokładnie wiedzieć, co się zaraz wydarzy. Była na to gotowa. Czekała, aż Justin rzuci się w jej stronę, co sekundę później zrobił. Gdy jego usta spoczęły na pełnych wargach Angel, pisnęłam z przerażenia.
Łagodnie położył ciało nieprzytomnej dziewczyny na ziemi i obejrzał na Wolfa. Przywódca aniołów zdawał się nie przejąć tym, że jego córka właśnie została wyssana z życiodajnej energii.
Justin zrobił krok w stronę Wolfa. Anioł sięgnął do kieszeni płaszcza i wydobył z niej złoty nóż. Jego syn zrobił to samo. Oboje ruszyli w głąb polany.
Paul znalazł się przy mnie gdy tylko Wolf oddalił się parę kroków od kamienia. Wściekłość na jego twarzy przerodziła się w obojętność. Podciągnął nogawkę spodni. Na jego łydce wisiała skórzana sakwa, z której wyciągnął swój srebrny nóż. Jednym pociągnięciem rozciął wpijający się w moje nadgarstki sznur. Później pochylił się nade mną, szarą dłonią odgarnął włosy z mojej twarzy.
Zbliżył usta do moich. Wiedziałam, co chciał zrobić.
Chciał się nakarmić.
W głowie zabębniły mi słowa Jessici. W żadnym wypadku nie pozwól im się sobą karmić!
– Paul, nie!
Nie był spragniony energii. Nie chodziło o przeżycie.
Chodziło mu o moc. Musiał zgromadzić więcej mocy, żeby razem z Justinem walczyć z Wolfem.
Przytknął usta do moich warg. Zadrżałam, gdy poczułam delikatne zawroty głowy.
Nie mógł się mną karmić! Nie bez powodu Jess mnie przed tym ostrzegała! Utrata energii na pewno wpływała na dziecko, które w sobie nosiłam. Ono i tak wycierpiało tego wieczora za dużo…
Instynktownie zablokowałam energię. Paul nie oderwał ust od moich. Wciąż się mną karmił, ale dlaczego…
Szybko dotarło do mnie, że zablokowałam tylko swoją energię. Panowałam tylko nad swoim chi. Blokując je, wystawiłam energię dziecka, którą teraz karmił się Paul.
Odblokowałam się.
Oczy zaszły mi mgłą…

4 komentarze:

  1. O matko... Teraz to mnie zaciekawiłaś i sprawiłaś, że moje serce zaczęło szybciej bić. No, ale od początku.
    Rozdział baaardzo udany. Jeden z najlepszych. Spodobał mi się ten cały pomysł. Udawana śmierć Paula, przecięcie skrzydeł Seleny... To wszystko miało swój cel. Pozbycie się klątwy. Wpadłaś na świetny pomysł.
    W całym rozdziale była tylko akcja. Niesamowita akcja. Czytając ten rozdział byłam wręcz roztrzęsiona. Bardo dużo się tu działo. Jednak ostatni fragment najbardziej mną wstrząsnął. Czemu Paul nie może się karmić energią seleny? Rozumie co to może znaczyć dla dziecka, ale dla dziewczyny? matko boję się, ze ich maleństwo nie przeżyje, a co gorsza, że Selena umrze. Jeju, mam nadzieję że zakończenie tej części będzie szczęśliwe.
    Czekam niecierpliwie, naprawdę bardzo niecierpliwe na ostatni rozdział.
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. wow, ale sie dzieje *.*
    czekam na ostatni rozdział (mam nadzieje że będzie kolejna część) :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Co sie dzieje... Od początku do końca jest akcja.
    Boże, jak ty idealnie piszesz! Wielka pochwała dla ciebie, dziewczyno.
    Wiedziałam, że Paul nie umrze, nie mógłby i całe szczęście, że sie tak nie stało. Dobry pomysł z imieniem Sel - nawet nie wiedziałam, że oznacza ono księżyc.
    Ale boję się strasznie o ich dziecko...
    I proszę cię ! Musisz napisać 3 część ^ ^

    Is.

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, kto by pomyslal, ze to przed ostatni rozdzial tej czesci... Tak duzo sie dzieje, ze wydaje mi sie to niemozliwe. To cale upozorowanie zabicia i wysysanie energii... Martwie sie o malenstwo i o Sel. To koszmarne uczucie, kiedy mysle, ze moga nie przezyc wypelnia moje cialo, gdy o tym mysle.
    Ja nie dam rady pozegnac sie z twoim opowiadaniem. Musisz kontynuowac, prosze ^^

    OdpowiedzUsuń