piątek, 19 października 2012

Rozdział 6

8 tygodni wcześniej, Polska

Nie zdradził mi swojego imienia. Kazał mówić do siebie Set. Nie powiedział skąd pochodzi, ile ma lat, dlaczego zainteresowała go moja osoba. W zamian za to, że ja nie drążyłam tematu, on nie wypytywał mnie o nic. I wszyscy byli szczęśliwi.
Był tajemniczy, niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Trochę zamknięty w sobie, dziwny, podejrzany… Jednocześnie jednak tak intrygujący, że nie sposób było nie pogłębiać tej znajomości.
Siedzieliśmy w bibliotece uniwersyteckiej. Jak co dzień, zajęci tym samym co zwykle, choć od dłuższego czasu siadaliśmy przy jednym stoliku. Biblioteka to było jedyne miejsce, w którym się spotykaliśmy. Żadnych spacerów, wypadów na miasto, spotkań przy kawie. Każdego dnia, o siedemnastej, siadaliśmy przy jednym z nieco sfatygowanych bibliotecznych stolików i po prostu czytaliśmy.
– Czego pragniesz? – spytał nagle.
Nie podniósł wzroku znad książki. Posłałam mu niezbyt zaciekawione spojrzenie.
– Nie wiem. Nie mam czasu na marzenia – rzuciłam wymijająco, wracając do swojej lektury.
– A ja myślę, że doskonale wiesz… – szepnął, odkładając książkę. – Oboje to wiemy… I nie mam na myśli tych śmiesznych bzdur jak rodzina czy dzieci… Mówię o czymś, czego pragniesz prawdziwie mocno, w głębi serca. O czymś znacznie lepszym…
Uniosłam brwi. Co on mógł wiedzieć!? Właściwie wcale się nie znaliśmy!
– Pragniesz zemsty – oświadczył.
Nie odpowiedziałam. Odebrało mi mowę. Wpatrywałam się w niego zupełnie skołowana.
– To oczywiste. Zabrano ci wszystko… – szepnął. – Tak się składa, że jestem w te klocki całkiem niezły. Mogę ci pomóc osiągnąć to, czego naprawdę pragniesz…
– Ile będzie mnie to kosztowało?
– Tylko wieczne potępienie…
***

– Nie mam go.
Wszyscy obecni w salonie zwrócili wzrok w stronę schodów, z których właśnie zszedł Paul z Melody. Tyler posłał bratu zdziwione spojrzenie. Wiedział wprawdzie, że nie ma on noża (Leo znalazł jeden z trzech egzemplarzy na miejscu zbrodni, a Selena i Jessica wciąż posiadały swoje), ale nie spodziewał się, że brat oświadczy to w tak beztroski sposób. To był główny powód, dla którego go podejrzewali. Leo nie miał żadnych innych dowodów…
– Ktoś go ukradł – powiedziała Melody.
Tyler zwrócił wzrok w stronę brązowowłosej piękności. Była całkowicie w typie Paula. Absolutnie idealna. Starannie wyprostowane włosy luźno spływały jej na szczupłe ramiona. Były gęste i lśniące, zdecydowanie naturalne. Twarz w kształcie serca przyciągała wzrok i niemal od razu budziła sympatię. A jej uśmiech… Ach, za niego możnaby zabić! Był promienny, słodki i niewinny. Rozbrajający! Nawet gdy, tak jak teraz, denerwowała się lub martwiła, jej czekoladowe oczy błyszczały.
Mimo to Tyler zdecydowanie jej nie polubił. Nie potrafił powiedzieć, dlaczego. Wydawała się miła, spokojna, dobrze ułożona. Niewątpliwie była śliczna… Ba! Była piękna! Kobieca i słodka zarazem! Co więcej, zdawało się, że Paul jest przy niej szczęśliwy. Dlaczego więc Tylerowi przeszkadzała jej obecność?
Powód był prosty, choć Tylerowi ciężko było się do tego przyznać. Melody zajęła miejsce Seleny. Chociaż młodej anielicy także nie polubił od razu, to teraz pałał do niej wielką sympatią i w głębi serca miał nadzieję, że tych dwoje jeszcze się zejdzie. Byli sobie przeznaczeni. Sam Paul o tym mówił. Ich drogi rozeszły się, ale nie musiało być tak już zawsze… Problem tkwił w Melody. Młoda, piękna upiorzyca, zajmując miejsce Seleny, wszystko psuła.
Paul wciąż wydawał się niewzruszony. Stanął naprzeciw Leo, który podniósł się z kanapy. Wyciągnął w stronę przyjaciela otwartą dłoń. Wówczas Tyler zrozumiał, dlaczego Paul podszedł do tego z takim spokojem. Chłopak wszystko przemyślał przed zejściem na dół. Miał plan.
Leo natychmiast zrozumiał, o co chodziło młodemu Brownowi. Wyciągnął z torby scyzoryk, którym rozciął najpierw swoją rękę, później Paula. Gdy ich dłonie złączyły się, a rany zetknęły, Paul uśmiechnął się. Tyler wstrzymał oddech.
– Przysięgam, że nie mam nic wspólnego ze śmiercią tych osób i nie wiem, gdzie podział się mój nóż – powiedział spokojnie Paul.
Gdy przyjaciele puścili swoje dłonie, Tyler z ulgą wypuścił powietrze. Przysięga krwi nie odebrała jego bratu życia. Paul był więc niewinny.
Wydobył z torby srebrny nóż brata i położył go na ławie. Paul wpatrywał się w przedmiot całkowicie zdezorientowany. Melody z kolei nie zareagowała. Bez żadnych emocji usiadła w fotelu, zakładając nogę na nogę, po czym Tyler natychmiast wywnioskował, że czekoladowooka piękność nigdy wcześniej nie widziała tej broni.
– Znalazłem go na jednym z miejsc zbrodni w pobliżu Twierdzy – wyjaśnił Leo.
Paul ze złością chwycił przedmiot, na którym wciąż widniały ślady zaschniętej krwi. Jego oczy pociemniały, a skóra lekko poszarzała Tyler wiedział, że to wyprowadziło brata z równowagi.
Ciszę przerwał dźwięk sygnału sms z telefonu Leo. Elf natychmiast wyciągnął z kieszeni komórkę. Przeczytał wiadomość z kamienną twarzą.
W czasie gdy blondyn wpatrywał się z niedowierzaniem w ekran swojego telefonu, Paul odetchnął głęboko. Na moment ukrył twarz w dłoniach, a gdy ponownie pokazał ją światu, był już w swojej ludzkiej postaci. Potrzebował chwili, by się uspokoić. Tyler doskonale to wiedział. Rozumiał niemal każde zachowanie brata bez słów.
– Następny atak – oświadczył Leo, wciąż wpatrując się w ekranik. – Tym razem w Polsce…
Paul i Justin natychmiast wymienili znaczące spojrzenia. Biorąc pod uwagę to, o czym wcześniej wspomniał Blackwood, obaj pomyśleli o tym samym.
– Selena… – szepnął Tyler, kręcąc głową. – Zostawiłem ją z Jess i Martą…
Jak mógł postąpić tak nieroztropnie!? Trzy słabe anielice, z czego jedna upadła, a druga na tyle niedojrzała, że wciąż nie potrafiła sama się uleczyć, nie mogły mieć żadnych szans ze zbuntowanymi! Justin miał rację – w całej tej wojnie chodziło o to, że Sel wciąż żyła. Pozostawiona niemal sama sobie była naprawdę łatwym celem.
– Kim jest Marta? – spytała Melody, spoglądając na Tylera z zaciekawieniem.
– Później, skarbie… – mruknął Paul, uciszając dziewczynę ruchem ręki, jednak wciąż nie oderwał wzroku od Justina. – Lecimy do Polski.

Melody nie wyglądała na zadowoloną z pomysłu Paula, ale grzecznie podążyła za nim na piętro. W salonie dało się słyszeć trzaśnięcie drzwiami, które zwiastowało nadchodzącą kłótnię świeżo upieczonej pary.
– Poza zasięgiem – rzucił niespokojnie Leo, trzymając przy uchu komórkę.
– Próbuj.
Tyler nerwowym krokiem okrążył salon. Przecież niemożliwym było, żeby zginęła od razu, gdy została sama!
Elizabeth rozejrzała się po salonie, jakby dopiero wybudzając się z czegoś w rodzaju transu. Odszukała wzrokiem Justina, który właśnie nalewał do małej szklaneczki whisky.
– Melody – powiedziała nagle, a Tyler posłał jej zdziwione spojrzenie. – Melody jest dowodem.
Justin oparł się swobodnie o barek. Wziął łyk bursztynowego płynu i uniósł brwi. Leo również posłał dziewczynie pytające spojrzenie, ponownie wybierając numer Seleny.
– Upiory w Bostonie. Melody została przemieniona niedawno. Jest jednym z tych nowych – powiedziała. – Trzyma się bardzo blisko Paula, więc…
– Jest jego dziewczyną i pracuje dla niego. Mieszkają razem, więc chyba nic dziwnego, że spędzają dużo czasu w swoim towarzystwie – wyjaśnił Justin. – Co błyskotliwego wymyśliłaś tym razem? – dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
Elizabeth z oburzeniem otworzyła usta, ale po chwili zamknęła je i spojrzała na Leo z wyrzutem.
– Ostatnio w Bostonie przybyło upiorów. Myślą, ze skoro Paul tu mieszka, to on je przemienia – wyjaśnił Tyler.
 – Przyjaźń… – zaśmiał się szyderczo Justin. – Wy i wasze cholerne zaufanie… – prychnął, poważniejąc. – Poczuje się naprawdę doceniony po tym, co dla was zrobił!
– Och, ciebie na pewno doceni, kiedy dowie się, że posunąłeś naszą matkę – warknął Tyler, gwałtownie zatrzymując się tuż przy Justinie.
Elizabeth natychmiast wstała z kanapy i podeszła do nich. Wcisnęła się pomiędzy nich, próbując ich rozdzielić.
– Melody została przemieniona naprawdę niedawno. Dałabym jej góra dwa miesiące upiorzego życia… Takie rzeczy widać od razu… Jest zupełnie nieprzystosowana! Poza tym, naprawdę jest do Paula za bardzo przywiązana jak na osiem miesięcy samego związku – wyjaśniła spokojnie Elizabeth.
– Melody jest upiorem od ponad roku – warknął Justin przyciszonym tonem. – Czy wy siebie w ogóle słyszycie!? Zostawiliście go samego z całym tym gównem, w którym utkwił! To Selena rzuciła jego, nie on ją! A wy siedzieliście przy niej… Nie ty, ty nikim się nie przejmujesz… – ostatnie zdanie wycedził wprost w twarz blond furii. – Oskarżyliście go o śmierć tylu osób, w tym Diany. Myślicie, że bawi się w fabrykę młodych upiorów. Żadne z was nie zauważyło tego, po co poszedł na piętro!? On się pakuje, kretyni! Wyjeżdża do Polski, chociaż zaznał tam praktycznie samego cierpienia, bo go potrzebujecie! Jest jedynym ratunkiem dla Seleny i wszystkich istot magicznych, bo nie zginie od byle zranienia tym gównianym nożem. Czuje się odpowiedzialny za całe zło tego świata, a wy to jeszcze podsycacie! Niszczycie mu życie! A właściwie to, co z niego pozostało…
Tyler zamrugał gwałtownie. Justin miał rację. W głowie rozbrzmiały mu słowa młodszego brata: „A gdzie byłeś, kiedy to ja potrzebowałem wsparcia?”. Paul niewątpliwie mocno cierpiał po rozstaniu z Seleną. Wszystko co robił, robił nie tylko dla niej, nie tylko dla Justina, któremu zależało na zemście na Wolfie, ale też dla całego magicznego świata. Nigdy nie oczekiwał niczego od nikogo. Ale gdy w końcu sam potrzebował pomocy, został całkowicie sam. Nikt nie odwdzięczył mu się za ofiarę, którą złożył…
Z trudem przełknął ślinę, gdy Paul zszedł z piętra i z hukiem postawił przy schodach dużą walizkę.
Melody stanęła tuż za nim. Wydawała się trochę przygaszona, jednak uśmiechnęła się lekko do obecnych w salonie. Tyler prychnął lekko pod nosem. Robiła dobrą minę do złej gry.
Wzrok Paula zatrzymał się Leo, który wciąż siedział ze słuchawką przy uchu.
– Selena jest bezpieczna – rzucił nieobecnym głosem, a gdy obecni w salonie posłali mu zdezorientowane spojrzenia, westchnął ciężko. – Thomas z nią rozmawiał – wyjaśnił, lekko się krzywiąc, po czym odwrócił się do stojącej za nim dziewczyny.
Melody pokiwała głową, szepcąc coś w rodzaju „rozumiem”. Uśmiechnęła się trochę szerzej, wzruszając lekko ramionami. Paul natychmiast chwycił jej słodką twarzyczkę w dłonie i pocałował namiętnie.
– Rano wylecimy… – powiedział chłopak do reszty, przerywając pocałunek.
Tyler odetchnął głęboko, by nabrać nieco odwagi, po czym zrobił kilka kroków w stronę brata. Gdy stanął przy nim w odległości długości ramienia, lekko chrząknął, chcąc przyciągnąć uwagę młodego upiora. Gdy Paul spojrzał na niego pytająco, przełknął ślinę.
– Przepraszam – powiedział. – Za to, że nie pomogłem ci, kiedy jeszcze byłeś w Polsce, za to, że cię nie wsparłem później… Powinienem był to zrobić. Przepraszam za oskarżenia. I dziękuję, że nam pomożesz…
Paul słuchał brata z kamienną twarzą, ale z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, jak ciężko było mu wypowiedzieć te słowa. Tyler rzadko kiedy kogokolwiek za coś przepraszał. Naprawdę sporadycznie czuł się winny i jeszcze rzadziej to okazywał.
Jednak po ostatnim zdaniu Tylera Paul po prostu wybuchł śmiechem. Nie był to zwykły chichot, ale złośliwy rechot, jakby słowa starszego brata były dla niego więcej niż żenujące.
– Nie bądź żałosny – rzucił nagle, przestając się śmiać. – Już nigdy więcej nie zrobię niczego dla WAS – wskazał dłonią na obecnych w salonie, ale jego wzrok znacząco ominął Melody. – Nie jestem już tym kretynem, którym byłem jeszcze dwa miesiące temu. Jadę tam, bo ja i moja rodzina jesteśmy w niebezpieczeństwie… A przez rodzinę rozumiem Thomasa, ojca i Melody. NIKOGO więcej… – wycedził. – Poza tym jakiś kretyn odważył się użyć mojego noża do zabójstwa. Zapłaci mi za to…
Minął Melody i szybko oddalił się na piętro. Tyler nie odprowadził go wzrokiem. Wciąż wpatrywał się w to samo miejsce. Nawet nie zauważył, jak brązowowłosa upiorzyca podeszła do niego i pocieszająco musnęła jego ramię.
– Wcale tak nie myśli… – szepnęła.
– Wiem. Zresztą, nieważne dlaczego to robi… Ważne, że znów ma w sobie tyle człowieczeństwa, co kiedyś…

W następnym odcinku: 
Rzucił się na mnie, znienacka uderzył o najbliższą ścianę. Mocno chwycił mnie za nadgarstki, przycisnął je do ściany. [...] Wpatrywał się we mnie ze wściekłością.

– Już dawno nie jesteś małą dziewczynką… Teraz dodatkowo jesteś zupełnie inną osobą – szepnął. – Wykorzystaj to.

– Zaczyna się prawdziwa zabawa…

3 komentarze:

  1. w sumie to komentuje pierwszy raz bo na onecie nigdy nie dodawało moich kom -.-
    ale to jest takie ...WOW *_*
    ostatnio nie miałam czasu zeby czytać , teraz korzystając z tego że nie poszłam do szkoły postanowiłam to nadrobić i nienawidzę tego uczuica kiedy czytam i czytam aż nagle sie okazuje ze to już ostatni rozdział...zżera mnie ciekawość co bd dalej :D
    omg ale się rozpisałam o_O to wałsnie m.in dlatego tez nie komentuje :P
    w kazdym razie dopiero teraz gdy znowu zżera mnie ta ciekawosć zobaczyłam jak mi brakowało afd :)♥

    OdpowiedzUsuń
  2. wpadłam tu niedawno i mogę powiedzieć, że zostaję ! Bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że będziesz dalej pisać ;)!
    poinformuj mnie o nowych notkach i przy okazji zerknij na moje opowiadanie, a może też Ci się spodoba ;)
    http://absyntnocy.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Selena zachowuje się jak wariatka, bo myśli, że pomści śmierć swojego dziecka, a Paul kombinuje coś z Melody. Chciałabym, żeby między nimi znów było tak jak dawniej, to okropne co oni wyrabiają. Mam nadzieję, że ta historia zakończy się szczęśliwie:(
    Już zacieram rączki na następny rozdział, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń