niedziela, 28 października 2012

Rozdział 7 cz. I


Pomyślałam: przecież to nic złego, że chce pomóc. Nic się nie zmieni…
Jaka byłam głupia!
Rozumiałam wprawdzie jego potrzebę ratowania innych, ale nie mogłam pojąć, dlaczego miałby być odpowiedzialny za całe zło wszechświata! Niestety, dla wszystkich to było takie oczywiste, że Paul po raz kolejny narazi siebie i otaczające go osoby, żeby uratować życie tysięcy nieznanych mu istot. I choć wypomniał bratu, że wyjazd do Polski traktuje jak szansę na uratowanie siebie, mnie i Thomasa, to wcale nie była przekonana, czy mówiąc „Melody” nie myślał „Selena”…
Zdecydował się na wyjazd z Bostonu po tym, jak dotarło do niego, że może być w poważnym niebezpieczeństwie. Ale kiedy to ja się przestraszyłam i wyjawiłam mu swoje obawy, po prostu mnie zbył!
Może właśnie dlatego, że nie umknęło to mojej uwadze, postanowiłam spędzić tę ostatnią noc w Bostonie z dala od niego. Siedząc skulona na balkonie zastanawiałam się, czy w ogóle zauważył moją nieobecność. Jeszcze kilka dni wcześniej, gdybym chociaż na pięć minut zniknęła mu z pola widzenia bez uprzedzenia, wychodziłby z siebie. Teraz nawet nie wyszedł ze swojego gabinetu…
Byłam na niego zła. Naprawdę chciałam zrobić coś żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Cokolwiek. W pewnym momencie przeszło mi nawet przez myśl, że mogłabym wybrać się na miasto i wyssać kilka osób z energii… Byłby wściekły. Poczułby się winny. Nie spuściłby mnie z oczu przez następne tygodnie… Ale nie mogłam tego zrobić. Wiedziałam, że to nie jest dobry sposób, żeby go do siebie przyciągnąć.
– Źle się czuję – oznajmiłam.
Lecieliśmy już dobrych kilka godzin. Nie liczyłam ile dokładnie. Od samego początku podróży tępo wpatrywałam się w zasłonkę, którą zaciągnęłam na okno jeszcze przed startem. Paul w tym czasie w najlepsze przerabiał zdjęcia z ostatnich sesji, rozmawiał z Thomasem i od czasu do czasu wołał do siebie piękną stewardessę, prosząc o kolejną szklankę whisky z lodem.
Gdy nie zareagował na moje słowa, szturchnęłam go mocno w ramię, przez co zamiast przykryć pryszcza na twarzy jednej z fotomodelek, rozmazał jej usta.
– Co!? – warknął, nawet na mnie nie spoglądając.
– Źle się czuję!
Zebrało mi się na płacz. Z trudem przełknęłam ślinę, gdy wrócił do swojego zajęcia.
– Nie karmiłam się od dwóch dni… – szepnęłam.
– Zaraz lądujemy – mruknął.
– Nie obchodzi mnie to!
Siedzący przed nami Tyler obejrzał się przez siedzenie. Uniósł brwi, przyglądając mi się uważnie. Lekko zmrużył oczy. Odwróciłam się w stronę okna, ukradkiem ocierając pojedynczą łzę.
Trudno wyrazić ból, jaki przeszywa całe ciało, gdy jest się spragnionym energii. Nagle wszystkie bodźce odbierane są milion razy intensywniej, energia otaczających ludzi staje się bardziej kusząca, a hormony zaczynają szaleć. Wszystkie emocje są uwydatnione. Złość przeradza się we wściekłość, smutek w rozpacz… Wszystko dlatego, że ciało domaga się chi, by przetrwać.
– Paul… – rzucił znacząco czarnowłosy upiór, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
Starałam się go zignorować, choć denerwowała mnie teraz sama jego obecność. Musiałam się wyciszyć, przestać myśleć o energii. Tego uczył mnie Paul. Zwykle pomagało.
– Paul, ona zasypia…
Jeszcze pamiętałam to ogarniające całe ciało ciepło. Tyler miał rację – moja próba wyciszenia podziałała, ale natychmiast ogarnęła mnie przeogromna senność. Na reakcję Paula nie trzeba było długo czekać: natychmiast odstawił komputer i pociągnął mnie za ramię, prowadząc w stronę dziobu samolotu. Upewniwszy się, że nikt nie patrzy, wprowadził mnie do miejsca, w którym stewardessy przygotowywały napoje. Jedna z nich siedziała w środku. Natychmiast poderwała się z miejsca, jednak nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Paul stanął za nią, zatykając jej usta.
Powoli, bez większego zainteresowania, podeszłam do kobiety. Miała około metra siedemdziesięciu, była naprawdę ładna i zgrabna. Ale nie to grało główną rolę. Problem polegał na tym, że po kilkurazowym karmieniu się aniołami, czego uczył mnie ostatnio Paul, jej energia w ogóle nie wydawała mi się pociągająca. Była czysta, ale słaba. Nie tak słodka i niewinna jak istot z białymi skrzydłami.
Nie miałam większego wyboru. Przytknęłam usta do jej warg i zaczęłam wysysać energię. W miarę tego, jak jej ubywało sił życiowych, ja czułam się silniejsza i bardziej rozbudzona. Po kilku sekundach Paul sam oderwał ode mnie dziewczynę – prawdopodobnie wyczuł, że pozbawiłam ją zbyt wielkiej ilości chi. Właśnie sadzał ją z powrotem na krzesełku, gdy na zaplecze weszła kolejna członkini załogi. Bez zastanowienia rzuciłam się w jej stronę, z hukiem przyciskając ją do cienkiej ścianki oddzielającej nas od reszty pokładu.
Siłą odciągnął mnie w tył, a bezwładne ciało dziewczyny upadło na ziemię.
– Co, do cholery!? – wycedził, uderzając mną o przeciwległą ściankę.
– Puść mnie… – syknęłam, usiłując wyrwać się z jego mocnego uścisku.
– Chciałaś się nakarmić czy kogoś zabić!? – warknął.
– Od kiedy cię to interesuje!?
Rozluźnił uścisk. Na jego twarzy pojawiło się najprawdziwsze zdziwienie. Nie spodziewał się, że to powiem. Ja, szczerze mówiąc, też nie.
– Melody… – zaczął łagodnie.
Wykorzystałam to, że już nie naciskał. Odepchnęłam go mocno od siebie, natychmiast kierując się w stronę wyjścia na pokład.
– Posprzątaj – rzuciłam na pożegnanie.

Rozłożyłam się na wielkim, nowoczesnym łożu, nawet nie zwracając większej uwagi na wystrój hotelowego apartamentu, w którym się zatrzymaliśmy. Rzuciłam torebkę na stojący nieopodal fotel. Nie zawracałam sobie głowy nawet ściągnięciem butów. Było mi wszystko jedno.
Do otwartych drzwi zapukał boy hotelowy, który właśnie przywlókł nasze walizki. Paul pokazał mu, gdzie ma postawić torby, po czym wręczył chłopakowi napiwek i zatrzasnął za nim drzwi.
– Tommy, tamten pokój będzie twój – oznajmił, wskazując siedzącemu chłopcu na jedne z drzwi do pomieszczeń. – Zabierz zabawki, zaraz do ciebie przyjdę.
Thomas wyszedł, zabierając ze sobą spory plecak, który wypełniony był samochodami i klockami.
– Zrobiłaś to po raz ostatni, rozumiemy się? – warknął, gdy chłopiec zamknął za sobą drzwi.
Posłałam mu znużone spojrzenie. Powoli podniosłam się z łóżka, by wyjść do łazienki. Nie chciałam z nim o tym rozmawiać. Przez ostatnie dwa dni mnie zaniedbywał – to była jego wina, że byłam tak bardzo przemęczona, że musiałam nakarmić się jeszcze kimś!
Nie zdążyłam dojść do toalety. Rzucił się na mnie, znienacka uderzył o najbliższą ścianę. Mocno chwycił mnie za nadgarstki, przycisnął je do ściany. Jego szare tęczówki w mgnieniu oka pociemniały. Wpatrywał się we mnie ze wściekłością. Nie zareagowałam.
Ból, który mi zadawał tylko z pozoru był taki mocny. Z boku ktoś pewnie pomyślałby, że robi mi ogromną krzywdę… Ale tak nie było. Uderzenie o ścianę zabolało zaledwie tak, jakby tylko mnie klepnął. Nakarmiłam się wystarczająco, nabrałam sił na tyle, by moje ciało stało się niemal odporne na ból.
Kolejny pozorny plus bycia upiorem. Jeśli jest się nakarmionym – w wielkim stopniu nie odczuwa się fizycznego cierpienia. Jeśli nie – ból się potęguje…
– Co się z tobą dzieje!? – warknął, przybliżając twarz do mojej.
W sumie jego wściekłość i bliskość bardziej mnie podniecała niż raniła. Pewnie dlatego, korzystając z tego, że się przybliżył, pocałowałam go namiętnie. Był zdezorientowany. Rozluźnił uścisk, odwzajemniając pocałunek, choć nie z taką pasją, jakiej się spodziewałam. Nie przyciskał mnie już mocno do ściany, więc mogłam niemal pchnąć go na łóżko. Usiadłam na nim okrakiem.
Przyciągnął mnie do siebie, dając się ponieść miłosnemu uniesieniu. Obrócił mnie na plecy i przygwoździł do łóżka, wciąż całując namiętnie.
– Kocham cię… – wymruczałam, gdy przeniósł pieszczoty na moją szyję.
Natychmiast przestał. Spojrzał na mnie totalnie zszokowany.
Wiedziałam, że popełniłam błąd. Nie powinnam mówić mu tego jako pierwsza. Nie powinnam tego w ogóle mówić! Co ja sobie w ogóle myślałam!? Dopiero co zdecydował się opuścić Boston, by ratować swoją byłą ukochaną z opresji, przez co zdecydowanie byłam spychana na dalszy plan. Czy to właśnie dlatego to powiedziałam? Bo liczyłam, że te słowa powstrzymają go od rzucenia się Selenie na szyję przy pierwszym lepszym spotkaniu?
– Skarbie…
– Przepraszam – rzuciłam szybko.
Odwróciłam wzrok. Chciałam wyrwać się spod nacisku jego ciała, znaleźć się jak najdalej od niego i po prostu spalić ze wstydu. Pozwolił mi usiąść na łóżku, ale mocno chwycił moje ramię, żebym czasem nie wstała.
– Możesz powtórzyć? – spytał.
Poczułam, że moja twarz zaczyna płonąć. Tak bardzo chciałam, żeby puścił to mimo uszu, żeby pozwolił mi wyjść, zapomniał o tym! Jak mogłam pierwsza wyznać facetowi uczucia!? I to takiemu, który wciąż kochał swoją byłą narzeczoną i strasznie cierpiał z powodu rozstania z nią.
– Melody, jesteśmy dorośli… – powiedział łagodnie, masując lekko moją dłoń. – Spójrz na mnie i…
– Kocham cię, ok.!? – przerwałam mu gwałtownie, zalewając się łzami. – Nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Wiem, że nie powinnam, ale…
– Rybko!
Chwycił moją twarz w dłonie. Uśmiechał się łagodnie, próbując zmusić mnie do spojrzenia na niego. Oparł czoło na moim, westchnął lekko i kciukiem otarł moje łzy, które jedna za drugą spływały po policzku.
– Bardzo mi na tobie zależy. Cieszę się, że jesteśmy razem i nie wyobrażam sobie, żeby to się skończyło… Jestem naprawdę szczęśliwy – szepnął. – Naprawdę wiele dla mnie znaczy, że to powiedziałaś… Ale nie mam pojęcia dlaczego po prostu nie potrafię powiedzieć ci tego samego…
Pokiwałam głową, wciąż na niego nie patrząc. Tłumaczył się. Mówił to, żebym poczuła się jak najmniej głupio, jak najmniej zraniona… Z jednej strony to było naprawdę miłe… Że tak się troszczył, że zależało mu na moim dobrym samopoczuciu, że powiedział te wszystkie rzeczy. Wiedziałam, że to, co mówił płynęło prosto z serca.
Znaliśmy się krótko, bo tylko niecałe dwa miesiące, ale potrafiłam rozpoznać, kiedy mówił coś z głębi siebie. Może dlatego, że byłam upiorem, może dlatego, że spędzaliśmy dużo czasu razem i rozmawialiśmy… Kiedy mówił coś od serca jego głos delikatnie się zmieniał, łagodniał, stawał się jeszcze piękniejszy. Za każdym razem, gdy słyszałam ten cudowny ton zastanawiałam się, jak Selena mogła go nie zauważać. Bo gdyby zauważała, nigdy nie pozwoliłaby Paulowi odejść.

***

Set bez większych emocji obserwował, jak usiłowałam ściągnąć czarne kozaki za kolano. Założenie ich było łatwe, ale zrzucenie z nóg stawało się nie lada wyczynem. Przeklinałam moment, w którym pomyślałam, że są ładne i efektowne, a oczami wyobraźni widziałam je w połączeniu z połyskliwymi legginsami.
W pewnym momencie, zupełnie niezamierzenie, pociągnęłam je mocniej i pod innym kątem, w skutek czego natychmiast uwolniłam się od zbędnej części garderoby. Wiedziałam, że była to zasługa Seta – to on pokierował moimi ruchami tak, bym w końcu zdjęła buta.
– Dlaczego mi pomagasz? – spytałam, nogą wsuwając obuwie pod łóżko.
– Mogłem ci pozwolić męczyć się z nimi całą noc… – rzucił obojętnie.
– Nie o to pytałam – odrzekłam znacząco.
Oparł się o futrynę i założył ręce na piersi. Uśmiechnął się łobuzersko, jak to miał w zwyczaju.
– To by nastąpiło prędzej czy później – powiedział oględnie, a gdy nie odpowiedziałam, westchnął. – W końcu wpadłabyś na coś podobnego… I pewnie szybko skończyła w piachu.
Uniosłam brew i posłałam mu rozbawione spojrzenie.
– Czyli uważasz, że nie poradziłabym sobie sama?
– A poradziłabyś? – zaśmiał się.
Wiedziałam, że nie. Bez Seta nigdy w życiu nie wpadłabym na to wszystko. Właściwie, to on obmyślił cały plan, z najdrobniejszymi detalami. Zadbał o wszystko.
Nie znał mnie, ale włożył tyle trudu, by mi pomóc… Co według Jess było absolutnie dziwne i podejrzane, a na co ja w sumie nie zwracałam większej uwagi.
Wstałam z łóżka. Powoli podeszłam do niego, uśmiechając się łobuzersko. Przecież nie miałam już nic do stracenia… Od teraz, w każdej sekundzie swojego życia, mogłam tylko zyskać.
– Więc powinnam ci być wdzięczna?
Stałam już zaledwie kilka centymetrów od niego. Czułam jego ciepły oddech,
– Powinnaś.
Ręka bez mojej woli powędrowała do jego klatki piersiowej i pomasowała jego słabo zarysowane mięśnie. Przez moment przed oczami stanęło mi idealne ciało Paula – piękne, wymodelowane bicepsy, umięśniony tors, męskie, duże dłonie.
Natychmiast wyrzuciłam z głowy obraz ciała mojego byłego narzeczonego. Posłałam Setowi oburzone spojrzenie, a on uśmiechnął się szerzej.
– Już dawno nie jesteś małą dziewczynką… Teraz dodatkowo jesteś zupełnie inną osobą – szepnął. – Wykorzystaj to.
Na korytarzu coś trzasnęło, a sekundę później tuż przed wejściem do mojego pokoju pojawiła się Jessica. Zmierzyła spojrzeniem Seta, posłała mu złośliwy uśmiech.
Moje mięśnie rozluźniły się na tyle, bym mogła odsunąć się od Seta. Nie spuściłam wzroku tak, jak zrobiłabym to jeszcze niedawno. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, jak wstydliwa i niewinna byłam jeszcze niedawno.
Jessica posłała mi ostre spojrzenie.
– Mamy problem – powiedziała. Weszła do pokoju i siłą odciągnęła mnie pod okno. – Paul jest w mieście.
Z trudem przełknęłam ślinę. Nie takie były plany. Dlaczego wrócił!? Miał nigdy nie wracać do Polski, trzymać się ode mnie z daleka… Zniknąć z mojego życia raz na zawsze! Teraz, jeśli naprawdę był w mieście, był zagrożeniem nie tylko dla mojego złamanego serca…
– Zaczyna się prawdziwa zabawa…
Obie spojrzałyśmy na Seta. Uśmiechał się. Jego oczy błyszczały… W tym błysku widać było jedynie czystą nienawiść…

W następnym odcinku: 
– Póki co z upiorów giną tylko mężczyźni.

Melody w jednej sekundzie poderwała się z miejsca i przycisnęła zdezorientowaną Selenę do najbliższej ściany. [...] Wyczuła anioła i zamierzała się nakarmić. 

– Wyczułam coś dziwnego. Nie wiem co to było, ale było okropne…

2 komentarze:

  1. Nie tego się spodziewałam. Byłam pewna, że Selena i Paul w jakiś sposób wreszcie się pogodzą, a to co tu się wyrabia jest po prostu okropne. I jeszcze do tego ten Set. Co on zrobił z tą dziewczyną? Teraz z zachowania przypomina potwora. I dlaczego oboje chcą się mścić na Paulu? Skoro Selena go kochała, to nie powinna zachowywać się tak egoistycznie.
    Może w następnym rozdziale trochę więcej się wyjaśni:) jestem ciekawa jak Paul i Selena zareagują na swój widok;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. SELENA TAK SIE ZACHOWALA BO PAUL POBIERAJAC OD NIEJ ENERGIE ZABIL ICH WSPOLNE DZIECKO.

    OdpowiedzUsuń