sobota, 29 września 2012

Rozdział 2

Jeeeju, jak Wy szybko czytacie <3 A Wasze komentarze są naprawdę przemiłe i są dla mnie wielkim natchnieniem :) Przyznam, że niektóre czytam kilka razy - ot, taki mały trik na dowartościowanie się ;)
Od poniedziałku zaczynam studia. Chyba jeszcze to do mnie nie dociera... Jedyne, czym się martwię, to czy uda mi się pogodzić pisanie z wykładami i ćwiczeniami... Mam nadzieję, że tak ;)


Brązowowłosa, szczupła dziewczyna w różowo-białej bieliźnie siedziała na wielkim łożu. Z zapałem rozrywała prezentowy papier, w który zapakowany został średniej wielkości karton. Paul obserwował ją z lekkim uśmiechem.
– O… Mój… Boże! – pisnęła, otwierając elegancki karton.
W wyściełanym aksamitem wnętrzu znajdowała się nowa para jasnych szpilek na koturnie. Nie wyjęła ich. Odłożyła karton na bok i z szerokim uśmiechem rzuciła się Paulowi na szyję, natychmiast całując go w usta i policzki.
Paul zaśmiał się, odwzajemniając pocałunki. Uwielbiał jej uśmiech, słodki i niewinny. Zawsze stuprocentowo szczery, a wraz z nim śmiały jej się te piękne czekoladowe oczy. To wszystko było warte nawet najdroższych butów świata.
– Dziękuję, jejku, dziękuję!
– To ja dziękuję – rzucił natychmiast, obserwując wkradające się do oczu dziewczyny łzy. – Naprawdę wiele dla mnie znaczy to, że jesteś ze mną.
To przeważyło szalę szczęścia. Melody rozpłakała się jak mała dziewczynka, wciąż tuląc się do Paula. Śmiała się przez łzy, gdy raz po raz całowała jego usta.
Paul rzadko mówił o swoich uczuciach wobec niej. Właściwie, w ogóle o nich nie wspominał. Nie to, żeby nie było o czym… Uwielbiał ją, bardzo pomogła mu przejść przez załamanie spowodowane rozstaniem z Seleną. Każdego dnia, nawet w najgorszych momentach, potrafiła sprawić, że na jego twarzy gościł uśmiech. No i, oczywiście, dzięki niej miał się teraz kim opiekować. Przez dwa tygodnie zanim się poznali tak bardzo brakowało mu poczucia, że jest komuś potrzebny.
Ale nie kochał jej. Wiedziała o tym. Nie mógł jej pokochać, póki w jego sercu wciąż tkwiła Selena. Mimo tego jak szczęśliwy czuł się z Melody, gdyby zobaczył teraz Selenę nie miałby wątpliwości, z kim chce odejść.
Jak dobrze, że Sel była tysiące kilometrów od niego…
– Już wystarczy tego rozklejania się – rzucił, ocierając kciukiem łzy Melody. – Wychodzę się nakarmić, a ty zastanów się do czego założysz te buty.
Dziewczyna pokiwała głową i ponownie złożyła na jego ustach słodki pocałunek.
– Mogę…? – zaczęła nieśmiało, ale Paul natychmiast jej przerwał.
– Nie. Nie, nie możesz. Karmiłaś się w nocy. I to aniołami.
Melody, choć była upiorem już od czternastu miesięcy, wciąż uczyła się życia wśród ludzi. Przez rok pozostawiona sama sobie, nie mając pojęcia co tak do końca się z nią dzieje, dotychczas zabijała każdego, kim się karmiła. Paula mocno dziwiło, że przez taki szmat czasu nikt nie zainteresował się ryzykownie polującą, bez wątpienia piękną upiorzycą.
Teraz dziewiętnastoletnia dziewczyna przechodziła przez jeden z najtrudniejszych okresów w życiu każdego upiora. Uczyła się panować nad sobą. Karmiła się rzadziej niż zanim poznała Paula, toteż często bywała rozdrażniona i miała zachwiania nastrojów. Do tego dochodził fakt, że była kobietą. Jej hormony szalały bardziej niż u ciężarnych kobiet rasy ludzkiej. Zmieniał się jej charakter, temperament. Paul musiał czuwać, by to wszystko nie działo się zbyt gwałtownie i nie zabrnęło za daleko.
Wstał z łóżka i skierował się do wyjścia.
– Bądź grzeczna. Zawsze cię przejrzę – ostrzegł, wychodząc na korytarz. – Nie wychodź z domu!
Nim dotarł do schodów, na dole rozległ się dzwonek do drzwi. Jęknął w duchu. To miała być jego chwila dla siebie, czas wolny… Dlaczego ktoś koniecznie chciał mu w tym przeszkodzić?
Otworzył drzwi. Stojący w progu ciemnowłosy mężczyzna o jasnej karnacji uśmiechnął się łobuzersko.
– Tęskniłeś?
– Och, to znowu ty… – jęknął Paul z bólem.
Justin Blackwood uśmiechnął się szerzej.
– Też się cieszę, że cię widzę, mój ty championie… – rzucił Justin, ostatnie słowo wypowiadając z przesadną słodyczą w głosie.
Bez skrępowania minął Paula i wszedł do holu. Rozejrzał się po wnętrzu i cmoknął z uznaniem.
Brown odetchnął, siląc się na spokój. Przecież nie trudno było zorientować się, że nie życzy sobie kontaktu z nikim związanym ze sprawą sprzed półtorej miesiąca. Nie chciał znów wracać do przykrego tematu. Chciał ruszyć dalej i naprawdę wydawało mu się, że dał to wszystkim jasno do zrozumienia.
Justin oglądał wnętrze jego domu, mrużąc przy tym oczy jak dziki kot. Oceniał to, co zastał. Paul uśmiechnął się pod nosem – nikt nie liczył, że po powrocie do Bostonu tak szybko stanie na nogi.
– Po co przyjechałeś? – spytał bez ogródek, gdy jego ciemnowłosy przyjaciel odnalazł salon i usadowił się wygodnie na kanapie z jasnej skóry.
– Znudziła mi się Florencja. Poza tym byłem ciekaw, co u ciebie…
Paul usiadł w fotelu. Zmarszczył czoło i pokręcił głową, dając Blackwoodowi do zrozumienia, że nie wierzy w ani jedno jego słowo. Justin zjawiał się tylko, gdy czegoś potrzebował. Zawsze było tak samo…
Melody weszła do salonu. Towarzyszący temu stukot obcasów dał Paulowi do zrozumienia, że dziewczyna zdążyła się ubrać. Nie obrócił się, by na nią spojrzeć – przelotnie zlustrował ją spojrzeniem dopiero, gdy podeszła do jego fotela i swobodnie usiadła na podłokietniku.
– Nie liczy się – mruknął, znacząco spoglądając na kremowe szpilki, które miała na nogach. – W domu się nie liczy.
Otworzyła usta, by zaprotestować, a na jej twarzy pojawiło się lekkie oburzenie. Założyła nowe buty do ciasnych, jasnych rurek i zwiewnej bluzeczki na ramiączkach tylko po to, by Paul nie mógł jej wytknąć, że niepotrzebnie zapełnia garderobę ubraniami, których nie nosi. Właściwie, te spodnie też widział chyba po raz pierwszy…
– Mel, poznaj Justina… Wspominałem ci o nim – rzucił spokojnie, gdy dziewczyna zrezygnowała z wyrażenia swojego niezadowolenia. – Justin, poznaj Melody.
Melody spojrzała na Justina. Przywitała go chyba najbardziej urzekającym ze swoich uśmiechów, pokazując przy tym rząd równych, naturalnie białych zębów. Zbity z tropu Blackwood tylko skinął głową i zlustrował dziewczynę spojrzeniem od stóp do czubka głowy. Po jego minie Paul wyraźnie zauważył, że Melody zrobiła na nim wrażenie.
– Chyba gdzieś już cię widziałem… – mruknął, gdy ponownie wbił wzrok w twarz uroczej szatynki. – Już wiem! Byłaś na okładce jakiegoś pisma dla dorosłych, niewyżytych panów…
– Tak, Melody jest fotomodelką – przerwał gwałtownie Paul. – Moją fotomodelką. I moją dziewczyną – zaznaczył.
Z twarzy dziewczyny zniknął uśmiech. Pojawiło się lekkie zażenowanie i rumieniec. Poczuła się źle z komentarzem Justina nie dlatego, że jej ubliżył… Wiele razy wspominała, że nie chce być kojarzona tylko z pismami dla dorosłych, w których ze dwa razy wystąpiła w bieliźnie.
– Skarbie, przyniesiesz nam coś do picia? Bardzo proszę…
Pokiwała głową, wstając z fotela. Justin odprowadził ją wzrokiem, wyraźnie wpatrując się w nie te części ciała, w które powinien.
– Jest gorąca! – szepnął z zapałem, gdy tylko stukot obcasów Melody ucichł w kuchni. – Swoją drogą, bardzo szybko się pocieszyłeś… – dodał z uśmiechem, który od razu zdradzał, o czym myśli.
– To cudowna dziewczyna. Nie wsadzaj jej do jednego worka z króliczkami Playboya – westchnął Paul.
– Twoje związki ewoluują – kontynuował Blackwood, zupełnie ignorując słowa towarzysza. – Najpierw była Liz, trochę słodka ludzka idiotka… Selena była całkiem dojrzałą anielicą, idealnym materiałem na żonę… A ona? – wskazał podbródkiem w stronę kuchni, w której chwilę temu zniknęła Melody. – Nie, ewolucja zatrzymała się na Selenie. Teraz się cofasz…
– Melody jest…
Zamilkł, zdając sobie sprawę z tego, że sam nie wie, co powiedzieć. Czy było coś, w czym mogłaby pobić Selenę w rankingu Justina?
Nie potrafił ich porównać. Wiedział jedno…
– Melody mnie uszczęśliwia. Wiem, że nigdy nie potraktowałaby mnie tak, jak Selena – powiedział sztywno. – Wie, co to wdzięczność i mogę jej ufać. To czyni ją milion razy lepszą od Seleny.
Justin odwrócił wzrok. Doskonale wiedział, że Paul, mimo iż tego nie okazywał, bardzo cierpiał.
Paul poświęcił wszystko, by uratować Selenę i związek z nią. Nie pozwolił na wypełnienie przepowiedni, mówiącej, że on i Sel, Dziecko Księżyca, muszą zginąć, by Wolf przejął moc młodej anielicy i doprowadził do wyginięcia upiorów i zagłady świata magicznego przez anioły. Zaryzykował wszystko. Wiedział, że nie zawsze postępował dobrze, ale robił to dla Seleny. Ostatecznie wygrali, zabił Michaela. Selena odniosła niewielkie obrażenia, ale żyła.
Dla niej to nic nie znaczyło…
Melody weszła do salonu, niosąc dwie szklaneczki do połowy wypełnione whisky z lodem. Jedną podała Justinowi, uśmiechając się przy tym słodko. Trzymając w dłoni drugą, usiadła Paulowi na kolanie. Chłopak objął ją w pasie i odebrał naczynie z ciemnym płynem.
– Dziękuję, skarbie… – uśmiechnął się do dziewczyny.
W ich związku słowo „dziękuję” było jednym z najczęściej powtarzanych. Nawet najbardziej błahe przysługi nagradzali sobie tym prostym gestem. Z początku Paul odnosił wrażenie, że Melody wypowiada to słowo głównie po to, by pokazać, że jest lepsza od Seleny. Szybko jednak zauważył, że jego nowa dziewczyna po prostu była dobrze wychowaną osobą – nawet w pracy dziękowała wizażystce za wykonany makijaż, a przecież wcale nie musiała tego robić.
Wdzięczność. To zdecydowanie było to, czego brakowało mu w związku z Seleną.
Wcale nie był w nastroju do pieszczot i publicznego okazywania uczuć, ale pocałował Melody w policzek.
– Diana nie żyje.
Zszokowany Paul spojrzał na Blackwooda. Ciemnowłosy upiór wziął potężny łyk alkoholu, pozostawiając w szklance sam lód. Diana była ukochaną Justina jeszcze z czasów, gdy był aniołem. Mimo iż w czasie pięćdziesięciu lat rozłąki oboje żyli własnym życiem, to tak naprawdę wciąż bardzo się kochali.
– Przykro mi…
Justin skinął głową. Wpatrzył się w wełniany dywan, na którym leżało kilka kolorowych samochodów Thomasa.
– Wentworth oddał jej moc. Nie zostaliśmy w Twierdzy, przecież jestem upiorem… Dla wszystkich aniołów wystarczającym szokiem była śmierć Michaela – powiedział sztywno, wciąż nie odrywając wzroku od podłogi. – Wentworth ogłosił, że nie będzie dążył do wypełnienia przepowiedni i zostawi Dziecko Księżyca w spokoju. Część aniołów się zbuntowała. Odeszli z Twierdzy. Uznali, że Florencja musi być czysta od upiorów… Zaczęli zabijać. Diana znalazła się w niewłaściwym miejscu…
– Zabijają upiory? – rzuciła z niedowierzaniem Melody.
– Tylko we Florencji – uspokoił Paul, wciąż uważnie przypatrując się Justinowi. – Prawda?
– Tak. To ich teren… Zawsze był.
– Ilu zginęło?
– Dziewiętnastu mężczyzn i trzy kobiety. Około piętnaścioro wyniosło się w inne rejony Włoch i za granicę.
***
– Boję się, Paul.
Siedzieliśmy sami przy stole w jadalni, kończąc przygotowaną przeze mnie kolację. Korzystając z tego, że Thomas wyszedł do salonu z Justinem, przyjacielem Paula, postanowiłam powiedzieć mojemu chłopakowi, co mnie dręczy. Wprawdzie niewiele rozumiałam z wywodu Justina, gdy opowiadał o wydarzeniach z Florencji, ale wiedziałam najważniejsze – ginęły upiory. Jakaś banda zbuntowanych aniołów uparła się i postanowiła pozbyć się swoich „przeciwników”.
Dlaczego właściwie anioły tak bardzo nie lubiły upiorów!?
– Nie masz czego – skwitował, biorąc łyk czerwonego wina, które podałam do posiłku. – Florencja jest we Włoszech. To daleko stąd.
– Wiem, gdzie jest Florencja! – oburzyłam się.
Od kiedy pierwszy raz wystąpiłam w magazynie dla dorosłych odnosiłam wrażenie, że ludzie mają mnie za idiotkę. Słodką, głupiutką dziewczynkę, która zarabia ciałem. Zwykle się tym nie przejmowałam. Sama doskonale wiedziałam, jaka jestem i nie zależało mi na opinii ludzi, którzy mnie nie znali. Tego dnia słowa Justina Blackwooda dały mi do myślenia. Słyszałam całą jego rozmowę z Paulem, gdy byłam w kuchni. Powiedział, że po Selenie ewolucja związków Paula zaczęła się cofać, co jednoznacznie znaczyło, że, choć mnie nie znał, miał mnie za zero.
Paul uniósł brew. Nie skomentował moich słów. Jakby nigdy nic wrócił do kolacji.
– W przeciwieństwie do ciebie jestem kobietą i za mało doświadczonym upiorem, żebym sama poradziła sobie z anielskimi mordercami!
Gwałtownie wstałam od stołu. Paul przełknął makaron z sosem i posłał mi znużone spojrzenie.
– Naprawdę chcesz, żebym ci odpowiedział?
Zatrzymałam się w pół kroku i obróciłam w jego stronę. Wciąż siedział za stołem i obserwował mnie uważnie. Choć na jego twarzy nie było absolutnie żadnych emocji, w oczach dojrzałam dziwną, trochę groźną iskrę.
Natychmiast dotarło do mnie, że nie powinnam tego mówić. Przecież Paul od ponad miesiąca wciąż był przy mnie, chronił mnie i pomagał. To było oczywiste, że w razie pojawienia się tych zbuntowanych aniołów w Bostonie nie zostanę sama.
To był wyjątkowo podły pokaz braku wdzięczności i zaufania. A przecież wcale tak nie myślałam…
– Przepraszam…
Odłożył sztućce i wstał od stołu, wycierając usta bordową serwetką, którą następnie rzucił na talerz.
– Połóż Thomasa spać.
Spuściłam wzrok, a gdy przechodził obok mnie chwyciłam go za rękę. Zatrzymał się, ale nie spojrzał na mnie.
– Nie zostawię cię. Zawsze będę stał po twojej stronie i nie pozwolę cię skrzywdzić – powiedział. – Niestety, musisz też nauczyć bronić się sama.

4 komentarze:

  1. Och, nie... Zabili Diane ;(. Kogo jeszcze? Czy fala zabójstw przeniesie się z Florencji na całą Europę? Boję się o Paula i Selene, gdyż to ją mogą obwiniać za śmierć Michaela... A Melody może sobie ginąć ;D. Nie lubi jej, bo stoi na przeszkodzie do związku naszych gołąbeczków ;D.
    Co do rozdziału, jak zwykle genialny! Czekam na więcej ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. nieeeee ! Melody mi tu nie pasuje, bardzo nie pasuje. Ona nie może być z Paulem bo on i Sel to idealna para.. Nie no, z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wypadków~!

    taka-se-nazwa.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest wspaniały. Ale kiedy będzie Selena? Stęskniłam się za nią :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowa bohaterka chyba bardziej mi się podoba, ale Selena też ma w sobie to coś. Tak się zastanawiam - którą z nich ostatecznie wybierze Paul? A może oni nigdy już nie będą razem?
    Już czekam z niecierpliwością na następny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń