wtorek, 25 września 2012

Rozdział 1

Początek jak zwykle u mnie trochę nudny i spokojny ;) W tym rozdziale możecie nieco bliżej zapoznać się z nową bohaterką ;) Jestem bardzo ciekawa, czy przypadnie Wam do gustu :).
W tej części akcja rozwinie się szybciej niż zwykle :) Przynajmniej takie mam plany ;) 
  Przez rok zdołałam odkryć kilka rzeczy na temat tego, czym się stałam. Byłam upiorem, istotą nocy. Nie spałam, żywiłam się ludzką energią. Zazwyczaj męską, co bardzo szybko zauważyłam wraz z rosnącym poziomem libido. W Internecie nazywali coś takiego sukubami. Wiedziałam jednak, że jest wielka różnica między sukubem a upiorem.
Ja nie karmiłam się ludzką energią przez współżycie, a przez pocałunek. Nie byłam demonem, a jedynie niesypiającą dziewczyną, która po dwudziestej drugiej zmieniała się w szarego potwora. Moja skóra stawała się szara, białka oczu również, a tęczówki i usta czarne. Pod moją skórą bez problemu można było dostrzec przebiegające żyły, w których pulsowała krew. Chowałam się wtedy w kącie wynajętego mieszkania, gasiłam wszystkie światła i po prostu modliłam się o poranek…
Co dziwne, nie zawsze w nocy musiałam wyglądać właśnie tak. Pojęcie tego zajęło mi kilka miesięcy. Zmieniałam się tylko wtedy, gdy w dzień nakarmiłam się czyjąś energią. A przez „nakarmiłam” rozumiem zabicie takowej osoby… Jeśli udało mi się powstrzymać głód, pragnienie i zmęczenie, pozostawałam sobą.
Nie spotkałam nikogo, kto byłby taki jak ja. Nie miałam kogo prosić o radę, spytać o cokolwiek. Żyłam z dnia na dzień, znów unikając ludzi jak za czasów szkolnych… Bo każdy kontakt z istotami ludzkimi mógł się zakończyć ich śmiercią.
Niestety zmiana w upiora nie rozwiązywała żadnych moich problemów. Wciąż byłam tylko hostessą, musiałam pracować, żeby utrzymać mieszkanie. Nie mogłam wrócić do Quincy… Bo co powiedziałabym rodzicom? Mamo, tato! Nie zrobiłam wprawdzie kariery, ale stałam się wysysającym dusze upiorem! Kocham was, ale trzymajcie się ode mnie z daleka, bo mogę was pozabijać…
Dokładnie rok po tamtym zdarzeniu zorganizowano kolejny pseudo-charytatywny bal. Kolejna banda bogatych, wpływowych ludzi spotkała się w najdroższym hotelu, by wypić drogiego szampana, pokazać się w nowych kreacjach i przechwalać osiągnięciami. Ale tym razem nie było tak, jak wtedy… Dla mnie było zupełnie inaczej.
Ludzie uśmiechali się do mnie, dużo chętniej niż zwykle nawiązywali ze mną normalną, swobodną rozmowę. Mężczyźni jawnie mnie podrywali, nie jeden zaproponował mi sesję zdjęciową lub udział w reklamie. Ja natomiast nie mogłam się skupić na niczym prócz ich życiowej energii. Patrzyłam na każdego z nich i miałam ochotę po prostu pocałować go – reszta zawsze działa się sama. Każdy był dla mnie tylko pożywieniem.
Każdy, prócz niego…
Przez cały czas siedział przy barze popijając whisky z lodem. Miał krótkie brązowe włosy, delikatnie opaloną skórę, około metra osiemdziesiąt wzrostu i przepiękne, głębokie, szare oczy i zupełnie obojętną minę. Tylko on jeden wyglądał w czarnym garniturze i białej koszuli tak pociągająco. Był obiektem zainteresowania chyba wszystkich kobiet na sali (nie tylko tych wolnych), ale ignorował je. Było w nim coś niesamowitego, niespotykanego. A ja cały czas czułam na sobie jego wzrok.
Roznosiłam szampana i kolorowe drinki, ukradkiem obserwując przystojnego pana przy barze. Chwilę z kimś rozmawiał, później znów został sam. Potem podszedł do niego mężczyzna w jasnym garniturze. Przywitali się, jakby znali się od lat. Przez krótką chwilę rozmawiali swobodnie.
– Przepraszam… – zagadnęłam mijającego mnie mężczyznę, którego widziałam już na kilku obsługiwanych przeze mnie przyjęciach – Kim jest ten pan przy barze?
– Paul Brown. Fotograf.
Czułam, że nie jest zwykłym fotografem. Głównie dlatego, że nie wyczuwałam u niego energii, którą mogłabym się nakarmić. Nie pociągał mnie jako pożywienie. Był po prostu oszałamiająco przystojnym, tajemniczym mężczyzną.
– Jestem w mieście zaledwie dwa tygodnie, a ile razy już musiałem po tobie sprzątać – wyszeptał mi ktoś do ucha.
Podskoczyłam i gwałtownie obróciłam w stronę, z której dochodził melodyjny męski głos. Pan Brown, przystojniak z baru, stał tuż obok mnie. Dopiero co spuściłam z niego wzrok, kilka sekund temu siedział przy barze, a już znalazł się obok mnie! Jakim cudem!?
Nie uśmiechał się – jego twarz wciąż pozostawała tak samo nieprzenikniona jak wcześniej. Z bliska wyglądał jeszcze bardziej oszałamiająco – miał piękne, pełne usta, przenikliwe, głębokie szare oczy i idealną kwadratową twarz. Brązowe włosy były w niemal artystycznym nieładzie. Można by rzec, że celowo ich nie układał, bo dodawały mu tej nutki buntu, ale ja od razu zauważyłam, że to był zamierzony efekt stylizacji, której przed wyjściem z domu musiał poświęcić chociaż chwilę.
– A… Słucham? – wyjąkałam, zupełnie zbita z tropu.
– Pozwolisz, że nie będziemy o tym rozmawiać tutaj?
Nie wiem, dlaczego właściwie wyszłam z nim na zewnątrz. Może dlatego, że wcale mnie nie przerażał. A może dlatego, że po prostu wiedziałam, że nie może mnie skrzywdzić. Byłam upiorem, do diaska! To ja mogłam go zabić!
Tylko, że wcale nie chciałam robić mu krzywdy…
– Jak długo zabijasz? – spytał bezceremonialnie, gdy stanęliśmy na wypełnionym drogimi samochodami parkingu.
Nie odpowiedziałam. Był gliną!? Skąd wiedział, że przeze mnie giną ludzie!? Nie zostawiałam żadnych śladów, żadnych wskazówek – to było pewne. Inaczej ktoś już dawno znalazłby mnie i oskarżył o śmierć tych wszystkich biednych osób…
Odgarnęłam włosy z twarzy i cofnęłam się o krok. Czego właściwie ode mnie chciał? Co to była za gra?
Gdyby wiedział, w jakiej sytuacji się znalazłam, zrozumiałby.
Ale nikt normalny nie miał o tym zielonego pojęcia. Przecież nie pisali o tym nawet w Internecie.
– Jesteś upiorem. Wiem to – westchnął, swobodnie opierając się o czarnego Astona Martina. – Po prostu przestań zabijać albo po sobie sprzątaj, maleńka.
W jego głosie nie było cienia złości, nienawiści czy obrzydzenia. Wiedział czym jestem i nie dziwiło go to. Zupełnie jakby normalne było, że próbująca się wybić hostessa po zmroku staje się potworem.
Lampy samochodu zamigotały, a centralny zamek odblokował się. Mężczyzna wsiadł do środka i wsadził kluczyki do stacyjki.
– Bądź grzeczną dziewczynką i posłuchaj mnie. Dobrze ci radzę – przestań zabijać – powiedział zupełnie spokojnie. – Nie chcę robić ci krzywdy…
– Kiedy tak się nie da! Nie da się nie zabijać będąc tym czymś! – wykrzyknęłam.
Nie zrobiłam tego ze złości, ale z bezsilności. Przecież nie chciałam być zła, nie chciałam śmierci tych wszystkich ludzi! Wieczorami, siedząc w kącie pokoju w postaci potwora, tak bardzo chciałam znów być tą otyłą dziewczynką z Quincy i nigdy nie zażyczyć sobie gwałtownych zmian w moim życiu. Wszystko stało się dlatego, że chciałam być kimś. To, że stałam się upiorem, śmierć tych wszystkich ludzi, których energia utrzymywała mnie przy życiu… To wszystko była tylko i wyłącznie moja wina.
Wyjrzał z auta, unosząc brwi. Chwilę przyglądał mi się uważnie, podczas gdy próbowałam powstrzymać gwałtowny wybuch płaczu.
– Jestem upiorem od urodzenia. Uwierz mi, że karmienie się człowiekiem i pozostawienie go przy życiu wcale nie jest takie trudne – westchnął ciężko.
Sięgnął do kieszeni marynarki. Wydobył z niej białą wizytówkę i podał mi z lekkim uśmiechem.
– Otwieram nowe studio w Dorchester. Przyjdź do mnie jutro.

Minął miesiąc o naszego poznania i mogę powiedzieć, że jesteśmy parą idealną.
Paul pomógł mi zrozumieć kim tak naprawdę się stałam. Nauczył mnie panować nad sobą, wybierać ofiary i nie wysysać ich w całości, a w razie potrzeby krył zbrodnię za mnie. Powiedział mi jak rozpoznać inne upiory, jak nie wchodzić im w drogę. Był przy mnie, gdy potrzebowałam wsparcia lub miałam tak zwane „załamania hormonalne”. Panował nade mną i nie krępował się pokazywać, że to on jest silniejszy.
Wciąż powtarzał, że żaden upiór nie powinien zostawiać świeżo przemienionej osoby samej…
Ile bym dała, żeby to właśnie on mnie zmienił…
Dzięki Paulowi nie musiałam już pracować jako hostessa – po tym jak otworzył nowe studio, zostałam fotomodelką. Nigdy nie wyobrażałam sobie jaka to trudna praca… Zawsze wydawało mi się, że wystarczy chwilę powyginać się przed obiektywem w pięknym ubraniu i profesjonalnym makijażu. Guzik prawda! To strasznie stresujące, gdy próbujesz dobrze ustawić się do zdjęcia i nie wiesz, czy tak naprawdę dajesz radę. Na moje szczęście Paul był bardzo wyrozumiały, spokojny i pomocny nie tylko jako upiór. Wszystkim nowym modelkom mówił jak mają pozować, co poprawić, a co robią dobrze. Był po prostu niesamowity…
Nigdy się nie kłóciliśmy, żadne nie miało do drugiego o nic pretensji. Ufaliśmy sobie, spędzaliśmy razem naprawdę mnóstwo czasu. Paul był bardzo opiekuńczy, a przy tym stanowczy i męski. Idealny…
Jedynym problemem w naszym związku jest to, że on nigdy nie będzie mógł powiedzieć, że mnie kocha. Nigdy. Już pierwszej wspólnie spędzonej nocy dał mi do zrozumienia, że jego serce zawsze będzie należało do innej. A ja miałam wybór – pogodzić się z tym, lub odejść z niczym.
Zdecydowanie wolałam to pierwsze.
Selena (bo to ją tak bardzo kochał Paul i to ona go skrzywdziła) była tysiące kilometrów od nas, a on starał się o niej zapomnieć. Właściwie, w jego domu w ogóle się o niej nie wspominało. Jego wyjazd z Polski do Bostonu był tematem tabu. Wiedział to nawet mały Thomas, pięcioletni syn Paula. Ja wiedziałam tylko, w jaki sposób doszło do ich rozstania. Uratował jej życie, poświęcił wszystko, a ona po prostu go odrzuciła… To okropne! Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak poczuł się Paul, gdy zdeptała jego uczucia.
Mieszkaliśmy razem właściwie od samego początku. W ten sposób mógł mnie maksymalnie kontrolować. Najpierw u jego ojca, potem w wielkiej rezydencji z dużymi oknami, którą kupił. Budynek cały był wykonany z jasnego kamienia, ciemny dach i ramy okien idealnie kontrastowały z resztą. W środku było mnóstwo przestronnych pomieszczeń, z których ani my, ani Thomas w większości nie korzystaliśmy. Kręcone schody z kutą balustradą prowadzące z holu na piętro sprawiały, że schodząc na dół czułam się jak księżniczka. Podobnie zresztą jak wystawna jadalnia na dwanaście osób, duże łazienki i romantyczna sypialnia z wielkim łożem i toaletką przeznaczoną tylko dla mnie.
Z początku nie bardzo rozumiałam, po co dwójce upiorów sypialnia… Szybko okazało się jednak, że istotnie spędzamy tam dużo czasu. Nie tylko robiąc te rzeczy, które zwykle robią dorośli gdy dziecko już zaśnie… Naprawdę wiele z tych nieprzespanych nocy, gdy zostawaliśmy w domu, po prostu przeleżeliśmy razem w łóżku, wtuleni w siebie i rozmawialiśmy praktycznie o niczym. I choć Paul nigdy nie powiedział tych dwóch istotnych słów, które chciałaby usłyszeć w końcu każda dziewczyna, często powtarzał, jak wiele znaczą dla niego te nocne rozmowy.
– One nie są warte swojej ceny, nie są warte swojej ceny… – szeptałam do siebie, wchodząc do salonu.
Właśnie wróciłam z zakupów w mieście. Siatki z jedzeniem, chemią gospodarczą, kilkoma drobiazgami do domu i kosmetykami spoczywały w bagażniku taksówki, którą przyjechałam. Siedzący na kanapie Paul czytał właśnie książkę, podczas gdy jego ukochany synek bawił się na wełnianym, białym dywanie. Podniósł na mnie pytający wzrok. Usłyszał, co mówiłam do siebie. Zawsze słyszał…
– Co nie jest warte swojej ceny? – spytał ostrożnie.
Dłużej nie mogłam wytrzymać. Ze słodkim uśmiechem usiadłam obok niego i wtuliłam się w umięśnione ramię, na którym delikatnie opinała się szara bluzka. Pocałowałam go w policzek, cała drżąc z podniecenia.
Zaśmiał się i odłożył książkę na bok. Objął mnie ramieniem, wzdychając pocałował w czubek głowy. Miał dobry humor. Ostatnio zdarzało się to coraz częściej, co bardzo mnie cieszyło i jednoznacznie wskazywało na to, że rzadziej myśli o wydarzeniach z Polski.
– One są piękne! – pisnęłam.
– Co?
– Buty! Szpilki! Przepiękne!
Ponownie roześmiał się i potarł moje ramię. Odsunęłam się i spojrzałam na niego z powagą.
– Ale nie mogę ich kupić – powiedziałam szybko. Gdy posłał mi zdziwione spojrzenie, westchnęłam ciężko. – Są bardzo drogie – oznajmiłam.
Od kiedy zamieszkaliśmy w jego domu to on płacił za wszystko, nawet za moje ubrania. Z początku bardzo mi to przeszkadzało – nie chciałam czuć się jak pasożyt, panienka żerująca na jego majątku. Ze śmiechem tłumaczył, że przecież nie dostaję pieniędzy za sesje w jego studiu, a w wolnych chwilach opiekuję się Thomasem i zajmuję domem, co pozwalało mu zaoszczędzić, a te „oszczędności” chciał przeznaczać na mnie. Miał rację…
W tej chwili jednak wiedziałam, że pewnej granicy nie pozwoli mi przekroczyć.
– Kosztują prawie trzy tysiące…
– Nie są warte swojej ceny! – rzucił szybko.
Chwycił książkę i znów zanurzył się w lekturze, zupełnie jakby nasza rozmowa nie miała miejsca. Westchnęłam. Te przepiękne kremowe szpilki na platformie, z delikatną koronką będą mnie prześladowały przez następne miesiące.
– To Louboutin! Proszę! – jęknęłam, znów całując go w policzek. – Błagam! Już o nic więcej cię nie poproszę! Poszukam nowych zamówień na zdjęcia i…
– Skarbie, nie chodzi o pieniądze – mruknął. – Po prostu cię znam. Kupię ci te cholerne buty, a one będą leżały w garderobie jak ta miętowa sukienka, którą kupiłaś tydzień temu. Też ci się podobała, a ani razu nie miałaś jej na sobie. Nic mnie tak nie denerwuje jak bezsensowne zapełnianie szafy…
Skruszona pokiwałam głową. Sukienka, o której wspomniał, była pierwszą rzeczą, jaką mi kupił i naprawdę nigdy jej nie założyłam (jeśli nie liczyć pięciu minut przeglądania się w ogromnym lustrze w garderobie). Mimo to uwielbiałam ją i czekałam na odpowiednią okazję, by pokazać ją światu. Mężczyźni nie rozumieją takich rzeczy!
– W taksówce są zakupy.
Pokiwał głową. Bez słowa wstał z kanapy i wyszedł z domu, by przynieść torby.
Zawsze tak robił. Nie pozwalał mi się przemęczać. Chciał być prawdziwym, stuprocentowym mężczyzną, dbającym o swoją damę. Musiałam się do tego przyzwyczaić i zajęło mi to trochę czasu, bo nikt nigdy nie traktował mnie w ten sposób.
Uśmiechnęłam się do Toma, który obserwował mnie uważnie. Czasem ten malec mnie przerażał… Niby słodki, cichy i grzeczny, ale było w nim coś niepokojącego. Zwłaszcza, gdy momentami spoglądał na mnie oskarżycielsko, jakby myślał, że to przeze mnie jego ojciec i Selena rozstali się i chciał mi podciąć gardło.
Oj tak, mógł być do tego zdolny…
– Jesteś głodny? – spytałam z uśmiechem.
– Nie – rzucił sztywno i odwrócił się w przeciwną stronę.
Dzieci nie mówią w taki sposób! Dzieci się śmieją, zapraszają do zabawy i proszą o zabranie na spacer!
– On mnie nie lubi… Bardzo… – westchnęłam, wchodząc do kuchni, w której Paul właśnie postawił torby z zakupami.
– Nie, nie lubi – skwitował, wyciągając z papierowej torby warzywa.
Zabrałam od niego sałatę i włożyłam do zlewu. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale ceniłam jego szczerość. Thomas nigdy nie okazywał mi sympatii. Gdy Paul pierwszy raz przyprowadził mnie do domu, malec po prostu się popłakał. To było bolesne… I dziwne.
Paul stanął za mną i objął mnie w pasie, mocno przyciskając do siebie.
– Przejdzie mu – wyszeptał mi w szyję, po czym delikatnie musnął ją wargami. – Mocno przeżył rozstanie z Seleną.
– Jestem dużo gorsza od niej, prawda?
– Nie. Po prostu się różnicie.
Byłam w szoku jak szybko, bez większego zastanowienia i stanowczo potrafił mi odpowiedzieć. Zwykle unikał takich pytań, zmieniał temat. Bolało go wspomnienie byłej ukochanej. Wiedziałam to, ale wciąż nie potrafiłam przestać pytać. Chciałam wiedzieć, jaka była, jak się zachowywała w danych sytuacjach, za co tak bardzo ją kochał.
Chciałam, żeby pokochał mnie w choć niewielkim stopniu tak, jak kochał ją.
– Wyślę go na noc do taty… Co ty na to? – wymruczał mi w szyję, ponownie muskając moją skórę.
– Po co?
Gwałtownie obrócił mnie w swoją stronę. Zupełnie niespodziewanie pocałował mnie namiętnie. Jedną ręką objął mnie w pasie i przycisnął do siebie, a drugą wplótł mi we włosy. Pchnął mnie na znajdującą się za mną szafkę. Doskonale wiedziałam, do czego dąży i co chodzi mu po głowie.
– A później… – mruknął zmysłowo, przenosząc pocałunki na mogą szyję. – Później nauczę cię wysysać anioły… 

5 komentarzy:

  1. Coś mi się wydaje, że Paul nie do końca jest zainteresowany swoją nową partnerką, a raczej jest z nią dla własnych korzyści. Zastanawia mnie czemu jego związek z Seleną tak dziwnie się potoczył. Czy oni będą jeszcze razem, czy to już definitywny koniec? I jaką rolę odegra w tym wszystkim nowa bohaterka?
    Rozdział nie jest nudny, bardzo przyjemnie się go czytało. Już czekam na następny;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... Podejrzewam, że Paul chce wykorzystać swoją nową "zdobycz" to własnych celów. Zemsty, bądź jeszcze czegoś innego. Lecz to tylko przypuszczenia. Mam nadzieję, że napatoczy się jeszcze na Selene i uda im się do siebie wrócić. Byli razem parą idealną. Cudowni!
    Czy dobrze zauważyłam, że nie pojawiło się jeszcze imię bohaterki? W tym rozdziale nie zauważyłam i w proroku też sobie je nie przypominam :D. Chyba, że jestem w błędzie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imię pojawiło się w prologu ;) W tym rozdziale nie, tu masz rację ;)

      Usuń
  3. Zacznę od tego, że w ostatnim rozdziale drugiej części rozstanie Paula i Seleny mi nie przeszkadzało. Ale w tej części jest inaczej i czuję, że pozostanie tak jeszcze przez dłuższy czas. Melody. Tak się nazywa nowa bohaterka, prawda? Po prologu myślałam, że ją polubię, ale nie mogę przyzwyczaić się do tego, że jest to nowa dziewczyna Paula. On powinien być z Seleną. Idealnie do siebie pasują i cały czas się kochają. Zastanawiam się czy Selena pojawi się w tej części? Czy jej i Paula drogi znowu się spotkają? Bardzo bym tego chciała. Chciałabym by znów byli razem. Jednak ostatnie słowa mnie zaniepokoiły. Mam nadzieję, że nie wykorzysta Melody do zemsty nad Seleną. Bo te jego słowa sprawiły, że o tym pomyślałam.
    Rozdział jak zwykle udany i wciągający. Bardzo miło się czytało.
    Muszę przyznać, że podoba mi się to, że Thomas nie lubi nowej dziewczyny tatusia. :D
    Niecierpliwie czekam na następny.
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie jest ok. :) Nie potrzebuję nic lepszego, bo rzadko maluję oczy :)

    OdpowiedzUsuń