9 tygodni wcześniej, Polska
Biblioteka
uniwersytecka była dość obskurnym, ale bardzo klimatycznym miejscem. Duże
pomieszczenie w kształcie prostokąta przecinały długie rzędy wysokich regałów z
często zniszczonymi, ciężkimi tomami. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny
i starych książek. Kojarzył mi się z wczesnym dzieciństwem – czasami, gdy mama
była jeszcze obecna w naszej rodzinie, w każdą sobotę chodziłam z tatą do
antykwariatu niedaleko naszego domu.
Postawiłam na
stoliku spory stos książek, które przemiła, aczkolwiek trochę flegmatyczna pani
bibliotekarka odłożyła dla mnie na swoim biurku. Tytuły były przeróżne, głównie
związane z aniołami, wampirami, przepowiedniami i innymi tematami powiązanymi
ze światem nadprzyrodzonym. Na uczelni, na której wykłada się parapsychologię
nikogo nie dziwiło, że młoda dziewczyna przesiadywała popołudniami nad
książkami o takich bredniach.
Usiadłam na niezbyt
wygodnym, drewnianym krześle, którego oparcie i siedzisko obite były brązowym,
prążkowanym materiałem. Otworzyłam pierwszy tom na trzechsetnej stronie i
kontynuowałam przerwane kilka dni temu czytanie.
Nie szukałam
niczego konkretnego. Po prostu uzupełniałam wiedzę o świecie magicznym, której
ostatnio bardzo mi brakowało. I choć czytając wiedziałam, że niektóre z tych
rzeczy wcale nie są prawdą, to interesowało mnie to i chłonęłam każde słowo
niczym dziecko, słuchające bajki o Kopciuszku.
Gdy drzwi
biblioteki otworzyły się, nie spojrzałam w ich stronę, tylko na zegarek,
którego srebrna tarcza wskazywała godzinę siedemnastą. Uśmiechnęłam się pod
nosem i wróciłam do czytania.
Chłopak o średniej
długości poczochranych kruczoczarnych włosach zasiadł przy stoliku nieopodal.
Przychodził do biblioteki codziennie, zawsze o siedemnastej i za każdym razem
zajmował to samo miejsce. Rozsiadał się wygodnie, opierając czarne ciężkie buty
na krześle naprzeciw siebie, wyciągał ze skórzanej torby starą książkę i czytał.
Codziennie spędzał w bibliotece równo godzinę i dwadzieścia minut, po czym
wstawał i bez słowa wychodził. Zawsze miał na sobie ciężką, czarną ramoneskę,
która trochę gryzła się z bladą cerą, ale jednocześnie bardzo pasowała do
czarnej koziej bródki.
Gdy zobaczyłam
go po raz pierwszy, czyli podczas mojej pierwszej wizyty w bibliotece,
zdziwiłam się, że ktoś taki jak on przychodzi do takiego cichego miejsca.
Właściwie, gdybym zobaczyła go na ulicy, nigdy w życiu nie potrafiłabym
wyobrazić go sobie z książką. Na pierwszy rzut oka był raczej typem rozbójnika,
fana ciężkiej muzyki, niż starych książek i spokoju.
Cóż, pozory
mylą…
Ja powinnam o
tym wiedzieć najlepiej.
Zaprzestałam
rozmyślania o dziwnym chłopaku, którego nikt na uczelni nie znał osobiście (tak,
pytałam, ciekawość zwyciężyła). Wróciłam do czytania rozdziału o aniołach, w
którym autor książki zarzekał się, że rasa ta jest bardzo rzadka i nie cechuje
się niczym specjalnym, prócz posiadaniem skrzydeł.
– Kiedyś
zmądrzejesz i przestaniesz czytać te bzdury.
Podniosłam
wzrok na czarnowłosego chłopaka. Nie patrzył w moją stronę, ale na pewno
zwracał się do mnie. Byłam jedyną osobą w bibliotece, nie licząc bibliotekarki,
która właśnie wyszła na zaplecze, by zaparzyć sobie herbatę.
W jego głosie
nie było niczego specjalnego, prócz dziwnego akcentu, którego nie mogłam
rozpoznać.
Wróciłam do
książki i przewróciłam stronę, choć wcale nie przeczytałam poprzedniej w
całości. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Mogłam wprawdzie zarzekać się, że
właśnie studiuję materiał do zbliżającego się egzaminu, ale po co?
– Kto cię
wychowywał? – spytał.
Posłałam mu
zdziwione spojrzenie. To było dość dziwne pytanie, biorąc pod uwagę, że wcale
się nie znaliśmy. Nowych znajomości nie zaczyna się pytaniem o to, w jakiej rodzinie
się wychowywało!
Uśmiechnął się
jakby trochę złośliwie. Zauważył, że jego pytanie zbiło mnie z tropu i trochę
zdenerwowało. Ściągnął nogi z krzesła, zamknął książkę i wstał. Podszedł do
mnie powoli i usiadł naprzeciw.
– Anioły? –
drążył.
– Człowiek –
odpowiedziałam, rozumiejąc, o co mu chodzi.
Nie był
człowiekiem. Musiał być istotą magiczną, skoro w jakiś sposób zorientował się,
że jestem aniołem. Pytanie brzmiało: jaką? Jaką istotą nadprzyrodzoną był ten
chłopak? Aniołem? Elfem? Na pewno nie upiorem – to zauważyłam bym od razu.
– Czym jesteś?
– spytałam.
– Jak ci na
imię? – uśmiechnął się, zakładając ręce na piersi.
– Spytałam
pierwsza.
– Ale ja mogę
cię posłać do diabła.
Zatrzasnęłam
książkę, unosząc głowę wysoko i przybierając grobowy wyraz twarzy.
Przestraszyłam się, ale gdzieś w środku czułam, że wcale nie mógłby zrobić mi
krzywdy. To ja byłam aniołem, to ja mogłam mu zadać ból bez użycia
jakichkolwiek narzędzi.
Podniosłam się
krzesła, z impetem odłożyłam książkę o aniołach na stosik, który dostałam od
bibliotekarki.
– Siadaj, nie
rób szopek – zaśmiał się. – Set, jeśli coś ci to mówi – rzucił, wyciągając dłoń
w moją stronę.
– Selena –
przedstawiłam się, jednak nie uścisnęłam jego dłoni. – Czym jest Set?
Uśmiechnął się
szerzej, opuszczając dłoń.
Zupełnie nagle,
nie wiedząc dlaczego, usiadłam na krześle. Wcale nie miałam zamiaru tego robić,
jednak mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. Zupełnie, jakby ktoś przejął kontrolę
nad moim ciałem…
– Mogę
kontrolować ciało każdej żyjącej istoty – wyjaśnił cicho, a w tym samym
momencie moje mięśnie rozluźniły się i znów mogłam sama decydować o ich
ruchach.
– Naprawdę? –
rzuciłam zaskoczona. Nikt nigdy nie wspominał mi, że istnieją takie istoty… –
To doprawdy ciekawe… Masz może ochotę na kawę?
***
– Zabójstwa we
Florencji to był dopiero początek. Zginęło już wiele osób spoza miasta, a na
wet kraju. Anioły nie próżnują. Są stuprocentowo skuteczne, niebezpieczne i
bezwzględne, biorąc pod uwagę fakt, że giną także pojedynczy przedstawiciele
innych ras.
Leo mówił
powoli i spokojnie, uważnie przypatrując się przy tym Paulowi. Twarz młodego
Browna nie wyrażała zupełnie żadnych emocji, choć zainteresowanie i niepokój
rosły z każdą chwilą. Obejmował Melody, która rozłożyła się na kanapie i oparła
o jego tors, jakby chcąc w ten sposób zaznaczyć swoje terytorium i dać
Elizabeth do zrozumienia, że ma się nie zbliżać do jej chłopaka.
Liz siedziała
na drugiej kanapie pomiędzy Tylerem i Leo. Paulowi wydawało się, że Melody
mocno przyciągnęła uwagę furii – wpatrywała się w nią na zmianę mrużąc i
szerzej otwierając oczy. Nie było w tym niczego z zazdrości. To było
spojrzenie, którym dziewczyna oceniała ludzi wokół siebie. Teraz w jego centrum
była właśnie Melody.
– Żaden z
upiorów nie zginął od rany zadanej w znamię – dodał elf.
– Zostali
zablokowani? – spytał Paul.
W jego głosie
nie było cienia zainteresowania, choć z trudem udało mu się powstrzymać
niespokojne poruszenie. Zamiast tego uniósł lekko brwi i potarł ramię Melody.
Wiedział wprawdzie, że Leo doskonale wie, co teraz czuje, jednak nie mógł dać
satysfakcji niczego nieświadomemu bratu.
Nie pokaże mu,
że się przejmuje. Nie tym razem…
– Nie.
– Więc jak
zginęli? – Paul uśmiechnął się drwiąco do brata, który wciąż w ciszy
przypatrywał mu się ze złością.
Opowieść
przyjaciela wydawała się upiorowi coraz bardziej nieprawdopodobna… Był skłonny
stwierdzić, iż historia o martwych upiorach była tylko pretekstem do spotkania.
– Myślałem, że
ty nam powiesz – powiedział Leo, gdy Tyler otworzył usta, by odpowiedzieć bratu.
Melody
poruszyła się niespokojnie. Paul napiął wszystkie mięśnie, a oczy zapiekły go
przez chwilę.
– Co ty
insynuujesz? – wycedził, siląc się na spokój.
Przestał
obejmować dziewczynę i podniósł się z kanapy. Melody natychmiast usiadła,
chwytając go za dłoń. Wiedziała, że jeśli Paulowi puszczą nerwy, przemieni się.
Bardzo nie lubiła, gdy dochodziło do niekontrolowanej przemiany jej partnera i
nigdy nie kryła, że się go wtedy boi.
– Zostali
zabici srebrną bronią o takim samym stopie jak twoje noże – powiedział Tyler. –
Zostali zabici twoją bronią…
– Myślicie, że
to JA zabijam upiory!? – rzucił z niedowierzaniem.
Czuł, jak jego
oczy przybierają czarną barwę. Jak mogli go o to podejrzewać!? To było głupie,
zupełnie bezpodstawne! Dlaczego miałby zabijać swoich pobratymców?
Dotychczas
stojący z boku Justin podszedł do Paula, by mocno chwycić go za ramię.
Wiedział, że jest bliski rzuceniu się na brata. W normalnych warunkach nie
miałby nic przeciwko, jednak zdawał też sobie sprawę z tego, jak niekorzystnie
by to wyglądało w obecnej sytuacji.
– Nie tylko
Paul ma nóż – zauważył, odciągając chłopaka o krok w tył. – Zresztą, sam
podkreśliłeś, że to anioły zabijają. Upiory giną, bo zbuntowanym nie odpowiada
fakt, że Paul i Selena żyją. Bardziej martwiłbym się, czy to mój champion nie
będzie następny.
– Dzięki,
syknął Paul, wyrywając się z uścisku przyjaciela. – Dotychczas nie pomyślałem,
że mogą chcieć MNIE.
– Gdzie byłeś
przez ostatnie dwa miesiące?
Paul posłał
jasnowłosemu elfowi zdziwione spojrzenie.
– Tutaj, w
Bostonie.
– Paul nie może
zabijać upiorów. Byłem świadkiem śmierci Diany – Justin skrzywił się na samą
myśl o ukochanej. – Nie było go tam. Wyczułbym go.
– Od kiedy
dokładnie giną upiory? – spytała nieśmiało Melody.
Paul obejrzał
się gwałtownie. Zupełnie zapomniał, że jego dziewczyna wciąż była w salonie.
Odetchnął głęboko, starając się uspokoić.
Leo natychmiast
wyjaśnił, że pierwsze upiory zginęły we Florencji dokładnie osiem tygodni
wcześniej.
– Przez
ostatnie dwa miesiące Paul był ze mną. Dwadzieścia cztery godziny na dobę,
siedem dni w tygodniu – powiedziała Melody, podnosząc się z kanapy. – Pilnował
mnie. Zresztą, spytajcie Thomasa lub pana Browna.
Leo pokiwał
głową, jakby zamyślony. Elizabeth ożywiła się i wbiła wzrok w Paula. Coś w
wypowiedzi Melody mocno ją zaintrygowało, przyciągnęło jej uwagę. Dotychczas
bez ruchu i emocji tylko wpatrywała się w nową dziewczynę Browna.
– Anioły
dysponują stopem… Chciałbym, żebyś pokazał mi swój nóż – poprosił Leo.
– Świetnie –
skwitował Paul. – Melody, pomóż mi go szukać.
– Skłamałaś –
szepnął Brown, gdy Melody zamknęła za sobą drzwi od gabinetu.
– Naciągnęłam
fakty – sprostowała szatynka.
Podeszła do
mahoniowego biurka i oparła się o nie, obserwując jak Paul kuca przy jednej z
zamkniętych szafek.
– Nie, Melody.
Skłamałaś. Jesteśmy razem siedem tygodni, nie osiem. Kto jak kto, ale ty dobrze
o tym wiesz – szepnął ledwo słyszalnie.
Wyciągnął mały
kluczyk ze stojącej na parapecie szkatułki, po czym włożył go do zamka. W tej
szafce trzymał wszystkie najważniejsze dokumenty, zarówno dotyczące firmy, jak
i spraw nadprzyrodzonych. To była jego mała skarbnica wiedzy i tajemnic, do
której nikt nie miał dostępu. Właściwie, on sam nieczęsto tam zaglądał. Po
przeprowadzce wsypał do środka zawartość jednego z kartonów (której nawet
dokładnie nie sprawdził), a później tylko dokładał dokumenty.
– Masz coś
wspólnego ze śmiercią tych istot? – spytała cicho szatynka, a gdy Paul posłał
jej pełne wyrzutów spojrzenie, uśmiechnęła się słodko. – Więc nie żałuję.
Dopiero wtedy
do Paula dotarło to, co dziewczyna robiła. Chroniła go. Przekonana o jego
niewinności postanowiła odciągnąć podejrzenia. Paul z jednej strony jej się nie
dziwił – cała ta sprawa burzyła spokój w ich związku. Z drugiej strony jednak
dziwiło go to, jak bardzo musiała mu ufać…
Uśmiechnął się
do Melody z wdzięcznością, po czym wrócił do wyciągania zawartości szafki na
podłogę. W miarę jak stosik papierów, teczek i segregatorów powiększał się, w
środku robiło się więcej miejsca.
– Nie… –
szepnął Paul z przerażeniem.
Zszokowany
wpatrywał się we wnętrze szafki. Melody obeszła biurko i stanęła za nim,
pochylając się, by zajrzeć do środka. Mahoniowe wnętrze ziało pustką.
– Nie ma go… –
w głosie Paula pojawił się najprawdziwszy strach, który chwilę później zmienił
się w ogromną złość.
Wściekły
uderzył ręką w stosik papierów, które natychmiast rozleciały się po
pomieszczeniu. Zatrzasnął szafkę, a głośny huk odbił się echem od ścian pokoju.
Podniósł się z ziemi, ukrywając twarz w dłoniach i oddychając ciężko.
Najgroźniejsza broń na świecie zniknęła, a on nie miał pojęcia, w jaki
sposób…
W następnym odcinku:
* – Pragniesz
zemsty – oświadczył. – [...] Mogę ci pomóc osiągnąć to, czego naprawdę pragniesz…
– Ile będzie
mnie to kosztowało?
– Tylko wieczne
potępienie…
* – Następny atak
[...] Tym razem w Polsce…
* – On się pakuje, kretyni! Wyjeżdża do Polski!
ooo, ja chce Selene :(
OdpowiedzUsuńPrzecież była ;) I będzie ;)
UsuńTeraz to mnie zaintrygowałaś. Jestem za tym, że to Set ukradł broń Paulowi i zabija te upiory, pytanie tylko po co? Chyba, że to Selena mści się na upiorach... oj nie mogę się doczekać następnego rozdziału:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)