środa, 10 października 2012

Rozdział 4

Kolejny rozdział bez soundtracku, ale... studia mnie wykańczają! Muszę koniecznie odespać jakoś... Chociaż mam zajęcia tylko 4 dni w tygodniu i wcale nie napięty plan, to i tak jestem padnięta! :( Nie mam nawet czasu pisać, a co dopiero robić soundtracki :(
Na szczęście mam kilka rozdziałów do przodu ;)


– Mmm… To jest wspaniałe!
Christopher Brown rozpływał się nad przygotowanym przeze mnie obiadem, na który zaprosił go Paul. Z bardzo zadowoloną miną delektował się pieczenią według przepisu mojej mamy. Siedzący obok niego Justin (który z niewiadomych powodów wciąż spędzał w naszym domu mnóstwo czasu) uśmiechnął się niewyraźnie, gdy ojciec Paula po raz kolejny wyraził swój zachwyt dotyczący głównego dania.
– Jesteś niesamowita! Nie dość, że piękna, to jeszcze cudownie gotujesz! – zaśmiał się, po czym przeniósł wzrok na syna. – Powinieneś się z nią ożenić!
Paul pokiwał głową, powstrzymując wybuch śmiechu. Ja natomiast spuściłam wzrok i zajęłam się jedzeniem, usiłując ukryć pojawiający się na mojej twarzy rumieniec.
Pan Brown, sympatyczny człowiek około pięćdziesiątki, zawsze był dla mnie bardzo miły. Już pierwszego dnia, gdy Paul przyprowadził mnie do jego domu, traktował mnie jak członka rodziny. To było naprawdę przesympatyczne, biorąc pod uwagę, że swoich rodziców nie widziałam już ponad rok.
– Wszystko w swoim czasie… – rzucił Paul, jakby chcąc uciąć temat, po czym zwrócił się do Justina. – Whisky?
Czarnowłosy upiór ożywił się i pokiwał głową, jakby alkohol był ratunkiem od rodzinnego obiadu. Paul zaproponował trunek również ojcu, jednak ten grzecznie podziękował.
– Pomogę ci… – mruknęłam, gdy podniósł się z krzesła.
Posłałam panu Brownowi uśmiech i oddaliłam się za Paulem w stronę salonu, w którym niedawno stanął mahoniowy barek.
– Musimy postawić ten cudowny mebel także w jadalni – powiedział, zajmując się szklaneczkami z grubego szkła.
– Nie chcę go tu – rzuciłam prosto z mostu.
Paul posłał mi zdziwione spojrzenie. Podałam mu butelkę z bursztynowym napojem i nerwowo odgarnęłam włosy.
– Justina. Nie chcę go tu. Niech wyjedzie – ostatnie zdanie wypowiedziałam najbardziej błagającym tonem, na jaki było mnie stać.
Przez cały czas czułam, że Blackwood mnie obserwuje. Każdy mój ruch, każde słowo było w centrum jego zainteresowania. Co więcej, przez jego obecność nie mogłam spędzać z Paulem tyle czasu, ile bym chciała. Zwykle przesiadywaliśmy razem wieczorami, razem wychodziliśmy się nakarmić, a po zmroku kładliśmy się do łóżka zupełnie, jakbyśmy byli ludźmi. Uwielbiałam to. Teraz natomiast to Justin pochłaniał większość wolnego czasu mojego chłopaka, sami chodzili na poszukiwania energii i często spędzali wieczory poza domem, a ja zmuszona byłam zostawać z Thomasem. Nie chciałam dzielić się Paulem z Blackwoodem! Niby dlaczego miałabym to robić!?
Nie odpowiedział. Nalał brązowy płyn do szklaneczek i spojrzał na mnie pytająco.
– Też chcesz się napić?
– Paul! – z niedowierzaniem i oburzeniem tupnęłam nogą, a uderzenie szpilki o drewnianą podłogę rozniosło się echem po pomieszczeniu.
– Co mam zrobić? Odesłać go do Florencji!? – wycedził, po czym westchnął ciężko, spoglądając w stronę jadalni. – Te zbuntowane anioły to po części nasza wina… Moja i Justina. Muszę mu pomóc.
– Ale ja nie muszę tego znosić…
Obróciłam się na pięcie, chcąc wyjść z salonu. Paul chwycił moją dłoń. Nie umiałam się opierać. Pozwoliłam mu pociągnąć się w swoją stronę i czule objąć, ale nie spojrzałam na niego. Wiedziałam, jakie cuda potrafiły zdziałać te jego cudowne, szare oczy…
– Kicia… Wynagrodzę ci to… – szepnął, całując mnie w policzek. – Obiecuję. Justin ochłonie i wyjedzie, a wtedy my zrobimy razem coś naprawdę szalonego… Strata Diany naprawdę go dotknęła i…
Dzwonek do drzwi przerwał jego szept.
Bardzo rzadko miewaliśmy w domu niezapowiedzianych gości, a jeśli już to byli to tylko bliscy współpracownicy Paula lub jego ojciec. Tym większe było moje zdziwienie, gdy na moment zamknęłam oczy. Próbując wykorzystać moje upiorze umiejętności, jak uczył mnie Paul, skupiłam się na wyczuwalnych energiach. Była wśród nich energia Thomasa, której słodki i niewinny zapach bardzo dobrze znałam, a także chi pana Browna, które nigdy nie stanowiło dla mnie specjalnej pokusy. Z trudem wyczułam mdłą energię Justina, będącą mieszanką upiorzej i anielskiej, co było związane z jego pochodzeniem. Powoli do moich nozdrzy doszły trzy nowe zapachy, zupełnie nieznane, ale z pewnością nie ludzkie.
Pierwszym z nich był mocny i świeży zapach ni to ziół, ni kwiatów… Na pewno czegoś związanego z naturą, jakimiś roślinami. Bardzo przyjemny, choć mało kuszący, zwłaszcza, że rankiem karmiłam się energią anioła. Drugi zaś przywodził na myśl dym, jakby pożar, i trochę trącał zgnilizną. Trzeci był najsłabiej wyczuwalny i z całą pewnością należał do upiora.
Paul zdawał się nie zauważać tych zapachów. Z tego co zwykł mawiać, zazwyczaj starał się ignorować otaczające go energie. Gdy trochę podenerwowana ruszyłam za nim do drzwi doszłam do wniosku, że w sumie też powinnam przynajmniej tego próbować.
Gdy otworzył szerokie mahoniowe drzwi nie wyglądał na zadowolonego. Zatrzymałam się kilka kroków za nim, uważnie przyglądając się przybyłym osobom i reakcji mojego chłopaka.
Jednego z nich poznałam od razu. Wysoki mężczyzna o brązowych włosach i błękitnych oczach stał zaraz przed wejściem. Na jego twarzy pojawił się nieco złośliwy uśmieszek, choć było w nim też coś całkiem sympatycznego. A może to tylko fakt, że był bratem Paula sprawił, że odniosłam takie wrażenie…?
Tuż obok niego stała istota o tej najmniej pociągającej energii. Nieco niższa ode mnie blondynka na wysokich obcasach uśmiechała się ledwo widocznie. Mogła pochwalić się nienagannym ciałem, które dumnie podkreślała ciemnymi, bardzo obcisłymi ubraniami. Cerę miała czystą i gładką, włosy lśniące, a makijaż niezwykle profesjonalny. Cała była idealna. Cóż, może z wyjątkiem faktu, iż nie żyła.
Nie wyczułam bowiem bicia jej serca. Zimne i martwe, nie odezwało się ani przez moment. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, zrozumiałam jednocześnie, kim była. Elizabeth Smith. Furią, byłą dziewczyną Paula i matką jego syna.
Stojący za nimi chłopak, wysoki, szczupły chłopak o delikatnych rysach i blond włosach sięgających ramion, wydawał się najbardziej żywą osobą z całej trójki.
– Czym sobie zasłużyłem na waszą wizytę? – wycedził Paul.
Na jego twarzy pojawiła się złość, ale w oczach zauważyłam niepokój. Gdy jego brat zrobił krok w stronę drzwi, z zamiarem wejścia do środka, zagrodził mi drogę, opierając się o futrynę.
– Chyba kpisz… – zaśmiał się ironicznie.
– Paul, daj spokój… Musimy porozmawiać… – powiedział blondyn.
Miał bardzo przyjemny, delikatny głos. Dźwięk wypowiadanych przez niego słów, bez względu na treść przemowy, uspakajał mnie. To było dziwne, ale przyjemnie uczucie, które niemal zmusiło mnie do chwycenia Paula za ramię.  
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, co natychmiast wywołało u mnie przypływ skruchy. Przecież nie powinnam się w to wtrącać – tak naprawdę nie wiedziałam, co między nimi zaszło. Poza tym to był dom Paula, więc nie mogłam narzucić mu, czy powinien wpuścić brata czy też nie…
Ku mojemu zdziwieniu uśmiechnął się lekko. Jego spojrzenie złagodniało, a z twarzy zniknęła złość. Delikatnie przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem, wzdychając, jakby moja bliskość pomagała mu się uspokoić.
– Nie chcę was widzieć – oświadczył.
Twarz jego brata wykrzywił nieprzyjemny grymas. Nie był on jednak wywołany odpowiedzią mojego chłopaka. Wiedziałam to. Poczułam to od razu, gdy jego błękitne, trochę obłąkane oczy zaczęły wędrować od góry do dołu po mnie.
– Giną upiory… – szepnęła blondynka, jakby chciała przekonać tym Paula, by wpuścił ich do środka.
– To nie jest mój problem – skwitował.
– Tak się składa, że też twój – rzucił jego brat.
Patrząc na tego pewnego siebie, trochę bezczelnego chłopaka pomyślałam, że nie ma opcji, żebym kiedykolwiek go polubiła. Wierzyć mi się nie chciało, że ktoś może mieć taki tupet! Po tym wszystkim, co przeszedł Paul, po tym okropnym cierpieniu i odrzuceniu, jego własny brat miał czelność przyjechać i zawracać mu głowę takimi rzeczami!?
Paul zmrużył oczy i odsunął się ode mnie. Niebezpiecznie zbliżył się do brata. Emanował złością. Ba! Był wściekły! Nigdy nie widziałam u niego aż tak przerażającego spojrzenia, a przecież złościł się na mnie wiele razy (dodam, że nigdy bez powodu…).
– Potrzebujesz pomocy, co? – wycedził prosto w twarz szatyna. – A gdzie byłeś, kiedy to ja potrzebowałem wsparcia? Kiedy traciłem człowieczeństwo tylko po to, żeby uratować tyłki właściwie was wszystkich, ty zabawiałeś się z moją narzeczoną! I co robiłeś przez ostatnie dwa miesiące!? – chłopak otworzył usta, by odpowiedzieć, jednak Paul ze wstrętem pokręcił głową. – Nie chcę wiedzieć. Po prostu odejdź…
Odszedłby. Widziałam to w jego oczach. Chciał się wycofać, najwyraźniej dochodząc do wniosku, ze Paul ma rację, jednak powstrzymało go coś, czego chyba żadne z nas się nie spodziewało. Ni stąd, ni zowąd, przy drzwiach pojawił się mały Thomas i po prostu rzucił się w stronę niebieskookiego Browna. A Paul już nie miał większego wyboru… Musiał pozwolić synowi spędzić czas z wujkiem.

Thomas zdawał się znać wszystkich nowoprzybyłych doskonale. Zaciągnął ich do jadalni, głośnym, radosnym krzykiem oznajmiając Christopherowi Brownowi, że przyjechał jego wujek, Leo i Liz. Podążyłam za gośćmi, usiłując przypomnieć sobie, co na ich temat mówił mi kiedyś Paul.
Obserwowałam jak pan Brown wita się z synem i blondynem. Ucieszył się na ich widok. Zauważyłam, że Elizabeth nieco wycofała się, gdy spojrzenie ojca Paula padło na nią. Nim mężczyzna zdążył wykonać jakikolwiek gest, pokręciła głową, znacząco wskazując podbródkiem na Thomasa.
Tom niespecjalnie interesował się jej osobą. Czyżby sam nie miał pojęcia, że ta piękna blondynka to jego rodzona matka?
Justin podniósł się od stołu, posyłając nowym gościom niezbyt zadowolone spojrzenie. Podobnie jak Paul, żywił do nich urazę. Oparłam się o ścianę, obserwując malca.
– Gdzie Paul? – szepnął Justin, stając tuż obok mnie.
Wyjrzałam do salonu. Mogłabym przysiąc, że szedł do jadalni tuż za mną.
Zawahałam się. Z jednej strony czułam, że powinnam go poszukać, ale z drugiej… Mieszkając z Paulem byłam po części odpowiedzialna za Toma. Nie wiedziałam niczego o przybyłych do domu osobach, więc nie mogłam zostawić z nimi malca.
Przepiękna blondynka bez emocji rozglądała się po wnętrzu. Podeszła do ściany, na której tydzień wcześniej Paul zawiesił nasze wspólne zdjęcie. Wpatrzyła się w fotografię w ciemnej ramie, przechylając przy tym lekko głowę.
– Idź – szepnął Justin wprost do mojego ucha. – Paul cię potrzebuje. Zostanę tutaj.
Natychmiast wyszłam z jadalni, udając się na piętro. Wprawdzie nie przepadałam za Justinem, niewiele o nim wiedziałam, ale Paul mu ufał. Zostawiał z nim Thomasa, pozwalał im spędzać razem czas. Z jakiegoś powodu wiedziałam, że po prostu nie pozwoli skrzywdzić malca…
Siedział w swoim gabinecie. Łokcie oparł na biurku, a twarz ukrywał w dłoniach. Nawet nie drgnął, gdy zajrzałam do środka.
– Chcę zostać sam – mruknął, gdy weszłam do pomieszczenia i zamknęłam za sobą drzwi.
– Wcale nie – westchnęłam. – Znam cię… Przynajmniej jeśli chodzi o to…
Bez wahania podeszłam do biurka. Stanęłam za mahoniowym krzesłem obitym zielonym materiałem, na którym siedział Paul. Położyłam mu ręce na ramionach, po czym pochyliłam się i oparłam podbródek na jego głowie.
– Wiedziałam, że twój brat spał z Seleną… Że masz mu za złe, że cię nie wsparł, kiedy to wszystko się stało… Ale tak naprawdę nigdy nie wspomniałeś nawet, jak ma na imię. Nigdy nie wspomniałeś też nic o tym blondynie… Czego jeszcze nie wiem?
– Sam nie wiem… – westchnął, lekko unosząc głowę. – Melody, moje życie nigdy nie było proste. Nie da się go opisać w kilku zdaniach, powiedzieć o wszystkim… To wszystko nawet mi czasami wydaje się zbyt chore, żeby było prawdziwe. Zawsze będzie coś, o czym nie będziesz wiedziała – podniósł głowę i odchylił do tyłu, żeby na mnie spojrzeć. Jego oczy były mocno zaczerwienione od spływających po policzku łez.
Nie umiałam się na niego złościć. Przecież tak naprawdę, gdy uczył mnie panowania nad sobą i spędzaliśmy pierwsze noce razem, ostrzegł mnie. Powiedział, że jeśli mamy być razem, to nie będzie to łatwe. A ja się zgodziłam. I nie zamierzałam zmieniać zdania, zostawiać go z tym wszystkim. 
Pocałowałam go w czoło i pogłaskałam po policzku. To była kolejna rzecz, którą w nim uwielbiałam – ten na co dzień twardy facet nie wstydził się okazywać przy mnie słabości. Był sobą, po prostu. Śmiał się, płakał, żalił, złościł… A potem wściekał na siebie samego, że nie udało mu się ukryć przede mną emocji. To ostatnie właśnie było w tym wszystkim najsłodsze…

4 komentarze:

  1. Szkoda, że to wszystko odbywa się kosztem Seleny. Naprawdę uważam, że powinna być z Paulem, a Melody niech lepiej grzecznie się usunie. Już myślałam, że starzy znajomi Paula nigdy go nie odnajdą. Jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. I nie rozumiem czemu wszyscy tak nie lubią Melody,ja tam ją lubię.Jest w tym wszystkim taka zagubiona, a jednak daje sobie rade. Na szczęście da się zauważyć u niej jakieś wady bo inaczej chyba bym nie uwierzyła że to człowiek ( chociaż nim nie jest tak w praktyce :D ). Jednak jej wygląd wcale mi nie pasuje mam zupełnie inne wyobrażenie o niej.
    Pozdrawiam i życzę równie dobrych rozdziałów! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę się do czegoś przyznać. Uwielbiam twój styl pisania i rozdziały, które tworzysz, jednak dla mnie after---dark bez Seleny i jej problemów z Paulem nie ma jakby sensu. Przyzwyczaiłam się do tej dwójki i gdy czytam kolejny rozdziały tej części, coraz bardziej jest mi smutno i nie jest już to tak duże zainteresowanie jak kiedyś. Cieszę się, że pojawiła się tu trójka z poprzedniej części, jednak jakoś nie mogę się przekonać. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe. Piszesz świetnie i uwielbiam czytać twoje historie, dlatego na pewno zostanę z arkana-cierpienia. A co do after---dark, to nie jestem pewna. Może i będę tu zaglądać, ale nie obiecuję, że będę czytać te rozdziały. Przepraszam cię. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Czekam za to niecierpliwie na kolejny rozdział na twoim drugim blogu. :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, rozumiem to i szanuję ;) Spodziewałam się, że sporo osób odwróci się od opowiadania właśnie przez taką a nie inną jego formę ;) Z góry mówię, że to nie będzie tak, że Seleny nie będzie - będzie i odegra naprawdę wielką rolę :) Jednak wszystko w swoim czasie ;)
      Rozumiem, że w takim wypadku nie mam cię już informować o NN na tym blogu? ;)

      Usuń