Początek jak zwykle u mnie trochę nudny i spokojny ;) W tym rozdziale możecie nieco bliżej zapoznać się z nową bohaterką ;) Jestem bardzo ciekawa, czy przypadnie Wam do gustu :).
W tej części akcja rozwinie się szybciej niż zwykle :) Przynajmniej takie mam plany ;)
Ja nie karmiłam
się ludzką energią przez współżycie, a przez pocałunek. Nie byłam demonem, a
jedynie niesypiającą dziewczyną, która po dwudziestej drugiej zmieniała się w
szarego potwora. Moja skóra stawała się szara, białka oczu również, a tęczówki
i usta czarne. Pod moją skórą bez problemu można było dostrzec przebiegające
żyły, w których pulsowała krew. Chowałam się wtedy w kącie wynajętego
mieszkania, gasiłam wszystkie światła i po prostu modliłam się o poranek…
Co dziwne, nie
zawsze w nocy musiałam wyglądać właśnie tak. Pojęcie tego zajęło mi kilka
miesięcy. Zmieniałam się tylko wtedy, gdy w dzień nakarmiłam się czyjąś
energią. A przez „nakarmiłam” rozumiem zabicie takowej osoby… Jeśli udało mi
się powstrzymać głód, pragnienie i zmęczenie, pozostawałam sobą.
Nie spotkałam
nikogo, kto byłby taki jak ja. Nie miałam kogo prosić o radę, spytać o
cokolwiek. Żyłam z dnia na dzień, znów unikając ludzi jak za czasów szkolnych…
Bo każdy kontakt z istotami ludzkimi mógł się zakończyć ich śmiercią.
Niestety zmiana
w upiora nie rozwiązywała żadnych moich problemów. Wciąż byłam tylko hostessą,
musiałam pracować, żeby utrzymać mieszkanie. Nie mogłam wrócić do Quincy… Bo co
powiedziałabym rodzicom? Mamo, tato! Nie
zrobiłam wprawdzie kariery, ale stałam się wysysającym dusze upiorem! Kocham
was, ale trzymajcie się ode mnie z daleka, bo mogę was pozabijać…
Dokładnie rok
po tamtym zdarzeniu zorganizowano kolejny pseudo-charytatywny bal. Kolejna
banda bogatych, wpływowych ludzi spotkała się w najdroższym hotelu, by wypić
drogiego szampana, pokazać się w nowych kreacjach i przechwalać osiągnięciami.
Ale tym razem nie było tak, jak wtedy… Dla mnie było zupełnie inaczej.
Ludzie
uśmiechali się do mnie, dużo chętniej niż zwykle nawiązywali ze mną normalną,
swobodną rozmowę. Mężczyźni jawnie mnie podrywali, nie jeden zaproponował mi
sesję zdjęciową lub udział w reklamie. Ja natomiast nie mogłam się skupić na
niczym prócz ich życiowej energii. Patrzyłam na każdego z nich i miałam ochotę
po prostu pocałować go – reszta zawsze działa się sama. Każdy był dla mnie
tylko pożywieniem.
Każdy, prócz
niego…
Przez cały czas
siedział przy barze popijając whisky z lodem. Miał krótkie brązowe włosy, delikatnie
opaloną skórę, około metra osiemdziesiąt wzrostu i przepiękne, głębokie, szare
oczy i zupełnie obojętną minę. Tylko on jeden wyglądał w czarnym garniturze i
białej koszuli tak pociągająco. Był obiektem zainteresowania chyba wszystkich kobiet
na sali (nie tylko tych wolnych), ale ignorował je. Było w nim coś
niesamowitego, niespotykanego. A ja cały czas czułam na sobie jego wzrok.
Roznosiłam
szampana i kolorowe drinki, ukradkiem obserwując przystojnego pana przy barze.
Chwilę z kimś rozmawiał, później znów został sam. Potem podszedł do niego
mężczyzna w jasnym garniturze. Przywitali się, jakby znali się od lat. Przez
krótką chwilę rozmawiali swobodnie.
– Przepraszam…
– zagadnęłam mijającego mnie mężczyznę, którego widziałam już na kilku obsługiwanych
przeze mnie przyjęciach – Kim jest ten pan przy barze?
– Paul Brown.
Fotograf.
Czułam, że nie
jest zwykłym fotografem. Głównie dlatego, że nie wyczuwałam u niego energii,
którą mogłabym się nakarmić. Nie pociągał mnie jako pożywienie. Był po prostu
oszałamiająco przystojnym, tajemniczym mężczyzną.
– Jestem w
mieście zaledwie dwa tygodnie, a ile razy już musiałem po tobie sprzątać –
wyszeptał mi ktoś do ucha.
Podskoczyłam i
gwałtownie obróciłam w stronę, z której dochodził melodyjny męski głos. Pan
Brown, przystojniak z baru, stał tuż obok mnie. Dopiero co spuściłam z niego
wzrok, kilka sekund temu siedział przy barze, a już znalazł się obok mnie!
Jakim cudem!?
Nie uśmiechał
się – jego twarz wciąż pozostawała tak samo nieprzenikniona jak wcześniej. Z
bliska wyglądał jeszcze bardziej oszałamiająco – miał piękne, pełne usta,
przenikliwe, głębokie szare oczy i idealną kwadratową twarz. Brązowe włosy były
w niemal artystycznym nieładzie. Można by rzec, że celowo ich nie układał, bo
dodawały mu tej nutki buntu, ale ja od razu zauważyłam, że to był zamierzony
efekt stylizacji, której przed wyjściem z domu musiał poświęcić chociaż chwilę.
– A… Słucham? –
wyjąkałam, zupełnie zbita z tropu.
– Pozwolisz, że
nie będziemy o tym rozmawiać tutaj?
Nie wiem,
dlaczego właściwie wyszłam z nim na zewnątrz. Może dlatego, że wcale mnie nie
przerażał. A może dlatego, że po prostu wiedziałam, że nie może mnie
skrzywdzić. Byłam upiorem, do diaska! To ja mogłam go zabić!
Tylko, że wcale
nie chciałam robić mu krzywdy…
– Jak długo
zabijasz? – spytał bezceremonialnie, gdy stanęliśmy na wypełnionym drogimi
samochodami parkingu.
Nie
odpowiedziałam. Był gliną!? Skąd wiedział, że przeze mnie giną ludzie!? Nie
zostawiałam żadnych śladów, żadnych wskazówek – to było pewne. Inaczej ktoś już
dawno znalazłby mnie i oskarżył o śmierć tych wszystkich biednych osób…
Odgarnęłam włosy
z twarzy i cofnęłam się o krok. Czego właściwie ode mnie chciał? Co to była za
gra?
Gdyby wiedział,
w jakiej sytuacji się znalazłam, zrozumiałby.
Ale nikt
normalny nie miał o tym zielonego pojęcia. Przecież nie pisali o tym nawet w
Internecie.
– Jesteś
upiorem. Wiem to – westchnął, swobodnie opierając się o czarnego Astona Martina.
– Po prostu przestań zabijać albo po sobie sprzątaj, maleńka.
W jego głosie
nie było cienia złości, nienawiści czy obrzydzenia. Wiedział czym jestem i nie
dziwiło go to. Zupełnie jakby normalne było, że próbująca się wybić hostessa po
zmroku staje się potworem.
Lampy samochodu
zamigotały, a centralny zamek odblokował się. Mężczyzna wsiadł do środka i
wsadził kluczyki do stacyjki.
– Bądź grzeczną
dziewczynką i posłuchaj mnie. Dobrze ci radzę – przestań zabijać – powiedział
zupełnie spokojnie. – Nie chcę robić ci krzywdy…
– Kiedy tak się
nie da! Nie da się nie zabijać będąc tym czymś! – wykrzyknęłam.
Nie zrobiłam
tego ze złości, ale z bezsilności. Przecież nie chciałam być zła, nie chciałam śmierci
tych wszystkich ludzi! Wieczorami, siedząc w kącie pokoju w postaci potwora,
tak bardzo chciałam znów być tą otyłą dziewczynką z Quincy i nigdy nie zażyczyć
sobie gwałtownych zmian w moim życiu. Wszystko stało się dlatego, że chciałam
być kimś. To, że stałam się upiorem, śmierć tych wszystkich ludzi, których
energia utrzymywała mnie przy życiu… To wszystko była tylko i wyłącznie moja
wina.
Wyjrzał z auta,
unosząc brwi. Chwilę przyglądał mi się uważnie, podczas gdy próbowałam
powstrzymać gwałtowny wybuch płaczu.
– Jestem
upiorem od urodzenia. Uwierz mi, że karmienie się człowiekiem i pozostawienie
go przy życiu wcale nie jest takie trudne – westchnął ciężko.
Sięgnął do
kieszeni marynarki. Wydobył z niej białą wizytówkę i podał mi z lekkim
uśmiechem.
– Otwieram nowe
studio w Dorchester. Przyjdź do mnie jutro.
Minął miesiąc o
naszego poznania i mogę powiedzieć, że jesteśmy parą idealną.
Paul pomógł mi zrozumieć
kim tak naprawdę się stałam. Nauczył mnie panować nad sobą, wybierać ofiary i
nie wysysać ich w całości, a w razie potrzeby krył zbrodnię za mnie. Powiedział
mi jak rozpoznać inne upiory, jak nie wchodzić im w drogę. Był przy mnie, gdy
potrzebowałam wsparcia lub miałam tak zwane „załamania hormonalne”. Panował
nade mną i nie krępował się pokazywać, że to on jest silniejszy.
Wciąż
powtarzał, że żaden upiór nie powinien zostawiać świeżo przemienionej osoby
samej…
Ile bym dała,
żeby to właśnie on mnie zmienił…
Dzięki Paulowi
nie musiałam już pracować jako hostessa – po tym jak otworzył nowe studio,
zostałam fotomodelką. Nigdy nie wyobrażałam sobie jaka to trudna praca… Zawsze
wydawało mi się, że wystarczy chwilę powyginać się przed obiektywem w pięknym
ubraniu i profesjonalnym makijażu. Guzik prawda! To strasznie stresujące, gdy
próbujesz dobrze ustawić się do zdjęcia i nie wiesz, czy tak naprawdę dajesz
radę. Na moje szczęście Paul był bardzo wyrozumiały, spokojny i pomocny nie
tylko jako upiór. Wszystkim nowym modelkom mówił jak mają pozować, co poprawić,
a co robią dobrze. Był po prostu niesamowity…
Nigdy się nie
kłóciliśmy, żadne nie miało do drugiego o nic pretensji. Ufaliśmy sobie, spędzaliśmy
razem naprawdę mnóstwo czasu. Paul był bardzo opiekuńczy, a przy tym stanowczy
i męski. Idealny…
Jedynym
problemem w naszym związku jest to, że on nigdy nie będzie mógł powiedzieć, że
mnie kocha. Nigdy. Już pierwszej wspólnie spędzonej nocy dał mi do zrozumienia,
że jego serce zawsze będzie należało do innej. A ja miałam wybór – pogodzić się
z tym, lub odejść z niczym.
Zdecydowanie
wolałam to pierwsze.
Selena (bo to
ją tak bardzo kochał Paul i to ona go skrzywdziła) była tysiące kilometrów od
nas, a on starał się o niej zapomnieć. Właściwie, w jego domu w ogóle się o
niej nie wspominało. Jego wyjazd z Polski do Bostonu był tematem tabu. Wiedział
to nawet mały Thomas, pięcioletni syn Paula. Ja wiedziałam tylko, w jaki sposób
doszło do ich rozstania. Uratował jej życie, poświęcił wszystko, a ona po
prostu go odrzuciła… To okropne! Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak poczuł
się Paul, gdy zdeptała jego uczucia.
Mieszkaliśmy
razem właściwie od samego początku. W ten sposób mógł mnie maksymalnie kontrolować.
Najpierw u jego ojca, potem w wielkiej rezydencji z dużymi oknami, którą kupił.
Budynek cały był wykonany z jasnego kamienia, ciemny dach i ramy okien idealnie
kontrastowały z resztą. W środku było mnóstwo przestronnych pomieszczeń, z
których ani my, ani Thomas w większości nie korzystaliśmy. Kręcone schody z
kutą balustradą prowadzące z holu na piętro sprawiały, że schodząc na dół
czułam się jak księżniczka. Podobnie zresztą jak wystawna jadalnia na dwanaście
osób, duże łazienki i romantyczna sypialnia z wielkim łożem i toaletką
przeznaczoną tylko dla mnie.
Z początku nie
bardzo rozumiałam, po co dwójce upiorów sypialnia… Szybko okazało się jednak,
że istotnie spędzamy tam dużo czasu. Nie tylko robiąc te rzeczy, które zwykle
robią dorośli gdy dziecko już zaśnie… Naprawdę wiele z tych nieprzespanych
nocy, gdy zostawaliśmy w domu, po prostu przeleżeliśmy razem w łóżku, wtuleni w
siebie i rozmawialiśmy praktycznie o niczym. I choć Paul nigdy nie powiedział
tych dwóch istotnych słów, które chciałaby usłyszeć w końcu każda dziewczyna,
często powtarzał, jak wiele znaczą dla niego te nocne rozmowy.
– One nie są
warte swojej ceny, nie są warte swojej ceny… – szeptałam do siebie, wchodząc do
salonu.
Właśnie
wróciłam z zakupów w mieście. Siatki z jedzeniem, chemią gospodarczą, kilkoma
drobiazgami do domu i kosmetykami spoczywały w bagażniku taksówki, którą
przyjechałam. Siedzący na kanapie Paul czytał właśnie książkę, podczas gdy jego
ukochany synek bawił się na wełnianym, białym dywanie. Podniósł na mnie pytający
wzrok. Usłyszał, co mówiłam do siebie. Zawsze słyszał…
– Co nie jest
warte swojej ceny? – spytał ostrożnie.
Dłużej nie
mogłam wytrzymać. Ze słodkim uśmiechem usiadłam obok niego i wtuliłam się w
umięśnione ramię, na którym delikatnie opinała się szara bluzka. Pocałowałam go
w policzek, cała drżąc z podniecenia.
Zaśmiał się i
odłożył książkę na bok. Objął mnie ramieniem, wzdychając pocałował w czubek
głowy. Miał dobry humor. Ostatnio zdarzało się to coraz częściej, co bardzo
mnie cieszyło i jednoznacznie wskazywało na to, że rzadziej myśli o
wydarzeniach z Polski.
– One są
piękne! – pisnęłam.
– Co?
– Buty!
Szpilki! Przepiękne!
Ponownie
roześmiał się i potarł moje ramię. Odsunęłam się i spojrzałam na niego z
powagą.
– Ale nie mogę
ich kupić – powiedziałam szybko. Gdy posłał mi zdziwione spojrzenie,
westchnęłam ciężko. – Są bardzo drogie – oznajmiłam.
Od kiedy zamieszkaliśmy w jego domu to on płacił za wszystko, nawet za moje ubrania. Z
początku bardzo mi to przeszkadzało – nie chciałam czuć się jak pasożyt,
panienka żerująca na jego majątku. Ze śmiechem tłumaczył, że przecież nie
dostaję pieniędzy za sesje w jego studiu, a w wolnych chwilach opiekuję się
Thomasem i zajmuję domem, co pozwalało mu zaoszczędzić, a te „oszczędności”
chciał przeznaczać na mnie. Miał rację…
W tej chwili
jednak wiedziałam, że pewnej granicy nie pozwoli mi przekroczyć.
– Kosztują
prawie trzy tysiące…
– Nie są warte
swojej ceny! – rzucił szybko.
Chwycił książkę
i znów zanurzył się w lekturze, zupełnie jakby nasza rozmowa nie miała miejsca.
Westchnęłam. Te przepiękne kremowe szpilki na platformie, z delikatną koronką
będą mnie prześladowały przez następne miesiące.
– To Louboutin!
Proszę! – jęknęłam, znów całując go w policzek. – Błagam! Już o nic więcej cię
nie poproszę! Poszukam nowych zamówień na zdjęcia i…
– Skarbie, nie
chodzi o pieniądze – mruknął. – Po prostu cię znam. Kupię ci te cholerne buty,
a one będą leżały w garderobie jak ta miętowa sukienka, którą kupiłaś tydzień
temu. Też ci się podobała, a ani razu nie miałaś jej na sobie. Nic mnie tak nie
denerwuje jak bezsensowne zapełnianie szafy…
Skruszona
pokiwałam głową. Sukienka, o której wspomniał, była pierwszą rzeczą, jaką mi
kupił i naprawdę nigdy jej nie założyłam (jeśli nie liczyć pięciu minut
przeglądania się w ogromnym lustrze w garderobie). Mimo to uwielbiałam ją i
czekałam na odpowiednią okazję, by pokazać ją światu. Mężczyźni nie rozumieją
takich rzeczy!
– W taksówce są
zakupy.
Pokiwał głową.
Bez słowa wstał z kanapy i wyszedł z domu, by przynieść torby.
Zawsze tak
robił. Nie pozwalał mi się przemęczać. Chciał być prawdziwym, stuprocentowym
mężczyzną, dbającym o swoją damę. Musiałam się do tego przyzwyczaić i zajęło mi
to trochę czasu, bo nikt nigdy nie traktował mnie w ten sposób.
Uśmiechnęłam
się do Toma, który obserwował mnie uważnie. Czasem ten malec mnie przerażał…
Niby słodki, cichy i grzeczny, ale było w nim coś niepokojącego. Zwłaszcza, gdy
momentami spoglądał na mnie oskarżycielsko, jakby myślał, że to przeze mnie
jego ojciec i Selena rozstali się i chciał mi podciąć gardło.
Oj tak, mógł
być do tego zdolny…
– Jesteś
głodny? – spytałam z uśmiechem.
– Nie – rzucił
sztywno i odwrócił się w przeciwną stronę.
Dzieci nie
mówią w taki sposób! Dzieci się śmieją, zapraszają do zabawy i proszą o
zabranie na spacer!
– On mnie nie
lubi… Bardzo… – westchnęłam, wchodząc do kuchni, w której Paul właśnie postawił
torby z zakupami.
– Nie, nie lubi
– skwitował, wyciągając z papierowej torby warzywa.
Zabrałam od
niego sałatę i włożyłam do zlewu. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam, ale ceniłam
jego szczerość. Thomas nigdy nie okazywał mi sympatii. Gdy Paul pierwszy raz
przyprowadził mnie do domu, malec po prostu się popłakał. To było bolesne… I
dziwne.
Paul stanął za
mną i objął mnie w pasie, mocno przyciskając do siebie.
– Przejdzie mu
– wyszeptał mi w szyję, po czym delikatnie musnął ją wargami. – Mocno przeżył
rozstanie z Seleną.
– Jestem dużo
gorsza od niej, prawda?
– Nie. Po
prostu się różnicie.
Byłam w szoku
jak szybko, bez większego zastanowienia i stanowczo potrafił mi odpowiedzieć.
Zwykle unikał takich pytań, zmieniał temat. Bolało go wspomnienie byłej
ukochanej. Wiedziałam to, ale wciąż nie potrafiłam przestać pytać. Chciałam
wiedzieć, jaka była, jak się zachowywała w danych sytuacjach, za co tak bardzo
ją kochał.
Chciałam, żeby
pokochał mnie w choć niewielkim stopniu tak, jak kochał ją.
– Wyślę go na
noc do taty… Co ty na to? – wymruczał mi w szyję, ponownie muskając moją skórę.
– Po co?
Gwałtownie
obrócił mnie w swoją stronę. Zupełnie niespodziewanie pocałował mnie namiętnie.
Jedną ręką objął mnie w pasie i przycisnął do siebie, a drugą wplótł mi we
włosy. Pchnął mnie na znajdującą się za mną szafkę. Doskonale wiedziałam, do
czego dąży i co chodzi mu po głowie.
– A później… –
mruknął zmysłowo, przenosząc pocałunki na mogą szyję. – Później nauczę cię
wysysać anioły…
Coś mi się wydaje, że Paul nie do końca jest zainteresowany swoją nową partnerką, a raczej jest z nią dla własnych korzyści. Zastanawia mnie czemu jego związek z Seleną tak dziwnie się potoczył. Czy oni będą jeszcze razem, czy to już definitywny koniec? I jaką rolę odegra w tym wszystkim nowa bohaterka?
OdpowiedzUsuńRozdział nie jest nudny, bardzo przyjemnie się go czytało. Już czekam na następny;)
Pozdrawiam
Hmm... Podejrzewam, że Paul chce wykorzystać swoją nową "zdobycz" to własnych celów. Zemsty, bądź jeszcze czegoś innego. Lecz to tylko przypuszczenia. Mam nadzieję, że napatoczy się jeszcze na Selene i uda im się do siebie wrócić. Byli razem parą idealną. Cudowni!
OdpowiedzUsuńCzy dobrze zauważyłam, że nie pojawiło się jeszcze imię bohaterki? W tym rozdziale nie zauważyłam i w proroku też sobie je nie przypominam :D. Chyba, że jestem w błędzie ;D
Imię pojawiło się w prologu ;) W tym rozdziale nie, tu masz rację ;)
UsuńZacznę od tego, że w ostatnim rozdziale drugiej części rozstanie Paula i Seleny mi nie przeszkadzało. Ale w tej części jest inaczej i czuję, że pozostanie tak jeszcze przez dłuższy czas. Melody. Tak się nazywa nowa bohaterka, prawda? Po prologu myślałam, że ją polubię, ale nie mogę przyzwyczaić się do tego, że jest to nowa dziewczyna Paula. On powinien być z Seleną. Idealnie do siebie pasują i cały czas się kochają. Zastanawiam się czy Selena pojawi się w tej części? Czy jej i Paula drogi znowu się spotkają? Bardzo bym tego chciała. Chciałabym by znów byli razem. Jednak ostatnie słowa mnie zaniepokoiły. Mam nadzieję, że nie wykorzysta Melody do zemsty nad Seleną. Bo te jego słowa sprawiły, że o tym pomyślałam.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle udany i wciągający. Bardzo miło się czytało.
Muszę przyznać, że podoba mi się to, że Thomas nie lubi nowej dziewczyny tatusia. :D
Niecierpliwie czekam na następny.
Pozdrawiam. :*
Jak dla mnie jest ok. :) Nie potrzebuję nic lepszego, bo rzadko maluję oczy :)
OdpowiedzUsuń