Na szczęście mam kilka rozdziałów do przodu ;)
– Mmm… To jest
wspaniałe!
Christopher
Brown rozpływał się nad przygotowanym przeze mnie obiadem, na który zaprosił go
Paul. Z bardzo zadowoloną miną delektował się pieczenią według przepisu mojej
mamy. Siedzący obok niego Justin (który z niewiadomych powodów wciąż spędzał w
naszym domu mnóstwo czasu) uśmiechnął się niewyraźnie, gdy ojciec Paula po raz
kolejny wyraził swój zachwyt dotyczący głównego dania.
– Jesteś
niesamowita! Nie dość, że piękna, to jeszcze cudownie gotujesz! – zaśmiał się,
po czym przeniósł wzrok na syna. – Powinieneś się z nią ożenić!
Paul pokiwał
głową, powstrzymując wybuch śmiechu. Ja natomiast spuściłam wzrok i zajęłam się
jedzeniem, usiłując ukryć pojawiający się na mojej twarzy rumieniec.
Pan Brown,
sympatyczny człowiek około pięćdziesiątki, zawsze był dla mnie bardzo miły. Już
pierwszego dnia, gdy Paul przyprowadził mnie do jego domu, traktował mnie jak
członka rodziny. To było naprawdę przesympatyczne, biorąc pod uwagę, że swoich
rodziców nie widziałam już ponad rok.
– Wszystko w
swoim czasie… – rzucił Paul, jakby chcąc uciąć temat, po czym zwrócił się do
Justina. – Whisky?
Czarnowłosy
upiór ożywił się i pokiwał głową, jakby alkohol był ratunkiem od rodzinnego
obiadu. Paul zaproponował trunek również ojcu, jednak ten grzecznie
podziękował.
– Pomogę ci… –
mruknęłam, gdy podniósł się z krzesła.
Posłałam panu
Brownowi uśmiech i oddaliłam się za Paulem w stronę salonu, w którym niedawno
stanął mahoniowy barek.
– Musimy
postawić ten cudowny mebel także w jadalni – powiedział, zajmując się
szklaneczkami z grubego szkła.
– Nie chcę go
tu – rzuciłam prosto z mostu.
Paul posłał mi
zdziwione spojrzenie. Podałam mu butelkę z bursztynowym napojem i nerwowo
odgarnęłam włosy.
– Justina. Nie
chcę go tu. Niech wyjedzie – ostatnie zdanie wypowiedziałam najbardziej
błagającym tonem, na jaki było mnie stać.
Przez cały czas
czułam, że Blackwood mnie obserwuje. Każdy mój ruch, każde słowo było w centrum
jego zainteresowania. Co więcej, przez jego obecność nie mogłam spędzać z
Paulem tyle czasu, ile bym chciała. Zwykle przesiadywaliśmy razem wieczorami,
razem wychodziliśmy się nakarmić, a po zmroku kładliśmy się do łóżka zupełnie,
jakbyśmy byli ludźmi. Uwielbiałam to. Teraz natomiast to Justin pochłaniał
większość wolnego czasu mojego chłopaka, sami chodzili na poszukiwania energii
i często spędzali wieczory poza domem, a ja zmuszona byłam zostawać z Thomasem.
Nie chciałam dzielić się Paulem z Blackwoodem! Niby dlaczego miałabym to
robić!?
Nie
odpowiedział. Nalał brązowy płyn do szklaneczek i spojrzał na mnie pytająco.
– Też chcesz
się napić?
– Paul! – z
niedowierzaniem i oburzeniem tupnęłam nogą, a uderzenie szpilki o drewnianą
podłogę rozniosło się echem po pomieszczeniu.
– Co mam
zrobić? Odesłać go do Florencji!? – wycedził, po czym westchnął ciężko,
spoglądając w stronę jadalni. – Te zbuntowane anioły to po części nasza wina… Moja
i Justina. Muszę mu pomóc.
– Ale ja nie
muszę tego znosić…
Obróciłam się
na pięcie, chcąc wyjść z salonu. Paul chwycił moją dłoń. Nie umiałam się
opierać. Pozwoliłam mu pociągnąć się w swoją stronę i czule objąć, ale nie
spojrzałam na niego. Wiedziałam, jakie cuda potrafiły zdziałać te jego cudowne,
szare oczy…
– Kicia…
Wynagrodzę ci to… – szepnął, całując mnie w policzek. – Obiecuję. Justin
ochłonie i wyjedzie, a wtedy my zrobimy razem coś naprawdę szalonego… Strata
Diany naprawdę go dotknęła i…
Dzwonek do
drzwi przerwał jego szept.
Bardzo rzadko
miewaliśmy w domu niezapowiedzianych gości, a jeśli już to byli to tylko bliscy
współpracownicy Paula lub jego ojciec. Tym większe było moje zdziwienie, gdy na
moment zamknęłam oczy. Próbując wykorzystać moje upiorze umiejętności, jak
uczył mnie Paul, skupiłam się na wyczuwalnych energiach. Była wśród nich
energia Thomasa, której słodki i niewinny zapach bardzo dobrze znałam, a także
chi pana Browna, które nigdy nie stanowiło dla mnie specjalnej pokusy. Z trudem
wyczułam mdłą energię Justina, będącą mieszanką upiorzej i anielskiej, co było
związane z jego pochodzeniem. Powoli do moich nozdrzy doszły trzy nowe zapachy,
zupełnie nieznane, ale z pewnością nie ludzkie.
Pierwszym z nich
był mocny i świeży zapach ni to ziół, ni kwiatów… Na pewno czegoś związanego z
naturą, jakimiś roślinami. Bardzo przyjemny, choć mało kuszący, zwłaszcza, że
rankiem karmiłam się energią anioła. Drugi zaś przywodził na myśl dym, jakby
pożar, i trochę trącał zgnilizną. Trzeci był najsłabiej wyczuwalny i z całą
pewnością należał do upiora.
Paul zdawał się
nie zauważać tych zapachów. Z tego co zwykł mawiać, zazwyczaj starał się
ignorować otaczające go energie. Gdy trochę podenerwowana ruszyłam za nim do drzwi
doszłam do wniosku, że w sumie też powinnam przynajmniej tego próbować.
Gdy otworzył
szerokie mahoniowe drzwi nie wyglądał na zadowolonego. Zatrzymałam się kilka
kroków za nim, uważnie przyglądając się przybyłym osobom i reakcji mojego
chłopaka.
Jednego z nich
poznałam od razu. Wysoki mężczyzna o brązowych włosach i błękitnych oczach stał
zaraz przed wejściem. Na jego twarzy pojawił się nieco złośliwy uśmieszek, choć
było w nim też coś całkiem sympatycznego. A może to tylko fakt, że był bratem
Paula sprawił, że odniosłam takie wrażenie…?
Tuż obok niego
stała istota o tej najmniej pociągającej energii. Nieco niższa ode mnie
blondynka na wysokich obcasach uśmiechała się ledwo widocznie. Mogła pochwalić
się nienagannym ciałem, które dumnie podkreślała ciemnymi, bardzo obcisłymi
ubraniami. Cerę miała czystą i gładką, włosy lśniące, a makijaż niezwykle
profesjonalny. Cała była idealna. Cóż, może z wyjątkiem faktu, iż nie żyła.
Nie wyczułam
bowiem bicia jej serca. Zimne i martwe, nie odezwało się ani przez moment. Gdy
zdałam sobie z tego sprawę, zrozumiałam jednocześnie, kim była. Elizabeth
Smith. Furią, byłą dziewczyną Paula i matką jego syna.
Stojący za nimi
chłopak, wysoki, szczupły chłopak o delikatnych rysach i blond włosach
sięgających ramion, wydawał się najbardziej żywą osobą z całej trójki.
– Czym sobie
zasłużyłem na waszą wizytę? – wycedził Paul.
Na jego twarzy
pojawiła się złość, ale w oczach zauważyłam niepokój. Gdy jego brat zrobił krok
w stronę drzwi, z zamiarem wejścia do środka, zagrodził mi drogę, opierając się
o futrynę.
– Chyba kpisz…
– zaśmiał się ironicznie.
– Paul, daj
spokój… Musimy porozmawiać… – powiedział blondyn.
Miał bardzo
przyjemny, delikatny głos. Dźwięk wypowiadanych przez niego słów, bez względu
na treść przemowy, uspakajał mnie. To było dziwne, ale przyjemnie uczucie,
które niemal zmusiło mnie do chwycenia Paula za ramię.
Spojrzał na
mnie ze zdziwieniem, co natychmiast wywołało u mnie przypływ skruchy. Przecież
nie powinnam się w to wtrącać – tak naprawdę nie wiedziałam, co między nimi
zaszło. Poza tym to był dom Paula, więc nie mogłam narzucić mu, czy powinien
wpuścić brata czy też nie…
Ku mojemu
zdziwieniu uśmiechnął się lekko. Jego spojrzenie złagodniało, a z twarzy
zniknęła złość. Delikatnie przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem,
wzdychając, jakby moja bliskość pomagała mu się uspokoić.
– Nie chcę was
widzieć – oświadczył.
Twarz jego
brata wykrzywił nieprzyjemny grymas. Nie był on jednak wywołany odpowiedzią
mojego chłopaka. Wiedziałam to. Poczułam to od razu, gdy jego błękitne, trochę
obłąkane oczy zaczęły wędrować od góry do dołu po mnie.
– Giną upiory…
– szepnęła blondynka, jakby chciała przekonać tym Paula, by wpuścił ich do
środka.
– To nie jest
mój problem – skwitował.
– Tak się
składa, że też twój – rzucił jego brat.
Patrząc na tego
pewnego siebie, trochę bezczelnego chłopaka pomyślałam, że nie ma opcji, żebym
kiedykolwiek go polubiła. Wierzyć mi się nie chciało, że ktoś może mieć taki
tupet! Po tym wszystkim, co przeszedł Paul, po tym okropnym cierpieniu i
odrzuceniu, jego własny brat miał czelność przyjechać i zawracać mu głowę
takimi rzeczami!?
Paul zmrużył
oczy i odsunął się ode mnie. Niebezpiecznie zbliżył się do brata. Emanował
złością. Ba! Był wściekły! Nigdy nie widziałam u niego aż tak przerażającego
spojrzenia, a przecież złościł się na mnie wiele razy (dodam, że nigdy bez
powodu…).
– Potrzebujesz
pomocy, co? – wycedził prosto w twarz szatyna. – A gdzie byłeś, kiedy to ja
potrzebowałem wsparcia? Kiedy traciłem człowieczeństwo tylko po to, żeby
uratować tyłki właściwie was wszystkich, ty zabawiałeś się z moją narzeczoną! I
co robiłeś przez ostatnie dwa miesiące!? – chłopak otworzył usta, by
odpowiedzieć, jednak Paul ze wstrętem pokręcił głową. – Nie chcę wiedzieć. Po
prostu odejdź…
Odszedłby.
Widziałam to w jego oczach. Chciał się wycofać, najwyraźniej dochodząc do
wniosku, ze Paul ma rację, jednak powstrzymało go coś, czego chyba żadne z nas
się nie spodziewało. Ni stąd, ni zowąd, przy drzwiach pojawił się mały Thomas i
po prostu rzucił się w stronę niebieskookiego Browna. A Paul już nie miał
większego wyboru… Musiał pozwolić synowi spędzić czas z wujkiem.
Thomas zdawał
się znać wszystkich nowoprzybyłych doskonale. Zaciągnął ich do jadalni,
głośnym, radosnym krzykiem oznajmiając Christopherowi Brownowi, że przyjechał
jego wujek, Leo i Liz. Podążyłam za gośćmi, usiłując przypomnieć sobie, co na
ich temat mówił mi kiedyś Paul.
Obserwowałam
jak pan Brown wita się z synem i blondynem. Ucieszył się na ich widok.
Zauważyłam, że Elizabeth nieco wycofała się, gdy spojrzenie ojca Paula padło na
nią. Nim mężczyzna zdążył wykonać jakikolwiek gest, pokręciła głową, znacząco
wskazując podbródkiem na Thomasa.
Tom
niespecjalnie interesował się jej osobą. Czyżby sam nie miał pojęcia, że ta
piękna blondynka to jego rodzona matka?
Justin podniósł
się od stołu, posyłając nowym gościom niezbyt zadowolone spojrzenie. Podobnie
jak Paul, żywił do nich urazę. Oparłam się o ścianę, obserwując malca.
– Gdzie Paul? –
szepnął Justin, stając tuż obok mnie.
Wyjrzałam do
salonu. Mogłabym przysiąc, że szedł do jadalni tuż za mną.
Zawahałam się.
Z jednej strony czułam, że powinnam go poszukać, ale z drugiej… Mieszkając z
Paulem byłam po części odpowiedzialna za Toma. Nie wiedziałam niczego o
przybyłych do domu osobach, więc nie mogłam zostawić z nimi malca.
Przepiękna
blondynka bez emocji rozglądała się po wnętrzu. Podeszła do ściany, na której
tydzień wcześniej Paul zawiesił nasze wspólne zdjęcie. Wpatrzyła się w
fotografię w ciemnej ramie, przechylając przy tym lekko głowę.
– Idź – szepnął
Justin wprost do mojego ucha. – Paul cię potrzebuje. Zostanę tutaj.
Natychmiast
wyszłam z jadalni, udając się na piętro. Wprawdzie nie przepadałam za Justinem,
niewiele o nim wiedziałam, ale Paul mu ufał. Zostawiał z nim Thomasa, pozwalał
im spędzać razem czas. Z jakiegoś powodu wiedziałam, że po prostu nie pozwoli
skrzywdzić malca…
Siedział w
swoim gabinecie. Łokcie oparł na biurku, a twarz ukrywał w dłoniach. Nawet nie
drgnął, gdy zajrzałam do środka.
– Chcę zostać
sam – mruknął, gdy weszłam do pomieszczenia i zamknęłam za sobą drzwi.
– Wcale nie –
westchnęłam. – Znam cię… Przynajmniej jeśli chodzi o to…
Bez wahania
podeszłam do biurka. Stanęłam za mahoniowym krzesłem obitym zielonym
materiałem, na którym siedział Paul. Położyłam mu ręce na ramionach, po czym
pochyliłam się i oparłam podbródek na jego głowie.
– Wiedziałam,
że twój brat spał z Seleną… Że masz mu za złe, że cię nie wsparł, kiedy to
wszystko się stało… Ale tak naprawdę nigdy nie wspomniałeś nawet, jak ma na
imię. Nigdy nie wspomniałeś też nic o tym blondynie… Czego jeszcze nie wiem?
– Sam nie wiem…
– westchnął, lekko unosząc głowę. – Melody, moje życie nigdy nie było proste.
Nie da się go opisać w kilku zdaniach, powiedzieć o wszystkim… To wszystko
nawet mi czasami wydaje się zbyt chore, żeby było prawdziwe. Zawsze będzie coś,
o czym nie będziesz wiedziała – podniósł głowę i odchylił do tyłu, żeby na mnie
spojrzeć. Jego oczy były mocno zaczerwienione od spływających po policzku łez.
Nie umiałam się
na niego złościć. Przecież tak naprawdę, gdy uczył mnie panowania nad sobą i
spędzaliśmy pierwsze noce razem, ostrzegł mnie. Powiedział, że jeśli mamy być
razem, to nie będzie to łatwe. A ja się zgodziłam. I nie zamierzałam zmieniać
zdania, zostawiać go z tym wszystkim.
Pocałowałam go
w czoło i pogłaskałam po policzku. To była kolejna rzecz, którą w nim
uwielbiałam – ten na co dzień twardy facet nie wstydził się okazywać przy mnie
słabości. Był sobą, po prostu. Śmiał się, płakał, żalił, złościł… A potem
wściekał na siebie samego, że nie udało mu się ukryć przede mną emocji. To
ostatnie właśnie było w tym wszystkim najsłodsze…
Szkoda, że to wszystko odbywa się kosztem Seleny. Naprawdę uważam, że powinna być z Paulem, a Melody niech lepiej grzecznie się usunie. Już myślałam, że starzy znajomi Paula nigdy go nie odnajdą. Jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. I nie rozumiem czemu wszyscy tak nie lubią Melody,ja tam ją lubię.Jest w tym wszystkim taka zagubiona, a jednak daje sobie rade. Na szczęście da się zauważyć u niej jakieś wady bo inaczej chyba bym nie uwierzyła że to człowiek ( chociaż nim nie jest tak w praktyce :D ). Jednak jej wygląd wcale mi nie pasuje mam zupełnie inne wyobrażenie o niej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę równie dobrych rozdziałów! :))
Muszę się do czegoś przyznać. Uwielbiam twój styl pisania i rozdziały, które tworzysz, jednak dla mnie after---dark bez Seleny i jej problemów z Paulem nie ma jakby sensu. Przyzwyczaiłam się do tej dwójki i gdy czytam kolejny rozdziały tej części, coraz bardziej jest mi smutno i nie jest już to tak duże zainteresowanie jak kiedyś. Cieszę się, że pojawiła się tu trójka z poprzedniej części, jednak jakoś nie mogę się przekonać. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe. Piszesz świetnie i uwielbiam czytać twoje historie, dlatego na pewno zostanę z arkana-cierpienia. A co do after---dark, to nie jestem pewna. Może i będę tu zaglądać, ale nie obiecuję, że będę czytać te rozdziały. Przepraszam cię. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Czekam za to niecierpliwie na kolejny rozdział na twoim drugim blogu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Oczywiście, rozumiem to i szanuję ;) Spodziewałam się, że sporo osób odwróci się od opowiadania właśnie przez taką a nie inną jego formę ;) Z góry mówię, że to nie będzie tak, że Seleny nie będzie - będzie i odegra naprawdę wielką rolę :) Jednak wszystko w swoim czasie ;)
UsuńRozumiem, że w takim wypadku nie mam cię już informować o NN na tym blogu? ;)