piątek, 7 września 2012

Rozdział 25

To już ostatni rozdział. Dłuższy, niż zwykle, chociaż starałam się maksymalnie streszczać. Nie potrafię wypowiedzieć się na jego temat - mam mieszane uczucia. Nie potrafiłam też inaczej zakończyć tej historii. Zdaję sobie sprawę, że pozostaje wiele niewiadomych, ale w ten sposób zostawiam sobie furtkę ;). Jeśli macie jakieś pytania, są wątki, które chcielibyście abym rozwinęła - śmiało piszcie! Macie moje gg, FanPage'a z prywatnymi wiadomościami i komentarze ;)

Podsumowanie tej części opowiadania przychodzi mi z ciężkim sercem, bo to naprawdę oznacza, że to koniec... Wydaje mi się jednak, że należy je zrobić - choćby dla samej "tradycji". Tak więc:
~Druga część opowiadania osiągnęła długość 25 rozdziałów, z czego 11 było podzielonych na części.
~Na blogach publikowana była 7 miesięcy i 2 dni.
~Na oficjalnym YouTube pojawiło się 29 piosenek soundtracku.

Na koniec chciałam jeszcze dodać, że naprawdę wiele dla mnie znaczycie. To dzięki Wam, moim czytelnikom, wciąż chce mi się pisać. Dziękuję, że byliście ze mną :*

– Daliśmy radę, młody. Wygraliśmy to.
Justin zanurzył rękę w stojącej na stoliku misce z zielonkawą mazią. Wyciągnął z niej szmatkę, którą wrzucił tam kilka minut temu. Przyłożył ociekający dziwną substancją kawałek materiału do głębokiego rozcięcia na karku Paula. Ściągnął gazę, która leżała na udzie młodego upiora, tym samym odsłaniając kolejne rozcięcie.
Brown z trudem powstrzymał wyrywający się w jego gardła krzyk. Nie udało mu się jednak zahamować drgnięcia, przez które materiał zsunął się z jego szyi. Justin szybko poprawił szmatkę i położył rękę na ramieniu chłopaka.
– Wyliżesz się – zapewnił.
– Wiem. Co nie zmienia faktu, że ten cholerny ból będzie mnie prześladował jeszcze długi czas – wysyczał Paul.
Stojąca przy drzwiach blondynka chrząknęła nieśmiało. Paul podniósł na nią zmęczony wzrok. Przekrwione oczy zapiekły od wpadających przez drzwi promieni słonecznych. Ból w ciągu kilku milisekund przeszył całe ciało. Pod wpływem impulsu spuścił ponownie głowę. Jęknął.
 – Dlaczego TOBIE nic nie jest!? – spytała Jess z wyrzutem.
Rany po anielskich nożach zwykle były dla upiorów śmiertelne. Paul miał na swoim ciele dwa takie rozcięcia. Ból przenikał całe jego ciało. Ledwo się trzymał, ale wciąż żył. Z kolei Justin miał się świetnie – trzy ciosy zadane przez Michaela zdawały się być dla niego jak zwykle skaleczenia.
– Jestem w większej części aniołem – rzucił zdawkowo Blackwood. – Ktoś cię tu w ogóle zaprosił? Żeby rozmawiać z championem musisz mieć specjalną wejściówkę – dodał z przekąsem.
Paul mimowolnie uśmiechnął się, gdy Jessica zmarszczyła czoło. Od kiedy wrócili do domu Justina rozsadzała duma. Jego gigantyczne ego nie przyjmowało żadnych złych wiadomości. Najważniejsze było to, że…
– Wygraliśmy – powtórzył po raz kolejny.
– Daj spokój – zaśmiał się Paul. – Ja wygrałem!
Zebrał w sobie resztki sił, by szturchnąć Justina. Oboje wiedzieli, że osobno nic by nie zdziałali. Nie liczyło się to, kto zadał Michaelowi śmiertelny cios. Udało im się zapobiec wypełnieniu przepowiedni, uratować Selenę i przy okazji zemścić na Wolfie za zadane Justinowi krzywdy. Zrobili to razem.
Justin zamoczył bandaż w misce, a Paul podniósł wzrok na kuzynkę. Nie wyglądała na szczęśliwą. Powinna się cieszyć…
– Wszystko ok?
Jessica zmrużyła oczy i pokręciła głową jakby z niedowierzaniem.
– Rozmawiałeś z Seleną?
Selena. Przez ostatnie trzy godziny robił wszystko, by o niej nie myśleć. Wiedział, że wciąż leżała w swoim pokoju. Pod czujnym okiem Leo dochodziła do siebie po ciężkiej nocy. Musiała się wyspać, odnowić zapasy energii. Wiedział, że później wszystko wróci do normy, że będzie mógł cieszyć się z nią zwycięstwem. Nie mógł niepotrzebnie zamartwiać się jej, stabilnym zresztą, stanem.
– Jeszcze się nie obudziła – westchnął, siląc się na spokój. – Musi odpocząć.
– Zajrzałeś tam w ogóle? – spytała Jessica z wyrzutem.
Paul nie odpowiedział. To było pytanie retoryczne.
– Leo powiedział, że wszystko w porządku – zauważył Justin. – Skoro Leo tak twierdzi to nie ma się czym martwić…
– Przez trzy godziny wiele może się zmienić – wysyczała młoda anielica, po czym opuściła pokój.

Na jasnej pościeli widniało wiele krwawych plam. Wciąż była nieprzytomna, jednak dużo bledsza niż kiedy Justin przyniósł ją do domu. Musiała stracić mnóstwo krwi. To nie sprzyjało regeneracji energii, którą wyssał z niej w lesie Paul.
Z trudem trzymał się na nogach, jednak oparty o szafę obserwował jak Leo zakłada szwy na wciąż krwawiących skrzydłach dziewczyny. Białe piórka, teraz pokryte czerwoną substancją, wcale nie wyglądały już pięknie. Leżące na szafce nocnej kawałki nici chirurgicznej wskazywały na to, że były to nie pierwsze szwy, jakie młody elf usiłował jej założyć.
Jej energia była silniejsza. Paul to wyczuwał. Nie mogło być tak tragicznie…
Zmęczony wzrok upiora przyciągnęła plama krwi na prześcieradle. Była większa niż reszta. Tuż obok niej leżał starannie zawinięty kawałek materiału, również zakrwawiony. Był wielkości paczki papierosów, może trochę grubszy.
– Co to jest? – spytał, wskazując głową zawiniątko.
Leo spojrzał na Paula przelotnie, po czym wrócił do szycia skrzydeł Seleny.
– To… – zaczął niespokojnie. – Zużyta gaza – rzucił szybko. – Martwi mnie to, że skrzydła się nie goją. Już dawno powinna się uleczyć.
– Jej ciało nie posiada umiejętności samouleczania – wyjaśnił Paul. Zrobił kilka kroków w stronę łóżka, oparł się o stojące niedaleko krzesło. – Mogę jej podać swoją energię, to przyspieszy regenerację.
– Nie możesz. Jesteś zbyt słaby – westchnął Leo.
Obciął nitkę i odłożył narzędzia na szafkę nocną. Szwy wyglądały naprawdę profesjonalnie. Paul zawsze zastanawiał się, dlaczego tak utalentowany elf jak Leo nie podjął zatrudnienia w szpitalu… Z pewnością uratowałby wiele istnień, nie tylko magicznych. Mógłby robić to co kochał, czyli pomagać innym, i jeszcze by mu za to płacono…
– Idź, połóż się… Odpoczywaj.
Paul spojrzał na nieprzytomną Selenę z bólem. Nie mógł po prostu wyjść, podczas gdy stan jego ukochanej się nie poprawiał. Sel zasługiwała na to, by przy niej był. On też tego potrzebował – być u jej boku, nawet jeśli nie mógł jej podać swojej energii. Za bardzo ją kochał, by siedzieć w drugim pokoju i udawać, że nic się nie dzieje. Przecież po części był odpowiedzialny za jej cierpienie…
– Chcę pomóc… – westchnął.
– Trzeba było o tym pomyśleć zanim zadałeś jej ten cholerny cios nożem! – wykrzyknął Leo.
Elf najwidoczniej stracił cierpliwość. Spojrzał na Paula z nieukrywanym obrzydzeniem. W jego głosie cało się wyczuć ogromną złość. Tak wściekłego Paul nigdy go nie widział…
– Co ci w ogóle przyszło do głowy!? To są anielskie skrzydła! Nawet nie wyobrażasz sobie jaki to delikatny narząd!
Upiór nie odpowiedział. Z zupełnie obojętną miną odwrócił się i wyszedł z pokoju.
Nie, nie wyobrażał sobie tego. Aż do teraz…

***

– Wypełnienie przepowiedni wcale nie sprawiłoby, że życie aniołów byłoby lepsze. Nie wyniszczyłoby automatycznie wszystkich upiorów.
Otulony polarowym kocem ciemnowłosy anioł nie zareagował na słowa siedzącej nieopodal siostry. Spuścił głowę i wbił wzrok we wzorzysty dywan, który rozciągał się pod jego stopami. Wciąż nie docierało do niego to, co stało się w nocy… Jego ojciec nie żył, a on cudem uniknął takiego samego losu. Gdy zamykał oczy wciąż widział jedną scenę…
– Paul, nie!
Stojący nad nim upiór zatrzymał srebrny nóż kilka centymetrów od jego klatki piersiowej. Wentworth uchylił jedno oko. Szara bestia wpatrywała się w niego w nienawiścią i rządzą mordu w oczach. Już nawet nie blokował swojej energii – po co? Wiedział, że tak czy siak umrze… Tak jak chwilę wcześniej jego ojciec, raniony srebrnym ostrzem przez tego samego upiora…
– Proszę, nie rób tego… – jęknęła Angie.
Czerwonowłosa anielica słaniała się na nogach. Dopiero co obudziła się po wyssaniu energii przez tego drugiego upiora, którego Wentworth nigdy nie widział i który teraz stał tuż obok gotowy do ataku. Podeszła do tego obcego, czarnowłosego, a on natychmiast chwycił ją w ramiona. Znali się.
– On przejmie władze po twoim ojcu – wycedził Brown, wciąż nie spuszczając wzroku z drżącego ze strachu Wentwortha.
– Went nie jest taki jak tata! – pisnęła. – Nie będzie próbował wypełnić przepowiedni! Obiecuję! Wentworth, powiedz mu!
Chłopak słyszał w głosie młodszej siostry nutę paniki. Naprawdę się bała. Dopiero co wystawiła na pewną śmierć własnego ojca, bez wahania dała się wyssać upiorowi, z którym, co było pewne, współpracowała, a teraz bała się o życie brata.
– Went, powiedz!
– Nie będę… – wyjąkał.
Był zbyt przerażony, by powiedzieć coś więcej. Ponownie zamknął oczy, czekając na cios. Przecież upiorów wcale nie obchodziło to, co miał do powiedzenia. I tak zginie…
Cios nie nadszedł. Zdziwiony i wciąż przerażony powoli otworzył oczy. Upiór już nie mierzył w niego srebrnym ostrzem. Nie odsunął się ani o centymetr, a na jego twarzy cały czas widniała nienawiść. Sięgnął do tylnej kieszeni spodni, wydobył z niej zwykły szwajcarski scyzoryk i zrobił nacięcie we wnętrzu swojej lewej dłoni.
Wentworth wiedział, do czego dąży upiór. Wyciągnął przed siebie dłoń, którą Brown natychmiast rozciął.
– Przysięgam… przysięgam, że nie będę chciał zabić ani ciebie, ani Dziecka Księżyca…
Otrząsnął się i spojrzał na siostrę. Przyglądała mu się z troską.
– Tylko tata przejąłby moc, którą Księżyc zesłałby Selenie. Stałby się potężny, zły… – szepnęła spokojnie. – Przecież już nie był sobą. I dobrze wiemy, że nie chodziło mu tylko o wyeliminowanie upiorów. Chciał, żeby to anioły przejęły władzę absolutną, a to przecież wbrew naturze! Ale teraz ty przejmiesz władzę i…
– Nie chcę w tym uczestniczyć – powiedział nagle. – Nie chcę bratać się z upiorami, zajmować przepowiednią… Chcę po prostu wrócić do Twierdzy.
Tak bardzo chciał, żeby Angie nie usłyszała, że załamał mu się głos. Było to właściwie niemożliwe, bo nikt tak jak ona nie wiedział, jak bardzo mu ciężko.
Oglądał śmierć ojca… I nic nie zrobił.
Widział, jak Brown wbił w przywódcę aniołów swój srebrny nóż. Widział to, ale nie pomógł ojcu, nie zemścił się.
Powinien był to zrobić.
– W porządku – ton Angie był jeszcze bardziej uspokajający niż zwykle. – Chciałam jeszcze tylko upewnić się, że Paul wydobrzeje, że Sel odzyska przytomność…
– Dlaczego tak ci na nich zależy!? – warknął chłopak.
Ze złością podniósł się z kanapy, a polarowy koc opadł na ziemię.
– Selena, rozumiem… To anielica, Dziecko Księżyca, ma potencjał i moc, ale ten… – skrzywił się z obrzydzeniem.
– Paul to najlepsza i najbardziej honorowa osoba jaką kiedykolwiek poznałam – wyjaśniła powoli Angel. Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy wraz z wypowiedzeniem imienia upiora nie umknął zdziwionemu Wentworthowi. – Ma naprawdę wielkie serce. Cały czas stał po naszej stronie, zawsze walczy o to w co wierzy. Każdy ci to powie…

***

To przerażające, kiedy budzisz się w zupełnie innym miejscu nie mając pojęcia, co się tak naprawdę stało. Patrzysz na znajome otoczenie, w którym się znajdujesz, ale wcale cię to nie uspokaja, bo nie wiesz, jak się tam znalazłeś. Przed oczami przelatują ci obrazy, ale nie potrafisz połączyć ich w całość.
Wszystko, co pamiętasz wystarczająco dobrze, by to nazwać, to ból i strach.
A ten ból i strach wciąż cię nie opuszczają…
Krew. Wszędzie wokół mnie, na pościeli, podłodze i ubraniach była krew.
Na łóżku leżała zużyta gaza, czerwone bandaże walały się po szafce nocnej, biurku i dywanie, który wymagał gruntownego prania. Nie wiedziałam, czy wolałabym żeby okazało się, że jest moja czy kogoś innego…
Leżałam na boku. Paraliżujący ból uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch. Nie czułam pleców, było mi niedobrze, a podbrzusze bolało jak nigdy. Przez myśl przeszło mi, że wolałabym umrzeć, niż to znosić. Ale wiedziałam, że nie mogę odejść z tego świata – musiałam żyć, by dać życie maleństwu z mojego łona…
– Hej…
Jasnowłosy elf usiadł na brzegu łóżka. Zrobił to tak delikatnie, jakby doskonale wiedział, że najmniejszy wstrząs może spotęgować mój ból. Uśmiechnął się lekko, jakby z ulgą i współczuciem jednocześnie. To był bardzo łagodny uśmiech, lekki grymas właściwie, który dał mi do myślenia.
– Podałem ci sporą dawkę leków przeciwbólowych i mieszankę ziół na uspokojenie. Może trochę potrwać zanim zaczną działać – powiedział powoli. – Najważniejsze, że odzyskałaś przytomność i przestałaś krwawić. Teraz będzie tylko lepiej.
A więc to była moja krew…
Mrugnięciem dałam mu znak, że zrozumiałam. Skrzywiłam się z bólu, zamykając na chwilę oczy. Odetchnęłam, siląc się na spokój. Najważniejsze, to nie panikować.
– Przyniosę ci coś do picia – szepnął Leo.
– Zostań… – to było jedyne, co udało mi się wydobyć z gardła.
Posłałam mu błagające spojrzenie. Bałam się, choć sama nie wiedziałam czego. Byłam w domu, w swoim łóżku. Żyłam, nie było przy mnie Michaela, co oznaczało, że Paul mnie uratował. Nie miałam się czego bać…
Blondyn pokiwał głową. Wstał z łóżka i skierował się do drzwi, które lekko uchylił. Wyjrzał na korytarz i skinął na kogoś głową.
– Przynieś trochę wody. Najlepiej ze słomką – szepnął. – Jak się czujesz?
– Dobrze. Co z nią?
To był Tyler. Jego głos był słaby, ale dało się w nim słyszeć nutę bólu i paniki.
Leo pokiwał głową, po czym zamknął drzwi. Ponownie usiadł na łóżku. Uśmiechnął się nieco szerzej, chwycił moją dłoń i lekko ją pomasował.
Drzwi ponownie uchyliły się. Tyler wśliznął się do pokoju ze szklanką wody z różową rurką. Był blady, słaby, ale uśmiechnął się z ulgą, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Stanął przy łóżku, podał wodę Leo, a elf natychmiast podsunął mi słomkę do ust. Wzięłam parę małych łyków.
– Tyler podał ci trochę swojej energii, żeby umożliwić ci regenerację – wyjaśnił Leo niemal czytając w moich myślach, gdy tylko otworzyłam usta, by coś powiedzieć. – Dalszy etap powrotu do zdrowia już przejdziesz sama.
Na twarzy Tylera nie było cienia dumy. Mogłabym przysiąc, że speszył się, gdy uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Po chwili odwzajemnił uśmiech, który wyraźnie mówił, że podanie mi swojej energii traktował jak coś oczywistego. Skinął lekko głową i bez słowa wyszedł z pokoju.
Gdy zostaliśmy sami Leo uznał, że to najlepszy moment na wyjaśnienie mi sytuacji, w jakiej się znalazłam. Każde jego kolejne słowo docierało do mnie z opóźnieniem. Właściwie, nie powiedział mi niczego nowego – jego relacja była tylko potwierdzeniem tego, co z siebie wyparłam. Uświadamiałam to sobie zdanie po zdaniu, słowo po słowie.
Paul i ja byliśmy wtedy sami w jego mieszkaniu. Świadomie prosił mnie o wyciągnięcie skrzydeł. To on zadał mi cios, przez który straciłam przytomność. Wszystko było ukartowane. To, w jaki sposób miałam trafić na ołtarz, jak on i Justin mieli zaskoczyć Michaela, karmienie się mną i Angie…
To były fakty, których wcześniej po prostu nie chciałam do siebie przyjąć.
Ale oprócz tego, co już wiedziałam, było coś jeszcze…
– Nie potrafię powiedzieć, czy to cios w skrzydła czy brak energii pozbawiły dziecko życia… – szepnął elf z bólem. – Przykro mi.
Ja wiedziałam, co zabiło moje dziecko…
***
– Chcę się z nią zobaczyć!
– Nie obchodzi mnie to.
Paul po raz kolejny nerwowym krokiem okrążył salon. Dlaczego nikt nie pozwalał mu zobaczyć się z Seleną!? Wiedział, że jest już przytomna, a jej stan się poprawił. Jessica nawet zaniosła do jej pokoju jedzenie, co zdecydowanie świadczyło o tym, że zraniona anielica czuje się dużo lepiej. Właściwie, co rusz do jej sypialni wchodził ktoś nowy – Leo, Jessica, Adrian, nawet Tyler! Każdy, tylko nie Paul i Justin…
To on uratował jej życie! To była jego dziewczyna! Dlaczego traktowali go jak intruza!
– Jess…
– Nie! – rzuciła ze złością stojąca przy schodach blondynka.
Gdy tylko zrobił krok w jej stronę, zagrodziła wejście na piętro. Z dezaprobatą pokręciła głową.
– Ok, dość tego – sapnął ciężko Justin.
Czarnowłosy upiór wyszedł z kuchni i omiótł obecnych w salonie spojrzeniem. Podszedł do Paula i uniósł brwi. Z lekkim rozczarowaniem pokręcił głową.
– Nie wierzę, że sobie nie radzisz… – westchnął, po czym skierował wzrok na siedzącą w fotelu Dianę. – Diano, nie bądź głupia. Paul chce wejść na górę.
Anielica, jeszcze chwilę temu stająca po stronie Jessici, teatralnie wywróciła oczami. Wstała, zamknęła oczy. W pełnym skupieniu mruknęła pod nosem kilka słów w nieznanym Brownowi języku.
Jessica prychnęła z oburzeniem. Przestąpiła z nogi na nogę i otworzyła usta, by coś powiedzieć. Jednak zamiast słów z jej gardła wyrwał się gwałtowny krzyk. Chwyciła się za głowę, upadła na kolana jęcząc z bólu.
Paul natychmiast rzucił się w stronę kuzynki. Uklęknął obok wijącej się z bólu dziewczyny i objął ją, posyłając Justinowi wściekłe spojrzenie. Jak mógł sprawiać ból jego kochanej, małej Jess!?
– Daj spokój, nic jej nie będzie… Jest tu usrane aniołami, zaraz ktoś jej pomoże – westchnął Justin z rezygnacją, po czym uśmiechnął się lekko. – Idź do Seleny… Droga wolna.
Nie pochwalał tego, ale Justin miał rację. Jessica sama była aniołem. Jej ból nie był fizyczny – był tylko złudzeniem w jej umyśle, które zaraz minie. Właśnie tak działały anielskie moce…
Pogłaskał dziewczynę po głowie i podniósł się z ziemi. Nim ktokolwiek zdążył zareagować  pobiegł na górę. Bez zbędnych ceregieli, takich jak pukanie, wszedł do sypialni Seleny.
Leżała na łóżku z dokładnie takiej samej pozycji w jakiej ją widział ostatni raz. Ktoś zmienił pościel, zniknęły też zakrwawione gazy. Na szafce nocnej stał nietknięty obiad, który wcześniej przyniosła Jessica, oraz prawie opróżniona szklanka wody.
Selena nie zdołała jeszcze schować skrzydeł – zdaniem Leo miało to zająć jeszcze kilka dni. Zaczerwienionymi od płaczu oczami wpatrywała się w szafę, w stronę której była zwrócona. Wciąż blada, z bardzo słabą energią, na pewno bardzo cierpiała. Posłała mu jedno krótkie spojrzenie, całkowicie pozbawione jakichkolwiek emocji, po czym ponownie wróciła do obserwowania szafy.
– Hej, skarbie… – zaczął cicho.
Dokładnie zamknął za sobą drzwi i zrobił kilka kroków w stronę łóżka. Dziewczyna zupełnie nie zareagowała, co dało mu do zrozumienia, że pewnie wciąż jest w wielkim szoku.
– Michael nie żyje. Wentworth złożył mi przysięgę krwi, że, jako nowy przywódca aniołów, nie będzie kontynuował tej farsy z przepowiednią. Jesteś całkowicie bezpieczna.
Starał się, by jego ton był jak najbardziej spokojny. Selena na pewno potrzebowała wsparcia i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, a on za wszelką cenę chciał jej to dać.
Podszedł do łóżka i ostrożnie usiadł na jego brzegu. Każdy większy wstrząs mógł wywołać u Seleny ból. Nie chciał, by znów cierpiała.
– Justin i Diana jutro wyjeżdżają, Angel i Wentworth mają wieczorem samolot do Włoch… – wyszeptał. – Leo zostanie tu dopóki nie poczujesz się całkowicie dobrze. Pomyślałem, że potem dobrze zrobi nam obojgu jakiś wspólny wyjazd, wakacje…
– Wyjdź.
Tego zupełnie się nie spodziewał. Głos dziewczyny nie zadrżał, jakby chciała się rozpłakać. Nie był to też ten ton, kiedy mówiła jedno, a tak naprawdę chciała czegoś zupełnie innego. Tym razem nie było tak, że „wyjdź” znaczyło po prostu „przytul mnie i nie opuszczaj”. W jej głosie, pozbawionym emocji jak spojrzenie, było coś, co dało mu do zrozumienia, że Selena naprawdę chce, by zostawił ją samą.
Jest zła. Wytłumacz się, pomyślał szybko.
– Kotku, to wszystko co się stało… Wiesz, że robiłem to dla nas. I udało się, jesteśmy bezpieczni…
– Tak. Tysiące upiorów na świecie mają szczęście, że się urodziłeś – powiedziała tym samym tonem.
Skołowany Paul podniósł się z łóżka, wciąż uważając, by nie zrobić tego za szybko i nie wywołać wstrząsu u Seleny. Nie wierzył, w to co słyszał.
– Co? Ty chyba nie myślisz, że…
– Wyjdź – powtórzyła dziewczyna.
Przeniosła na niego pusty wzrok. W jej czekoladowych oczach pojawiło się najprawdziwsze obrzydzenie z nutą nienawiści. Paul nigdy nie widział czegoś takiego u Seleny. Nawet gdy ujrzała go w domu Justina, gdy dowiedziała się, że wcale nie umarł. Wtedy była wściekła jak nigdy, zdezorientowana i zupełnie zdziwiona, ale w jej oczach widać było ból i rozpacz. Choć zadawała mu bolesne ciosy, dając mu do zrozumienia jak bardzo ją skrzywdził, tak naprawdę spojrzeniem błagała o choćby jeden uścisk i pocałunek.
Teraz jej spojrzenie dalekie było od tego zwykłego dla zranionej, ale wciąż kochającej i delikatnej dziewczyny.
– Zabierz wszystkie swoje rzeczy z mojego domu i po prostu wynoś się z mojego życia – powiedziała nieco głośniej. – Nie chcę cię więcej widzieć na oczy. Nigdy więcej… Nienawidzę cię!

Zbiegł ze schodów do salonu, zupełnie ignorując obecne w nim osoby wszedł do kuchni. Siedzący przy stole Thomas uśmiechnął się słodko z ufnością. Wziął łyk coli ze swojego kolorowego kubka.
– Kto ci dał to świństwo? – warknął Paul, zabierając od chłopca kubek z gazowanym napojem. – Nieważne… Idź spakować swoje zabawki – dodał nieco spokojniej, gdy malec otworzył usta, by coś powiedzieć. Wylał zawartość naczynia do zlewu.
– Tatusiu, co się dzieje?
– Nic. Idź spakować swoje rzeczy, zaraz do ciebie przyjdę.
Chłopiec posłusznie wyszedł z kuchni. Siląc się na spokój Paul oparł się o szafkę. Nie będzie umiał wyjaśnić synowi, dlaczego więcej nie zobaczy swojej ukochanej cioci, dlaczego musi wyjechać bez pożegnania.
Jego wzrok padł na wiszącą na ścianie ramkę. W ciemnobrązowej drewnianej oprawie znajdowało się ich wspólne zdjęcie – on, Tommy i Selena siedzieli na kanapie w jego starej rezydencji. Dobrze pamiętał, kiedy i przez kogo została wykonana ta fotografia.
Ściągnął ramkę z małego gwoździka i wyciągnął z niej błyszczące zdjęcie.
– Młody, co ty wyprawiasz?
Nie odwrócił się do drzwi. Wiedział, że cała uwaga obecnych w salonie skupiła się na nim. Najbliżej niego stał Justin. Wyczuwał jego pół-upiorzą, pół-anielską energię wyraźniej niż innych. Tuż za nim stał Tyler. Jego zaniepokojone oblicze odbijało się w witrynce kuchennej szafki, w którą spojrzał Paul.
– Ja i Thomas wyprowadzamy się do Bostonu – oświadczył bezceremonialnie.
Nikogo prócz Justina i Tylera to nie zdziwiło.
– Co ty…?
– Daj spokój! Selena jest w szoku. Uspokoi się, pomyśli, wszystko sobie wytłumaczycie…
– Nie – Paul przerwał potok słów Justina odwracając się w stronę upiorów.
– Młody…
– Uratowałem jej życie. Zabiłem Michaela – wycedził Paul. Zupełnie nie przejmował się tym, że mówi nieco za głośno, a jego podniesiony głos trochę spłoszył stojącą w salonie Angel. – Zrobiłem wszystko, żeby ją uratować. Dla tej sprawy umarła moja matka i Elizabeth… Poświęciłem własną rodzinę! Więź z synem! Poświęciłem swoją duszę, zatraciłem się, zrobiłem z siebie potwora, żeby zdobyć tę cholerną moc! Zniszczyłem sam siebie tylko dla niej… A ona mnie nienawidzi.
Odetchnął głęboko. Minął zdezorientowanego brata i Justina, który prawdopodobnie szukał odpowiednich słów. Unikając spojrzenia na kogokolwiek w salonie, podszedł do schodów, przy których wciąż stała Jessica. Dziewczyna wyglądała zupełnie tak, jakby nic wcześniej się nie stało. Z obojętną miną przepuściła go, by wszedł na piętro. Z lekkim niedowierzaniem pokręcił głową. Wiedział, że zrobiła to, bo wiedziała, że już nie pójdzie do Seleny, ale do Thomasa.
– Wiecie co? – rzucił, zatrzymując się na schodach. – W gruncie rzeczy mam czyste sumienie. Nie zrobiłem niczego, czego ona by nie zrobiła. Mogłem zginąć, naprawdę osierocić dziecko. Zaryzykowałem dla niej. Ale nie jestem frajerem, który będzie czekał na cholerne „dziękuję” lub jakiekolwiek inne słowo uznania za to, co zrobiłem. Ja poradzę sobie w życiu sam…

5 komentarzy:

  1. Oh nie, nie, nie... Jak moglas to tak skonczyc? To nie mialo byc tak. Czemu mi to zrobilas? Przez ciebie tu placze... Czyli, jak dobrze sie orientuje wszystko sie za przeproszeniem pojebalo... Mam nadzieje, ze napiszesz chodzby maly kawalek dalszych przygod... Nie mozesz skonczyc z pisaniem. Nie wyobrazam sobie zycia bez tego opowiadania. Prosze, pisz dalej... Moze to byc nawet inna historia, byle bys cokolwiek pisala :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko... Nie wiem od czego zacząć. Tyle uczuć się we mnie zebrało. Dobra zacznę od początku.
    Rozdział czytało mi się bardzo miło, przyjemnie i z wielkim zaciekawieniem. Oczywiście było mi też trochę smutno, bo wiem, że to koniec tej historii. Jednak tak dobrze jeszcze nic mi się nie czytało. Jest to najlepszy rozdział jaki napisałaś w tym opowiadaniu.
    Cieszę się, że w końcu są wolni od klątwy. Wiedziałam, że Paul coś wymyśli.
    Biedna Selena. Tyle wycierpiała. Pomimo tego, że wymowa Paula mówiła o tym ile on dla niej zrobił, to ona i tak cierpiała więcej. Przez tą całą jego pomoc, ona zawsze cierpiała. I na dodatek straciła dziecko... A to jest najgorszy ból z tych wszystkich, które doznała. Nie będę wymieniać ile świństw wyrządził jej Paul, bo ty o tym wiesz najlepiej.
    Pomimo tego, że bardzo pokochałam Paula i Selenę, uważałam ich za idealnie dobraną parę, to nie jest mi jakoś smutno z tego powodu. Doskonale rozumiem Selenę. Jak już wspomniałam wyżej, Paul wyrządził jej więcej krzywd niż sprawił by była szczęśliwa. Rozumiem też złość Paula, bo w końcu też dużo dla niej poświęcił, jednak nie wiedział nic o dziecku. Wiem, że Paul chciał dobrze, jednak pozbycie się tej całej klątwy to był zły pomysł. Źle to zaplanował. Uważam, że dla nich oby dwóch lepiej będzie bez siebie. Ona jak i on ułożą sobie życie na nowo. Czuję to. A Selena wreszcie będzie szczęśliwa.
    Zastanawiam się czy napiszesz epilog, ale ja cię nie będę na niego namawiać, bo wydaje mi się, ze ten rozdział to już epilog. Nie musisz nic tu dodawać. Lepiej, żeby zostało tak, a nie żebyś nam jeszcze pokazywała szczęśliwe ich życie. Każde opowiadanie kończy się szczęśliwie, a twoje nie do końca. Jest to takie szczęście w nieszczęściu. I to mi się bardzo podoba. Czuję smutek spowodowany takim zakończeniem, jednak uważam, że naprawdę tak powinno się skończyć. Zdziwiłaś mnie, bo myślałam, że inaczej to zakończysz. Ale ciesze się, że napisałaś to własnie tak. Chyba dokładnie to przemyślałaś i wczułaś się w sytuację Seleny? Przynajmniej tak mi się wydaje. :)
    Nie mogę uwierzyć, że to koniec tej historii. Bardzo ją polubiłam i uwielbiałam czytać przygody Paula i Seleny. To było coś naprawdę niesamowitego. Dziękuję ci, że psiałaś dla nas przez te 7 miesięcy i 2 dni, bo bł to cudowny okres. Takich historii jak ta powinno być więcej. :)
    Mam nadzieję, że w twojej głowie zrodzi się jakiś nowy i równie cudowny pomysł na opowiadanie. Liczę na to. :)
    Chyba napisałam wszystko. Długi komentarz wyszedł. :D No, ale jest to koniec tak wiec opinia też musi być długa. :) To opowiadanie jest w 100% udane i możesz je do takich zaliczyć. :)
    Pozdrawiam i czekam na ciebie z utęsknieniem! :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg! Nie takiego końca sie spodziewałam, a myślałam, że innego nie będzie. Aż mi się zrobiło żal Paula. Tyle dla niej poświęcił a ona i tak go nienawidzi. Przecież to ona zablokowała energie, a Paul ne wiedział, że mają dziecko, więc po części razem zabili to dziecko. A przecież można zrobić nowe :D Mam nadzieję, że dalej będziesz pisać opowiadania i będziesz się z nami dzielić nimi :)) Bardzo się cieszę, że przez dwa dni czytałam z 20 rozdziałów a później czekałam na kolejne. Zawsze lubiłam to w tym opowiadaniu, że Selena nie była taka jak te wszystkie dziewczyny z książek - perfekcyjna, zwykła. Lubię, że ona zawsze była inna, miała inne zdanie i potrafiła znaleźć jakiś szczegół w zwykłej rozmowie. A jak czytam książkę to przewiduję co bohaterka robi i zawsze się to zgadza a z Sel było na odwrót, po jakiś czasie przestałam przewidywać i próbowałam spróbować myśleć jak ona. Bez skutku. Zawsze widziała swoje wady i starała się z nimi walczyć i to w niej najbardziej lubiłam i sama zaczęłam tak robić. Każdy popełnia błędy - a dla mnie błąd seleny był taki, że przestała walczyć i go zostawiła. Życzę ci dużo zdrowia, szczęścia i dużo Pani Weny :))
    Dominika z gg XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż nie wiem co powiedzieć. mam ochotę się rozpłakać ...
    Myślałam, że wszystko się ułoży. przecież Sel i Paul się kochają, więc po prostu się pogodzą a nie, żeby już wyjeżdżać. Zabije cię za ten cholerny koniec! Jedyne o co proszę to byś zaczęła 3 część. Bo ta historia jest jedną z najpiękniejszych jakie czytałam. Żal mi Paula... trudno jest mi pogodzić z tym co się stało. Bo wiem, że oboje będą cierpieć.
    Proszę byś zrobiła wyjątek i zaczęła pisać część 3 bo inaczej zwariuje!

    / Is

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadrobiłam u Ciebie wszystkie zaległości i jestem zachwycona. Nie spodziewałam się jednak, że ta historia zakończy się tak... smutno. Myślałam, że Selena w jakiś sposób wyzna Paulowi co się dzieje. Według mnie jest to całkowita wina dziewczyny - gdyby od razu powiedziała, że jest w ciąży, na pewno to wszystko potoczyłoby się inaczej. Może jednak napiszesz kolejną część? Szkoda byłoby to wszystko tak zostawić:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń