8 tygodni wcześniej, Polska
Nie zdradził mi
swojego imienia. Kazał mówić do siebie Set. Nie powiedział skąd pochodzi, ile
ma lat, dlaczego zainteresowała go moja osoba. W zamian za to, że ja nie
drążyłam tematu, on nie wypytywał mnie o nic. I wszyscy byli szczęśliwi.
Był tajemniczy,
niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Trochę zamknięty w sobie,
dziwny, podejrzany… Jednocześnie jednak tak intrygujący, że nie sposób było nie
pogłębiać tej znajomości.
Siedzieliśmy w
bibliotece uniwersyteckiej. Jak co dzień, zajęci tym samym co zwykle, choć od
dłuższego czasu siadaliśmy przy jednym stoliku. Biblioteka to było jedyne
miejsce, w którym się spotykaliśmy. Żadnych spacerów, wypadów na miasto,
spotkań przy kawie. Każdego dnia, o siedemnastej, siadaliśmy przy jednym z
nieco sfatygowanych bibliotecznych stolików i po prostu czytaliśmy.
– Czego
pragniesz? – spytał nagle.
Nie podniósł
wzroku znad książki. Posłałam mu niezbyt zaciekawione spojrzenie.
– Nie wiem. Nie
mam czasu na marzenia – rzuciłam wymijająco, wracając do swojej lektury.
– A ja myślę,
że doskonale wiesz… – szepnął, odkładając książkę. – Oboje to wiemy… I nie mam
na myśli tych śmiesznych bzdur jak rodzina czy dzieci… Mówię o czymś, czego
pragniesz prawdziwie mocno, w głębi serca. O czymś znacznie lepszym…
Uniosłam brwi.
Co on mógł wiedzieć!? Właściwie wcale się nie znaliśmy!
– Pragniesz
zemsty – oświadczył.
Nie
odpowiedziałam. Odebrało mi mowę. Wpatrywałam się w niego zupełnie skołowana.
– To oczywiste.
Zabrano ci wszystko… – szepnął. – Tak się składa, że jestem w te klocki całkiem
niezły. Mogę ci pomóc osiągnąć to, czego naprawdę pragniesz…
– Ile będzie
mnie to kosztowało?
– Tylko wieczne
potępienie…
***
– Nie mam go.
Wszyscy obecni
w salonie zwrócili wzrok w stronę schodów, z których właśnie zszedł Paul z
Melody. Tyler posłał bratu zdziwione spojrzenie. Wiedział wprawdzie, że nie ma
on noża (Leo znalazł jeden z trzech egzemplarzy na miejscu zbrodni, a Selena i
Jessica wciąż posiadały swoje), ale nie spodziewał się, że brat oświadczy to w
tak beztroski sposób. To był główny powód, dla którego go podejrzewali. Leo nie
miał żadnych innych dowodów…
– Ktoś go ukradł
– powiedziała Melody.
Tyler zwrócił
wzrok w stronę brązowowłosej piękności. Była całkowicie w typie Paula.
Absolutnie idealna. Starannie wyprostowane włosy luźno spływały jej na szczupłe
ramiona. Były gęste i lśniące, zdecydowanie naturalne. Twarz w kształcie serca
przyciągała wzrok i niemal od razu budziła sympatię. A jej uśmiech… Ach, za
niego możnaby zabić! Był promienny, słodki i niewinny. Rozbrajający! Nawet gdy,
tak jak teraz, denerwowała się lub martwiła, jej czekoladowe oczy błyszczały.
Mimo to Tyler
zdecydowanie jej nie polubił. Nie potrafił powiedzieć, dlaczego. Wydawała się
miła, spokojna, dobrze ułożona. Niewątpliwie była śliczna… Ba! Była piękna!
Kobieca i słodka zarazem! Co więcej, zdawało się, że Paul jest przy niej
szczęśliwy. Dlaczego więc Tylerowi przeszkadzała jej obecność?
Powód był
prosty, choć Tylerowi ciężko było się do tego przyznać. Melody zajęła miejsce
Seleny. Chociaż młodej anielicy także nie polubił od razu, to teraz pałał do
niej wielką sympatią i w głębi serca miał nadzieję, że tych dwoje jeszcze się
zejdzie. Byli sobie przeznaczeni. Sam Paul o tym mówił. Ich drogi rozeszły się,
ale nie musiało być tak już zawsze… Problem tkwił w Melody. Młoda, piękna
upiorzyca, zajmując miejsce Seleny, wszystko psuła.
Paul wciąż
wydawał się niewzruszony. Stanął naprzeciw Leo, który podniósł się z kanapy.
Wyciągnął w stronę przyjaciela otwartą dłoń. Wówczas Tyler zrozumiał, dlaczego
Paul podszedł do tego z takim spokojem. Chłopak wszystko przemyślał przed
zejściem na dół. Miał plan.
Leo natychmiast
zrozumiał, o co chodziło młodemu Brownowi. Wyciągnął z torby scyzoryk, którym
rozciął najpierw swoją rękę, później Paula. Gdy ich dłonie złączyły się, a rany
zetknęły, Paul uśmiechnął się. Tyler wstrzymał oddech.
– Przysięgam,
że nie mam nic wspólnego ze śmiercią tych osób i nie wiem, gdzie podział się
mój nóż – powiedział spokojnie Paul.
Gdy przyjaciele
puścili swoje dłonie, Tyler z ulgą wypuścił powietrze. Przysięga krwi nie
odebrała jego bratu życia. Paul był więc niewinny.
Wydobył z torby
srebrny nóż brata i położył go na ławie. Paul wpatrywał się w przedmiot
całkowicie zdezorientowany. Melody z kolei nie zareagowała. Bez żadnych emocji
usiadła w fotelu, zakładając nogę na nogę, po czym Tyler natychmiast
wywnioskował, że czekoladowooka piękność nigdy wcześniej nie widziała tej
broni.
– Znalazłem go
na jednym z miejsc zbrodni w pobliżu Twierdzy – wyjaśnił Leo.
Paul ze złością
chwycił przedmiot, na którym wciąż widniały ślady zaschniętej krwi. Jego oczy
pociemniały, a skóra lekko poszarzała Tyler wiedział, że to wyprowadziło brata
z równowagi.
Ciszę przerwał
dźwięk sygnału sms z telefonu Leo. Elf natychmiast wyciągnął z kieszeni
komórkę. Przeczytał wiadomość z kamienną twarzą.
W czasie gdy
blondyn wpatrywał się z niedowierzaniem w ekran swojego telefonu, Paul
odetchnął głęboko. Na moment ukrył twarz w dłoniach, a gdy ponownie pokazał ją
światu, był już w swojej ludzkiej postaci. Potrzebował chwili, by się uspokoić.
Tyler doskonale to wiedział. Rozumiał niemal każde zachowanie brata bez słów.
– Następny atak
– oświadczył Leo, wciąż wpatrując się w ekranik. – Tym razem w Polsce…
Paul i Justin
natychmiast wymienili znaczące spojrzenia. Biorąc pod uwagę to, o czym
wcześniej wspomniał Blackwood, obaj pomyśleli o tym samym.
– Selena… –
szepnął Tyler, kręcąc głową. – Zostawiłem ją z Jess i Martą…
Jak mógł
postąpić tak nieroztropnie!? Trzy słabe anielice, z czego jedna upadła, a druga
na tyle niedojrzała, że wciąż nie potrafiła sama się uleczyć, nie mogły mieć
żadnych szans ze zbuntowanymi! Justin miał rację – w całej tej wojnie chodziło
o to, że Sel wciąż żyła. Pozostawiona niemal sama sobie była naprawdę łatwym
celem.
– Kim jest
Marta? – spytała Melody, spoglądając na Tylera z zaciekawieniem.
– Później,
skarbie… – mruknął Paul, uciszając dziewczynę ruchem ręki, jednak wciąż nie
oderwał wzroku od Justina. – Lecimy do Polski.
Melody nie
wyglądała na zadowoloną z pomysłu Paula, ale grzecznie podążyła za nim na
piętro. W salonie dało się słyszeć trzaśnięcie drzwiami, które zwiastowało
nadchodzącą kłótnię świeżo upieczonej pary.
– Poza
zasięgiem – rzucił niespokojnie Leo, trzymając przy uchu komórkę.
– Próbuj.
Tyler nerwowym
krokiem okrążył salon. Przecież niemożliwym było, żeby zginęła od razu, gdy
została sama!
Elizabeth
rozejrzała się po salonie, jakby dopiero wybudzając się z czegoś w rodzaju
transu. Odszukała wzrokiem Justina, który właśnie nalewał do małej szklaneczki
whisky.
– Melody –
powiedziała nagle, a Tyler posłał jej zdziwione spojrzenie. – Melody jest
dowodem.
Justin oparł
się swobodnie o barek. Wziął łyk bursztynowego płynu i uniósł brwi. Leo również
posłał dziewczynie pytające spojrzenie, ponownie wybierając numer Seleny.
– Upiory w
Bostonie. Melody została przemieniona niedawno. Jest jednym z tych nowych –
powiedziała. – Trzyma się bardzo blisko Paula, więc…
– Jest jego
dziewczyną i pracuje dla niego. Mieszkają razem, więc chyba nic dziwnego, że
spędzają dużo czasu w swoim towarzystwie – wyjaśnił Justin. – Co błyskotliwego
wymyśliłaś tym razem? – dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
Elizabeth z
oburzeniem otworzyła usta, ale po chwili zamknęła je i spojrzała na Leo z
wyrzutem.
– Ostatnio w
Bostonie przybyło upiorów. Myślą, ze skoro Paul tu mieszka, to on je przemienia
– wyjaśnił Tyler.
– Przyjaźń…
– zaśmiał się szyderczo Justin. – Wy i wasze cholerne zaufanie… – prychnął,
poważniejąc. – Poczuje się naprawdę doceniony po tym, co dla was zrobił!
– Och, ciebie
na pewno doceni, kiedy dowie się, że posunąłeś naszą matkę – warknął Tyler,
gwałtownie zatrzymując się tuż przy Justinie.
Elizabeth
natychmiast wstała z kanapy i podeszła do nich. Wcisnęła się pomiędzy nich,
próbując ich rozdzielić.
– Melody
została przemieniona naprawdę niedawno. Dałabym jej góra dwa miesiące upiorzego
życia… Takie rzeczy widać od razu… Jest zupełnie nieprzystosowana! Poza tym,
naprawdę jest do Paula za bardzo przywiązana jak na osiem miesięcy samego
związku – wyjaśniła spokojnie Elizabeth.
– Melody jest
upiorem od ponad roku – warknął Justin przyciszonym tonem. – Czy wy siebie w
ogóle słyszycie!? Zostawiliście go samego z całym tym gównem, w którym utkwił!
To Selena rzuciła jego, nie on ją! A wy siedzieliście przy niej… Nie ty, ty
nikim się nie przejmujesz… – ostatnie zdanie wycedził wprost w twarz blond
furii. – Oskarżyliście go o śmierć tylu osób, w tym Diany. Myślicie, że bawi
się w fabrykę młodych upiorów. Żadne z was nie zauważyło tego, po co poszedł na
piętro!? On się pakuje, kretyni! Wyjeżdża do Polski, chociaż zaznał tam
praktycznie samego cierpienia, bo go potrzebujecie! Jest jedynym ratunkiem dla
Seleny i wszystkich istot magicznych, bo nie zginie od byle zranienia tym
gównianym nożem. Czuje się odpowiedzialny za całe zło tego świata, a wy to
jeszcze podsycacie! Niszczycie mu życie! A właściwie to, co z niego pozostało…
Tyler zamrugał
gwałtownie. Justin miał rację. W głowie rozbrzmiały mu słowa młodszego brata:
„A gdzie byłeś, kiedy to ja potrzebowałem wsparcia?”. Paul niewątpliwie mocno
cierpiał po rozstaniu z Seleną. Wszystko co robił, robił nie tylko dla niej,
nie tylko dla Justina, któremu zależało na zemście na Wolfie, ale też dla
całego magicznego świata. Nigdy nie oczekiwał niczego od nikogo. Ale gdy w
końcu sam potrzebował pomocy, został całkowicie sam. Nikt nie odwdzięczył mu
się za ofiarę, którą złożył…
Z trudem
przełknął ślinę, gdy Paul zszedł z piętra i z hukiem postawił przy schodach
dużą walizkę.
Melody stanęła
tuż za nim. Wydawała się trochę przygaszona, jednak uśmiechnęła się lekko do
obecnych w salonie. Tyler prychnął lekko pod nosem. Robiła dobrą minę do złej
gry.
Wzrok Paula
zatrzymał się Leo, który wciąż siedział ze słuchawką przy uchu.
– Selena jest
bezpieczna – rzucił nieobecnym głosem, a gdy obecni w salonie posłali mu
zdezorientowane spojrzenia, westchnął ciężko. – Thomas z nią rozmawiał –
wyjaśnił, lekko się krzywiąc, po czym odwrócił się do stojącej za nim
dziewczyny.
Melody pokiwała
głową, szepcąc coś w rodzaju „rozumiem”. Uśmiechnęła się trochę szerzej, wzruszając
lekko ramionami. Paul natychmiast chwycił jej słodką twarzyczkę w dłonie i
pocałował namiętnie.
– Rano
wylecimy… – powiedział chłopak do reszty, przerywając pocałunek.
Tyler odetchnął
głęboko, by nabrać nieco odwagi, po czym zrobił kilka kroków w stronę brata.
Gdy stanął przy nim w odległości długości ramienia, lekko chrząknął, chcąc
przyciągnąć uwagę młodego upiora. Gdy Paul spojrzał na niego pytająco,
przełknął ślinę.
– Przepraszam –
powiedział. – Za to, że nie pomogłem ci, kiedy jeszcze byłeś w Polsce, za to,
że cię nie wsparłem później… Powinienem był to zrobić. Przepraszam za
oskarżenia. I dziękuję, że nam pomożesz…
Paul słuchał
brata z kamienną twarzą, ale z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, jak ciężko
było mu wypowiedzieć te słowa. Tyler rzadko kiedy kogokolwiek za coś
przepraszał. Naprawdę sporadycznie czuł się winny i jeszcze rzadziej to
okazywał.
Jednak po
ostatnim zdaniu Tylera Paul po prostu wybuchł śmiechem. Nie był to zwykły
chichot, ale złośliwy rechot, jakby słowa starszego brata były dla niego więcej
niż żenujące.
– Nie bądź
żałosny – rzucił nagle, przestając się śmiać. – Już nigdy więcej nie zrobię
niczego dla WAS – wskazał dłonią na obecnych w salonie, ale jego wzrok znacząco
ominął Melody. – Nie jestem już tym kretynem, którym byłem jeszcze dwa miesiące
temu. Jadę tam, bo ja i moja rodzina jesteśmy w niebezpieczeństwie… A przez
rodzinę rozumiem Thomasa, ojca i Melody. NIKOGO więcej… – wycedził. – Poza tym
jakiś kretyn odważył się użyć mojego noża do zabójstwa. Zapłaci mi za to…
Minął Melody i
szybko oddalił się na piętro. Tyler nie odprowadził go wzrokiem. Wciąż
wpatrywał się w to samo miejsce. Nawet nie zauważył, jak brązowowłosa upiorzyca
podeszła do niego i pocieszająco musnęła jego ramię.
– Wcale tak nie
myśli… – szepnęła.
– Wiem.
Zresztą, nieważne dlaczego to robi… Ważne, że znów ma w sobie tyle
człowieczeństwa, co kiedyś…
W następnym odcinku:
* Rzucił się na mnie, znienacka uderzył o najbliższą
ścianę. Mocno chwycił mnie za nadgarstki, przycisnął je do ściany. [...] Wpatrywał się we mnie ze wściekłością.
* – Już dawno nie
jesteś małą dziewczynką… Teraz dodatkowo jesteś zupełnie inną osobą – szepnął.
– Wykorzystaj to.
* – Zaczyna się
prawdziwa zabawa…
w sumie to komentuje pierwszy raz bo na onecie nigdy nie dodawało moich kom -.-
OdpowiedzUsuńale to jest takie ...WOW *_*
ostatnio nie miałam czasu zeby czytać , teraz korzystając z tego że nie poszłam do szkoły postanowiłam to nadrobić i nienawidzę tego uczuica kiedy czytam i czytam aż nagle sie okazuje ze to już ostatni rozdział...zżera mnie ciekawość co bd dalej :D
omg ale się rozpisałam o_O to wałsnie m.in dlatego tez nie komentuje :P
w kazdym razie dopiero teraz gdy znowu zżera mnie ta ciekawosć zobaczyłam jak mi brakowało afd :)♥
wpadłam tu niedawno i mogę powiedzieć, że zostaję ! Bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że będziesz dalej pisać ;)!
OdpowiedzUsuńpoinformuj mnie o nowych notkach i przy okazji zerknij na moje opowiadanie, a może też Ci się spodoba ;)
http://absyntnocy.bloog.pl/
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Selena zachowuje się jak wariatka, bo myśli, że pomści śmierć swojego dziecka, a Paul kombinuje coś z Melody. Chciałabym, żeby między nimi znów było tak jak dawniej, to okropne co oni wyrabiają. Mam nadzieję, że ta historia zakończy się szczęśliwie:(
OdpowiedzUsuńJuż zacieram rączki na następny rozdział, pozdrawiam